Rozdział 21

Sick we are
Of this bottomless pit of lies
Behind closed eyes
Someday you’ll know the pain
Someday the light will break through
And nothing you tell yourself
Will save us from the truth
Screaming out



E-vey: To ty wymyśliłeś tę niebieską różę, która jest przy wejściu na Lombard Street czy Butterfleye? :P
DeadBoy: Butterfleye. Chyba tylko on ma takie dziwne pomysły. Dlaczego mnie o to posądzałaś?
E-vey: Nie wiem. Tak jakoś. Wydajesz się być bardzo oburzony.
DeadBoy: Nie mów, że dopiero teraz zauważyłaś, że za nim nie przepadam.
E-vey: Ty w ogóle jesteś sceptycznie nastawiony do wszystkich na Lombard Street, no nie?
DeadBoy: Niekoniecznie.
E-vey: Ty i te twoje zdawkowe odpowiedzi…
DeadBoy: Nie są zdawkowe, po prostu nie uważam, żebym musiał używać więcej zbędnych słów jak niektórzy mają w zwyczaju.
E-vey: Ooo, kto na przykład?
DeadBoy: Nie będę wytykał palcami. W każdym razie ludzie, którzy gadają, a w rzeczywistości nie mają nic do powiedzenia. Po prostu zapełniają ciszę swoją paplaniną, która nic nie wnosi.
E-vey: Mam nadzieję, że tym razem nie masz na myśli Butterfleye’a ;)
DeadBoy: O nie, on z pewnością wprowadza swoje słowa w czyny…
E-vey: Ironia?
DeadBoy: Tylko trochę.

Ktoś energicznie zapukał do drzwi. Evelyn nie chciała otwierać. Ponownie pukanie – tym razem jeszcze mocniejsze.
Dziewczyna wstrzymała oddech, bojąc się, że zostanie on usłyszany po drugiej stronie drzwi. Nie miała ochoty z nikim się widzieć, wolała w tym momencie kontynuować rozmowę z Kurtem. Jednak najwyraźniej nie było jej to dane.
- Evelyn, wiem, że tam jesteś. Otwórz, proszę – odezwał się głos jej przyjaciela.
Westchnęła ze zrezygnowaniem. Skoro Damian przyszedł do niej o takiej porze, to zapewne był ku temu ważny powód. No i najwyraźniej idąc tutaj, spojrzał w okno i zobaczył zapalone światło. Nie mogła się po prostu wymigać.
Niechętnie poczłapała do drzwi, wahając się jeszcze chwilę, zanim otworzyła drzwi.
- Co się dzieje, Damian? – spytała, nie wpuszczając go do środka. – Jest trochę późno, nie uważasz?
- Tak, wiem. I przepraszam za taką porę, ale… Musimy porozmawiać.
- O czym? – spytała podejrzliwie. – Właśnie kładłam się spać, więc… Czy to nie może poczekać do rana? W dodatku nie czuję się za dobrze.
Zaskoczyło ją, z jaką łatwością skłamała.
Damian zawahał się. Zacisnął zęby, przygryzając policzek.
- Nie, nie mogę czekać – stwierdził po chwili i dosłownie wepchnął się do środka.
- Więc o co chodzi? – spytała, nieco zniecierpliwiona. Widząc zachowanie przyjaciela – to jak nerwowo wygina palce i chodzi po korytarzu w jedną i drugą stronę – poczuła niepokój.
Damian długo jeszcze nie odpowiadał. Układał w myślach zdanie, którym mógłby subtelnie zacząć tę niekomfortową rozmowę, jednak gdy już zaczynał formować jakąś konkretną konstrukcję zdania, uznawał, że brzmi beznadziejnie i zaczynał od nowa. Każde słowo mogło zburzyć dom z kart, który budował od bardzo dawna, dlatego tak ważnym dla niego było, aby ta rozmowa przeszła w miarę spokojnie, a nie jak wściekły huragan.
- Wiesz, o co cię podejrzewają?! – wybuchnął w końcu, zrywając ze swoimi wcześniejszymi postanowieniami. – Myślą, że masz coś wspólnego z Butterfleye’em, bo zauważono jakiś durny znak przy graffiti, który połączono z tobą, bo przez przypadek są to dwie pierwsze litery twojego imienia czy też twoje inicjały, jak zwał, tak zwał!
Krzyczał. Czuł się cholernie bezradny; wiedział, że nic nie może zmienić, ale bardzo chciał, aby inni nie myśleli tak o Evelyn. To brednie, bzdury; plotki, które należy zdementować.
Więc dlaczego zachowywała się tak dziwnie?! Dlaczego nie chciała wpuścić go do środka i  dlaczego ewidentnie kłamała jeśli chodzi o to, że chciała iść spać, podczas gdy w rzeczywistości znowu wyszukiwała jakiś danych w komputerze, którego ekran świecił w jej pokoju?!
Dziewczyna skamieniała ze zdziwienia. Serce stanęło jej na moment, a po chwili zaczęło wyrywać się z klatki piersiowej. Rozpaczliwa ucieczka wydawała się wówczas jedyną opcją.
Nie, nie mogła tego zrobić. To by oznaczało przyznanie się do winy, a to z kolei oznaczałoby przegraną.
- Co? – wydusiła z siebie, nie kryjąc zdziwienia.
Szeroko otwartymi oczami spojrzała na Damiana. Jego pierś falowała równie szybko; oczy błagały o zaprzeczenie, podczas gdy reszta ciała wyrażała niemalże chęć do walki.
Przełknął głośno ślinę i wyjaśnił nienaturalnie piskliwym głosem:
- Myślą, że jesteś w to zamieszana.
Evelyn wybuchła nerwowym, wysokim śmiechem.
- Kto tak mówi? – Starała się, aby w jej głosie słychać było kpinę. Nie potrafiła ocenić, czy jej to wyszło – zbyt mocno chciała poznać odpowiedź.
- Rebecca – stwierdziła, widząc wyraz twarzy przyjaciela.
„Wredna suka”.
- I ty jej wierzysz, tak?! Na jakiej podstawie?! Dobrze wiesz, że mnie nienawidzi i że zrobi wszystko, żebym została sama. Żebyś się ode mnie odwrócił! Dlaczego jej na to pozwalasz?! Jesteś aż tak naiwny?!
Czuła, że zaraz się rozpłacze z bezsilności.
Nigdy by nie pomyślała, że ktoś tak mało znaczący i prawie jej nieznający domyśli się prawdy. Nigdy nie przypuszczała, że Damian w to uwierzy…
Ale chwila. Przecież nie uwierzył. Jeszcze nie.
- Ale ja nie powiedziałem, że…. – urwał, zdając sobie sprawę z bezsensowności swoich usprawiedliwień.
Wiedziała, że musi teraz postawić wszystko na jedną kartę, tak jak za pierwszym razem, gdy spotkała Butterfleye’a. Różnica była jedna: teraz mogła stracić bardzo wiele.
- Jak ja jej nienawidzę! – syknęła. – Ale wiesz, nigdy bym nie pomyślała, że jej uwierzysz. Znasz mnie. Nie mogłabym nikogo skrzywdzić. A ona próbuje ci wmówić, że jest inaczej! To po to tu przyszedłeś o tej porze, prawda? Upewnić się, która wersja jest prawdziwa. No proszę, nie sądziłabym, że taka z niej spryciula. Co jeszcze ci wmówiła? I w jaki sposób cię przekonała, że byłbyś w stanie zrujnować naszą przyjaźń z powodu jej pustych słów?!
Tak, to było nieczyste zagranie, zdawała sobie z tego sprawę. Ale była także świadoma słabości przyjaciela, nawet jeśli nigdy o nich nie mówił. Musiała je wykorzystać, aby wygrać tę walkę.
Butterfleye byłby z niej dumny.
Damianowi zrobiło się głupio. Chyba ją zawiódł. Cóż jednak mógł poradzić na to, że Rebecca tak doskonale połączyła fakty, dostosowując je do swoich teorii i wprowadzając zamęt do jego umysłu…?
- Po części. Mówiłem jej… Evelyn, wiem, że po śmierci ojca wiele się zmieniło. Ale inni mogą to błędnie interpretować. Bo nie znają cię tak jak ja i…
Odwróciła się do niego plecami. Odeszła parę kroków i oparła się o szafkę na korytarzu. Głos Damiana był stłumiony, jakby weszła do komory dźwiękoszczelnej, którą był jej własny umysł.
Była bardzo bliska płaczu. Wiedziała, że zaraz po prostu nie wytrzyma i się rozklei.
„Co ja najlepszego robię? Gram na emocjach, a zaraz wykorzystam śmierć ojca jako usprawiedliwienie swoich dziwnych zachowań. Oszukam przyjaciela. Tak się nie robi! Ale czy mam inne wyjście? Przecież nie może wyjść na jaw… to wszystko. Nie może.”
Przypomniała sobie chwile spędzone z ojcem. A potem te z Damianem. Miała wrażenie, że to już nigdy nie wróci.
Pierwsza łza spłynęła po policzku.
- Evelyn?
Na swoim ramieniu poczuła rękę mężczyzny. Zacisnęła mocno usta, chcąc stłumić szloch.
Nie zasługiwała na jego troskę, nie była godna jego uczuć. Nie powinien był tu przychodzić tylko po to, żeby mogła go skrzywdzić, okłamać, wykorzystać.
Ale to wydawało się równie nieuniknione jak to, że sielankowe czasy dawno minęły.
Mimo to pozwoliła mu się przytulić. Przylgnęła o niego jak dziecko do matki. Objęła jego szyję, szlochając w kołnierz koszuli.
Chwila pozornego spokoju wcale nie ukoiła ich zszarganych nerwów. Jad słów, które zostały rzucone w przestrzeń jeszcze przed paroma minutami, wciąż unosił się w powietrzu i zatruwał ich umysły. Chociaż i to działo się już wiele wcześniej.
Zamknięcie oczu było jak chwilowe zasłonięcie kurtyny, za którymi paradowały kłamstwa – jedno, za drugim – w makabrycznym tańcu śmierci.
Spojrzała na jego usta, rozważając pewną możliwość. Była kusząca – dawała wiele możliwości i załagodziłaby sytuację, może nawet puściłaby ostatnią godzinę w zapomnienie. Przybliżyła się do niego, nie odrywając wzroku od pełnych warg przyjaciela.
Damian zrozumiał, do czego zmierzała. W tym momencie nie myślał o tym, co się stało przed paroma minutami; liczyło się tylko to, co miało nastąpić za chwilę. Pochylił nieco głowę, czekając na ostateczny ruch dziewczyny.
„Nie, nie możesz tak, Evelyn!”
Odepchnęła go bezceremonialnie, słuchając głosu w głowie, który zresztą miał rację. To nie byłoby fair.
- Odejdź, proszę – wyszeptała bezradnie.
- Ale… dlaczego? Mógłbym pomóc i… - urwał, gdyż dotarło do niego, co przed chwilą się stało. Ściągnął brwi, zastanawiając się, dlaczego znowu elementy układanki nie łączą się w spójną całość.
- Nie. Nikt nie może mi pomóc. Proszę, zostaw mnie samą.
- Evelyn…
- Wyjdź.
Zanim zapadła głucha cisza, usłyszała powolne, oddalające się kroki Damiana i ciche trzaśnięcie drzwi. A potem miała ochotę rozerwać tę głuchą noc jej własnym krzykiem, który ugrzązł w gardle.
Udała się do łazienki, gdzie bezcelowo obmyła twarz zimną wodą. To spotkanie, które miało miejsce jeszcze parę minut temu, było trudne. Nie chciała tego powtarzać, ale czuła, że od teraz będzie tylko gorzej.
Oparła się o blat umywalki. Ręce trzęsły jej się ze zdenerwowania. Oddychała głęboko, chcąc się uspokoić. A to nie było takie łatwe.
Co ty zrobiłaś? Co ty robisz?
Próbuję nie wydać się. Próbuję chronić siebie. I innych.
Tylko ich ranisz.
Chciałabym tego nie robić, wiesz o tym dobrze!
Coś ci nie wychodzi.
Podniosła wzrok. Spojrzała w swoje odbicie. We własne oczy. Maska motyla, którą przybrała we śnie, przebiegła jej przed oczami.
Czy tym się właśnie stawała? Czy na tym polegała zamiana z gąsienicy w motyla? Przecież to nie miało być tak. Czekała na kogoś takiego jak Butterfleye – tajemniczego i charyzmatycznego; kogoś, kto wyzwoliłby w niej coś pięknego. Doskonałego.
A tymczasem stajesz się po prostu kłamcą doskonałym. Chociaż i o tym można by podyskutować.
Skrzywiła się na widok własnego odbicia. Wstręt – to słowo doskonale opisywało jej obecne uczucie do siebie.
Odwróciła się od lustra, nie mogąc patrzeć na siebie. Jednak kątem oka wciąż widziała swoje odbicie. Kobietę krążącą po małym pomieszczeniu, szukającą sposobu na ujście emocji.
„Głupia, głupia, głupiaaa!” – krzyczała w myślach. Uderzyła się otwartą dłonią po głowie, ale to wcale nie sprawiło, że poczuła się lepiej.
Wzięła do ręki ciężką buteleczkę z perfumami.  Podrzuciła ją lekko w dłoni, patrząc ze złością na lustro. Zamachnęła się, jednak ręka zawisła w połowie, po chwili wolno opadając.
Nie mogła tego zrobić. Jeszcze komuś przyszłoby do głowy odwiedzić ją w najmniej spodziewanym momencie, wszedłby do łazienki i zobaczył popękane lustro… To dopiero byłoby podejrzane.
Odłożyła naczynie na półkę, szybko wychodząc z łazienki.
***
„Spokojnie. Zaczniesz od nowa, udasz, że nic się nie stało… Po prostu zachowuj się naturalnie. Rebecca nie może się zorientować, że coś się stało. Nie możesz dać jej okazji do kolejnego ataku. To nie twoja wina, że ta dziewczyna ma jakieś kompleksy, ale twoim problemem jest to, co z tego wynika”.
Całą drogę do pracy wmawiała sobie, że wczorajszy wieczór to nieistotny epizod. Że Damian jej wybaczy i zrozumie. Wpierała sobie to tak silnie, że były chwile, w których naprawdę w to uwierzyła.
Jednak kłamstwa nie uchronią cię przed prawdą, Evelyn.
Zignorowała tę myśl.
***
Damian siedział po turecku na biurku, gdzieś pomiędzy oknem a ekspresem do kawy, przeglądając całkiem sporej grubości książkę. Często znajdował sobie takie „niestandardowe” miejsca na chwilę relaksu.
- Dobrze, że jesteś taki chudy, inaczej już dawno to biurko by się zawaliło – zażartowała Evelyn, dźgając lekko podeszwę jego trampka, po czym włączyła ekspres. Miała nadzieję, że nie było widać po niej jak bardzo biło jej serce w tym momencie i jak bardzo czekała na jego odpowiedź oraz jak bardzo wierzyła w to, że nie usłyszy w jego głosie nuty złości.
Mężczyzna podniósł wzrok na brunetkę i uśmiechnął się lekko.
- Serio, przytyj trochę – powiedziała, przegryzając ciastko.
- Mówisz jak moja mama – mruknął, ponownie wracając do lektury.
Evelyn zaśmiała się. Jego matka za każdym razem gdy go widziała, narzekała, że jej syn jest za chudy, nie je wystarczająco, przez co nie wygląda na prawdziwego mężczyznę i to właśnie to jest przyczyną, dla której jeszcze nie znalazł dziewczyny. Po czym wręczała mu zapas domowej roboty obiadków. Czasami Evelyn też coś się dostało.
- Co, jeszcze nie pogodziła się z wyglądem syna?
- Ostatnio zadzwoniła do mnie w porze lunchu i spytała gdzie jestem i dlaczego nie na obiedzie – odparł obojętnie.
- A potem dała ci wykład, co powinieneś zamówić – dokończyła Evelyn ze śmiechem.
- Powiedzmy. No i kazała cię pozdrowić.
Dziewczyna posmutniała. Gdyby tylko Bethany wiedziała jak relacje z jej synem uległy zmianie od jej ostatniego telefonu…
- Też ją pozdrów przy okazji.
Damian pokiwał tylko głową, pogrążony w lekturze. Evelyn pomyślała, że pewnie nawet nie usłyszał, co mu powiedziała.
„Przecież zawsze tak jest, gdy w coś się wciągnie”, pocieszyła się, ale miała wrażenie, że oddalają się od siebie. Nagle pomiędzy nimi był ogromny ocean, który sama wylała, a którego nie potrafiła przemierzyć, ponieważ nagle zapomniała jak się pływa. Próba bycia „dawną Evelyn” zakończyła się fiaskiem i miała wrażenie, że kiedyś naturalne dla niej zachowania, teraz wychodziły całkowicie sztucznie.
***
Wróciłem. Zapraszam na Lombard Street, motylku.
Serce przyspieszyło rytm, wnętrzności zatańczyły żwawą cha-chę, a przez twarz przebiegł cień uśmiechu.
Chociaż jeden pozytyw tego okropnego dnia. Promień słońca w mrocznym lesie.
Zerknęła na Rebeccę. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Teraz musiała się pilnować. Nie mogła tym razem natychmiast się zwolnić, bo ta od razu dorobiłaby do tego swoją teorię, którą z pewnością podzieliłaby się z Damianem.
„Nie zauważyłaś jeszcze, że gdybyś nie wpakowała się w motyli trans, wszystkie te problemy nawet by nie powstały?”
***
Nieśmiało przekroczyła próg pokoju. Po  raz kolejny złorzeczyła w myślach na buty, w których słychać było każdy jej krok, co nieco ją krępowało. Szybko przemierzyła pusty korytarz i weszła do salonu, który ani trochę nie uległ zmianie od jej poprzedniej, tajnej, wizyty w tym miejscu.
Butterfleye zajmował swoje ulubione miejsce na parapecie okna. Zobaczywszy swoją „asystentkę”, zagwizdał z podziwem.
- Proszę, proszę, kogo moje oczy widzą? – Zeskoczył z parapetu, rozkładając ramiona w powitalnym geście. – Czy to Evelyn? – zażartował, przeszywając ją uważnym wzrokiem od stóp do głów.
Normalnie Evelyn ucieszyłaby się na taką reakcję. Jednak okoliczności zmieniły się. Nie była już zadowolona ze swojej przemiany, która zaczynała być liną, na której kobieta o imieniu Rebecca chciała ją powiesić.
Uśmiechnęła się niemrawo.  Żałowała, że wybrał akurat ten dzień na swój powrót. Wolałaby przywitać go szerokim uśmiechem i z takowym zaprezentować swój nowy image. Tak to sobie wyobrażała – że gdy wróci, ona pokaże mu się z nowej, lepszej strony, obróci się parę razy wokół własnej osi, a on, niczym prawdziwy projektant; artysta, będzie pochłaniał ją wzrokiem i wyrażał głośny zachwyt.
Mrzonki.
- Oj, ktoś tu nie w humorze – stwierdził, wskazując jej miejsce na kanapie. Nie skorzystała jednak z zaproszenia. Chciała jak najszybciej wrócić do domu. Choć cieszyła się na jego powrót – dziś wyjątkowo wolała wybrać samotny wieczór pod kołdrą.
Zacisnęła wargi. W tym momencie jej usta wyglądały jak cienka kreska, naszkicowana przez artystę, jedynie po to, aby zaznaczyć ich położenie.
- Uderz mnie – powiedział Butterfleye z nienacka.  Widział, że Evelyn tłumi w sobie emocje.
- Co?
- No dalej, uderz mnie w twarz. Dalej. Przecież chcesz tego. Daj upust swoim emocjom. – Zbliżył się do niej. – Uderz mnie – wyszeptał.
- Jesteś stuknięty – powiedziała, cofając się. Ale Butterfleye był jak natrętna mucha.
- Uderz mnie. No dalej, nie bądź taką sierotą. Jesteś przecież wkurwiona. Szkoda, że zapominasz o tym, że powinnaś oddzielać emocje, towarzyszące tobie na co dzień z wizytami u mnie – powiedział jej na ucho. – Jesteś słaba – dodał. – Może powinienem wybrać kogoś innego? Ładniejszego, silniejszego, bardziej odpowiedniego, a nie jakąś słabą panienkę, która nawet nie potrafi dać mi po ryju, jak o to proszę!
Nie chciała tego słuchać. Miała dość, a miarka się przebrała. Uderzyła go płaską dłonią w twarz.
Przez sekundę nastała głucha cisza, a potem mężczyzna roześmiał się szaleńczo.
- Dobrze! Dooobrze! A teraz jeszcze raz, dajesz.
Evelyn patrzyła na niego z nutą przerażenia. Właśnie przekroczyła pewną granicę, której raczej nie powinna przekraczać, a jej mistrz wcale nie wydawał się tym przejęty. Co więcej: sam to sprowokował. Po co?
- No dalej – zniecierpliwił się i popchnął ją.
Uderzyła go ponownie. Poczuła dziwną ulgę. Może rzeczywiście tego potrzebowała? On zawsze wie lepiej.
- Nie bądź taką cipą, pokaż pazur!
Tego było za wiele. Rzuciła się na niego z pięściami.
- Nie bij mnie jak baba, tylko walnij konkretnie!
Wedle życzenia.
Jej pięść przecięła powietrze i rozbiła się pod wargą Butterfleye’a. Po chwili na jasnej skórze mężczyzny zaczęły pojawiać się czerwone krople.
Mężczyzna nie wydawał się być poruszony. Chichocząc, usiadł na czarnej kanapie i dłonią ocierał krew, wypływającą z pękniętej wargi.
Dziewczyna dyszała ciężko po tym krótkim starciu. Musiała przyznać, że trochę jej ulżyło. To było dokładnie to, przed czym z takim trudem się powstrzymała niecałe dwadzieścia cztery godziny temu w łazience.
- Niektórzy mówią, że każdy facet powinien dostać od czasu do czasu po mordzie. Dziękuję ci za to.
- Proszę bardzo – mruknęła, opadając bez sił na czarną kanapę. - Wiesz, wiele się działo, gdy ciebie nie było – powiedziała po chwili milczenia. Czuła, że musi go o tym poinformować, a im szybciej, tym lepiej.
- To znaczy?
- Wiesz… chyba mamy pewien problem. Mogę skorzystać z laptopa, żeby w pełni przedstawić ci tę sprawę?
Podsunął jej komputer i czekał, aż znajdzie w Internecie odpowiedni link. To z kolei nie trwało długo. Szybko odnalazła odnośnik do materiału, pokazanego w telewizji, którego adresatem rzekomo miał był Butterfleye.
Mężczyzna obejrzał film w milczeniu, z zaciśniętą pięścią przyłożoną do ust.
- Istotnie, mamy problem – powiedział sztucznie opanowanym głosem, gdy pasek, określający długość filmu, dotarł do końca. 
-----------------------------
Nie jestem do końca zadowolona (łaaał, ale nowość?), ale mogę sobie pozwolić na opublikowanie teraz, bo jestem do przodu z rozdziałami jak jeszcze nigdy przedtem, także... joł. :D 

26 komentarzy:

  1. Chyba udzielają Ci się moje fluidy niezadowolenia, hahahahaha. :D

    Nie było źle, wyszło bardzo naturalnie. Nie no, nadal nie mogę z motywu tańczących cha-chę wnętrzności i z B., który kazał się pobić (epic win, Motyle Oko dostał po mordzie! :D). I ta metafora liny, na której Rebecca chce powiesić Evelyn, wooow... Szkoda, że pannie Verriar nie wychodzi kumplowanie się z Damianem jak za dawnych lat. Przy okazji - liczyłam na momenty, a tu nic! How unromantic!

    A wiesz, co mi się najbardziej podobało? Zdanie, że usta Ev przypominały teraz cienką linię, którą artysta oznacza ich położenie. Bardzo plastyczne. :)

    Pozdrawiam,
    [gilderoy-lockhart]

    PS Nieładnie B. nazwał Evelyn, nieładnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę szczerze powiedzieć, że ten rozdział, moim zdaniem, był najlepszy z dotychczas opublikowanych [choć nie mówię, że tamte były złe, wiadomo;)] Podobały mi się przemyślenia Evelyn. Jak bardzo tłumiła w sobie te emocje związane z Rebeccą. Trochę szkoda, że musiała okłamać Damiana, lecz co mogła zrobić, nie mogła powiedzieć prawdy. Scena z panem M. była super:) Miałam uśmiech od ucha do ucha, gdy tak waliła do po pysku, a on na to pozwalał:) Bardzo fajny jego powrót:) No i jest problem związany z filmikiem. Jestem to ciekawa, co takiego zrobi Butterfleye.

    Czekam na next:*
    Całuję:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bez wątpienia spisałaś się w tym rozdziale. Nieźle wpływa na psychikę, chociaż i tak było dość łagodnie. Spodziewałam się czegoś nieludzkiego, chociaż... czy prośba o dostanie po ''ryju'' jest odruchem ludzkim? Raczej nie.
    I dochodzi ten cały Damian... Zareagował zbyt spontanicznie, dał się ponieść emocjom i oskarżeniom Rebecci i w rezultacie wyszedł na zaaferowanego panikarza. Przypuszczenia Rebecci wypłynęły prawie że znikąd,wprawdzie można jej pogratulować spostrzegawczości lub, w co niektórzy wierzą, kobiecej intuicji, ale żeby od razu rzucać podejrzenia na Evelyn? Nie, to mi się średnio podobało. Damian i Evelyn przyjaźnili się kawał czasu, więc dlaczego bez problemu uwierzył w słowa Rebecci? Nie pasuje mi to do obrazu prawdziwego kumpla, który staje murem za innymi. To się działo za szybko. Coraz mniej lubię tego gościa.
    Cieszmy się i radujmy z powrotu Motylka! Tak nudno i szaro było bez niego. Oby dodał nam nowych wrażeń wraz ze swoim skromnym `come backiem`.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze, co mam ochotę powiedzieć to: Och Damian i bardzo mocno wirtualnie przytulić tę postać (ale to pewnie dlatego, że naoglądałam się odcinków "Fringe", w których romans między głównymi bohaterami jeszcze nie zaistniał i Peter jest taki... słodki). No i muszę tu się zgodzić z Fedorą: how unromantic, ja też liczyłam na momenty.
    Motylek wydawał się być w doskonałym nastroju, czyżby wszystkie "sprawy", które miał załatwić, poszły dobrze?
    No i na koniec trochę mi też żal Evelyn, w końcu zdaje się, że coś bezpowrotnie straciła...

    PS. Też chciałabym być bardzo bardzo do przodu z rozdziałami. Na razie jestem do przodu z rozdziałami a do tyłu z pracą licencjacką i nie mam pojęcia, czym się zająć... E tam, zacznę dalej pisać 19 rozdział "Fausta"! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz, pisz, jestem zawsze za przeczytaniem czegoś godnego ^^
      No... nie mogło być romantic. W każdym razie nie teraz... I było mi strasznie głupio jak pisałam tę scenę, prawie tak bardzo jak Evelyn. Też mi go żal, bo niczym nie zawinił, a w sumie w pewien sposób wchodzi w to bagno razem z Ev.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Nie TERAZ?! Czy to znaczy, że między tą dwójką szykuje się coś jak najbardziej "romantic"? Ach, no to teraz nie będę mogła się doczekać następnych rozdziałów

      PS. Odpisałam ci też u mnie, jakby co :)

      Usuń
    3. Nie wiem, powiem szczerze, że planowałam, ale ostatnio zaczynam się skłaniać ku zmianie planów, bo mi pewne rzeczy nie pasują :p pożyjemy, zobaczymy :D

      Usuń
    4. O to tak jak ja całkowicie zmieniłam fabułę finalnej części jednego z moich opowiadań (nie "Fausta") i teraz też mam problem logistyczny jak stare rozdziały poskładać z nowymi, które osoby pozostawić przy życiu, które uśmiercić i czy rzeczywiście zgodnie z życzeniem czytelniczek zakończyć to "romantycznie" a nawet w międzyczasie wrzucić jakieś tzw. momenty, które mimo wiekowych odleżyn i tysiącu poprawek nadal nie wydają mi się dość dobre. Chyba nie umiem pisać takich scen...

      BTW. Zamysł z parą Ev-Damian zacny, ale jeśli wymyślałaś zacniejszy, to aż drżę z niecierpliwości :)

      Usuń
  5. Nie wiem, czemu jesteś niezadowolona (chociaż czasem autor widzi swoje dzieło inaczej niż odbiorcy), mi wydawało się, że rozdział był równie dobry jak inne.
    Chociaż spodziewałam się, że do czegoś jednak między nimi dojdzie, a tu lipa. Jednak z drugiej strony Damian zachował się jak idiota, więc co się dziwić, że Evelyn w porę się opamiętała. Pomijając fakt, że miał rację, to kto normalny przychodzi po nocach do przyjaciółki i mówi, że zadaje się z przestępcami.
    Bardzo podobał mi się ten drugi fragment o nich. Szkoda, że już nic nie będzie tak samo. Taki przygnębiający był ten moment.
    I w końcu wrócił Butterfleye. Zastanawiam się, co zrobi w sprawie tego, co zaszło pod jego nieobecność. Pewnie miło nie będzie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział! Naprawdę nie masz na co narzekać, był wciągający i jak zwykle rewelacyjnie napisany. Przyznam, że nie spodziewałam się po Motylku takiej bezpośredniości w stosunku do Evelyn. Ich znajomość cały czas przeradza się w coś większego, głębszego, a jednocześnie owianego tajemniczą aurą. Miałam dreszcze, gdy Ev lała Butterfleye'a, serio. Cieszę się przeogromnie, że nasz bohater powrócił do świata żywych, opowiadanie znów nabrało barw. Za to Damian, trzeba przyznać, jest naiwny, aczkolwiek widać po nim, iż ufa przyjaciółce bardzo. Ogółem pięknie opisałaś te wszystkie emocje, paletę uczuć, naprawdę myślałam, że dojdzie między nimi do pocałunku. A rozmowa z Kurtem na czacie? Odrobinę dziwna. Uwielbiam faceta i zastanawiam się, dlaczego taką niechęcią darzy Motylka...
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Piękny szablon! *,* Tylko literki ciut za ciemne, trzeba wytężać wzrok :)

      Usuń
  7. nie... rozdział równie dobry jak poprzednie. nie narzekaj, bo nie masz na co :)
    tylko że jednak czuję trochę niedosytu. Bo ja chciałam romantycznej sceny z Damianem a ten wyjeżdża jej z takimi tekstami. Nie no... faceci są do bani.
    i jest nasz Motylek. Tęskniłam!
    pozdrawiam serdecznie i czekam na news :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaczęło się tak zabawnie i niewinnie. Rozmowa na czacie z Kurtem świetna, bo do tej pory uważałam, że jest on po prostu trzyma się na uboczu tego wszystkiego jak tylko może, a tu wyszło, że ma tak negatywny stosunek do B. A potem Ev strasznie nabroiła w tym rozdziale. Zrobiła z Damiana kompletnego kretyna, kłamiąc przy tym tak, że B. by się nie powstydził. I jak już jesteśmy przy nim, to koniec rozdziału, którego zupełnie się nie spodziewałam, Ev dająca B. w twarz i to kilka razy :D Ogólnie Wydaje mi się, że motylek tak tylko się zgrywa tymi tekstami, że mógł kogoś lepszego wybrać niż Ev. Mam wrażenie, że doskonale widzi, jak dziewczyna się zmienia, co mu się podoba i próbuję dalej popychać ją w tę stronę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. hohoho. Evellyn staje sie bewzględną suką. I potrafi to ukrywać rpzed innymi, nawet jeśli sama traci kontrolę. myślałam, że problemem nędzie fakt, że ktoś się domyślił a nie fuilm... swoją drogą chyba byłoby dziwne, gdyb y Butterflye sam go nie obejkrzal? no nie wiem, ale on jest chyba wszechiowedzący w takich kwestiach? coraz bardziej to wszytsko jest pogmatwane. ale B wrócił w dobrym stylu i nareszcie, nareszcie będą jakieś akcje z nim w roli głównej haha. a nie jakieś podróby xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie poinformowałaś mnie, no! Legilimencjo, zÓa kobieto. Ale może to wina mojego gg, bo przez ostatni tydzień było popsute. Ale jeśli nie... Strzeż się, mwahahaha. :D
    B. IS BACK, B. IS BACK! And crazy, wow. Chociaż w sumie zazdroszczę Evelyn, sama z chęcią bym się na niego rzuciła. Nie dlatego, że go nie lubię, wprost przeciwnie - uwielbiam gościa. Ale to ma w sobie coś strasznego, a ja kocham takie rzeczy. Plus jestem ciekawa, co Motylek zrobi w związku ze swoim naśladowcą. Bo to jasne, że nie zostawi sprawy ot tak.
    Lubię taką Evelyn! Wiem, wiem, Damian na to nie zasłużył, ona brzydzi się samej siebie, co pokazała przed lustrem, i staje się bezwzględną kłamczuchą - ale hej, przynajmniej ma charakter! Wiem, że to nie jest zmiana na lepsze, ale z drugiej strony, jak mogła pozostać starą Ev? Z Motylkiem to niemożliwe. Ale mimo to bardzo cieszę się, że do jej pocałunku z przyjacielem ostatecznie nie doszło, bo ty jednak byłaby przesada. Damian, którego w tym rozdziale o dziwo lubiłam, jest na to za dobry.
    Uśmiechałam się jak głupia od początku rozdziału. KURT. <3 Kocham go i chyba na zawsze pozostanie moim ukochanym bohaterem. DeadBoy... Czy to dziwne, że to do niego pasuje? ^^
    Pozdrawiam i życzę wielgaśnej weny. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to w takim razie wina GG, bo wysyłałam informację! :D Nie bij, proszę :D
      Tak, dokładnie, jest trochę za dobry, dlatego chyba było mi tak głupio jak to pisałam...
      Nie, to wcale nie dziwne, że to do niego pasuje, w końcu "sam wybierał" ten nick, hehehe.
      Dzięki ^^

      Usuń
    2. Tak myślałam. :) Ale na szczęście już się naprawiło i mam nadzieję, że takich problemów już nie będzie.
      Damian to słodziak i tyle. Właśnie doszłam do takiego wniosku, ha! Jestem okropnie ciekawa, co zrobi, kiedy dowie się, że jednak Rebecca miała rację i jego kochana Evelyn z liceum nie istnieje, a jej miejsce zajęła Evelyn z Lombard St. I powiedz, że niedługo będzie więcej Kurta. Proszę, proszę, proszę! *________*

      Usuń
    3. Niestety, w najbliższych rozdziałach mam raczej zamiar skupić się na Evelyn, Kurt wciąż będzie gdzieś w tle :)
      "Evelyn z Lombard St" - podoba mi się to określenie, haha :D

      Usuń
  11. Nareszcie Motylek wrócił! ^^ Choćby przez ten fakt rozdział jest doskonały. Dodałabym do tego scenę z pobiciem. On nie jest normalny i coraz bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu. Heh... Ale wariaci są potrzebni, nie? Inaczej byłoby nudno. Ja na przykład ciekawa jestem co Butterfleye zrobi z jego szanownym naśladowcą. Swoją drogą myślę, że załatwi to dość... spektakularnie. A na pewno z wrodzona sobie kreatywnością. ;)
    Co się zaś tyczy Evelyn. Zaczyna pogrążać się w kłamstwie, ale ja ją rozumiem. Świat Lombard St. ją fascynuje. Ciężko się z niego wydostać, a jeszcze ciężej samowolnie zrezygnować. Może zagranie na uczuciach Damiana jest nie fair, ale czy jego podejrzenia były... uzasadnione? Przecież jest jego przyjaciółką! Powinien jej ufać, nawet jeśli ona na to zaufanie już nie zasługuje. Bo przecież on o tym nie wie.
    Pozdrawiam serdecznie. ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Chcesz skupić się na Evelyn? To dobra nowina. Niby jest główną postacią, a jednak mało o niej wiemy. Chętnie zapoznam się i przyjrzę jej charakterowi z bliska. Czekam na rozdział i życzę weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wreszcie wrócił nasz Motylek kochany i dobrze, bo bez niego na Lombard Street było jakoś tak dziwnie pusto;) A teraz jest dużo lepiej.

    Damien, Damien... Nawet nie wie, jak bardzo trafił ze swoimi podejrzeniami. Szkoda, że nie ma po tym pojęcia. A z Evelyn swoją drogą jest świetna aktorka, powinna już dawno wyjechać i podbić Hollywood, marnuje się nam dziewczyna.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeszcze dziś postaram się napisać tutaj komentarz i nadrobić zaległości. A raczej na odwrót powinnam to napisać, ale cóż xd.
    Mam nadzieję, że mnie nie zjesz za to, że tyle zwlekałam :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W żadnym wypadku! Mam nadzieję, że już lepiej się czujesz :) ?

      Usuń
    2. Lepiej, lepiej :). Chociaż teraz mnie łapie jakiś wirus. Widać, że choroby mnie lubią : x

      Usuń
    3. Możesz być ze mnie dumna! Dotarłam do końca jak żem obiecała :).
      Ach... Damian, Damian... żałuję, że Evelyn jednak nie pocałowała go. Już widziałam oczyma wyobraźni "taniec ich ust", serio :p. Chyba za dużo romansideł oglądam XD. Ciekawe czy Damian domyśli się prawdy. Na razie jest zbity z tropu, ale kto wie. W końcu głupi nie jest. No i jeszcze Kurt. Chciałabym aby coś między nimi zaszło. Coś gorącego. Lubię Kurta i podoba mi się to w jaki sposób mówi. Nie mówi wiele, po prostu tyle ile musi.
      No i oczywiście Motylek. Wrócił chłop w końcu i dostał po mordzie od Ev xd. Nie ma to jak miłe powitanie! Ale sam tego chciał. Ech, jak Evelyn daje sobą łatwo manipulować. Podejrzewam, że gdyby kazał jej skoczyć z mostu - zrobiłaby to.
      Jestem ciekawa teraz tej sprawy z oszustem. Co wymyślą?

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  15. łooooo, no to chyba moja ulubiona scena!!! Ev, która przywaliła Motylowi!!! :D
    Soł soł najs!!! :D

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy