Fierce nipple pierce
You got me sprung (...)
Butterflies in her eyes and looks to kill
Time is passing
I'm asking, could this be real (...)
Come, come my lady
You're my butterfly
Crazy Town - Butterfly
Jego nozdrza
drgały, podobnie jak górna warga, wykrzywiana co jakiś czas w grymasie pełnym
pogardy i gniewu.
Gdy skończył
oglądać, zapadła cisza. Evelyn czekała na wybuch złości, ale Butterfleye wydawał
się trzymać emocje na wodzy.
Wkrótce zaśmiał
się przez zęby, jakby dokładnie czegoś takiego się spodziewał. Evelyn nie mogła oprzeć się wrażeniu, że
podejrzewał kogoś konkretnego o podrabianie jego czynów.
- To żałosne
jak nieudolnie próbował mnie wrobić. Ta nieumiejętnie trzymana kamera, szumy i
trzęsący się obraz – wyliczał z kpiną. – Porażka. Nie pozwolę, żeby łączono
mnie z czymś takim. Zrobimy z tym porządek.
Evelyn zwróciła
szczególną uwagę na liczbę mnogą w jego ostatnim zdaniu. Nie wiedziała, jak
powinna zareagować. W tamtej chwili miała nadzieję, że jego plany nie zagrożą
jeszcze bardziej jej reputacji i nie będzie kazał ponownie podpisywać się pod
jakimś graffiti.
Nie powiedziała
Butterfleye’owi o swoich problemach w życiu prywatnym, choć związanymi
bezpośrednio z nim. Wiedziała, że wkurzyłby się jeszcze bardziej – co więcej: to
mógłby być koniec ich współpracy, bo przecież to miała być tajemnica. Tymczasem
ktoś był tuż-tuż jej rozwiązania, podczas gdy ona niewiele posunęła się do
przodu w motylej zagadce.
Przyznanie się
po prostu nie wchodziło w grę.
- Wiesz, kto to
zrobił?
- Nie, ale daj
mi parę dni, a się dowiem. Czekaj na znak, motylku.
***
Wracała do domu
pieszo, chcąc odetchnąć wieczornym powietrzem. Miała wątpliwości co do
wszystkiego. Bała się nawet swojego cienia, który pod wpływem zmiany
oświetlenia pojawiał się raz po jej prawej stronie, a raz wyrastał tuż przed
nią.
Damian,
Rebecca, Butterfleye… To oni składali się na jej główny problem. Nie chciała
winić nikogo z nich, ale czuła się zwyczajnie przygnębiona. Chciałaby znowu
śmiać się tak beztrosko jak jakaś dziewczyna idąca po przeciwnej stronie ulicy…
- Hej, Evelyn!
– zawołała ta sama kobieta, której przed chwilą Evelyn pozazdrościła swawoli.
Odwróciła się i zobaczyła swoją siostrę, Matildę, idącą pod rękę ze swoim nowym
chłopakiem.
- Cześć… co wy
tu robicie? Nie ma droższych knajp w okolicy? – spytała, nieco speszona. Nie
ukrywała, że nie miała już ochoty na spotkania z kimkolwiek.
- Tylko z
Nate’em spacerujemy.
„Nie ma
ciekawszych miejsc do spacerów?”, jęknęła w myślach, ale uśmiechnęła się
niemrawo.
- A ty co
robisz na Lombard Street?
- To samo.
Zerknęła na
Nate’a – był to szatyn o krótkich włosach w nieładzie i zielonych oczach,
ukrytymi za okularami w grubej, rogowej oprawie. Przyglądał jej się uważnie.
Evelyn miała wrażenie, że z pewną rezerwą i pożałowaniem, ale nie zastanawiała
się nad tym wiele. Była w wystarczająco kiepskim nastroju, bardzo możliwe, że
po prostu zmyśliła sobie te uczucia.
- Och, nie
przedstawiłam was! Nate, to moja siostra, Evelyn, Evelyn to Nate.
Podali sobie
bez słowa ręce. Dziewczyna czuła się mocno przytłoczona spojrzeniem
nieznajomego. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ten zna już ją od jakiegoś
czasu, co przecież było niemożliwe, a jednak…
To spotkanie
dodatkowo ją zdenerwowało, gdyż obecność w tej dość nietypowej okolicy – w
dodatku bez niczyjego towarzystwa –
mogłaby wydać się komuś podejrzana. Jednak Matilda nie wydawała się być tym
przejęta. Co innego jej chłopak, ale to Evelyn zbagatelizowała. W końcu w ogóle
jej nie znał.
- Nate
opowiadał o tej ulicy i uznaliśmy, że trzeba to zobaczyć na żywo – uśmiechnęła
się Matilda.
Evelyn z trudem
ponownie zerknęła na mężczyznę. Miał na sobie kurtkę w kolorze khaki, czarną
koszulkę pod spodem i proste dżinsy. Wyglądał zwyczajnie, ale w zestawieniu ze
swoimi okularami i dziwną miną mógł wydawać się zabawny.
- Co takiego? –
spytała od niechcenia.
- Powiedz –
szturchnęła mężczyznę Matilda.
- No nie wiem,
Matilda, nie chcę was zanudzać… - mruknął.
- Powiedz, to
wcale nie jest nudne.
- No dobrze… Lombard
Street to najbardziej poskręcana ulica na świecie. Została zaprojektowana w
tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim przez Carla Hanry’ego, kierownika
firmy farmaceutycznej, aby zmniejszyć kąt nachylenia jezdni, który wynosił
wówczas dwadzieścia siedem procent, czyli mniej więcej tak – tu nachylił dłoń
pod odpowiednim kątem - a obecnie jest
to tylko jedenaście procent. Łącznie z odcinkiem z czerwonej cegły, po której
teraz stąpamy, ma czterysta metrów. Do
użytku został oddany…
Evelyn słuchała
go ze zdziwieniem mieszającym się z poczuciem absurdu. Jak Matilda mogła wybrać
takiego cyborga na swojego chłopaka?
Zerknęła na
siostrę – ta wydawała się być ogromnie rozbawiona paplaniną Nate’a, który z
coraz większym przejęciem opowiadał historię ulicy i bardziej znanych jej
mieszkańców.
***
DeadBoy: BFE
nie był w najlepszym humorze po twojej wizycie.
E-vey: Nie
dziwię mu się. Powiedziałam mu o tym, co się działo, gdy go nie było.
DeadBoy: O
Damianie? I Rebecce?
E-vey: Nie, coś
ty! W życiu. Musiałabym upaść na głowę, żebym to powiedziała. Chodziło mi o
jego naśladowcę, o czym głośno było w mediach.
DeadBoy: Ach, o
tym. Już o tym zapomniałem. Tyle ciekawych rzeczy dzieje się wokół.
E-vey: I mówi
to facet, który prawie cały czas siedzi w piwnicy na Lombard St
DeadBoy:
Dzięki, że mi o tym przypomniałaś. Zupełnie o tym zapomniałem.
E-vey:
Przepraszam. Jestem ostatnio kłębkiem nerwów. Nie mogę sobie z tym poradzić. Z
jednej strony jest Damian, który jest dla mnie jak brat, a z drugiej
Butterfleye, który ma tak niesamowitą siłę przyciągania, że po prostu nie mogę
mu się oprzeć. A teraz w każdej chwili mogę to stracić.
DeadBoy: Nie da
się zaprzeczyć, że wpadałaś w duże gówno.
E-vey: Ostatnio
twoje zdolności do pocieszania słabną :P
***
Parę dni
później Evelyn otrzymała SMS-a. Był lakoniczny, ale treściwy: adres jakiegoś wysokiego
budynku, do którego miała się udać i wejść na dach. Po chwili dostała kolejną
wiadomość ze wskazówkami jak ominąć niepotrzebne rewelacje w drodze na szczyt.
Nie wnikała;
nie zadawała zbędnych pytań. Po prostu założyła kurtkę i postąpiła według
wskazówek.
- Dlaczego tu
jesteśmy? – spytała, z lekkim podziwem obserwując panoramę rozświetlonego San
Francisco.
- Chciałem
pokazać ci to miejsce – odparł, jak zaczarowany wpatrując się w rozpościerający
się przed nimi widok. – Widzisz stąd całe miasto, możesz odetchnąć pełną
piersią i poczuć to.
- Co? – spytała
po chwili dziewczyna, próbując „to” poczuć.
- Och, Evelyn,
za mało się starasz – zbeształ ją Butterfleye. – Chodź – powiedział, wyciągając
ku niej rękę.
Z niewielkim
zawahaniem chwyciła jego dłoń. Pozwoliła zaprowadzić się niemal na sam skraj
dachu.
- Zamknij oczy
– wyszeptał jej na ucho i stanął tuż za nią. Evelyn mogła poczuć jego ciepły
oddech na karku. Posłusznie przymknęła powieki.
Czas się
zatrzymał.
- Wsłuchaj się
w miasto. W to, co nas otacza – powiedział bardzo cicho, niemal
niedosłyszalnie.
Uznała to za
bardzo dziwne polecenie. Na początku nie
wiedziała co zrobić, jak „wsłuchać się w miasto”, lecz po chwili zaczynała
rozumieć, o co chodziło.
W oddali
słyszała szum samochodów i głośniejsze słowa przechodniów. Gdzieś daleko
szumiało morze. Słyszała także bardzo wyraźnie wiatr - tę siłę, której
działanie widać i czuć, ale nie można dostrzec jej fizycznej postaci. A z tyłu
ktoś za nią stał. Doskonale wiedziała, kto to – przynajmniej teoretycznie, gdyż
równie dobrze mógł to być ogromny znak
zapytania. Czuła ciepło jego ciała. W końcu usłyszała głośne bicie
swojego serca.
Tu-dut, tu-dut.
- Wciągnij
głęboko to nocne powietrze – nakazał, a jego słowa zostały porwane przez wiatr.
Tak ulotne i delikatne jak motyl.
Wzięła głęboki
wdech. Rześkie powietrze wypełniło jej układ oddechowy, nieco pobudzając
zmęczone już zmysły.
Rytm miasta
zaczął zlewać się z rytmem bicia serca.
Tu-dut, tu-dut.
Była częścią
tej muzyki, choć w rzeczywistości stała wyżej. Jakby była ponad to. Ona,
Evelyn, stoi na dachu świata wraz z największym przestępcą dwudziestego
pierwszego wieku. To nie serce bije w rytmie miasta, to miasto podporządkowuje
się jej.
Nam.
- Jesteś gotowa
wyfrunąć, motylku?
Być może nie
była, ale nawet jeśli – Butterfleye zadbał o każdy szczegół.
Z jego pomocą stworzyli
zupełnie inną, nową Evelyn. Pomyślała, że właśnie pozwolili uzewnętrznić jej
alter ego. Efekt był taki, że gdy stanęła przed wysokim lustrem, nie poznała
samej siebie.
- Łał – wyrwało
jej się. W odbiciu widziała szczupłą kobietę w skórzanych wąskich spodniach,
obcisłej czarnej bluzce, ze sporym dekoltem, który podkreślał jej biust mocniej
niż jakiekolwiek koszulki od Matildy. Na nogach miała buty w tym samym kolorze
na niewiarygodnie wysokiej koturnie. Początkowo nie czuła się pewnie na takiej
platformie; przynajmniej do czasu aż zobaczyła się w lustrze.
Taka kobieta po
prostu nie może czuć się niepewnie.
Włosy miała
ciasno spięte do tyłu w koński ogon. Ani jeden kosmyk nie opadał jej na czoło.
Zauważyła też, że Butterfleye wyprostował jej włosy.
Jednak
największą uwagę przykuwały jej oczy. Podobnie jak oczy Butterfleye’a miały
teraz czarną oprawę. Ciemne paski ciągnęły się niemal do linii włosów.
Damian z
pewnością by jej nie rozpoznał.
- Wyglądasz
seksi – stwierdził Butterfleye, samemu nie mogąc się nadziwić efektom własnej
pracy.
Teraz Evelyn
była dla niego niemalże doskonała – kobieca i pewna siebie. Bezwzględna, choć w
rzeczywistości będąca prawie uosobieniem niewinności. Doskonała modelka i
partnerka.
Zawsze chciał
być przyczyną kolejnej przemiany. I oto się stało – zamienił gąsienicę Evelyn w
mrocznego motyla imieniem Evey.
Czyż nie był
mistrzem?
- Butterfleye…?
– spytała po dłuższej chwili patrzenia w swoje kolejne wcielenie.
- Słucham?
- Ten twój
naśladowca poniesie odpowiednią karę, tak?
- Oczywiście.
- Ale… Nie
zamordujemy nikogo?
Starała się,
aby jej głos nie brzmiał jak głos zagubionej dziewczynki, ale jak głos kobiety,
która wie, czego chce. A pragnęła nie mieć na sumieniu niczyjego życia.
Butterfleye
zamyślił się.
- Co w takim
razie zrobiłabyś z naszym… problemem?
- Może… oddałabym go policji.
- Skoro tak
uważasz – Butterfleye wzruszył obojętnie ramionami i zerknął na swój telefon. –
No, możemy ruszać.
***
- Gdzie
jedziemy? – spytała, przypatrując się widokowi za szybą samochodu, pożyczonego
od jednego z mieszkańców Lombard Street. Wolała nie pytać, co by się stało,
gdyby policja złapała ich na trasie za przekroczenie prędkości, a gdy szyba by opadła,
władze zobaczyłyby dwie osoby w nadzwyczaj mocnym i dość niecodziennym
makijażu.
- Na peryferia
miasta, koło jeziora Lily Pond. Czeka tam na nas nasz gość.
Evelyn nie
odpowiedziała. Jako kolejne wcielenie – kobieta demoniczna, nieznająca pojęcia
„skrupuły” – nie powinna się bać. Nie chciała także zadawać zbędnych pytań, ale
nie potrafiła po prostu zamilknąć. Niewiedza mogłaby doprowadzić ją do jeszcze
większego szaleństwa.
- A co ja mam
robić?
- Dobre
pytanie. Będziesz moim suportem. Zagrasz przede mną: jak na koncertach. Z tyłu
fotela masz broń.
Wyciągnęła
drżącymi rękami zza siedzenia czarną pałkę, która, odpowiednio użyta, mogła
zadać naprawdę niemiłosierny ból.
- Mam tego
użyć?
- Jeśli zajdzie
taka potrzeba…
Evelyn
zaczerpnęła mocno powietrza.
„E-vey,
ujęcie pierwsze”.
***
Weszli do
opuszczonego gmachu starej fabryki. Było to miejsce zaniedbane i zapomniane –
większość budynku zasłoniły już gęste krzaki i trudno było ją zobaczyć z
daleka. Z pewnością ze względów widokowych to duży pozytyw…
Skierowali się
w stronę piwnic. Pomieszczenia były ogromne. Każdy najmniejszy odgłos odbijał
się echem po metalowych konstrukcjach. Z dziurawych rur kapały krople wody,
odmierzając czas swoim własnym, naturalnym rytmem. Słychać było także ciche
odgłosy kończyn szczurów oraz popiskiwania tych gryzoni. Butterfleye
poinstruował ją gdzie iść i co robić. Zadanie było proste. Wymusić na
delikwencie przyznanie się do winy. Znajdzie go tuż za tymi drzwiami.
Podeszła do
nich pewnym krokiem. Wzięła głęboki oddech. Nie ukrywała przed sobą, że boi się
tego, co może za nimi zastać.
„Daj spokój.
Nie możesz się bać. Nie teraz. Poza tym – pamiętasz, co mówił Butterfleye na
waszym pierwszym spotkaniu na Lombard Street? Strach jest tylko w naszych
umysłach. Powstaje dlatego, że pozwalamy się kontrolować i manipulować naszym
mózgiem.
Więc rusz dupę
i do roboty. Nie pozwól, żeby strach tobą kontrolował. Nie bądź marionetką
mediów i niewolnikiem własnego umysłu. Leć wysoko”…
Z impetem
pchnęła drzwi.
Pośrodku hali
produkcyjnej stało krzesło, na którym siedział mężczyzna po trzydziestce,
przywiązany do oparcia grubymi linami. Liczne rany ozdabiały skórę na jego
twarzy oraz rękach i torsie. Czerwone odbarwienia kontrastowały z jasną
karnacją. Niektóre krople poplamiły jasną koszulę delikwenta, tworząc na
bawełnianej tkaninie różne wzory.
Podniósł wzrok
i zobaczył jedną z najpiękniejszych i najbardziej tajemniczych kobiet, jakie
kiedykolwiek widział. Szła w jego stronę, kołysząc ponętnie biodrami, ubrana w
czarny, obcisły kostium, który podkreślał każdy kobiecy atut.
Jeśli miał
zginąć z jej ręki to istotnie, była to słodka kara.
Evey
uśmiechnęła się do niego nieznacznie, zasiadając na metalowej konstrukcji tuż
obok niego. Oceniła sytuację: mężczyzna był solidnie przywiązany do krzesła i
najwyraźniej absolutnie onieśmielony i zachwycony jej osobą. Zupełnie jak ona
Butterfleye’em.
- Jak się
nazywasz? – spytała, modelując swój głos w taki sposób, aby w razie czego nie
mógł go później rozpoznać.
- M-Mike
Fraudin – przedstawił się posłusznie mężczyzna. Emanował od niego strach, ale
także fascynacja. Ta aura tchnęła życie w Evey.
- Mike –
powtórzyła z zalotnym uśmieszkiem. – Coś ty najlepszego zrobił, co? – spytała,
przybliżając się do ofiary.
Słowa –
podobnie jak czyny – same dobierały się w pewną całość. Czasami inspirowała się
swoim mistrzem, ale głównie wychodziło to od niej. Nie miała pojęcia, skąd w
niej taka swoboda i ta… okrutna tajemniczość, jednak musiała przyznać, że
poczucie absolutnej dominacji nad drugą osobą był na swój sposób przyjemne.
Porównywała je do stania na dachu z Butterfleye’em. To nie jej serce zrównuje
się z rytmem miasta, lecz na odwrót. Teraz, gdy nie była sobą, mogła sobie na
to pozwolić.
- Dlaczego
naśladowałeś Butterfleye’a? Nawet nie wiesz jak wielki jest jego gniew…
- To nie ja…!
Evelyn
spojrzała na niego znacząco. Choć broń spoczywała za pasem jej spodni – nie
miała zamiaru jej używać.
„Choćby nie
wiem co”.
- Proszę, nie
udawaj, bo będę zmuszona użyć środków, których wcale nie chcę używać –
powiedziała, dotykając wystającej zza pasa czarnej pałki.
- To ty jesteś
Butterfleye’em? – wyjąkał.
Evey zaśmiała
się głośno.
- Na Boga, nie!
Nie, nie, nie. Ale jeśli nie będziesz współpracował, to przyjdzie tu, a wtedy
nie będzie już tak wesoło. Więc powiedz, co w ciebie wstąpiło?
- Ja… To nie
tak… Potrzebowałem pomocy materialnej i to była… moja zapłata – wyznał po
chwili, z trudem łapiąc oddech.
Evey
zaciekawiła taka odpowiedź.
- Mów dalej.
Kto ci to zlecił?
- Ja… Nie wiem…
- Jak to: nie
wiesz? Zaufałeś głosowi z telefonu?! – syknęła, rozzłoszczona. - To bez sensu.
- Bez nerwów,
motylku – usłyszała za sobą znajomy głos.
Butterfleye z
klasą wszedł do hali, dołączając po chwili do dwójki.
- Don Lotario,
prawda? – powiedział Motyl, niewzruszony zaskoczeniem malującym się na twarzy
Mike’a. Ten pokiwał twierdząco głową.
- Proszę, wypuśćcie
mnie. Naprawdę żałuję…
Butterfleye
zaśmiał się głośno.
- O nie, nie,
nie, mój drogi. Za nadużywanie cudzego wizerunku należy się kara więzienia, ot
co! Nie myśl, że ujdzie ci na sucho przywłaszczanie sobie mojego imienia! –
warknął Butterfleye i zamachnął się kilka razy, zadając mężczyźnie bolesne
ciosy.
Evelyn drgnęła.
W pewnym momencie chciała powstrzymać Butterfleye’a; nakazać mu, żeby przestał,
ale przypomniała sobie, że to nie ona jest tu od wydawania poleceń. Odwróciła
wzrok, chcąc uniknąć widoku tryskającej z twarzy ofiary krwi.
- Zobaczymy
jaki czas osiągnie policja – powiedział Butterfleye, wyciągając z kieszeni nóż.
– Teoretycznie powinna być już w drodze – stwierdził, zerkając na zegarek – ale
kto ich tam wie…
Pustą fabryczną
halę wypełnił wrzask mężczyzny. Butterfleye rzeźbił w jego skórze na
przedramieniu jakiś znak. Evelyn odwróciła się plecami do mężczyzn, usuwając
się w cień, aby móc bez konsekwencji zatkać uszy.
- Oby tak było,
bo inaczej szczury, które widziałem po drodze, zaczną się zlatywać i zrobią
sobie z ciebie obiadek – powiedział beztrosko Butterfleye i pociągając za sobą
Evelyn, opuścił salę.
- Czy to było
konieczne? – spytała Evelyn, wsiadając do auta.
- Co takiego?
- Musiałeś go
torturować?
- W ten sposób
lepiej zapamięta lekcję.
Evelyn
przemilczała tę odpowiedź z bezradnością obserwując otoczenie. Miała szczerą
nadzieję, że w drodze powrotnej miną policyjny radiowóz.
I tak też się
stało.
***
Ktoś późnym
wieczorem zawitał na posterunku policji, usilnie domagając się kontaktu z
inspektorem Honnetem.
- To bardzo
ważne! – przysięgał nieznajomy mężczyzna, jednak sekretarka nie chciała
dopuścić go do Martina. – Mam do
przekazania ważną wiadomość.
W końcu
mężczyzna zdenerwował się i wbrew protestom sekretarki przebiegł przez
komisariat, dobiegając do drzwi oznaczonych pożądanym przez niego nazwiskiem.
Pociągnął za klamkę, nie pukając uprzednio, jednak okazało się, że zamek został
zamknięty.
- Ma pan do
mnie jakąś ważną sprawę? – odezwał się za jego plecami policjant, do którego w
tak rozpaczliwy sposób chciał się dostać.
Z ogromną ulgą
nieznajomy przedstawił policjantowi sytuację:
- Dostałem ten
liścik, który miałem panu osobiście przekazać w tempie ekspresowym, ale ta
kobieta nie chciała mnie przepuścić, więc musi mi pan wybaczyć. Grozili mi, że
jeśli nie zrobię tego szybko, to mnie zabiją i będą mnie mieli na oku.
- Kto?
- Przestępcy –
powiedział roztrzęsionym głosem anonimowy mężczyzna.
- Proszę podać
swoje imię i nazwisko.
- Nie teraz,
nie teraz. Niech pan to przeczyta, proszę – nalegał, wciskając do ręki
policjanta zmięty z nerwów papier.
Honnet spojrzał
podejrzliwie na mężczyznę, który wydawał mu się nieco obłąkany. Ale co tu się
dziwić – pewnie każdy zachowywałby się w podobny sposób, gdyby grożono mu
śmiercią. Rozwinął papierek i przeczytał wiadomość:
Stary,
opuszczony gmach fabryki niedaleko Lily Pond, spieszcie się, bo niedługo z
gościa niewiele zostanie, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
PS.
To on jest moim naśladowcą, możecie go aresztować.
Nie
musicie dziękować.
B.
Martin zaklął
głośno i natychmiast zwołał odpowiednią ekipę, całkowicie zapominając o
wystraszonym dostawcy listu.
-----------------------------
Można powiedzieć, że przełomowy rozdział :D I zdradzę, że jesteśmy mniej - więcej w połowie. Jak ten czas leci...!
I mała prośba, zrobicie z nią co chcecie: Bella z My-logorrhea organizuje top listę ze światka blogowego, więc jeśli miło Wam się czyta Lombard Street, to zagłosujcie na mnie w TEJ sondzie. Każdy oddany głos to uśmiech na twarzy Legilimencji oraz większe szanse dla Anonimy na wygranie książek :) Ale Wy też możecie wygrać! Jeśli w komentarzu pod najnowszą notką na My-Logorrhea uzasadnicie swój wybór w sposób, który przypadnie do gustu autorce tego plebiscytu, także możecie wygrać aż 6 (!) książek :) Więc szał i podziw dla Belli, że udało jej się coś takiego zorganizować :D
Nie mogłam oprzeć się zdjęciu, które obecnie jest na nagłówku. Ev ma tam taki wzrok... jakby nieco... obłąkańczy? Też odnosicie takie wrażenie? :p
Nie mogłam oprzeć się zdjęciu, które obecnie jest na nagłówku. Ev ma tam taki wzrok... jakby nieco... obłąkańczy? Też odnosicie takie wrażenie? :p
O, w mordę. To pierwsze, co mi się nasuwa.
OdpowiedzUsuńRaz, przemiana Evelyn.
Dwa, porwanie Fraudina.
Trzy, przesłuchanie i tortury.
O, cholera...
Pozdrawiam,
[gilderoy-lockhart]
PS Nate coś wyczuwa, wiem to.
Wow. To było... wow. Evey (ładniej brzmi niż Evelyn. Nie lubię jej imienia XD)stała się gorącą kocicą niczym Catwoman z Batmana ; ). Jeszcze ten obcisły kostium. Aż się zamruczeć chce :D.
OdpowiedzUsuńEch, podejrzewam, że Motylek "podpisał" się, gdy torturował Dona Lotario. Głupi był, że go naśladował, no głupi.
Zastanawia mnie postać Nate'a. Nie ufam mu. To spojrzenie... coś w nim jest nie tak.
A liścik od B. jak zwykle zabawny ^.^
Ale to nie był Don Lotario... :P on mu to "zlecił", w zamian za to co akurat potrzebował.
UsuńDzięki ^^
Arr! Wybacz, źle przeczytałam : C
UsuńSpooko, mi też się czasami zdarzają takie pomyłki podczas czytania :D
UsuńNo, no, no. Było gorąco, nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie, mimo opadów śniegu, rozgrzało się w pokoju od nadmiaru emocji.
OdpowiedzUsuńButterfleye jak zwykle opanowany, spokojny, dmuchający na zimne... To zaskakujące, że potrafi tak dobrze sobą sterować. Sobą i swoimi pomocnikami. Określenie ''szaleniec'' do niego nie pasuje, dba o najdrobniejsze szczegóły i nie wygląda na faceta z zielonymi papierami. Tym bardziej brawa dla niego za utrzymanie formy i za silną psychikę.
Myślę sobie: ,,Pewnie już mnie nie zaskoczysz, nie uda Ci się Legilimencjo!', ale myliłam się, ponieważ to, co Motylek zrobił z Evelyn, niemal wgniotło mnie z podniecenia w fotel. Gdyby nie jej wewnętrzne borykanie się z tą swoją 'dobrą stroną', uznałabym ją za profesjonalistkę! Motylek chyba się nie pomylił co do niej, wszak z niesłychaną wprawą zrobiła to, czego żądał, odstawiając na drugi plan wyrzuty sumienia. Dopiero po wszystkim wróciły do niej wcześniejsze obawy, przez co nasuwa mi się pytanie: czy do końca odpłynie w Motylku i swoim zachwycie co do niego? Jak dotąd wszystko wskazuje na to, że odpowiedź jest dość jasna, ale kto Cię tam wie...
Super rozdział, bardzo mi się podobał! ;)
Z tej naszej Evelyn robi się naprawdę 'bad girl'. Skoro już teraz wyczynia takie rzeczy i jeździ na pełne przemocy akcje Motylka, kto wie, co będzie następnej rozgrywce? Bo teraz chyba Ev nie ma wyboru i nie może przystanąć na tej destrukcyjnej ścieżce, która kroczy.
OdpowiedzUsuńKurczę, Motylek czasami naprawdę mnie przeraaża tym swoim zachowaniem. Gdyby Evelyn nie poprosiła o zachowanie tego człowieka przy życiu pewnie zostałby przez niego zabity. Tutaj wyłania się kolejny problem niczym z szekspirowskiego dramatu - czy naprawdę jedno morderstwo pociąga za sobą kolejne? Czy z ścieżki nie da się już zawrócić?
Pozdrawiam;)
Bardzo mi się podobała Evelyn jako Evey. Była taka intrygująca, miała w sobie to coś, czego czasem brakuje Evelyn. Oby się to dla niej źle nie skończyło.
OdpowiedzUsuńA mówiący o tym, że Evelyn wygląda "seksi" Motylek sprawił, że aż zarechotałam z uciechy :D
Co do Nate'a to mam wrażenie, że on ma jakiś związek z domem na Lombard St, dlatego tak się przyglądał Evelyn. Czy dobrze dedukuję, czy jednak widzę więcej niż w tym jest?
Butterfleye jak zawsze genialny. Uwielbiam te postać. W ogóle lubię wszelakie czarne charaktery. Są dużo bardziej interesujący. Może dlatego tak podobała mi się przemiana Evelyn w Evey. Podoba mi się sposób w jaki ją zmieniasz. Nie jest ani zła, ani dobra. Do dodaje jej wyrazu. I sprawia, że uwielbiam to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńSposób w jaki Butterfleye załatwił sprawę z naśladowcą, nieco mnie zaskoczył. Spodziewałam się spektakularnego morderstwa z głośnym oznajmieniem, że to jest on. A tu proszę... Motylek zawsze mnie zaskoczy. Hehe... i dobrze! Bo jeszcze pomyślę, że jestem inteligentna i będzie problem xd
Wracając do opowiadania... co ja mam jeszcze pisać Ci w tych komentarzach? W kółko i w kółko o tym, że jesteś genialna i masz talent? Nie nudzi Ci się to?
Pozdrawiam.
Hmmm... No, może rzeczywiście, to trochę nudne, ale bardzo miłe :P (tak, przyznaję się do własnej próżności! :P)
UsuńO, cieszę się, że wyszło mi tak, jak zamierzałam: "ani dobra ani zła", yay! :D
Dzięki ;)
Zacznę od tego (bo potem bym zapomniała, ostatnio mam nasilenie objawów sklerozy), że bardzo podoba mi się nowy szablon, nic dziwnego, że postanowiłaś wykorzystać to zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńŁe, myślałam, że Butterfleye jako zemstę wymyśli coś bardziej spektakularnego, a tu nic. Jednak zaskoczył mnie takim rozwiązaniem i przystaniem na propozycję Evelyn, by zwrócić się do policji. Swoją drogą, biedny Martin, bo znów Motylek go wykiwał. Życie policjanta walczącego z przestępcą stulecia musi być strasznie dołujące.
Przemiana Evelyn wyszła ci świetnie. Aż się zastanawiam, jaki będzie jej następny wyczyn. Może i po fakcie miała trochę wyrzutów sumienia, to pewnie po następnym wezwaniu Butterfleye'a ponownie rzuci wszystko i pobiegnie do niego.
Trochę szkoda, że nie masz tytułów rozdziałów tylko same numerki, bo coś mi nie daje spokoju i chciałabym cofnąć się do jednego fragmentu i za nic w świecie nie przypomnę sobie, gdzie to było. Cóż, będę musiała we wtorek poszperać.
Pozdrawiam serdecznie :)
A czego szukasz, to może pomogę? :)
UsuńJuż znalazłam, ale chyba sobie coś ubzdurałam i dopowiedziałam. Ostatnio mam chyba za dużo na głowie.
UsuńŚwietny rozdział i Evey się rozkręciła :D W końcu musiało do tego dojść, B. sprytnie to wszystko zaplanował. Jej przemiana dokonała się tak naturalnym tokiem akcji. Zastanawiam się, czy już przy ich pierwszym spotkaniu wiedział, jaka potencja drzemie w Evelyn. A może znał ją już wcześniej, a ona nie zdaje sobie z tego sprawy? Chciał sobie stworzyć pomocnika na miarę siebie? Skoro uważa się za Batmana, to może Ev jest a'la Robinem xd? W każdym razie mamy do czynienia z nową, pewną siebie i nieco obłąkaną Ev. Czuję, że w takim wcieleniu sporo namiesza :D Ale Martina, to mi szczerze żal. Ile on sobie już nerwów zjadł na B. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO wiedziałam, że będzie akcja, jak się pojawi BUtterflye. notka mi się podobała, mam tylko jedno zastrzeżenie; jakoś tak dziwnie przeszłaś ze sceny na dachu, w której Evelyn czuła się panią świata, do momentu,m w którym B. ją ubierał... takie miałam wrażenie. ponadto muszę przyznać że trochę Evelyn rozumiem. Butterflye potrafi nadac jej takiej pewności siebie, naprawdę ją zmienia. to może fascynować, ale jheszcze bardziej rpzerażać; jaką on ma siłe rpzebicia
OdpowiedzUsuń? ponadto mam takie dziwne wrażenie, że ma coś wspólnego z Natem... Albo Nate ma coś wspólnego z tym chłopakiem, którego tak bardzo kryje przed światem B... dziwne to wszytsko, ale bardzo wciągające... Akcja ruszyła naprzód, a już końcówka genialna... Butterflye nawet konkretnego policjanta musi podenerwować. mojegio ukochanego, swoją drogą, policjatna, którego było tutaj zdecydowanie za mało... i nie, to w ogóle nie jest aluzja co do następnej notki haha xD
Kochana, następna notka będzie inspirowana Twoim komentarzem pod 20 rozdziałem, tyle powiem! :D Ale niestety nie będzie tam Martina... Ale w 24 powinien być :D
UsuńDefinitywnie szablon pasuje do zaistniałej sytuacji w rozdziałach, szczególnie ten, który jest teraz;) Jest piękny:) Spodobał mi się ten rozdział, w szczególności akcja z tym naśladowcą. Nie sądziłam, że Evelyn będzie taka... złowieszcza. Butterflaye zmienił ją diametranie, tylko boję się, że może on jak wkopać. Skoro zostawili go żywego i oddali w ręce policji, to może tak się stać, że ten Mike powie władzy, że wraz z Motylem była również kobieta. A ten list Butterfleyea do policji był genialny:)
OdpowiedzUsuńCzekam na next:*
Całuję i pozdrawiam cieplutko:*
Zauważasz drobne, acz znaczące szczegóły :D Ale nie będzie łatwo.
UsuńI widzę motyla w avatarze, hehehe :D Wybacz, mam zboczenie na tym punkcie przez to opowiadanie xd
Dziękuję i także pozdrawiam :)
A no jest motylek^^ jak znalazłam to zdjęcie, to od razu mi się spodobał i musiałam zmienić zdjęcie w avatarze:)
UsuńA, popieram, wybór jak najbardziej udany! :D
UsuńJesteś niesamowita, Legilimencjo! Takiego obrotu akcji się nie spodziewałam, ale z wielką przyjemnością pochłonęłam rozdział. Przemiana Evelyn sprawiła, że zaczęłam wyobrażać ją sobie jako kobietę Kot, jednak tutaj było ciut inaczej. Myślałam, iż zacznie się wyżywać na tym biedaku, ale tego nie zrobiła. Właściwie to dobrze, wiesz? Zachodzące w niej zmiany są bardziej realistyczne, jeśli są powolne. Natomiast Butterfleye... Jest geniuszem. Prawdziwym. I bije mi mocno serce, kiedy o nim czytam. Mimo że jest przestępcą, posiada klasę i jest szarmancki, w całym opowiadaniu może dwa razy wywołał we mnie irytację. Jestem wprost zachwycona i chyba zapuszczę korzenie do kolejnego rozdziału! Pozdrawiam i życzę weny ;*
OdpowiedzUsuńWow. Zmiana Evelyn na Evey, oj tak. Jestem zachwycona. Uwielbiam takie bohaterki. Pewne siebie, dominujące, seksowne. A ten czarny kostium, kucyk (akurat sama mam takiego samego, mwahahahaha) i mocny makijaż - cudeńko. <3 B. nie pomylił się, wybierając sobie pomocnika. Poza tym przemiana Ev jest bardzo przekonywująca, realna. Powolna, stopniowa, nic na siłę. Ale to przecież oczywiste, że ona nie może dalej być małą, zagubioną dziewczynką. Przy Motylku to nie możliwe. Trochę się o nią boję, bo jest w niej jakaś cząstka szaleństwa, co tak świetnie pokazuje szablon. Jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie. Jej przyjaźń z Damianem czeka poważny kryzys, coś czuję. Poza tym... Idk, ale dziwi mnie to myślenie Evelyn. "Podczas przesłuchania nie byłam sobą, ale kimś, kogo stworzył B."
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, dlaczego Don Lotario kazał temu faccetowi udawać Motylka. Pewnie są między nimi jakieś tajemnice i zatargi, o których wie tylko B., czyż nie? Tak czy siak, nie wydawał się zaskoczony, kiedy przesłuchiwał chłopaka.
No i był Kurt! *.* Na moment, ale był. Kocham gościa.
Pozdrawiam serdecznie i życzę maaaasy weny. Jesteś geniuszem, wiesz?
Kocham motyw przesłuchania w powieściach.
OdpowiedzUsuńA już szczególnie takiego połączonego z torturami.
Rozdział wspaniały, zresztą jak zawsze (a może nawet ciut wspanialszy).
Pozdrawiam i życzę powodzenia Plebiscycie!
ekhem. nie wiem jak zacząć, aby wypaść w miarę sensownie. Może nie będę przepraszać za nieobecności bo większego sensu to nie ma. Choć z drugiej strony na Lombard ST. nie komentowałam nigdy więc chyba jestem usprawiedliwiona (tak, tak, kit zawsze można sobie powciskać). Mam nadzieję, że komentarz, który planuję Ci wyskrobać będzie sensowny i niczego w nim nie pominę. To do dzieła.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że porzuciłaś już tematykę potterowską choć mi to w sumie wszystko jedno, co czytam, byle by było dobrze napisane. Podoba mi się fabuła. Lubię takie klimaty z wątkiem kryminalnym i dreszczowcem w tle.
Może nie będzie to profesjonalne, ale najpierw skupię się na bohaterach pobocznych, a potem wrócę do Evelyn.
Najbardziej chyba polubiłam Martina i jest mi go strasznie szkoda. Choć był taki moment, że zaczął mnie wkurzać tą swoją obsesją, ale z drugiej strony w pewnym sensie go rozumiem, jednak mam wielkie wątpliwości co do tego, że kiedykolwiek złapie Motyla.
Muszę również przyznać, że polubiłam Evelyn. lubiły mnie wkurzać, tak Twoja jest całkiem spoko. Może to przez to chore uzależnienie? No właśnie. Bo coś mi się tutaj nie zgadza. Myślę i myślę kim może być ten Motylek. Bo z jednej strony wydaje mi się, że on już się pojawił bez maski, a z drugiej sama nie wiem, bo dziwne by było gdyby nagle okazał się to być jakiś iksiński z poczty. Dlatego mam pewną teorię (mnóstwo trudnych filmów psychologicznych które przewałkowałam po operacji mi się udziela) ale bez śmiechu na sali, bardzo proszę. Bo ja mam wrażenie, że to Evelyn ma coś z głową. Wiesz o czym mówię? Sądzę, że tak.
Tudzież wpadać będę częściej niż do tej pory i z utęsknieniem oczekiwać będę nowych rozdziałów.
Ooo, witaj! :) Nie gniewam się, bo zdaję sobie sprawę, że każdy ma jakieś swoje sprawy i nie traktuję czytelników jak roboty :) I cieszę się, że widzę Cię ponownie. Przyznam, że zaglądałam od czasu do czasu na Twój pamiętnik Ginny (twój pamiętnik Ginny... fajnie to brzmi, haha), ale nic nie było nowego i zastanawiałam się czy jeszcze wrócisz tam...? Ale widzę, że jest nowy post, więc zaraz zabiorę się za czytanie :)
UsuńOczywiście, że wiem, co masz na myśli :D I będzie taka wątpliwość opisana, ale dopiero pod sam koniec. [aaaa, a staram się nie dawać spolierów. No trudno xD]
Pozdrawiam :)
dziś naszła mnie taka myśl: czy jak kiedykolwiek będę pierwsza z moim komentarzem. pewnie nie, bo czytam od razu, a komentować mi się nie chce i potem wychodzi jak wychodzi. cóż... czas przywyknąć ^^
OdpowiedzUsuńale do rzeczy. rozdział świetny, przełomowy, ciekawy i trzymający w napięciu do ostatniej linijki. Więcej takich proszę.
Evey lubię dużo bardziej niż Evelyn choć jeszcze przebłyski dawnego 'ja' w niej występują. Ech, już ją sobie wyobrażam. Seksowny kostium opinający się na szczupłej sylwetce. Miodzio.
I znów Martinowi się nie udało, choć nie jest głównym bohaterem, to jego historia wydaje się być w pewnym sensie ciekawsza. no, może źle się wyraziłam. nie historia a kreacja bohatera.
To chyba wszystko.
Pozdrawiam :D
PS: szablon bardzo fajny choć fakt, Evelyn wygląda na obłąkaną :P
Ojejuśku, jak mnie znów tutaj długo nie było! Przepraszam.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Evelyn bardzo się zmieniła, to fakt. Szkoda, że kosztem swojej przyjaźni z Damianem, ale to było raczej do nieuniknięcia. Nie wiem czemu, ale mimo tych wszystkich zbrodni jakich Butterflye dokonał, baardzo lubię jego postać. Jest po prostu świetnie wykreowany. Gratuluję Ci za tę oryginalność. Czytając parę rozdziałów na raz dochodzę często do wniosku, że czuję się, jakbym czytała dobrą, wciągającą książkę. Uwielbiam Twój styl pisania, Legilimencjo :)
Aha, no i co z tym Morrisem. Mam wrażenie, że to jednak Butterflye. Przecież swoją śmierć łatwo upozorować, prawda? ^^
No i czasami zastanawiam się, kim konkretnie jest Evey dla B. Czy tylko asystentką? Czy może traktuje ją jako swoją... własność?
Swoją drogą szablon jest idealny, również podoba mi się zdjęcie Ev. Ten wzrok oddaje wszystko.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na 23 rozdział :)
Miło Cię tu znowu widzieć :)
UsuńMasz rację, Evelyn ma strasznie obłąkany wzrok na tym szablonie ;) Jakby była... nawiedzona? ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle bardzo mi się podobał ;D Cóż, znów pokazałaś, że w Motylku nie warto sobie robić wroga. Może nie tyle co nie warto, a wręcz nie można. Oczywiście, jeśli komuś zycie nie miłe, i chce zginąć w okrutnych męczarniach, niech robi co chce. Automatycznie zaczynam się zastanawiać, co by było, gdyby Evelyn powiedziała "STOP! DOŚĆ!". Przecież nie mogłaby tak po prostu odejść. Myślę jednak, że kobieta tego nie zrobi, bo pokazała nam już, czytelnikom, że za Butterfleyem jest gotowa wręcz skoczyć w ogień, nieważne, jak wielką krzywdę ten wyrządzałby innym.
Całe szczęście, że Evelyn jest szczupła, bo już sobie wyobrażam ją jako grubą osobę w takim seksownym, obcisłym stroju ; ) Irytuje mnie jak pulchne osoby noszą leginsy. To wygląda... paskudnie, moim zdaniem.
Myślałam, że Motylek wyśmieje Evelyn, gdy ta zaproponowała, aby oddać naśladowce mężczyzny w ręce policji. Miłym zaskoczeniem był więc dla mnie fakt, że facet przyjął jej propozycję z jedynym obojętnym wzruszeniem ramionami. Na pewno bym się tego po nim nie spodziewała.
I znów Martinowi się nie udało, znów odniósł porażkę, znów będzie pośmiewiskiem kolegów z pracy. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej współczuję mu tej beznadziejnej sprawy, do której został przydzielony.
Całuję i czekam na nowy rozdział!
Leszczyna ;*
Oj, gdyby nie była to ani ja ani Butterfleye nie wcisnelisbyśmy jej w takie wdzianko :D Mam podobne zdanie na ten temat :D
Usuń