Rozdział 22

Such a sexy, sexy, pretty little thing
Fierce nipple pierce
You got me sprung (...)
Butterflies in her eyes and looks to kill
Time is passing
I'm asking, could this be real (...)
Come, come my lady
You're my butterfly
Crazy Town - Butterfly
 
Jego nozdrza drgały, podobnie jak górna warga, wykrzywiana co jakiś czas w grymasie pełnym pogardy i gniewu.
Gdy skończył oglądać, zapadła cisza. Evelyn czekała na wybuch złości, ale Butterfleye wydawał się trzymać emocje na wodzy.
Wkrótce zaśmiał się przez zęby, jakby dokładnie czegoś takiego się spodziewał.  Evelyn nie mogła oprzeć się wrażeniu, że podejrzewał kogoś konkretnego o podrabianie jego czynów.
- To żałosne jak nieudolnie próbował mnie wrobić. Ta nieumiejętnie trzymana kamera, szumy i trzęsący się obraz – wyliczał z kpiną. – Porażka. Nie pozwolę, żeby łączono mnie z czymś takim. Zrobimy z tym porządek.
Evelyn zwróciła szczególną uwagę na liczbę mnogą w jego ostatnim zdaniu. Nie wiedziała, jak powinna zareagować. W tamtej chwili miała nadzieję, że jego plany nie zagrożą jeszcze bardziej jej reputacji i nie będzie kazał ponownie podpisywać się pod jakimś graffiti.
Nie powiedziała Butterfleye’owi o swoich problemach w życiu prywatnym, choć związanymi bezpośrednio z nim. Wiedziała, że wkurzyłby się jeszcze bardziej – co więcej: to mógłby być koniec ich współpracy, bo przecież to miała być tajemnica. Tymczasem ktoś był tuż-tuż jej rozwiązania, podczas gdy ona niewiele posunęła się do przodu w motylej zagadce.
Przyznanie się po prostu nie wchodziło w grę.
- Wiesz, kto to zrobił?
- Nie, ale daj mi parę dni, a się dowiem. Czekaj na znak, motylku.
***
Wracała do domu pieszo, chcąc odetchnąć wieczornym powietrzem. Miała wątpliwości co do wszystkiego. Bała się nawet swojego cienia, który pod wpływem zmiany oświetlenia pojawiał się raz po jej prawej stronie, a raz wyrastał tuż przed nią.
Damian, Rebecca, Butterfleye… To oni składali się na jej główny problem. Nie chciała winić nikogo z nich, ale czuła się zwyczajnie przygnębiona. Chciałaby znowu śmiać się tak beztrosko jak jakaś dziewczyna idąca po przeciwnej stronie ulicy…
- Hej, Evelyn! – zawołała ta sama kobieta, której przed chwilą Evelyn pozazdrościła swawoli. Odwróciła się i zobaczyła swoją siostrę, Matildę, idącą pod rękę ze swoim nowym chłopakiem.
- Cześć… co wy tu robicie? Nie ma droższych knajp w okolicy? – spytała, nieco speszona. Nie ukrywała, że nie miała już ochoty na spotkania z kimkolwiek.
- Tylko z Nate’em spacerujemy.
„Nie ma ciekawszych miejsc do spacerów?”, jęknęła w myślach, ale uśmiechnęła się niemrawo.
- A ty co robisz na Lombard Street?
- To samo.
Zerknęła na Nate’a – był to szatyn o krótkich włosach w nieładzie i zielonych oczach, ukrytymi za okularami w grubej, rogowej oprawie. Przyglądał jej się uważnie. Evelyn miała wrażenie, że z pewną rezerwą i pożałowaniem, ale nie zastanawiała się nad tym wiele. Była w wystarczająco kiepskim nastroju, bardzo możliwe, że po prostu zmyśliła sobie te uczucia.
- Och, nie przedstawiłam was! Nate, to moja siostra, Evelyn, Evelyn to Nate.
Podali sobie bez słowa ręce. Dziewczyna czuła się mocno przytłoczona spojrzeniem nieznajomego. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ten zna już ją od jakiegoś czasu, co przecież było niemożliwe, a jednak…
To spotkanie dodatkowo ją zdenerwowało, gdyż obecność w tej dość nietypowej okolicy – w dodatku bez niczyjego  towarzystwa – mogłaby wydać się komuś podejrzana. Jednak Matilda nie wydawała się być tym przejęta. Co innego jej chłopak, ale to Evelyn zbagatelizowała. W końcu w ogóle jej nie znał.
- Nate opowiadał o tej ulicy i uznaliśmy, że trzeba to zobaczyć na żywo – uśmiechnęła się Matilda.
Evelyn z trudem ponownie zerknęła na mężczyznę. Miał na sobie kurtkę w kolorze khaki, czarną koszulkę pod spodem i proste dżinsy. Wyglądał zwyczajnie, ale w zestawieniu ze swoimi okularami i dziwną miną mógł wydawać się zabawny.
- Co takiego? – spytała od niechcenia.
- Powiedz – szturchnęła mężczyznę Matilda.
- No nie wiem, Matilda, nie chcę was zanudzać… - mruknął.
- Powiedz, to wcale nie jest nudne.
- No dobrze… Lombard Street to najbardziej poskręcana ulica na świecie. Została zaprojektowana w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim przez Carla Hanry’ego, kierownika firmy farmaceutycznej, aby zmniejszyć kąt nachylenia jezdni, który wynosił wówczas dwadzieścia siedem procent, czyli mniej więcej tak – tu nachylił dłoń pod odpowiednim kątem -  a obecnie jest to tylko jedenaście procent. Łącznie z odcinkiem z czerwonej cegły, po której teraz stąpamy, ma czterysta metrów.  Do użytku został oddany…
Evelyn słuchała go ze zdziwieniem mieszającym się z poczuciem absurdu. Jak Matilda mogła wybrać takiego cyborga na swojego chłopaka?
Zerknęła na siostrę – ta wydawała się być ogromnie rozbawiona paplaniną Nate’a, który z coraz większym przejęciem opowiadał historię ulicy i bardziej znanych jej mieszkańców.
***
DeadBoy: BFE nie był w najlepszym humorze po twojej wizycie.
E-vey: Nie dziwię mu się. Powiedziałam mu o tym, co się działo, gdy go nie było.
DeadBoy: O Damianie? I Rebecce?
E-vey: Nie, coś ty! W życiu. Musiałabym upaść na głowę, żebym to powiedziała. Chodziło mi o jego naśladowcę, o czym głośno było w mediach.
DeadBoy: Ach, o tym. Już o tym zapomniałem. Tyle ciekawych rzeczy dzieje się wokół.
E-vey: I mówi to facet, który prawie cały czas siedzi w piwnicy na Lombard St
DeadBoy: Dzięki, że mi o tym przypomniałaś. Zupełnie o tym zapomniałem.
E-vey: Przepraszam. Jestem ostatnio kłębkiem nerwów. Nie mogę sobie z tym poradzić. Z jednej strony jest Damian, który jest dla mnie jak brat, a z drugiej Butterfleye, który ma tak niesamowitą siłę przyciągania, że po prostu nie mogę mu się oprzeć. A teraz w każdej chwili mogę to stracić.
DeadBoy: Nie da się zaprzeczyć, że wpadałaś w duże gówno.
E-vey: Ostatnio twoje zdolności do pocieszania słabną :P
***
Parę dni później Evelyn otrzymała SMS-a. Był lakoniczny, ale treściwy: adres jakiegoś wysokiego budynku, do którego miała się udać i wejść na dach. Po chwili dostała kolejną wiadomość ze wskazówkami jak ominąć niepotrzebne rewelacje w drodze na szczyt.
Nie wnikała; nie zadawała zbędnych pytań. Po prostu założyła kurtkę i postąpiła według wskazówek.

- Dlaczego tu jesteśmy? – spytała, z lekkim podziwem obserwując panoramę rozświetlonego San Francisco.
- Chciałem pokazać ci to miejsce – odparł, jak zaczarowany wpatrując się w rozpościerający się przed nimi widok. – Widzisz stąd całe miasto, możesz odetchnąć pełną piersią i poczuć to.
- Co? – spytała po chwili dziewczyna, próbując „to” poczuć.
- Och, Evelyn, za mało się starasz – zbeształ ją Butterfleye. – Chodź – powiedział, wyciągając ku niej rękę.
Z niewielkim zawahaniem chwyciła jego dłoń. Pozwoliła zaprowadzić się niemal na sam skraj dachu.
- Zamknij oczy – wyszeptał jej na ucho i stanął tuż za nią. Evelyn mogła poczuć jego ciepły oddech na karku. Posłusznie przymknęła powieki.
Czas się zatrzymał.
- Wsłuchaj się w miasto. W to, co nas otacza – powiedział bardzo cicho, niemal niedosłyszalnie.
Uznała to za bardzo dziwne polecenie.  Na początku nie wiedziała co zrobić, jak „wsłuchać się w miasto”, lecz po chwili zaczynała rozumieć, o co chodziło.
W oddali słyszała szum samochodów i głośniejsze słowa przechodniów. Gdzieś daleko szumiało morze. Słyszała także bardzo wyraźnie wiatr - tę siłę, której działanie widać i czuć, ale nie można dostrzec jej fizycznej postaci. A z tyłu ktoś za nią stał. Doskonale wiedziała, kto to – przynajmniej teoretycznie, gdyż równie dobrze mógł to  być ogromny znak zapytania. Czuła ciepło jego ciała. W końcu usłyszała głośne bicie swojego serca.
Tu-dut, tu-dut.
- Wciągnij głęboko to nocne powietrze – nakazał, a jego słowa zostały porwane przez wiatr.
Tak ulotne i delikatne jak motyl.
Wzięła głęboki wdech. Rześkie powietrze wypełniło jej układ oddechowy, nieco pobudzając zmęczone już zmysły.
Rytm miasta zaczął zlewać się z rytmem bicia serca.
Tu-dut, tu-dut.
Była częścią tej muzyki, choć w rzeczywistości stała wyżej. Jakby była ponad to. Ona, Evelyn, stoi na dachu świata wraz z największym przestępcą dwudziestego pierwszego wieku. To nie serce bije w rytmie miasta, to miasto podporządkowuje się jej.
Nam.
- Jesteś gotowa wyfrunąć, motylku?
Być może nie była, ale nawet jeśli – Butterfleye zadbał o każdy szczegół.
Z jego pomocą stworzyli zupełnie inną, nową Evelyn. Pomyślała, że właśnie pozwolili uzewnętrznić jej alter ego. Efekt był taki, że gdy stanęła przed wysokim lustrem, nie poznała samej siebie.
- Łał – wyrwało jej się. W odbiciu widziała szczupłą kobietę w skórzanych wąskich spodniach, obcisłej czarnej bluzce, ze sporym dekoltem, który podkreślał jej biust mocniej niż jakiekolwiek koszulki od Matildy. Na nogach miała buty w tym samym kolorze na niewiarygodnie wysokiej koturnie. Początkowo nie czuła się pewnie na takiej platformie; przynajmniej do czasu aż zobaczyła się w lustrze.
Taka kobieta po prostu nie może czuć się niepewnie.
Włosy miała ciasno spięte do tyłu w koński ogon. Ani jeden kosmyk nie opadał jej na czoło. Zauważyła też, że Butterfleye wyprostował jej włosy.
Jednak największą uwagę przykuwały jej oczy. Podobnie jak oczy Butterfleye’a miały teraz czarną oprawę. Ciemne paski ciągnęły się niemal do linii włosów.
Damian z pewnością by jej nie rozpoznał.
- Wyglądasz seksi – stwierdził Butterfleye, samemu nie mogąc się nadziwić efektom własnej pracy.
Teraz Evelyn była dla niego niemalże doskonała – kobieca i pewna siebie. Bezwzględna, choć w rzeczywistości będąca prawie uosobieniem niewinności. Doskonała modelka i partnerka.
Zawsze chciał być przyczyną kolejnej przemiany. I oto się stało – zamienił gąsienicę Evelyn w mrocznego motyla imieniem Evey.
Czyż nie był mistrzem?
- Butterfleye…? – spytała po dłuższej chwili patrzenia w swoje kolejne wcielenie.
- Słucham?
- Ten twój naśladowca poniesie odpowiednią karę, tak?
- Oczywiście.
- Ale… Nie zamordujemy nikogo?
Starała się, aby jej głos nie brzmiał jak głos zagubionej dziewczynki, ale jak głos kobiety, która wie, czego chce. A pragnęła nie mieć na sumieniu niczyjego życia.
Butterfleye zamyślił się.
- Co w takim razie zrobiłabyś z naszym… problemem?
- Może… oddałabym go policji.
- Skoro tak uważasz – Butterfleye wzruszył obojętnie ramionami i zerknął na swój telefon. – No, możemy ruszać.
***
- Gdzie jedziemy? – spytała, przypatrując się widokowi za szybą samochodu, pożyczonego od jednego z mieszkańców Lombard Street. Wolała nie pytać, co by się stało, gdyby policja złapała ich na trasie za przekroczenie prędkości, a gdy szyba by opadła, władze zobaczyłyby dwie osoby w nadzwyczaj mocnym i dość niecodziennym makijażu.
- Na peryferia miasta, koło jeziora Lily Pond. Czeka tam na nas nasz gość.
Evelyn nie odpowiedziała. Jako kolejne wcielenie – kobieta demoniczna, nieznająca pojęcia „skrupuły” – nie powinna się bać. Nie chciała także zadawać zbędnych pytań, ale nie potrafiła po prostu zamilknąć. Niewiedza mogłaby doprowadzić ją do jeszcze większego szaleństwa.
- A co ja mam robić?
- Dobre pytanie. Będziesz moim suportem. Zagrasz przede mną: jak na koncertach. Z tyłu fotela masz broń.
Wyciągnęła drżącymi rękami zza siedzenia czarną pałkę, która, odpowiednio użyta, mogła zadać naprawdę niemiłosierny ból.
- Mam tego użyć?
- Jeśli zajdzie taka potrzeba…
Evelyn zaczerpnęła mocno powietrza.
 „E-vey, ujęcie pierwsze”.
***
Weszli do opuszczonego gmachu starej fabryki. Było to miejsce zaniedbane i zapomniane – większość budynku zasłoniły już gęste krzaki i trudno było ją zobaczyć z daleka. Z pewnością ze względów widokowych to duży pozytyw…
Skierowali się w stronę piwnic. Pomieszczenia były ogromne. Każdy najmniejszy odgłos odbijał się echem po metalowych konstrukcjach. Z dziurawych rur kapały krople wody, odmierzając czas swoim własnym, naturalnym rytmem. Słychać było także ciche odgłosy kończyn szczurów oraz popiskiwania tych gryzoni. Butterfleye poinstruował ją gdzie iść i co robić. Zadanie było proste. Wymusić na delikwencie przyznanie się do winy. Znajdzie go tuż za tymi drzwiami.
Podeszła do nich pewnym krokiem. Wzięła głęboki oddech. Nie ukrywała przed sobą, że boi się tego, co może za nimi zastać.
„Daj spokój. Nie możesz się bać. Nie teraz. Poza tym – pamiętasz, co mówił Butterfleye na waszym pierwszym spotkaniu na Lombard Street? Strach jest tylko w naszych umysłach. Powstaje dlatego, że pozwalamy się kontrolować i manipulować naszym mózgiem.
Więc rusz dupę i do roboty. Nie pozwól, żeby strach tobą kontrolował. Nie bądź marionetką mediów i niewolnikiem własnego umysłu. Leć wysoko”…
Z impetem pchnęła drzwi.
Pośrodku hali produkcyjnej stało krzesło, na którym siedział mężczyzna po trzydziestce, przywiązany do oparcia grubymi linami. Liczne rany ozdabiały skórę na jego twarzy oraz rękach i torsie. Czerwone odbarwienia kontrastowały z jasną karnacją. Niektóre krople poplamiły jasną koszulę delikwenta, tworząc na bawełnianej tkaninie różne wzory.
Podniósł wzrok i zobaczył jedną z najpiękniejszych i najbardziej tajemniczych kobiet, jakie kiedykolwiek widział. Szła w jego stronę, kołysząc ponętnie biodrami, ubrana w czarny, obcisły kostium, który podkreślał każdy kobiecy atut.
Jeśli miał zginąć z jej ręki to istotnie, była to słodka kara.
Evey uśmiechnęła się do niego nieznacznie, zasiadając na metalowej konstrukcji tuż obok niego. Oceniła sytuację: mężczyzna był solidnie przywiązany do krzesła i najwyraźniej absolutnie onieśmielony i zachwycony jej osobą. Zupełnie jak ona Butterfleye’em.
- Jak się nazywasz? – spytała, modelując swój głos w taki sposób, aby w razie czego nie mógł go później rozpoznać.
- M-Mike Fraudin – przedstawił się posłusznie mężczyzna. Emanował od niego strach, ale także fascynacja. Ta aura tchnęła życie w Evey.
- Mike – powtórzyła z zalotnym uśmieszkiem. – Coś ty najlepszego zrobił, co? – spytała, przybliżając się do ofiary.
Słowa – podobnie jak czyny – same dobierały się w pewną całość. Czasami inspirowała się swoim mistrzem, ale głównie wychodziło to od niej. Nie miała pojęcia, skąd w niej taka swoboda i ta… okrutna tajemniczość, jednak musiała przyznać, że poczucie absolutnej dominacji nad drugą osobą był na swój sposób przyjemne. Porównywała je do stania na dachu z Butterfleye’em. To nie jej serce zrównuje się z rytmem miasta, lecz na odwrót. Teraz, gdy nie była sobą, mogła sobie na to pozwolić.
- Dlaczego naśladowałeś Butterfleye’a? Nawet nie wiesz jak wielki jest jego gniew…
- To nie ja…!
Evelyn spojrzała na niego znacząco. Choć broń spoczywała za pasem jej spodni – nie miała zamiaru jej używać.
„Choćby nie wiem co”.
- Proszę, nie udawaj, bo będę zmuszona użyć środków, których wcale nie chcę używać – powiedziała, dotykając wystającej zza pasa czarnej pałki.
- To ty jesteś Butterfleye’em? – wyjąkał.
Evey zaśmiała się głośno.
- Na Boga, nie! Nie, nie, nie. Ale jeśli nie będziesz współpracował, to przyjdzie tu, a wtedy nie będzie już tak wesoło. Więc powiedz, co w ciebie wstąpiło?
- Ja… To nie tak… Potrzebowałem pomocy materialnej i to była… moja zapłata – wyznał po chwili, z trudem łapiąc oddech.
Evey zaciekawiła taka odpowiedź.
- Mów dalej. Kto ci to zlecił?
- Ja… Nie wiem…
- Jak to: nie wiesz? Zaufałeś głosowi z telefonu?! – syknęła, rozzłoszczona. - To bez sensu.
- Bez nerwów, motylku – usłyszała za sobą znajomy głos.
Butterfleye z klasą wszedł do hali, dołączając po chwili do dwójki.
- Don Lotario, prawda? – powiedział Motyl, niewzruszony zaskoczeniem malującym się na twarzy Mike’a. Ten pokiwał twierdząco głową.
- Proszę, wypuśćcie mnie. Naprawdę żałuję…
Butterfleye zaśmiał się głośno.
- O nie, nie, nie, mój drogi. Za nadużywanie cudzego wizerunku należy się kara więzienia, ot co! Nie myśl, że ujdzie ci na sucho przywłaszczanie sobie mojego imienia! – warknął Butterfleye i zamachnął się kilka razy, zadając mężczyźnie bolesne ciosy.
Evelyn drgnęła. W pewnym momencie chciała powstrzymać Butterfleye’a; nakazać mu, żeby przestał, ale przypomniała sobie, że to nie ona jest tu od wydawania poleceń. Odwróciła wzrok, chcąc uniknąć widoku tryskającej z twarzy ofiary krwi.
- Zobaczymy jaki czas osiągnie policja – powiedział Butterfleye, wyciągając z kieszeni nóż. – Teoretycznie powinna być już w drodze – stwierdził, zerkając na zegarek – ale kto ich tam wie…
Pustą fabryczną halę wypełnił wrzask mężczyzny. Butterfleye rzeźbił w jego skórze na przedramieniu jakiś znak. Evelyn odwróciła się plecami do mężczyzn, usuwając się w cień, aby móc bez konsekwencji zatkać uszy.
- Oby tak było, bo inaczej szczury, które widziałem po drodze, zaczną się zlatywać i zrobią sobie z ciebie obiadek – powiedział beztrosko Butterfleye i pociągając za sobą Evelyn, opuścił salę.
- Czy to było konieczne? – spytała Evelyn, wsiadając do auta.
- Co takiego?
- Musiałeś go torturować?
- W ten sposób lepiej zapamięta lekcję.
Evelyn przemilczała tę odpowiedź z bezradnością obserwując otoczenie. Miała szczerą nadzieję, że w drodze powrotnej miną policyjny radiowóz.
I tak też się stało.
***
Ktoś późnym wieczorem zawitał na posterunku policji, usilnie domagając się kontaktu z inspektorem Honnetem.
- To bardzo ważne! – przysięgał nieznajomy mężczyzna, jednak sekretarka nie chciała dopuścić go do Martina.  – Mam do przekazania ważną wiadomość.
W końcu mężczyzna zdenerwował się i wbrew protestom sekretarki przebiegł przez komisariat, dobiegając do drzwi oznaczonych pożądanym przez niego nazwiskiem. Pociągnął za klamkę, nie pukając uprzednio, jednak okazało się, że zamek został zamknięty.
- Ma pan do mnie jakąś ważną sprawę? – odezwał się za jego plecami policjant, do którego w tak rozpaczliwy sposób chciał się dostać.
Z ogromną ulgą nieznajomy przedstawił policjantowi sytuację:
- Dostałem ten liścik, który miałem panu osobiście przekazać w tempie ekspresowym, ale ta kobieta nie chciała mnie przepuścić, więc musi mi pan wybaczyć. Grozili mi, że jeśli nie zrobię tego szybko, to mnie zabiją i będą mnie mieli na oku.
- Kto?
- Przestępcy – powiedział roztrzęsionym głosem anonimowy mężczyzna.
- Proszę podać swoje imię i nazwisko.
- Nie teraz, nie teraz. Niech pan to przeczyta, proszę – nalegał, wciskając do ręki policjanta zmięty z nerwów papier.
Honnet spojrzał podejrzliwie na mężczyznę, który wydawał mu się nieco obłąkany. Ale co tu się dziwić – pewnie każdy zachowywałby się w podobny sposób, gdyby grożono mu śmiercią. Rozwinął papierek i przeczytał wiadomość:
Stary, opuszczony gmach fabryki niedaleko Lily Pond, spieszcie się, bo niedługo z gościa niewiele zostanie, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
PS. To on jest moim naśladowcą, możecie go aresztować.
Nie musicie dziękować.
B.
Martin zaklął głośno i natychmiast zwołał odpowiednią ekipę, całkowicie zapominając o wystraszonym dostawcy listu.
-----------------------------
Można powiedzieć, że przełomowy rozdział :D I zdradzę, że jesteśmy mniej - więcej w połowie. Jak ten czas leci...!
I mała prośba, zrobicie z nią co chcecie: Bella z My-logorrhea organizuje top listę ze światka blogowego, więc jeśli miło Wam się czyta Lombard Street, to zagłosujcie na mnie w TEJ sondzie. Każdy oddany głos to uśmiech na twarzy Legilimencji oraz większe szanse dla Anonimy na wygranie książek :) Ale Wy też możecie wygrać! Jeśli w komentarzu pod najnowszą notką na My-Logorrhea uzasadnicie swój wybór w sposób, który przypadnie do gustu autorce tego plebiscytu, także możecie wygrać aż 6 (!) książek :) Więc szał i podziw dla Belli, że udało jej się coś takiego zorganizować :D 
Nie mogłam oprzeć się zdjęciu, które obecnie jest na nagłówku. Ev ma tam taki wzrok... jakby nieco... obłąkańczy? Też odnosicie takie wrażenie? :p

30 komentarzy:

  1. O, w mordę. To pierwsze, co mi się nasuwa.

    Raz, przemiana Evelyn.
    Dwa, porwanie Fraudina.
    Trzy, przesłuchanie i tortury.
    O, cholera...

    Pozdrawiam,
    [gilderoy-lockhart]

    PS Nate coś wyczuwa, wiem to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. To było... wow. Evey (ładniej brzmi niż Evelyn. Nie lubię jej imienia XD)stała się gorącą kocicą niczym Catwoman z Batmana ; ). Jeszcze ten obcisły kostium. Aż się zamruczeć chce :D.
    Ech, podejrzewam, że Motylek "podpisał" się, gdy torturował Dona Lotario. Głupi był, że go naśladował, no głupi.
    Zastanawia mnie postać Nate'a. Nie ufam mu. To spojrzenie... coś w nim jest nie tak.
    A liścik od B. jak zwykle zabawny ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to nie był Don Lotario... :P on mu to "zlecił", w zamian za to co akurat potrzebował.

      Dzięki ^^

      Usuń
    2. Arr! Wybacz, źle przeczytałam : C

      Usuń
    3. Spooko, mi też się czasami zdarzają takie pomyłki podczas czytania :D

      Usuń
  3. No, no, no. Było gorąco, nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie, mimo opadów śniegu, rozgrzało się w pokoju od nadmiaru emocji.
    Butterfleye jak zwykle opanowany, spokojny, dmuchający na zimne... To zaskakujące, że potrafi tak dobrze sobą sterować. Sobą i swoimi pomocnikami. Określenie ''szaleniec'' do niego nie pasuje, dba o najdrobniejsze szczegóły i nie wygląda na faceta z zielonymi papierami. Tym bardziej brawa dla niego za utrzymanie formy i za silną psychikę.
    Myślę sobie: ,,Pewnie już mnie nie zaskoczysz, nie uda Ci się Legilimencjo!', ale myliłam się, ponieważ to, co Motylek zrobił z Evelyn, niemal wgniotło mnie z podniecenia w fotel. Gdyby nie jej wewnętrzne borykanie się z tą swoją 'dobrą stroną', uznałabym ją za profesjonalistkę! Motylek chyba się nie pomylił co do niej, wszak z niesłychaną wprawą zrobiła to, czego żądał, odstawiając na drugi plan wyrzuty sumienia. Dopiero po wszystkim wróciły do niej wcześniejsze obawy, przez co nasuwa mi się pytanie: czy do końca odpłynie w Motylku i swoim zachwycie co do niego? Jak dotąd wszystko wskazuje na to, że odpowiedź jest dość jasna, ale kto Cię tam wie...
    Super rozdział, bardzo mi się podobał! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tej naszej Evelyn robi się naprawdę 'bad girl'. Skoro już teraz wyczynia takie rzeczy i jeździ na pełne przemocy akcje Motylka, kto wie, co będzie następnej rozgrywce? Bo teraz chyba Ev nie ma wyboru i nie może przystanąć na tej destrukcyjnej ścieżce, która kroczy.
    Kurczę, Motylek czasami naprawdę mnie przeraaża tym swoim zachowaniem. Gdyby Evelyn nie poprosiła o zachowanie tego człowieka przy życiu pewnie zostałby przez niego zabity. Tutaj wyłania się kolejny problem niczym z szekspirowskiego dramatu - czy naprawdę jedno morderstwo pociąga za sobą kolejne? Czy z ścieżki nie da się już zawrócić?

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podobała Evelyn jako Evey. Była taka intrygująca, miała w sobie to coś, czego czasem brakuje Evelyn. Oby się to dla niej źle nie skończyło.
    A mówiący o tym, że Evelyn wygląda "seksi" Motylek sprawił, że aż zarechotałam z uciechy :D
    Co do Nate'a to mam wrażenie, że on ma jakiś związek z domem na Lombard St, dlatego tak się przyglądał Evelyn. Czy dobrze dedukuję, czy jednak widzę więcej niż w tym jest?

    OdpowiedzUsuń
  6. Butterfleye jak zawsze genialny. Uwielbiam te postać. W ogóle lubię wszelakie czarne charaktery. Są dużo bardziej interesujący. Może dlatego tak podobała mi się przemiana Evelyn w Evey. Podoba mi się sposób w jaki ją zmieniasz. Nie jest ani zła, ani dobra. Do dodaje jej wyrazu. I sprawia, że uwielbiam to opowiadanie.
    Sposób w jaki Butterfleye załatwił sprawę z naśladowcą, nieco mnie zaskoczył. Spodziewałam się spektakularnego morderstwa z głośnym oznajmieniem, że to jest on. A tu proszę... Motylek zawsze mnie zaskoczy. Hehe... i dobrze! Bo jeszcze pomyślę, że jestem inteligentna i będzie problem xd
    Wracając do opowiadania... co ja mam jeszcze pisać Ci w tych komentarzach? W kółko i w kółko o tym, że jesteś genialna i masz talent? Nie nudzi Ci się to?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... No, może rzeczywiście, to trochę nudne, ale bardzo miłe :P (tak, przyznaję się do własnej próżności! :P)
      O, cieszę się, że wyszło mi tak, jak zamierzałam: "ani dobra ani zła", yay! :D
      Dzięki ;)

      Usuń
  7. Zacznę od tego (bo potem bym zapomniała, ostatnio mam nasilenie objawów sklerozy), że bardzo podoba mi się nowy szablon, nic dziwnego, że postanowiłaś wykorzystać to zdjęcie :)
    Łe, myślałam, że Butterfleye jako zemstę wymyśli coś bardziej spektakularnego, a tu nic. Jednak zaskoczył mnie takim rozwiązaniem i przystaniem na propozycję Evelyn, by zwrócić się do policji. Swoją drogą, biedny Martin, bo znów Motylek go wykiwał. Życie policjanta walczącego z przestępcą stulecia musi być strasznie dołujące.
    Przemiana Evelyn wyszła ci świetnie. Aż się zastanawiam, jaki będzie jej następny wyczyn. Może i po fakcie miała trochę wyrzutów sumienia, to pewnie po następnym wezwaniu Butterfleye'a ponownie rzuci wszystko i pobiegnie do niego.
    Trochę szkoda, że nie masz tytułów rozdziałów tylko same numerki, bo coś mi nie daje spokoju i chciałabym cofnąć się do jednego fragmentu i za nic w świecie nie przypomnę sobie, gdzie to było. Cóż, będę musiała we wtorek poszperać.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czego szukasz, to może pomogę? :)

      Usuń
    2. Już znalazłam, ale chyba sobie coś ubzdurałam i dopowiedziałam. Ostatnio mam chyba za dużo na głowie.

      Usuń
  8. Świetny rozdział i Evey się rozkręciła :D W końcu musiało do tego dojść, B. sprytnie to wszystko zaplanował. Jej przemiana dokonała się tak naturalnym tokiem akcji. Zastanawiam się, czy już przy ich pierwszym spotkaniu wiedział, jaka potencja drzemie w Evelyn. A może znał ją już wcześniej, a ona nie zdaje sobie z tego sprawy? Chciał sobie stworzyć pomocnika na miarę siebie? Skoro uważa się za Batmana, to może Ev jest a'la Robinem xd? W każdym razie mamy do czynienia z nową, pewną siebie i nieco obłąkaną Ev. Czuję, że w takim wcieleniu sporo namiesza :D Ale Martina, to mi szczerze żal. Ile on sobie już nerwów zjadł na B. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. O wiedziałam, że będzie akcja, jak się pojawi BUtterflye. notka mi się podobała, mam tylko jedno zastrzeżenie; jakoś tak dziwnie przeszłaś ze sceny na dachu, w której Evelyn czuła się panią świata, do momentu,m w którym B. ją ubierał... takie miałam wrażenie. ponadto muszę przyznać że trochę Evelyn rozumiem. Butterflye potrafi nadac jej takiej pewności siebie, naprawdę ją zmienia. to może fascynować, ale jheszcze bardziej rpzerażać; jaką on ma siłe rpzebicia
    ? ponadto mam takie dziwne wrażenie, że ma coś wspólnego z Natem... Albo Nate ma coś wspólnego z tym chłopakiem, którego tak bardzo kryje przed światem B... dziwne to wszytsko, ale bardzo wciągające... Akcja ruszyła naprzód, a już końcówka genialna... Butterflye nawet konkretnego policjanta musi podenerwować. mojegio ukochanego, swoją drogą, policjatna, którego było tutaj zdecydowanie za mało... i nie, to w ogóle nie jest aluzja co do następnej notki haha xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, następna notka będzie inspirowana Twoim komentarzem pod 20 rozdziałem, tyle powiem! :D Ale niestety nie będzie tam Martina... Ale w 24 powinien być :D

      Usuń
  10. Definitywnie szablon pasuje do zaistniałej sytuacji w rozdziałach, szczególnie ten, który jest teraz;) Jest piękny:) Spodobał mi się ten rozdział, w szczególności akcja z tym naśladowcą. Nie sądziłam, że Evelyn będzie taka... złowieszcza. Butterflaye zmienił ją diametranie, tylko boję się, że może on jak wkopać. Skoro zostawili go żywego i oddali w ręce policji, to może tak się stać, że ten Mike powie władzy, że wraz z Motylem była również kobieta. A ten list Butterfleyea do policji był genialny:)

    Czekam na next:*
    Całuję i pozdrawiam cieplutko:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważasz drobne, acz znaczące szczegóły :D Ale nie będzie łatwo.
      I widzę motyla w avatarze, hehehe :D Wybacz, mam zboczenie na tym punkcie przez to opowiadanie xd
      Dziękuję i także pozdrawiam :)

      Usuń
    2. A no jest motylek^^ jak znalazłam to zdjęcie, to od razu mi się spodobał i musiałam zmienić zdjęcie w avatarze:)

      Usuń
    3. A, popieram, wybór jak najbardziej udany! :D

      Usuń
  11. Jesteś niesamowita, Legilimencjo! Takiego obrotu akcji się nie spodziewałam, ale z wielką przyjemnością pochłonęłam rozdział. Przemiana Evelyn sprawiła, że zaczęłam wyobrażać ją sobie jako kobietę Kot, jednak tutaj było ciut inaczej. Myślałam, iż zacznie się wyżywać na tym biedaku, ale tego nie zrobiła. Właściwie to dobrze, wiesz? Zachodzące w niej zmiany są bardziej realistyczne, jeśli są powolne. Natomiast Butterfleye... Jest geniuszem. Prawdziwym. I bije mi mocno serce, kiedy o nim czytam. Mimo że jest przestępcą, posiada klasę i jest szarmancki, w całym opowiadaniu może dwa razy wywołał we mnie irytację. Jestem wprost zachwycona i chyba zapuszczę korzenie do kolejnego rozdziału! Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow. Zmiana Evelyn na Evey, oj tak. Jestem zachwycona. Uwielbiam takie bohaterki. Pewne siebie, dominujące, seksowne. A ten czarny kostium, kucyk (akurat sama mam takiego samego, mwahahahaha) i mocny makijaż - cudeńko. <3 B. nie pomylił się, wybierając sobie pomocnika. Poza tym przemiana Ev jest bardzo przekonywująca, realna. Powolna, stopniowa, nic na siłę. Ale to przecież oczywiste, że ona nie może dalej być małą, zagubioną dziewczynką. Przy Motylku to nie możliwe. Trochę się o nią boję, bo jest w niej jakaś cząstka szaleństwa, co tak świetnie pokazuje szablon. Jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie. Jej przyjaźń z Damianem czeka poważny kryzys, coś czuję. Poza tym... Idk, ale dziwi mnie to myślenie Evelyn. "Podczas przesłuchania nie byłam sobą, ale kimś, kogo stworzył B."
    Ciekawi mnie, dlaczego Don Lotario kazał temu faccetowi udawać Motylka. Pewnie są między nimi jakieś tajemnice i zatargi, o których wie tylko B., czyż nie? Tak czy siak, nie wydawał się zaskoczony, kiedy przesłuchiwał chłopaka.
    No i był Kurt! *.* Na moment, ale był. Kocham gościa.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę maaaasy weny. Jesteś geniuszem, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham motyw przesłuchania w powieściach.
    A już szczególnie takiego połączonego z torturami.
    Rozdział wspaniały, zresztą jak zawsze (a może nawet ciut wspanialszy).
    Pozdrawiam i życzę powodzenia Plebiscycie!

    OdpowiedzUsuń
  14. ekhem. nie wiem jak zacząć, aby wypaść w miarę sensownie. Może nie będę przepraszać za nieobecności bo większego sensu to nie ma. Choć z drugiej strony na Lombard ST. nie komentowałam nigdy więc chyba jestem usprawiedliwiona (tak, tak, kit zawsze można sobie powciskać). Mam nadzieję, że komentarz, który planuję Ci wyskrobać będzie sensowny i niczego w nim nie pominę. To do dzieła.
    Cieszę się, że porzuciłaś już tematykę potterowską choć mi to w sumie wszystko jedno, co czytam, byle by było dobrze napisane. Podoba mi się fabuła. Lubię takie klimaty z wątkiem kryminalnym i dreszczowcem w tle.
    Może nie będzie to profesjonalne, ale najpierw skupię się na bohaterach pobocznych, a potem wrócę do Evelyn.
    Najbardziej chyba polubiłam Martina i jest mi go strasznie szkoda. Choć był taki moment, że zaczął mnie wkurzać tą swoją obsesją, ale z drugiej strony w pewnym sensie go rozumiem, jednak mam wielkie wątpliwości co do tego, że kiedykolwiek złapie Motyla.
    Muszę również przyznać, że polubiłam Evelyn. lubiły mnie wkurzać, tak Twoja jest całkiem spoko. Może to przez to chore uzależnienie? No właśnie. Bo coś mi się tutaj nie zgadza. Myślę i myślę kim może być ten Motylek. Bo z jednej strony wydaje mi się, że on już się pojawił bez maski, a z drugiej sama nie wiem, bo dziwne by było gdyby nagle okazał się to być jakiś iksiński z poczty. Dlatego mam pewną teorię (mnóstwo trudnych filmów psychologicznych które przewałkowałam po operacji mi się udziela) ale bez śmiechu na sali, bardzo proszę. Bo ja mam wrażenie, że to Evelyn ma coś z głową. Wiesz o czym mówię? Sądzę, że tak.
    Tudzież wpadać będę częściej niż do tej pory i z utęsknieniem oczekiwać będę nowych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, witaj! :) Nie gniewam się, bo zdaję sobie sprawę, że każdy ma jakieś swoje sprawy i nie traktuję czytelników jak roboty :) I cieszę się, że widzę Cię ponownie. Przyznam, że zaglądałam od czasu do czasu na Twój pamiętnik Ginny (twój pamiętnik Ginny... fajnie to brzmi, haha), ale nic nie było nowego i zastanawiałam się czy jeszcze wrócisz tam...? Ale widzę, że jest nowy post, więc zaraz zabiorę się za czytanie :)
      Oczywiście, że wiem, co masz na myśli :D I będzie taka wątpliwość opisana, ale dopiero pod sam koniec. [aaaa, a staram się nie dawać spolierów. No trudno xD]
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  15. dziś naszła mnie taka myśl: czy jak kiedykolwiek będę pierwsza z moim komentarzem. pewnie nie, bo czytam od razu, a komentować mi się nie chce i potem wychodzi jak wychodzi. cóż... czas przywyknąć ^^
    ale do rzeczy. rozdział świetny, przełomowy, ciekawy i trzymający w napięciu do ostatniej linijki. Więcej takich proszę.
    Evey lubię dużo bardziej niż Evelyn choć jeszcze przebłyski dawnego 'ja' w niej występują. Ech, już ją sobie wyobrażam. Seksowny kostium opinający się na szczupłej sylwetce. Miodzio.
    I znów Martinowi się nie udało, choć nie jest głównym bohaterem, to jego historia wydaje się być w pewnym sensie ciekawsza. no, może źle się wyraziłam. nie historia a kreacja bohatera.
    To chyba wszystko.
    Pozdrawiam :D
    PS: szablon bardzo fajny choć fakt, Evelyn wygląda na obłąkaną :P

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojejuśku, jak mnie znów tutaj długo nie było! Przepraszam.
    Co do rozdziału. Evelyn bardzo się zmieniła, to fakt. Szkoda, że kosztem swojej przyjaźni z Damianem, ale to było raczej do nieuniknięcia. Nie wiem czemu, ale mimo tych wszystkich zbrodni jakich Butterflye dokonał, baardzo lubię jego postać. Jest po prostu świetnie wykreowany. Gratuluję Ci za tę oryginalność. Czytając parę rozdziałów na raz dochodzę często do wniosku, że czuję się, jakbym czytała dobrą, wciągającą książkę. Uwielbiam Twój styl pisania, Legilimencjo :)
    Aha, no i co z tym Morrisem. Mam wrażenie, że to jednak Butterflye. Przecież swoją śmierć łatwo upozorować, prawda? ^^
    No i czasami zastanawiam się, kim konkretnie jest Evey dla B. Czy tylko asystentką? Czy może traktuje ją jako swoją... własność?
    Swoją drogą szablon jest idealny, również podoba mi się zdjęcie Ev. Ten wzrok oddaje wszystko.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na 23 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz rację, Evelyn ma strasznie obłąkany wzrok na tym szablonie ;) Jakby była... nawiedzona? ;)
    Rozdział jak zwykle bardzo mi się podobał ;D Cóż, znów pokazałaś, że w Motylku nie warto sobie robić wroga. Może nie tyle co nie warto, a wręcz nie można. Oczywiście, jeśli komuś zycie nie miłe, i chce zginąć w okrutnych męczarniach, niech robi co chce. Automatycznie zaczynam się zastanawiać, co by było, gdyby Evelyn powiedziała "STOP! DOŚĆ!". Przecież nie mogłaby tak po prostu odejść. Myślę jednak, że kobieta tego nie zrobi, bo pokazała nam już, czytelnikom, że za Butterfleyem jest gotowa wręcz skoczyć w ogień, nieważne, jak wielką krzywdę ten wyrządzałby innym.
    Całe szczęście, że Evelyn jest szczupła, bo już sobie wyobrażam ją jako grubą osobę w takim seksownym, obcisłym stroju ; ) Irytuje mnie jak pulchne osoby noszą leginsy. To wygląda... paskudnie, moim zdaniem.
    Myślałam, że Motylek wyśmieje Evelyn, gdy ta zaproponowała, aby oddać naśladowce mężczyzny w ręce policji. Miłym zaskoczeniem był więc dla mnie fakt, że facet przyjął jej propozycję z jedynym obojętnym wzruszeniem ramionami. Na pewno bym się tego po nim nie spodziewała.
    I znów Martinowi się nie udało, znów odniósł porażkę, znów będzie pośmiewiskiem kolegów z pracy. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej współczuję mu tej beznadziejnej sprawy, do której został przydzielony.
    Całuję i czekam na nowy rozdział!
    Leszczyna ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, gdyby nie była to ani ja ani Butterfleye nie wcisnelisbyśmy jej w takie wdzianko :D Mam podobne zdanie na ten temat :D

      Usuń

Motyle Oczy