Of drum machines and landslides(...)
Let’s spend the night in Jimmy Choo's
I’ll give you coats and cheap shampoo
I’ll give you nothing else to do
Now we’re stuck on rewind (...)
Let’s follow the cops back home
Placebo - Let's follow the cops back home
Martin Honnet
przemierzał nieskazitelnie czyste korytarze szpitala miejskiego. Nie lubił tej
instytucji. Nie lubił zapachu środków dezynfekujących, widoku chorych ludzi,
pustych jak i zajętych łóżek. To wszystko przypominało mu, że nic nie jest
wieczne, że wszystko przemija. I wtedy właśnie zadawał sobie ciągle to samo
pytanie: czy warto gonić za tymi świrami? Za ludźmi, którzy są jak chwasty:
wytniesz jednego, wyrasta pięciu nowych.
Uważał, że
tak. W końcu dzięki jego robocie chociaż
kilku potencjalnych pacjentów mogło wyjść na bezpieczniejsze ulice i w pełni
odzyskać siły, bez obaw, że zaraz ktoś może wyskoczyć zza rogu i go zabić.
Niemniej jednak
Martin nie znosił szpitali. Oczywiście doceniał pracę lekarzy, co nie zmieniało
faktu, że uważał tę placówkę za najgorszą na świecie jeśli chodzi o miejsce do
umierania. Wolałby zginąć na służbie czy w domu. Właściwie wszystko było lepsze
od konania w tych bezpłciowych salach, tonących w bieli.
Niestety, jego
praca wymagała od czasu do czasu wizyty w takich miejscach. Tym razem
potrzebował informacji o stanie zdrowia pacjenta przywiezionego dwa dni temu z
powodu licznych obrażeń.
Mike Fraudin
miał szczęście. Gdy przyjechali na Lily Pond i w końcu odnaleźli zarośnięty
gmach fabryki, gdzie znajdował się ten mężczyzna, niewiele brakowało, a nie
mieliby już kogo ratować. Szczury
zaczynały zbierać się wokół nieprzytomnej ofiary, zwabione zapachem krwi.
Za każdym razem
gdy przypomniał sobie ten widok, niemiły dreszcz przeszywał jego ciało. Widział
już wiele rzeczy, ale taką okrutną pomysłowość spotkał chyba po raz pierwszy.
Musiał przyznać,
że wolałby zdechnąć w szpitalu, niż zostać pożartym przez szczury.
Dowiedziawszy
się, że stan mężczyzny jest stabilny i jego życiu nic już nie grozi, zapytał o
możliwość krótkiej wizyty.
- Dobrze, tylko
niech pan go zbytnio nie denerwuje. I musi pan być ostrożny, co mówi. On..
przeżył ogromny szok i najprawdopodobniej będzie potrzebował dłuższej pomocy
psychologa lub psychiatry. Miewa bardzo silne stany lękowe.
Skinął głową i
oddalił się od recepcji. Nie lubił rozmów, które wymagały taktu i opanowania.
Nie czuł się mocny w tej dziedzinie.
Jednak innego
wyjścia nie miał.
***
Evelyn
wyjątkowo szybko wyszła z pracy. Gdy tylko wybiła odpowiednia godzina,
natychmiast zwinęła swoje rzeczy i wybiegła na zewnątrz. Bardzo pragnęła być
już domu. Dzień był trudny i wcale nie dlatego, że znowu wydawało jej się, że
wszyscy dookoła wiedzą, co ma za uszami, ale dlatego, że wciąż dręczył ją
świat, który widziała we śnie. Świat niczym z krzywego zwierciadła. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Rebecca to
Zła Królowa, która tylko czeka, aż ktoś przyniesie na pozłacanej tacce jej
głowę, a Damian to bezradny Król, któremu tylko wydaje się, że ma kontrolę, a
jedyne, co naprawdę potrafi, to patrzeć na nią bezradnie.
W takich
chwilach niemal go nienawidziła. Nie znosiła, gdy posyłał jej ukradkowe,
zaniepokojone spojrzenia, gdy mijał ją bez słowa czy nawet cienia uśmiechu.
Nienawidziła tego, ale prezentowała zimną obojętność – zupełne przeciwieństwo
tego, co działo się wewnątrz jej.
Bo cóż innego
jej pozostało?
- Och,
przepraszam – powiedziała do dziewczyny, na którą niechcący wpadła, wybiegając
zza rogu.
- Nic się nie
stało. O, cześć, Evelyn!
- Lilianne? A
co ty tu robisz? – spytała, niezmiernie zdziwiona.
Lilianne była jej
koleżanką jeszcze sprzed czasów liceum. Miała tyle samo lat co Damian i Matilda.
Niewiele zmieniła się od ostatniego razu, gdy ją widziała. Kiedy to było…?
Chyba podczas wypadu do cyrku, który nie skończył się wyjątkowo dobrze.
Nawet tak
niedaleka przeszłość wydawała się odległa o setki kilometrów.
Lilianne wciąż nie
rezygnowała z wyrazistych kolorów – tym razem założyła na siebie intensywnie fioletową
tunikę do czarnych legginsów. Nadal także miała prostą grzywkę, która
nachodziła na mocno niebieskie oczy.
Evelyn nie
miała problemu z przyznaniem, że jest ładna.
I miła.
I z pewnością
nie miała tyle na sumieniu. Na pewno szanowała przyjaciół i…
- Ja? –
spytała, odgarniając kosmyk czarnych włosów za ucho. - Przyszłam do Damiana.
Idziemy na kręgle.
Evelyn
zamurowało. Zwykle to ona chodziła z nim w czwartki na kręgielnię.
Ale czasy się
zmieniły.
- O… - wydusiła
z siebie.
Lilianne
zacisnęła usta, zdając sobie sprawę z niezręczności sytuacji.
- To znaczy, nie
idziemy sami. Będą też Brandon i Olivia… – dodała, wymieniając kolejnych
starych znajomych, o których ona sama zwyczajnie zapomniała.
- Słuchaj,
widzę, że między tobą a Damianem jest teraz trochę niezręcznie. – Evelyn już
otwierała usta, aby coś powiedzieć, lecz Lilianne, wykonała obronny gest ręką i
wciąż mówiła, nie dopuszczając jej do głosu. – Nie obchodzi mnie, co się stało,
nie wnikam w to – powiedziała szybko – ale wam obojgu nie jest z tym dobrze, co
nie? Nie chcę się wtrącać, ale… Po prostu szkoda by było, gdyby ekipa się
rozpadła… W zasadzie to nie wiem, po co to mówię… Jesteście dorośli, co nie?
Mnie nic do tego. - Zmarszczyła brwi,
zastanawiając się nad tym, co powiedziała. - Zapomnij o tym – wyrzucała z
siebie pojedyncze myśli, które Evelyn powoli przetrawiała. A z każdym jej
słowem uchodziło z niej życie.
- Bawcie się
dobrze – powiedziała słabo ze sztucznym uśmiechem i wyminęła znajomą.
***
Z rezygnacją
mieszał makaron na talerzu. Stracił apetyt. Wszystko się komplikowało, a on
doszedł do wniosku, że jest już zwyczajnie za stary na takie gonienie wiatru.
Początkowo był bardzo napalony. W końcu to nowe perspektywy, być może ostatnia
szansa, żeby zakończyć służbę jako ktoś, kogo zapamiętają. „Martin Honnet,
mężczyzna, który złapał Butterfleye’a”- jak to dostojnie brzmiało!
Niestety,
wyglądało na to, że musi pożegnać się z marzeniami i odejdzie na emeryturę jako
kolejny, zwyczajny policjant.
Skrzywił się na
samą myśl o tym i wbił widelec w kawałek mięsa.
I tak właśnie
tkwił w obłędnym kole: mimo przyznania się przed sobą, że nie ma już sił, nie
potrafił zwyczajnie odpuścić. Poza pracą niewiele mu zostało. Chociaż na tym
polu chciałby odejść jako zwycięzca.
Zastanawiał
się, co sprawiło, że nie mógł zwyczajnie zrezygnować. Nie musiał długo się
zastanawiać. Usłyszał kiedyś od jednego z bardziej doświadczonych kolegów, że
pierwsze sprawy są najtrudniejsze dla początkującego policjanta – jeśli nie
pozbierasz się po nich, to lepiej odpuścić sobie ten zawód. To była prawda. Nie
przypuszczał jednak, że mogą one tak wpłynąć na człowieka. Była jedna sprawa,
która odcisnęła na nim wielkie piętno.
Seryjni
mordercy nie zdarzają się aż tak często jak można by przypuszczać. W pewnym
sensie są „łatwiejsi” do rozgryzienia niż ci jednorazowi – w końcu pozna się
ich schemat, sposób działania i można przewidzieć kolejne ruchy. Można zapobiec następnym tragediom, jeśli
działa się wystarczająco szybko. Wówczas ogromne znaczenie mają nawet ułamki
sekund. Części czasu, które na co dzień są zwyczajnie bagatelizowane.
Nie wiedział do
końca czy wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy, czy zapomniał, czy był tak pewny
siebie, że zdążą… Możliwe, że wszystko po trochu. Widok zakrwawionego
krawężnika i ciała młodej dziewczyny z roztrzaskaną o bruk głową i ranami
kłutymi na klatce piersiowej jeszcze długo go prześladował. Przy tym
wspomnieniu fakt, że parędziesiąt godzin później dorwali gnojka nie miał większego
znaczenia. On miał przed sobą pięćdziesiąt lat więzienia, ona mogła mieć przed
sobą pięćdziesiąt lat spokojnego życia.
Od tego czasu
obiecał sobie, że nigdy więcej się nie spóźni. Tymczasem Butterfleye bawił się
wskazówkami zegara, przestawiając je według swojego upodobania.
Co prawda
gazety lokalne już obwieszczały sukces policji – złapano mężczyznę, który
naśladował Butterfleye’a i który porwał prezenterkę telewizyjną.
„Też mi wyczyn”,
prychnął. Gość okazał się być na skraju wyczerpania nerwowego, nie można było z
nim normalnie pogadać i nie wyglądało na to, żeby w przeciągu tygodnia miało
się polepszyć. Nie wyciągnął od niego informacji o Desirae. Nie wiedział, czy
jeszcze żyje. To nie był żaden sukces.
Jego robota
zwykle była prosta. Wystarczyło połączyć ze sobą parę szczegółów, to wszystko.
Sprawdzić monitoring z miejsca zdarzenia, przesłuchać świadków, spytać o wrogów
ofiar, sprawdzić czy ofiary są ze sobą połączone, sprawdzić ich telefony,
maile, aż w końcu, krok po kroku dochodziło się do przestępcy.
Problem z
Butterfleye’em był taki, że jego ofiary poza medialnym życiem nie były w prawie
żaden sposób połączone, on sam zwykle nie kontaktował się z nimi – a jeśli już
to nie zostawiał żadnych śladów, ataki były niespodziewane, a on sam znikał,
odfruwał gdzieś na dłuższe odstępy czasu. Jakby kończył swój jednodniowy żywot
motyla, ale jednak do niego powracał jak feniks z popiołów.
„I co teraz?
Czekasz. Innego
wyjścia nie ma.”
***
- Hej, stary,
co się dzieje z Evelyn? – spytał Brandon, gdy odprowadzili już dziewczyny pod
dom i mogli porozmawiać na osobności.
- Szczerze? Nie
mam pojęcia.
- To znaczy?
Damian milczał
wymownie. Nie chciał o niej mówić. Zresztą sam nie miał pojęcia, co się stało.
Czasami miał wrażenie, że ktoś nagle odrąbał mu nogę, a on nawet się nie
spostrzegł. Ale pozostał tępy ból i odbijające się głuchym echem pytanie: „jak
to się stało?”.
- Stary, mi
możesz powiedzieć wszystko. Widzę, że coś się dzieje. Chyba nie tylko ja.
Damian spojrzał
uważnie na Brandona – niesamowicie wysportowanego mężczyznę o ciemnej karnacji,
którego prawie każdy w szkole się bał i który miał także grono wielbicielek,
które chętnie zapraszał na przejażdżki swoim motorem. Faceta, z którym Evelyn
niegdyś miała długi i wyglądający poważnie romans, który jednak zakończył się
niespodziewanym zerwaniem, lecz w przyjacielskich stosunkach. Nie czuł się
komfortowo mówić o niej akurat z nim, nawet jeśli był jego dobrym przyjacielem.
- Dobra, nie
chcesz, to nie mów – odparł brunet, wzruszając ramionami.
- To po prostu
jest bardzo dziwne – powiedział usprawiedliwiająco Damian. – Najpierw ostro się
pokłóciliśmy, ona prawie zaczęła płakać, a potem nagle byliśmy bardzo blisko
siebie, wydawało się, że zaraz coś będzie na rzeczy i wtedy odepchnęła mnie i
kazała się wynosić.
Brandon
analizował chwilę sytuację, po czym stwierdził:
- Kobiety…
Czasami naprawdę trudno je zrozumieć.
Damian nie mógł
zaprzeczyć.
***
- Cześć –
przywitał się, zaciskając ze zdenerwowania ukrytą w kieszeni dłoń w pięść.
- Ee… Cześć –
odparła nieco zaskoczona Natalie. Zajrzała zdezorientowana wewnątrz
mieszkania, po czym dodała: – Vicky już
śpi.
- W zasadzie to
przyszedłem głównie do ciebie. Jeśli nie masz nic przeciwko.
Nie kryjąc
zaskoczenia, wpuściła go do środka.
Podczas wizyt w
jej nowym domu doceniał jej zamiłowanie do różnych dupereli, które – choć
niepotrzebne – dodawały uroku wnętrzom. Przez chwilę mógł poczuć się jak w prawdziwym
domu; zaciągnąć się aromatem kawy, resztkami unoszącej się w powietrzu woni
obiadu oraz zapachowych świeczek, które tak lubiła.
Bez słowa
usiadł w pokoju jadalnym, nerwowo stukając palcem o blat.
- Coś się
stało? – spytała, siadając obok. Nawet nie zaproponowała nic do picia, gdyż
dobrze wiedziała, że w takiej chwili z pewnością by odmówił.
Ostatnimi czasy
ich relacja opierała się tylko na krótkich, bezosobowych pogawędkach, pytaniach
„co u ciebie” i umawianiu się kiedy kto odbierze małą. Dlatego wizyta Martina
nie tyle ją zdziwiła, co wystraszyła. Uznała to za niedorzeczne, żeby bać się
spontanicznych odwiedzin byłego męża, z którym bądź co bądź kiedyś coś ją
łączyło. A jednak.
- Nic… W
zasadzie nic. I to jest najgorsze.
Kobieta
westchnęła. Wystarczyły tylko te słowa, aby stwierdzić, że chodziło o pracę.
Uzależnienie Martina, przez które dostawała chwilami szału.
A już myślała,
że choć raz może chodzić o coś innego.
- Jestem chyba
na to wszystko za stary – westchnął.
Natalie bez
słowa przyglądała się byłemu mężowi: jak wypowiadał słowa pełne rezygnacji i
powątpienia, choć język jego ciała był pełen skrywanej złości.
- No pewnie,
lepiej od razu zapisz się do domu starców – powiedziała z przekąsem. – Przecież
ty kochasz tę robotę. Bez niej nie możesz żyć. Nie mów mi, że chcesz
zrezygnować.
- Nic takiego
nie powiedziałem – odparł, uśmiechając się blado. – Mam po prostu chwilę
załamania. Chyba nie powinienem był tu przychodzić.
- Teraz to już
za późno.
Martin przyznał
jej rację, kiwając w zadumie głową. Zawsze była zdania, że skoro już się coś
zaczęło, to trzeba to skończyć. I pod tym względem się zgadzali. On także nie
miał w zwyczaju porzucania rzeczy niedokończonych.
Więc dlaczego
się rozwiódł?
Bo uważał, że
to było skończone.
- Po prostu… To
trwa już tak długo i zamiast jakiegoś rozwiązania dochodzą tylko nowe znaki
zapytania. Wiesz jak mnie to irytuje, prawda? Klnę jak głupi, wyrywam sobie
kłaki z głowy, a to nic nie daje.
I tak dzisiaj
myślałem… To naprawdę głupia myśl… Ale błysnęła jedna taka… że nie ma sensu, że
niczego w tej sprawie nie osiągnę. I doszedłem do wniosku, że trochę ze mnie…
nieudacznik – wykrztusił z siebie z trudem to słowo, gdyż niełatwo było mu
przyznawać się do błędów czy jakichkolwiek słabości. Z trudem rozmawiał o
swoich uczuciach, a gdy już to robił, jego twarz wykrzywiała się w
najróżniejszych grymasach, tężała, a na policzki wstępowały nieznaczne
rumieńce. Doszedł do wniosku, że jeśli miał powiedzieć komuś o tym, co mu leży
na wątrobie, to tylko Natalie. Po chwili zaśmiał się ponuro. – I zastanowiłem
się… czy my… czy istnieją jakiekolwiek szanse – czysto hipotetyczne – żebyśmy
zaczęli od nowa?
Natalie
wypuściła głośno powietrze z płuc. Ogromnie zdziwienie pojawiło się w jej
oczach.
Martin
skrzywił się. Wiedział, że to żałosne – pytać o drugą
szansę po takim czasie, po tylu przeżyciach. Gdy to wszystko było już
oficjalnie zamknięte.
Tylko że
czasami naprawdę brakowało mu czyjejś bliskości.
Nie miał czasu
na zawieranie nowych znajomości. Wszystkie jego wolne chwile zajmowali kryminaliści
lub rozmyślanie o nich. Wątpił, aby którakolwiek kobieta by to zrozumiała.
Wiązanie się z koleżankami z pracy uważał z kolei za nieprofesjonalne, nie
wspominając już o znacznie młodszych kochankach co niektórych jego znajomych, przeżywających
kryzys wieku średniego.
Natalie była
jedyną kobietą, do której mógłby się zwrócić w jakiejkolwiek sprawie.
Wiedział, że
zapewne budzi teraz litość. Jak żebrak, stojący w progu bogatej willi,
naprzeciwko dostojnej kobiety, ubranej w balową suknię, z drogą kolią na szyi.
Choć mogła być też druga strona medalu - zamiast litości budzić obrzydzenie.
Dama mogła zwyczajnie zamknąć mu drzwi przed nosem, nakazując zniknąć jej z
oczu.
- Martin, to…
- Nic nie mów.
Ja wiem.
Nie miał
złudzeń. Zwilżył językiem wargi, uderzył parę razy palcami o stół, po czym
wstał i zaczął zbierać się do wyjścia.
- Może
zostaniesz na noc? – spytała cicho, zanim zdążył założyć na siebie cienką
kurtkę.
Dama wpuściła go do środka.
---------------------------------------------
Wedle obietnicy - jest Martin :) Duuużo Martina.
Jestem mistrzem utrudniania sobie życia w każdej możliwej dziedzinie.
Wiesz, co mi się najbardziej podobało? To zdanie, że Martin chociaż jedną dziedzinę chciał zakończyć jako zwycięzca. Mega.
OdpowiedzUsuńNo i co ja mogę powiedzieć więcej? Evelyn ma urojenia po ostatnim śnie, Damian ma z nią problem, wszyscy to widzą, a nikt nic nie robi. No i jeszcze Martin. Ach, wielki powrót syna (a raczej: męża) marnotrawnego, fajnie, że jednak przejrzał na oczy i zrozumiał, że może być tylko z Natalie, ostatecznie łączy ich dziecko, a potomstwo jednak ma wpływ na siłę związku. :) I ta metafora damy i żebraka, najs.
Pozdrawiam ciepło,
[gilderoy-lockhart]
Martin dobry. Dużo Martina - to wspaniale.
OdpowiedzUsuńOficjalnie kocham Martina :)
A teraz na serio: ja mam jednak przeczucie, że wcale z niego taki nieudacznik nie jest i jeszcze to i owo mu się w życiu uda. Nawet jeśli nie złapie Motylka, to może w życiu osobistym? Ha, chciałabym, chociaż Natalie jakiejś wielkiej mojej sympatii nie wzbudza.
Co do Damiana, to zdecydowanie bardziej mi go żal niż Evelyn - bo dziewczyna ma, co chciała, sama się w to wpakowała, a Damian po prostu teraz cierpi z powodu konsekwencji czynów Ev.
A utrudniasz sobie życie, bo...?
PS. Coś tam odskrobałam u siebie
Ech, jakbym wiedziała, to by nie było to dla mnie takie frustrujące xD Jakieś zboczenie, którego nie mogę się wyzbyć. Nie może być za łatwo xD
UsuńCieszę się, że było dużo Martina. Uwielbiam o nim czytać, naprawdę polubiłam psychologię tej postaci - jej zycie, jej przemyślenia, jej spojrzenie na świat. Jest naprawdę interesującą i godną uwagi postacią - nie wyobrażam sobie tego opowiadania bez niego. To tak jak człowiek, który zostałby nagle pozbawiony ręki ;D
OdpowiedzUsuńDlatego też z drugiej strony trochę boli mnie fakt, że tak mu się nie układa w życiu. Aż bym się poświęciła i z dobroci serca ustawiła przed nim Motylka, doczepiając karteczkę "Trzymaj, Martin, i się w końcu uśmiechnij!".
Ja też odkryłam u siebie to samo mistrzostwo! Cały czas utrudniam sobie życie! Żółwik! <3
Całuję,
Leszczyna
PS Przepraszam, że tak krótko, coś nie mam weny :/
Zaczytałam się totalnie. Świetne pióro. www.bolfantomowy.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOoo, żeby Martinowi się ułożyło. Bardzo mi go żal, całe życie poświęcił się pracy, w której i tak nie odniósł takiego sukcesu na jaki pracował. Cieszę się, że Natalie daje mu jeszcze jedną szansę. Oby było tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńEv też nie ma łatwo. Oddala się od przyjaciół, staje się... wyobcowana. I jeszcze te sny. Najgorsze jest to, że wszyscy niby widzą, że coś się z nią dzieje, ale nic nie robią, nie pomagają jej. W sumie to nawet nie starają się do niej dotrzeć, bo nawet Damian podjął tylko jedną próbę. Wszak prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, przyjaźń która się tak łatwo rozpada nie była na tyle prawdziwa, by przetrwać.
Pozdrawiam serdecznie :)
Hmmm... Jedną? Chyba było ich więcej. Damian czuje się bardziej... zakłopotany tamtą sytuacją i dlatego się izoluje, ale to nie znaczy, że uważa to za zamkniętą sprawę :D
UsuńRównież pozdrawiam i dziękuję :D
To mam nadzieję, że będzie walczył :)
UsuńWierzę w niego ;D
Cieszę się, że w tym rozdziale było dużo Martina. Uwielbiam jego postać, jak tak pomyślę, to jest to mój ulubiony bohater.
OdpowiedzUsuńMimo tego, co o sobie myśli, to i tak uważam, że nieudacznikiem nie jest. Jakiś sukces w pracy zawodowej osiągnąć musiał, bo żółtodziobowi nie dali by tak poważnej sprawy, jaką jest wyśledzenie i złapanie Motylka. I nie powinien się tak dołować, bo nawet jeżeli mu się nie uda, to na tym nie kończy się świat. Porażki bolą, ale niestety są częścią życia i nic się z tym zrobić nie da.
A już myślałam, że Natalie go wyprosi za drzwi, ale na szczęście nie. Może chociaż w tej sferze życia uda mu się osiągnąć więcej i drugiej szansy nie zmarnuje jak pierwszej.
Pozdrawiam serdecznie :)
Szkoda mi Ev, że została odstawiona na boczny tor przez Damiana. I, chociaż w pewien spoósb sama do tego doprowadziła, to faktycznie Damian jest takim bezradnym Królem. Mógłby w końcu zacząć działać, może coś by osiągnął z Ev, a tak tylko się użala nad sobą.
OdpowiedzUsuńJak dobrze wrócić do Martina. Lubię tę postać :) I, mimo nieudanego dnia, spotkało go takie miłe zakończenie. Już myślałam, że Natalie powie mu, że nie ma szans, a tu proszę, dostał kolejną Niestety mam takie wrażenie, że jak B. znowu coś wywinie i Martin będzie mieć kolejny trop, znów zaniedba relacje z rodziną, a tego Natalie już mu raczej nie wybaczy.
O, właśnie. Gdzie jest B. i co robi? Stęskniłam się :D
Pozdrawiam :)
Czy się użala? Wydaje mi się, że próbuje właśnie jakoś wziąć się w garść po tym jak dostał wyraźny sygnał od Evelyn, że ona nie chce jego pomocy to bierze teraz na wstrzymanie. Teraz to inni chcą się jakoś 'zaopiekować' nimi, tak jak on chciał Evelyn.
UsuńDzięki :)
Ten rozdział bym bardzo dobry. Uwielbiam, gdy pojawia się Martin i może to dlatego tak wzbudziło u mnie sympatię:) Świetnie opisałaś emocje targające policjanta. Aż Ci zazdroszczę, ze tak pięknie wszystko opisujesz:) Och, jestem to ciekawa, czy Natalie da mu szansę, jeśli zaproponowała mu nocleg. Trzymam kciuk, aby Martin ułożył sobie jakoś życie, bo na ciągłej pracy długo nie pociągnie. Rodzina też jest bardzo ważna.
OdpowiedzUsuńNo i tak, Brandon ma racje.Trudno zrozumieć kobiety. Nie mamy pojęcia czego chcemy:)
Całuję:*
Tęskniłam za Martinem. To jedna z lepszych postaci w tym opowiadaniu. Choć prośba do żony o powrót wydała mi się nieco egoistycznym posunięciem (bo nie ma czasu na nowe kobiety, ale kogoś mu brakuje), to z drugiej strony nie potrafię się na niego gniewać. Każdy potrzebuje bliskości, a on ufa Natalie i chyba nigdy nie przestali się kochać. Życzę im powodzenia. Wydało mi się, że Evelyn zrobiła się nieco zazdrosna o Damiana, jednakże ona sama już nie wie, czego chce. Natomiast cała reszta dostrzega jak na dłoni, iż z kobietą dzieje się coś niedobrego. Urzekła mnie refleksja o szpitalu. Ogółem bardzo przyjemnie czytało się ten rozdział, czekam na kolejny. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńpobijam rekordy. jestem szybciej niż ostatnio :)
OdpowiedzUsuńMartin, Martin, Martin... cóż mam o nim powiedzieć. Nie jest nieudacznikiem. A gdzie tam, po prostu stawia sobie zbyt wysokie poprzeczki. Lubię go i zawsze jest mi go szkoda, choć w tym rozdziale z lekka mnie zdenerwował. Chyba na miejscu Natalii bym go kopnęła w dupę. choć wiadomo łatwo mówić. pewnie nawet mój sercobrak by się nad nim zlitował. W sumie to dobrze, że zdobył się na odwagę aby wrócić.
Evelyn... chyba już nie ma osoby, która nie widziałaby, że kobietka ma duży problem ze sobą...
Pozdrawiam i czekam na news :D
Fajny blog, ciekawe opowiadania...obserwuję ;)
OdpowiedzUsuńhttp://my-magical-sparkles.blogspot.com/
Evelyn jak zwykle komplikuje sobie życie. Najpierw sama zajęła się Motylkiem mimo wszystko nieco odstawiajac Damienaa na boczny tor, a teraz czuje się z tym głupio. Cóż, w pewien sposób wydaje mi się, ze to było ogólnie nieuniknione.
OdpowiedzUsuńMartin to ma ciężkie życie. Chyba zdecydowanie lepiej być przestępcą aniżeli słabo opłacanym policjantem, który musi się użerać z przestępcami. Natalie pokazała w tym rozdziale prawdziwą, dobrą twarz, co bardzo mnie ucieszyło.
Pozdrawiam.
po pierwsze dziękuję za dedykację w poprzednim rozdziale. bardzo mi się podobała ta zmodyfikowana wersja Alicji z Krainy Czarów, bardzo dopasowana do nastroju Evelyn,a może wręcz jej obecnego stnau psychicznego... Chciałabym wierzuyć, że przyjaciele zeszokły, jej opmogą, ale obawiam się że będzie to bardzo trudne, może już niemożliwe? chyba sama musiałaby dojrzeć, co robi, by zrozumieć... Ale z drugiej storny czy można ot tak odwrócić się od Butterlye? mimo że poprzedni post to właściwie był opis samegosnu, dał duzo do myślenia i był ciekawy. Jeśli chodzi o tę notkę, to muszę powiedzieć że bardzo się rozczarowałam Martinem, bo stwierdził , że nie lubi szpitali:D żąrtuję oczywiście. tzn. jestem na medycynie, ale rozumiem niechęć do tych placówek jako miejsca, w kt. miałoby sie umierać, ponadto podkreśłiłaś że szanuje on oracę lekarzy, więc Martin nadal jest w mym sercu ciepło widziany xD ponadto końcówka była świetna, choć się jej nie spodziewałam, wydawało mi się, że Martin noie czuje nic do Natalie (mojej imienniczki haha), tzn boję się, czy przpadkiem nie miesza tęsknoty z miłością, ale mam nadzieję, że nie. może kobieta pomoże mu z rozwiązywaniu zagadki? a i córeczka na pewno będzie zadoowlona. podobało mi się, że pokaząłś kilka twarzy Martina, dzięki wielkie za to. Choćwnastęnym poście liczęna więcej akcji i na obecność Butterflye
OdpowiedzUsuńPrzyszłam tylko powiedzieć, że nadrobię Twój blog najszybciej, jak tylko będę mogła, ale najprawdopodobniej nastąpi to dopiero podczas Świąt Bożego Narodzenia... Przepraszam, ale jestem zawalona taką ilością sprawdzianów, że sama się zastanawiam, jakim cudem jeszcze się ze wszystkim wyrabiam.
OdpowiedzUsuńSpoko, nie spieszy się, ja też mam ostatnio "gorący okres" ;) Cieszę się, że w ogóle zdecydowałaś się nadrobić :)
UsuńWiem, że dawno mnie nie było :c. Ale mam nadzieję, że mi wybaczysz i w ogóle. Nie myśl sobie, że zapomniałam o Motylku i Evelyn! Co to, to nie :). Właśnie nadrabiam dwa rozdziały <3.
OdpowiedzUsuńPoprzedni rozdział był fantastyczny! Genialnie wczułaś się w Alicję w Krainie Czarów. Genialne to było! Chylę czoła! Czytałam szybko, pragnąc więcej tekstu i więcej. Ach! Rebecca jako królowa - idealne połączenie. Do tego Damian! Jestem ciekawa, co zrobi Evelyn. Czy zastanowi się? Ech. Na szczęście mam kolejny rozdział, więc zaraz się dowiem <3.
Mało Evelyn, ale za to dużo Martina. Zrobiło mi się go strasznie szkoda. Myślę, że mógłby podać rękę z Kaarlem moim. Ciekawe czy wyjdzie mu drugi raz z Natalie. Ciekawe jest także to, czy odejdzie z policji... może, gdy złapie Motylka ułoży sobie życie na nowo? Wyjedzie z byłą żoną i w ogóle?
Ech, Damian, Damian... on to biedny facet jest. Mogłabym go potulić tak teraz :D