Rozdział 24

I’ll tell you stories bruised and blue
Of drum machines and landslides(...)
Let’s spend the night in Jimmy Choo's
I’ll give you coats and cheap shampoo
I’ll give you nothing else to do
Now we’re stuck on rewind (...)
Let’s follow the cops back home

Placebo - Let's follow the cops back home


Martin Honnet przemierzał nieskazitelnie czyste korytarze szpitala miejskiego. Nie lubił tej instytucji. Nie lubił zapachu środków dezynfekujących, widoku chorych ludzi, pustych jak i zajętych łóżek. To wszystko przypominało mu, że nic nie jest wieczne, że wszystko przemija. I wtedy właśnie zadawał sobie ciągle to samo pytanie: czy warto gonić za tymi świrami? Za ludźmi, którzy są jak chwasty: wytniesz jednego, wyrasta pięciu nowych.
Uważał, że tak.  W końcu dzięki jego robocie chociaż kilku potencjalnych pacjentów mogło wyjść na bezpieczniejsze ulice i w pełni odzyskać siły, bez obaw, że zaraz ktoś może wyskoczyć zza rogu i go zabić.
Niemniej jednak Martin nie znosił szpitali. Oczywiście doceniał pracę lekarzy, co nie zmieniało faktu, że uważał tę placówkę za najgorszą na świecie jeśli chodzi o miejsce do umierania. Wolałby zginąć na służbie czy w domu. Właściwie wszystko było lepsze od konania w tych bezpłciowych salach, tonących w bieli.
Niestety, jego praca wymagała od czasu do czasu wizyty w takich miejscach. Tym razem potrzebował informacji o stanie zdrowia pacjenta przywiezionego dwa dni temu z powodu licznych obrażeń.
Mike Fraudin miał szczęście. Gdy przyjechali na Lily Pond i w końcu odnaleźli zarośnięty gmach fabryki, gdzie znajdował się ten mężczyzna, niewiele brakowało, a nie mieliby już kogo ratować.  Szczury zaczynały zbierać się wokół nieprzytomnej ofiary, zwabione zapachem krwi.
Za każdym razem gdy przypomniał sobie ten widok, niemiły dreszcz przeszywał jego ciało. Widział już wiele rzeczy, ale taką okrutną pomysłowość spotkał chyba po raz pierwszy.
Musiał przyznać, że wolałby zdechnąć w szpitalu, niż zostać pożartym przez szczury.
Dowiedziawszy się, że stan mężczyzny jest stabilny i jego życiu nic już nie grozi, zapytał o możliwość krótkiej wizyty.
- Dobrze, tylko niech pan go zbytnio nie denerwuje. I musi pan być ostrożny, co mówi. On.. przeżył ogromny szok i najprawdopodobniej będzie potrzebował dłuższej pomocy psychologa lub psychiatry. Miewa bardzo silne stany lękowe.
Skinął głową i oddalił się od recepcji. Nie lubił rozmów, które wymagały taktu i opanowania. Nie czuł się mocny w tej dziedzinie.
Jednak innego wyjścia nie miał.
***
Evelyn wyjątkowo szybko wyszła z pracy. Gdy tylko wybiła odpowiednia godzina, natychmiast zwinęła swoje rzeczy i wybiegła na zewnątrz. Bardzo pragnęła być już domu. Dzień był trudny i wcale nie dlatego, że znowu wydawało jej się, że wszyscy dookoła wiedzą, co ma za uszami, ale dlatego, że wciąż dręczył ją świat, który widziała we śnie. Świat niczym z krzywego zwierciadła.  Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Rebecca to Zła Królowa, która tylko czeka, aż ktoś przyniesie na pozłacanej tacce jej głowę, a Damian to bezradny Król, któremu tylko wydaje się, że ma kontrolę, a jedyne, co naprawdę potrafi, to patrzeć na nią bezradnie.
W takich chwilach niemal go nienawidziła. Nie znosiła, gdy posyłał jej ukradkowe, zaniepokojone spojrzenia, gdy mijał ją bez słowa czy nawet cienia uśmiechu. Nienawidziła tego, ale prezentowała zimną obojętność – zupełne przeciwieństwo tego, co działo się wewnątrz jej.
Bo cóż innego jej pozostało?
- Och, przepraszam – powiedziała do dziewczyny, na którą niechcący wpadła, wybiegając zza rogu.
- Nic się nie stało. O, cześć, Evelyn!
- Lilianne? A co ty tu robisz? – spytała, niezmiernie zdziwiona.
Lilianne była jej koleżanką jeszcze sprzed czasów liceum. Miała tyle samo lat co Damian i Matilda. Niewiele zmieniła się od ostatniego razu, gdy ją widziała. Kiedy to było…? Chyba podczas wypadu do cyrku, który nie skończył się wyjątkowo dobrze.
Nawet tak niedaleka przeszłość wydawała się odległa o setki kilometrów.
Lilianne wciąż nie rezygnowała z wyrazistych kolorów – tym razem założyła na siebie intensywnie fioletową tunikę do czarnych legginsów. Nadal także miała prostą grzywkę, która nachodziła na mocno niebieskie oczy.
Evelyn nie miała problemu z przyznaniem, że jest ładna.
I miła.
I z pewnością nie miała tyle na sumieniu. Na pewno szanowała przyjaciół i…
- Ja? – spytała, odgarniając kosmyk czarnych włosów za ucho. - Przyszłam do Damiana. Idziemy na kręgle.
Evelyn zamurowało. Zwykle to ona chodziła z nim w czwartki na kręgielnię.
Ale czasy się zmieniły.
- O… - wydusiła z siebie.
Lilianne zacisnęła usta, zdając sobie sprawę z niezręczności sytuacji.
- To znaczy, nie idziemy sami. Będą też Brandon i Olivia… – dodała, wymieniając kolejnych starych znajomych, o których ona sama zwyczajnie zapomniała.
- Słuchaj, widzę, że między tobą a Damianem jest teraz trochę niezręcznie. – Evelyn już otwierała usta, aby coś powiedzieć, lecz Lilianne, wykonała obronny gest ręką i wciąż mówiła, nie dopuszczając jej do głosu. – Nie obchodzi mnie, co się stało, nie wnikam w to – powiedziała szybko – ale wam obojgu nie jest z tym dobrze, co nie? Nie chcę się wtrącać, ale… Po prostu szkoda by było, gdyby ekipa się rozpadła… W zasadzie to nie wiem, po co to mówię… Jesteście dorośli, co nie? Mnie nic do tego.  - Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym, co powiedziała. - Zapomnij o tym – wyrzucała z siebie pojedyncze myśli, które Evelyn powoli przetrawiała. A z każdym jej słowem uchodziło z niej życie.
- Bawcie się dobrze – powiedziała słabo ze sztucznym uśmiechem i wyminęła znajomą.
***
Z rezygnacją mieszał makaron na talerzu. Stracił apetyt. Wszystko się komplikowało, a on doszedł do wniosku, że jest już zwyczajnie za stary na takie gonienie wiatru. Początkowo był bardzo napalony. W końcu to nowe perspektywy, być może ostatnia szansa, żeby zakończyć służbę jako ktoś, kogo zapamiętają. „Martin Honnet, mężczyzna, który złapał Butterfleye’a”- jak to dostojnie brzmiało!
Niestety, wyglądało na to, że musi pożegnać się z marzeniami i odejdzie na emeryturę jako kolejny, zwyczajny policjant.
Skrzywił się na samą myśl o tym i wbił widelec w kawałek mięsa.
I tak właśnie tkwił w obłędnym kole: mimo przyznania się przed sobą, że nie ma już sił, nie potrafił zwyczajnie odpuścić. Poza pracą niewiele mu zostało. Chociaż na tym polu chciałby odejść jako zwycięzca.
Zastanawiał się, co sprawiło, że nie mógł zwyczajnie zrezygnować. Nie musiał długo się zastanawiać. Usłyszał kiedyś od jednego z bardziej doświadczonych kolegów, że pierwsze sprawy są najtrudniejsze dla początkującego policjanta – jeśli nie pozbierasz się po nich, to lepiej odpuścić sobie ten zawód. To była prawda. Nie przypuszczał jednak, że mogą one tak wpłynąć na człowieka. Była jedna sprawa, która odcisnęła na nim wielkie piętno.
Seryjni mordercy nie zdarzają się aż tak często jak można by przypuszczać. W pewnym sensie są „łatwiejsi” do rozgryzienia niż ci jednorazowi – w końcu pozna się ich schemat, sposób działania i można przewidzieć kolejne ruchy.  Można zapobiec następnym tragediom, jeśli działa się wystarczająco szybko. Wówczas ogromne znaczenie mają nawet ułamki sekund. Części czasu, które na co dzień są zwyczajnie bagatelizowane.  
Nie wiedział do końca czy wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy, czy zapomniał, czy był tak pewny siebie, że zdążą… Możliwe, że wszystko po trochu. Widok zakrwawionego krawężnika i ciała młodej dziewczyny z roztrzaskaną o bruk głową i ranami kłutymi na klatce piersiowej jeszcze długo go prześladował. Przy tym wspomnieniu fakt, że parędziesiąt godzin później dorwali gnojka nie miał większego znaczenia. On miał przed sobą pięćdziesiąt lat więzienia, ona mogła mieć przed sobą pięćdziesiąt lat spokojnego życia.
Od tego czasu obiecał sobie, że nigdy więcej się nie spóźni. Tymczasem Butterfleye bawił się wskazówkami zegara, przestawiając je według swojego upodobania.
Co prawda gazety lokalne już obwieszczały sukces policji – złapano mężczyznę, który naśladował Butterfleye’a i który porwał prezenterkę telewizyjną.
„Też mi wyczyn”, prychnął. Gość okazał się być na skraju wyczerpania nerwowego, nie można było z nim normalnie pogadać i nie wyglądało na to, żeby w przeciągu tygodnia miało się polepszyć. Nie wyciągnął od niego informacji o Desirae. Nie wiedział, czy jeszcze żyje. To nie był żaden sukces.
Jego robota zwykle była prosta. Wystarczyło połączyć ze sobą parę szczegółów, to wszystko. Sprawdzić monitoring z miejsca zdarzenia, przesłuchać świadków, spytać o wrogów ofiar, sprawdzić czy ofiary są ze sobą połączone, sprawdzić ich telefony, maile, aż w końcu, krok po kroku dochodziło się do przestępcy.
Problem z Butterfleye’em był taki, że jego ofiary poza medialnym życiem nie były w prawie żaden sposób połączone, on sam zwykle nie kontaktował się z nimi – a jeśli już to nie zostawiał żadnych śladów, ataki były niespodziewane, a on sam znikał, odfruwał gdzieś na dłuższe odstępy czasu. Jakby kończył swój jednodniowy żywot motyla, ale jednak do niego powracał jak feniks z popiołów.
„I co teraz?
Czekasz. Innego wyjścia nie ma.”
***
- Hej, stary, co się dzieje z Evelyn? – spytał Brandon, gdy odprowadzili już dziewczyny pod dom i mogli porozmawiać na osobności.
- Szczerze? Nie mam pojęcia.
- To znaczy?
Damian milczał wymownie. Nie chciał o niej mówić. Zresztą sam nie miał pojęcia, co się stało. Czasami miał wrażenie, że ktoś nagle odrąbał mu nogę, a on nawet się nie spostrzegł. Ale pozostał tępy ból i odbijające się głuchym echem pytanie: „jak to się stało?”.
- Stary, mi możesz powiedzieć wszystko. Widzę, że coś się dzieje. Chyba nie tylko ja.
Damian spojrzał uważnie na Brandona – niesamowicie wysportowanego mężczyznę o ciemnej karnacji, którego prawie każdy w szkole się bał i który miał także grono wielbicielek, które chętnie zapraszał na przejażdżki swoim motorem. Faceta, z którym Evelyn niegdyś miała długi i wyglądający poważnie romans, który jednak zakończył się niespodziewanym zerwaniem, lecz w przyjacielskich stosunkach. Nie czuł się komfortowo mówić o niej akurat z nim, nawet jeśli był jego dobrym przyjacielem.
- Dobra, nie chcesz, to nie mów – odparł brunet, wzruszając ramionami.
- To po prostu jest bardzo dziwne – powiedział usprawiedliwiająco Damian. – Najpierw ostro się pokłóciliśmy, ona prawie zaczęła płakać, a potem nagle byliśmy bardzo blisko siebie, wydawało się, że zaraz coś będzie na rzeczy i wtedy odepchnęła mnie i kazała się wynosić.
Brandon analizował chwilę sytuację, po czym stwierdził:
- Kobiety… Czasami naprawdę trudno je zrozumieć.
Damian nie mógł zaprzeczyć.
***
- Cześć – przywitał się, zaciskając ze zdenerwowania ukrytą w kieszeni dłoń w pięść.
- Ee… Cześć – odparła nieco zaskoczona Natalie. Zajrzała zdezorientowana wewnątrz mieszkania, po czym dodała:  – Vicky już śpi.
- W zasadzie to przyszedłem głównie do ciebie. Jeśli nie masz nic przeciwko.
Nie kryjąc zaskoczenia, wpuściła go do środka.
Podczas wizyt w jej nowym domu doceniał jej zamiłowanie do różnych dupereli, które – choć niepotrzebne – dodawały uroku wnętrzom. Przez chwilę mógł poczuć się jak w prawdziwym domu; zaciągnąć się aromatem kawy, resztkami unoszącej się w powietrzu woni obiadu oraz zapachowych świeczek, które tak lubiła.
Bez słowa usiadł w pokoju jadalnym, nerwowo stukając palcem o blat.
- Coś się stało? – spytała, siadając obok. Nawet nie zaproponowała nic do picia, gdyż dobrze wiedziała, że w takiej chwili z pewnością by odmówił.
Ostatnimi czasy ich relacja opierała się tylko na krótkich, bezosobowych pogawędkach, pytaniach „co u ciebie” i umawianiu się kiedy kto odbierze małą. Dlatego wizyta Martina nie tyle ją zdziwiła, co wystraszyła. Uznała to za niedorzeczne, żeby bać się spontanicznych odwiedzin byłego męża, z którym bądź co bądź kiedyś coś ją łączyło. A jednak.
- Nic… W zasadzie nic. I to jest najgorsze.
Kobieta westchnęła. Wystarczyły tylko te słowa, aby stwierdzić, że chodziło o pracę. Uzależnienie Martina, przez które dostawała chwilami szału.
A już myślała, że choć raz może chodzić o coś innego.
- Jestem chyba na to wszystko za stary – westchnął.
Natalie bez słowa przyglądała się byłemu mężowi: jak wypowiadał słowa pełne rezygnacji i powątpienia, choć język jego ciała był pełen skrywanej złości.
- No pewnie, lepiej od razu zapisz się do domu starców – powiedziała z przekąsem. – Przecież ty kochasz tę robotę. Bez niej nie możesz żyć. Nie mów mi, że chcesz zrezygnować.
- Nic takiego nie powiedziałem – odparł, uśmiechając się blado. – Mam po prostu chwilę załamania. Chyba nie powinienem był tu przychodzić.
- Teraz to już za późno.
Martin przyznał jej rację, kiwając w zadumie głową. Zawsze była zdania, że skoro już się coś zaczęło, to trzeba to skończyć. I pod tym względem się zgadzali. On także nie miał w zwyczaju porzucania rzeczy niedokończonych.
Więc dlaczego się rozwiódł?
Bo uważał, że to było skończone.
- Po prostu… To trwa już tak długo i zamiast jakiegoś rozwiązania dochodzą tylko nowe znaki zapytania. Wiesz jak mnie to irytuje, prawda? Klnę jak głupi, wyrywam sobie kłaki z głowy, a to nic nie daje.
I tak dzisiaj myślałem… To naprawdę głupia myśl… Ale błysnęła jedna taka… że nie ma sensu, że niczego w tej sprawie nie osiągnę. I doszedłem do wniosku, że trochę ze mnie… nieudacznik – wykrztusił z siebie z trudem to słowo, gdyż niełatwo było mu przyznawać się do błędów czy jakichkolwiek słabości. Z trudem rozmawiał o swoich uczuciach, a gdy już to robił, jego twarz wykrzywiała się w najróżniejszych grymasach, tężała, a na policzki wstępowały nieznaczne rumieńce. Doszedł do wniosku, że jeśli miał powiedzieć komuś o tym, co mu leży na wątrobie, to tylko Natalie. Po chwili zaśmiał się ponuro. – I zastanowiłem się… czy my… czy istnieją jakiekolwiek szanse – czysto hipotetyczne – żebyśmy zaczęli od nowa?
Natalie wypuściła głośno powietrze z płuc. Ogromnie zdziwienie pojawiło się w jej oczach.
Martin skrzywił się. Wiedział, że to żałosne – pytać o drugą szansę po takim czasie, po tylu przeżyciach. Gdy to wszystko było już oficjalnie zamknięte.
Tylko że czasami naprawdę brakowało mu czyjejś bliskości.
Nie miał czasu na zawieranie nowych znajomości. Wszystkie jego wolne chwile zajmowali kryminaliści lub rozmyślanie o nich. Wątpił, aby którakolwiek kobieta by to zrozumiała. Wiązanie się z koleżankami z pracy uważał z kolei za nieprofesjonalne, nie wspominając już o znacznie młodszych kochankach co niektórych jego znajomych, przeżywających kryzys wieku średniego.
Natalie była jedyną kobietą, do której mógłby się zwrócić w jakiejkolwiek sprawie.
Wiedział, że zapewne budzi teraz litość. Jak żebrak, stojący w progu bogatej willi, naprzeciwko dostojnej kobiety, ubranej w balową suknię, z drogą kolią na szyi. Choć mogła być też druga strona medalu - zamiast litości budzić obrzydzenie. Dama mogła zwyczajnie zamknąć mu drzwi przed nosem, nakazując zniknąć jej z oczu.
- Martin, to…
- Nic nie mów. Ja wiem.
Nie miał złudzeń. Zwilżył językiem wargi, uderzył parę razy palcami o stół, po czym wstał i zaczął zbierać się do wyjścia.
- Może zostaniesz na noc? – spytała cicho, zanim zdążył założyć na siebie cienką kurtkę.
Dama wpuściła go do środka.
---------------------------------------------
Wedle obietnicy - jest Martin :) Duuużo Martina.

Jestem mistrzem utrudniania sobie życia w każdej możliwej dziedzinie.

20 komentarzy:

  1. Wiesz, co mi się najbardziej podobało? To zdanie, że Martin chociaż jedną dziedzinę chciał zakończyć jako zwycięzca. Mega.

    No i co ja mogę powiedzieć więcej? Evelyn ma urojenia po ostatnim śnie, Damian ma z nią problem, wszyscy to widzą, a nikt nic nie robi. No i jeszcze Martin. Ach, wielki powrót syna (a raczej: męża) marnotrawnego, fajnie, że jednak przejrzał na oczy i zrozumiał, że może być tylko z Natalie, ostatecznie łączy ich dziecko, a potomstwo jednak ma wpływ na siłę związku. :) I ta metafora damy i żebraka, najs.

    Pozdrawiam ciepło,
    [gilderoy-lockhart]

    OdpowiedzUsuń
  2. Martin dobry. Dużo Martina - to wspaniale.
    Oficjalnie kocham Martina :)
    A teraz na serio: ja mam jednak przeczucie, że wcale z niego taki nieudacznik nie jest i jeszcze to i owo mu się w życiu uda. Nawet jeśli nie złapie Motylka, to może w życiu osobistym? Ha, chciałabym, chociaż Natalie jakiejś wielkiej mojej sympatii nie wzbudza.
    Co do Damiana, to zdecydowanie bardziej mi go żal niż Evelyn - bo dziewczyna ma, co chciała, sama się w to wpakowała, a Damian po prostu teraz cierpi z powodu konsekwencji czynów Ev.

    A utrudniasz sobie życie, bo...?

    PS. Coś tam odskrobałam u siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, jakbym wiedziała, to by nie było to dla mnie takie frustrujące xD Jakieś zboczenie, którego nie mogę się wyzbyć. Nie może być za łatwo xD

      Usuń
  3. Cieszę się, że było dużo Martina. Uwielbiam o nim czytać, naprawdę polubiłam psychologię tej postaci - jej zycie, jej przemyślenia, jej spojrzenie na świat. Jest naprawdę interesującą i godną uwagi postacią - nie wyobrażam sobie tego opowiadania bez niego. To tak jak człowiek, który zostałby nagle pozbawiony ręki ;D
    Dlatego też z drugiej strony trochę boli mnie fakt, że tak mu się nie układa w życiu. Aż bym się poświęciła i z dobroci serca ustawiła przed nim Motylka, doczepiając karteczkę "Trzymaj, Martin, i się w końcu uśmiechnij!".
    Ja też odkryłam u siebie to samo mistrzostwo! Cały czas utrudniam sobie życie! Żółwik! <3
    Całuję,
    Leszczyna
    PS Przepraszam, że tak krótko, coś nie mam weny :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczytałam się totalnie. Świetne pióro. www.bolfantomowy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo, żeby Martinowi się ułożyło. Bardzo mi go żal, całe życie poświęcił się pracy, w której i tak nie odniósł takiego sukcesu na jaki pracował. Cieszę się, że Natalie daje mu jeszcze jedną szansę. Oby było tylko lepiej.
    Ev też nie ma łatwo. Oddala się od przyjaciół, staje się... wyobcowana. I jeszcze te sny. Najgorsze jest to, że wszyscy niby widzą, że coś się z nią dzieje, ale nic nie robią, nie pomagają jej. W sumie to nawet nie starają się do niej dotrzeć, bo nawet Damian podjął tylko jedną próbę. Wszak prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, przyjaźń która się tak łatwo rozpada nie była na tyle prawdziwa, by przetrwać.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Jedną? Chyba było ich więcej. Damian czuje się bardziej... zakłopotany tamtą sytuacją i dlatego się izoluje, ale to nie znaczy, że uważa to za zamkniętą sprawę :D
      Również pozdrawiam i dziękuję :D

      Usuń
    2. To mam nadzieję, że będzie walczył :)
      Wierzę w niego ;D

      Usuń
  6. Cieszę się, że w tym rozdziale było dużo Martina. Uwielbiam jego postać, jak tak pomyślę, to jest to mój ulubiony bohater.
    Mimo tego, co o sobie myśli, to i tak uważam, że nieudacznikiem nie jest. Jakiś sukces w pracy zawodowej osiągnąć musiał, bo żółtodziobowi nie dali by tak poważnej sprawy, jaką jest wyśledzenie i złapanie Motylka. I nie powinien się tak dołować, bo nawet jeżeli mu się nie uda, to na tym nie kończy się świat. Porażki bolą, ale niestety są częścią życia i nic się z tym zrobić nie da.
    A już myślałam, że Natalie go wyprosi za drzwi, ale na szczęście nie. Może chociaż w tej sferze życia uda mu się osiągnąć więcej i drugiej szansy nie zmarnuje jak pierwszej.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda mi Ev, że została odstawiona na boczny tor przez Damiana. I, chociaż w pewien spoósb sama do tego doprowadziła, to faktycznie Damian jest takim bezradnym Królem. Mógłby w końcu zacząć działać, może coś by osiągnął z Ev, a tak tylko się użala nad sobą.
    Jak dobrze wrócić do Martina. Lubię tę postać :) I, mimo nieudanego dnia, spotkało go takie miłe zakończenie. Już myślałam, że Natalie powie mu, że nie ma szans, a tu proszę, dostał kolejną Niestety mam takie wrażenie, że jak B. znowu coś wywinie i Martin będzie mieć kolejny trop, znów zaniedba relacje z rodziną, a tego Natalie już mu raczej nie wybaczy.
    O, właśnie. Gdzie jest B. i co robi? Stęskniłam się :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy się użala? Wydaje mi się, że próbuje właśnie jakoś wziąć się w garść po tym jak dostał wyraźny sygnał od Evelyn, że ona nie chce jego pomocy to bierze teraz na wstrzymanie. Teraz to inni chcą się jakoś 'zaopiekować' nimi, tak jak on chciał Evelyn.
      Dzięki :)

      Usuń
  8. Ten rozdział bym bardzo dobry. Uwielbiam, gdy pojawia się Martin i może to dlatego tak wzbudziło u mnie sympatię:) Świetnie opisałaś emocje targające policjanta. Aż Ci zazdroszczę, ze tak pięknie wszystko opisujesz:) Och, jestem to ciekawa, czy Natalie da mu szansę, jeśli zaproponowała mu nocleg. Trzymam kciuk, aby Martin ułożył sobie jakoś życie, bo na ciągłej pracy długo nie pociągnie. Rodzina też jest bardzo ważna.

    No i tak, Brandon ma racje.Trudno zrozumieć kobiety. Nie mamy pojęcia czego chcemy:)

    Całuję:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Tęskniłam za Martinem. To jedna z lepszych postaci w tym opowiadaniu. Choć prośba do żony o powrót wydała mi się nieco egoistycznym posunięciem (bo nie ma czasu na nowe kobiety, ale kogoś mu brakuje), to z drugiej strony nie potrafię się na niego gniewać. Każdy potrzebuje bliskości, a on ufa Natalie i chyba nigdy nie przestali się kochać. Życzę im powodzenia. Wydało mi się, że Evelyn zrobiła się nieco zazdrosna o Damiana, jednakże ona sama już nie wie, czego chce. Natomiast cała reszta dostrzega jak na dłoni, iż z kobietą dzieje się coś niedobrego. Urzekła mnie refleksja o szpitalu. Ogółem bardzo przyjemnie czytało się ten rozdział, czekam na kolejny. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. pobijam rekordy. jestem szybciej niż ostatnio :)
    Martin, Martin, Martin... cóż mam o nim powiedzieć. Nie jest nieudacznikiem. A gdzie tam, po prostu stawia sobie zbyt wysokie poprzeczki. Lubię go i zawsze jest mi go szkoda, choć w tym rozdziale z lekka mnie zdenerwował. Chyba na miejscu Natalii bym go kopnęła w dupę. choć wiadomo łatwo mówić. pewnie nawet mój sercobrak by się nad nim zlitował. W sumie to dobrze, że zdobył się na odwagę aby wrócić.

    Evelyn... chyba już nie ma osoby, która nie widziałaby, że kobietka ma duży problem ze sobą...
    Pozdrawiam i czekam na news :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajny blog, ciekawe opowiadania...obserwuję ;)
    http://my-magical-sparkles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Evelyn jak zwykle komplikuje sobie życie. Najpierw sama zajęła się Motylkiem mimo wszystko nieco odstawiajac Damienaa na boczny tor, a teraz czuje się z tym głupio. Cóż, w pewien sposób wydaje mi się, ze to było ogólnie nieuniknione.

    Martin to ma ciężkie życie. Chyba zdecydowanie lepiej być przestępcą aniżeli słabo opłacanym policjantem, który musi się użerać z przestępcami. Natalie pokazała w tym rozdziale prawdziwą, dobrą twarz, co bardzo mnie ucieszyło.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. po pierwsze dziękuję za dedykację w poprzednim rozdziale. bardzo mi się podobała ta zmodyfikowana wersja Alicji z Krainy Czarów, bardzo dopasowana do nastroju Evelyn,a może wręcz jej obecnego stnau psychicznego... Chciałabym wierzuyć, że przyjaciele zeszokły, jej opmogą, ale obawiam się że będzie to bardzo trudne, może już niemożliwe? chyba sama musiałaby dojrzeć, co robi, by zrozumieć... Ale z drugiej storny czy można ot tak odwrócić się od Butterlye? mimo że poprzedni post to właściwie był opis samegosnu, dał duzo do myślenia i był ciekawy. Jeśli chodzi o tę notkę, to muszę powiedzieć że bardzo się rozczarowałam Martinem, bo stwierdził , że nie lubi szpitali:D żąrtuję oczywiście. tzn. jestem na medycynie, ale rozumiem niechęć do tych placówek jako miejsca, w kt. miałoby sie umierać, ponadto podkreśłiłaś że szanuje on oracę lekarzy, więc Martin nadal jest w mym sercu ciepło widziany xD ponadto końcówka była świetna, choć się jej nie spodziewałam, wydawało mi się, że Martin noie czuje nic do Natalie (mojej imienniczki haha), tzn boję się, czy przpadkiem nie miesza tęsknoty z miłością, ale mam nadzieję, że nie. może kobieta pomoże mu z rozwiązywaniu zagadki? a i córeczka na pewno będzie zadoowlona. podobało mi się, że pokaząłś kilka twarzy Martina, dzięki wielkie za to. Choćwnastęnym poście liczęna więcej akcji i na obecność Butterflye

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyszłam tylko powiedzieć, że nadrobię Twój blog najszybciej, jak tylko będę mogła, ale najprawdopodobniej nastąpi to dopiero podczas Świąt Bożego Narodzenia... Przepraszam, ale jestem zawalona taką ilością sprawdzianów, że sama się zastanawiam, jakim cudem jeszcze się ze wszystkim wyrabiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nie spieszy się, ja też mam ostatnio "gorący okres" ;) Cieszę się, że w ogóle zdecydowałaś się nadrobić :)

      Usuń
  15. Wiem, że dawno mnie nie było :c. Ale mam nadzieję, że mi wybaczysz i w ogóle. Nie myśl sobie, że zapomniałam o Motylku i Evelyn! Co to, to nie :). Właśnie nadrabiam dwa rozdziały <3.
    Poprzedni rozdział był fantastyczny! Genialnie wczułaś się w Alicję w Krainie Czarów. Genialne to było! Chylę czoła! Czytałam szybko, pragnąc więcej tekstu i więcej. Ach! Rebecca jako królowa - idealne połączenie. Do tego Damian! Jestem ciekawa, co zrobi Evelyn. Czy zastanowi się? Ech. Na szczęście mam kolejny rozdział, więc zaraz się dowiem <3.
    Mało Evelyn, ale za to dużo Martina. Zrobiło mi się go strasznie szkoda. Myślę, że mógłby podać rękę z Kaarlem moim. Ciekawe czy wyjdzie mu drugi raz z Natalie. Ciekawe jest także to, czy odejdzie z policji... może, gdy złapie Motylka ułoży sobie życie na nowo? Wyjedzie z byłą żoną i w ogóle?
    Ech, Damian, Damian... on to biedny facet jest. Mogłabym go potulić tak teraz :D

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy