With both of us guilty of crime
And both of us sentenced to time
And now we're all alone
Protect me from what I want...
Protect me protect me
Placebo - Protect me from what I want
-----------------------------
Powrót do starego szablonu, pamiętacie go? :)
Z rozdziału jestem średnio zadowolona, ale tak to już jest z przejściówkami. No i nieco krótszy. Jak Wam to bardzo przeszkadza, to mogę następny dodać już za tydzień :D
I mogę się jeszcze pochwalić, mogę? :D Jak pewnie niektórzy zauważyli zajęłam się w wakacje montażem filmików i tak mnie natchnęło na filmik dla Fedory, który możecie zobaczyć tutaj. W oparciu o jej fanfiction poświęcone Gilderoy'owi, które przy okazji bardzo polecam :)
Dni
dłużyły się. Wydawało się, że Butterfleye jest nieobecny od jakichś sześciu
miesięcy, podczas gdy mijał zaledwie tydzień. Evelyn niecierpliwiła się.
Przyłapywała się nawet na tym, że nerwowo drapała wierzch dłoni, gdy myślała o
tym, że go nie ma. Pragnęła go. Przecież specjalnie dla niego zmieniła wygląd.
A ponadto była pewna nierozwiązana sprawa, z którą będzie trzeba zrobić porządek.
To oczywiste, że Butterfleye nie pozostawi sprawy naśladowcy ot tak, bez
rozwiązania.
Poza
tym czuła się wyalienowana. Widziała, że znajomi nie do końca akceptują tę
zmianę. Zwłaszcza Damian. Mimo zapewnień, że to jak najbardziej pozytywna
metamorfoza, Evelyn miała wrażenie, że przez to nie patrzy na nią już jako
przyjaciółkę. Teraz stała się po prostu znajomą z pracy. Nie sądziła, że zmiana
stylu ubierania może aż tak wpłynąć na ich relacje. Nie było jej z tym dobrze.
Chciała dać mu jakiś znak, że mimo nieznacznie innego wyglądu, wciąż jest tą
samą Evelyn. No, może nie do końca, ale nadal jest otwarta na ich znajomość.
Nigdy
się nad tym nie zastanawiała – dopiero teraz zdała sobie sprawę, ile dla niej
znaczy ich przyjaźń. Nie chciała jej stracić.
Damian
był dla niej jak brat. Ufała mu i wiedziała, że może na nim polegać. A teraz
zaczęło się to stopniowo zmieniać. Zwiększał się dystans pomiędzy nimi. Co
gorsza – zdawała sobie sprawę, że to ona zaczęła budować mur wokół siebie, co
związane było z jej spotkaniami na Lombard Street. Nie potrafiła jednak
zrezygnować ani z jednego, ani z drugiego.
***
Początkowo
ciemna piwnica Lombard Street nieco ją przytłaczała. Nie przypuszczała, że
kiedykolwiek naprawdę polubi to miejsce. Oczywiście na samym początku doceniła
styl eleganckich czarnych kanap i klimatyczną muzykę, którą – jak zauważyła –
serwował sam Kurt, jednak za pierwszym razem nie czuła się komfortowo w tym
pomieszczniu.
To właśnie
mężczyzna z podkreślonymi czarną kredką oczami był drugą przyczyną, dla której
odwiedzała nieponumerowany biały dom. Poza tym Kurt ostatnimi dniami był dla
niej ogromnym wsparciem.
- Mam wrażenie,
że przez te wszystkie zmiany każdy myśli, że zmieniłam się niewiadomo jak
bardzo. Nawet przyjaciel nie rozmawia ze mną jak kiedyś. Jest jakiś… taki…
jakby się mnie bał i jakbym jednocześnie go zawiodła. A przecież nic nie
zrobiłam! Zaczęłam się tylko inaczej ubierać… - Westchnęła ze zrezygnowaniem i
oparła głowę na dłoniach, wlepiając oczy w lśniący blat.
- Ale ma
przecież rację. Tu nie zaszła tylko zmiana wyglądu – zauważył Kurt.
- Tak, ale… On
nic nie wie. Nie może wiedzieć. To niemożliwe, żeby znał prawdę. Dla niego
wciąż jestem tą Evelyn z liceum. Nie chciałam tego zmieniać. Tak było dobrze.
- Mówią, że nie
można mieć wszystkiego. A z tego co opowiedziałaś, Damian i Butterfleye to dwie
zupełnie różne osoby. Chcąc zatrzymać ich obu przy sobie możesz nie wytrzymać
psychicznie.
- Problem w
tym, Kurt, że nie mogę żyć bez nich obu…
- Butterfleye
pewnie nazwałby to „poświęceniem”.
Evelyn jęknęła
cicho.
- Nie każcie mi
wybierać, błagam. – Westchnęła ciężko. – Czuję się jak skończona kretynka. Nie
potrafię opisać tego dokładnie; nigdy tak się nie czułam, wiesz? Jakby… Jakbym
zabijała każdego po kolei, na kim mi zależy.
Mężczyzna
pokiwał ze zrozumieniem głową. Niewielki pocieszający uśmiech zagościł na jego
twarzy. Nic nie powiedział.
Musiała
sama podjąć decyzję. Co prawda Kurt był doskonałym słuchaczem, ale za to nigdy
nie dawał rad. W każdym razie nie bezpośrednio.
Stwierdziła,
że musi przestać zastanawiać się, gdzie teraz jest Butterfleye i skończyć z
przejmowaniem się „co inni myślą” i zacząć zachowywać się normalnie. To nie
mogło być przecież tak trudne.
***
Czego oczekujesz, Matildo?
Nie wiem. Szczęścia?
A co składa się według ciebie na szczęście?
Spieprzaj.
Nie lubiła tego
głosu w jej głowie, który często polemizował z jej myślami. Wprowadzał ją w
dużą irytację i niewielkie zagubienie, gdyż niemal za każdym razem sugerował,
że sama nie wie, czego chce. A przecież wiedziała doskonale.
Przekręcenie
klucza w drzwiach pozwoliło jej wejść do pustego mieszkania. Znowu powitała ją
samotność, którą chyba dostała gratis wraz z pomieszczeniem.
Jeszcze parę
lat temu świętowała w wąskim gronie znajomych otrzymanie nowej pracy, urządziła
nawet niezłą parapetówkę. Teraz każdy żył gdzieś w mieście, oddzielnie. Jasne,
mówili sobie „cześć” na ulicy, ucinali krótkie pogawędki, ale to już nie było to
samo. Zmieniły się czasy, priorytety; zmieniło się w zasadzie wszystko.
Ale teraz mogła
stwierdzić, że była szczęśliwa. Nate był… inny. Wiele osób stwierdziłoby, że w
ogóle do siebie nie pasują. Rzeczywiście, informatyk diametralnie różnił się od
jej wcześniejszych kochanków – nie był dobrze zbudowany, o wyglądzie można by
było dyskutować, nie był obrzydliwie bogaty, ale za to był bardzo inteligentny i zarazem zabawny. Potrafił sprawić, że śmiała się bardzo głośno i
szczerze – choć często robił to nieświadomie. Bawiły ją jego naukowe
wywody, a on nie zrażał się jej niegroźnymi docinkami.
Więc czego chcesz, Matildo?
Może… szczęśliwego zakończenia? Chociaż
jeden pieprzony raz.
***
Blond włosy
targał lekki wiatr znad wody. Beznamiętnie wpatrywała się w bezkres oceanu,
dłubiąc rękaw swetra. Obok ławki, na której siedziała, wędrował gołąb, szukając
jedzenia. Nie zwróciła jednak na niego najmniejszej uwagi. Po chwili –
zniechęcony – odleciał.
Ogarnęła ją
apatia. Nie miała zamiaru wracać do domu, nie chciała także zadzwonić po
taksówkę, aby wesoły kierowca próbował zabawiać ją bezsensownymi pogaduszkami,
ani tym bardziej wracać pieszo i zostać rozpoznaną przez przechodniów.
Siedziała więc nad morzem, na nieco rozwalającej się ławeczce, bez nadziei na
cud.
Zareagowała
zbyt emocjonalnie. Prawie rzuciłaby się na tego policjanta; ale jak miała
zachować spokój w takiej sytuacji? Może mieli rację; może rzeczywiście wciąż
była w szoku po spotkaniu z prawdziwym Butterfleye’em, ale nie znaczyło to, że
mogli ją ignorować. Robiła to przecież dla dobra ogółu. Chciała, aby go
złapali, żeby otrzymał najwyższą karę – nie tylko za te wszystkie morderstwa.
Także za to, co robił jej oraz jej rodzinie.
Tak, chciała
zemsty. Wydawało jej się, że w takim wypadku trochę jej ulży, a sprawy się
polepszą.
Ktoś usiadł
obok niej. Mężczyzna w szarym garniturze bez pytania zajął miejsce i rozsiadł się na ławce. Czuła na sobie jego wzrok. Długo
powstrzymywała się przed podniesieniem na niego swoich oczu. Doskonale
wiedziała, kim on jest. Bała się rozmowy z nim, jednocześnie bardzo jej
pragnąc.
„Za dużo
sprzecznych uczuć, za dużo paradoksów. Dłużej nie wytrzymam”…
- Skąd
wiedziałeś, że tu będę? - spytała w
końcu.
- To nie było
trudne do odgadnięcia. W końcu to nasza ławka. Tu była nasza pierwsza randka,
pamiętasz?
Derrick
pochylił się, opierając łokcie na kolanach. Teraz nie mogła go zignorować tak
łatwo. Spojrzała w ukochane oczy, pełne troski i ciepła.
- Pamiętam… -
„Takich rzeczy się nie zapomina”, dodała w myślach. Chyba powinna uśmiechnąć
się na to wspomnienie, ale to tylko spowodowało kolejną falę smutku i
rozgoryczenia.
Bo to minęło,
bo wszystko się zmieniło, bo to już nie wróci.
- Co zrobiliśmy
źle? – spytała, kierując rozpaczliwy wzrok ku Derrickowi.
Ten przytulił
ją mocno. Tego potrzebowała, tego pragnęła. Ogromna gula stanęła jej w gardle.
„To też dziwne.
Powinnam się śmiać, cieszyć się. Dlaczego więc chce mi się płakać?”
- Przepraszam.
Jej głos został
stłumiony przez ciało męża. Pogłaskał ją czule po głowie.
- To ja
przepraszam. Nie było mnie wtedy, gdy mnie potrzebowałaś, ale to dlatego, że
się bałem… i obwiniałem się. Nie zrobiłem wszystkiego, żeby zapewnić tobie
bezpieczeństwo.
- Nie, nie było
cię – potwierdziła. – Ale i tak cię potrzebowałam. Choćbyś zawalił wszystko,
chcę, żebyś był przy mnie, cokolwiek by się stało. Byłam zła, naprawdę okropne
myśli chodziły mi po głowie. Ale chcę, żeby było jak dawniej. Chociaż w
niewielkim stopniu. Potrzebuję cię. Chyba tylko ty mi wierzysz…
- Wierzę ci,
kochanie.
Wplótł ręce w
jej włosy, składając na jej suchych wargach delikatny pocałunek.
Drobny deszczyk
zaczął sączyć się z nieba.
Zupełnie jak na ich pierwszej randce.
***
Rebecca
ze znudzeniem oglądała wiadomości. Od dłuższego czasu nie mówili nic nowego. Na
przykład teraz znowu pokazywali to cholerne graffiti, o którym gadają dłużej
niż o jakimkolwiek zabójstwie Butterfleye’a. Rebecca podejrzewała, że to
dlatego, że był to jakiś punkt zaczepienia, w dodatku bardzo na widoku.
Publiczne wyzwanie, które media z chęcią podjęły.
Już
miała przełączyć z obrzydzeniem program, gdyż przez tę monotonię to durne graffiti znała już prawie na pamięć, gdy dostrzegła nowy, interesujący szczegół.
Nie zdążyła mu się jednak dokładnie przypatrzeć, ponieważ zmieniono ujęcie.
Nie
wszystko było jednak stracone.
Włączyła
komputer i wyszukała na serwisie Youtube interesujący ją materiał. Zatrzymała w
odpowiednim miejscu i przyjrzała się dokładnie, zbliżając twarz do monitora. Obraz
był jednak niewyraźny, ale być może nie była pierwszą osobą, która to
zauważyła.
Szybko
wystukała nowe polecenie, ale wyniki nie były satysfakcjonujące. Zmieniła
frazę.
Eureka.
Ktoś
równie spostrzegawczy posłużył się bardziej zaawansowaną technologią i oto
jest: obok podpisu Butterfleye’a, który już chyba wszyscy znali, było coś
zupełnie nowego. EV.
-
Evelyn, to ty, złotko? – wyszeptała, czując mieszaninę niepewności,
rozbawienia, strachu i swego rodzaju tryumfu.
Nigdy
nie myślała, że Evelyn mogłaby na serio zrobić coś takiego. Jednak – według
niej – dziewczyna zawsze miała jakiś kompleks niższości, co zmuszało ją do
ciągłego popisywania się i szukania bardzo ekstremalnych rozrywek. Czyżby
znalazła ujście swoich ukrytych potrzeb w tak drastycznej postaci?
„Chyba
cię mam!”
Postanowiła
podzielić się swoim odkryciem z Damianem. Zrobiła to następnego dnia w pracy.
Liczyła na to, że w końcu przejrzy na oczy; odkryje, że panna Verriar nie jest
chodzącym ideałem; co więcej: może okazać się niebezpieczna. Choć było to
bardziej w stylu naiwnej, gimnazjalnej intrygi – nadzieje były ogromne.
-
EV, Damian!
-
E-vey. Widziałaś „V jak Vendetta”? To stąd – odparł sceptycznie, przypatrując
się czarno – czerwonemu inicjałowi.
Rebecca
zaniemówiła. To nie było jej pierwsze skojarzenie.
-
T-tak. Ale… Damian, to pasuje! Ostatnio dziwnie się zachowuje, spóźnia się do
pracy, raz jest nerwowa, a raz fruwa nad ziemią. Nie tak zachowuje się ktoś
normalny.
-
Nie obraź się, ale według ciebie ona nigdy nie zachowywała się normalnie. Za
dużo sobie dopowiadasz, Becky. To… To może znaczyć tyle, że ten cały
Butterfleye ma pomocnika i najprawdopodobniej jest to kobieta. – Nie lubił gdy
jego głos robił się zbyt wysoki jak w tym momencie. Nie wierzył w to, ale coś
mówiło mu, że może być w tym ziarnko prawdy.
- EV, Damian. Evelyn. EV. To pasuje!
-
Naprawdę myślisz, że Evelyn byłaby tak
głupia i podpisała się dwoma pierwszymi literami swojego imienia? – spytał
napastliwie.
-
A ty naprawdę uważasz, że Evelyn jest taka cudowna, mądra i piękna? – syknęła.
– Nie zauważyłeś, że od pewnego czasu przestał ją tak ekscytować Motylek?
Graffiti wręcz przemilczała, podczas gdy jeszcze jakiś czas temu nie gadałaby o
niczym innym! A dlaczego? Bo nie robiło to już na niej takiego wrażenia, bo była przy tym. Poza tym nie chciała
zwracać na siebie uwagi. Pomyśl, Damian!
-
Zmieniła się od śmierci ojca – odparł trochę mniej pewnie.
Rebecca
jęknęła. Zrozumiała, że nic nie wskóra, dopóki inni sami nie przekonają się na własnej
skórze.
Ale czy naprawdę tego chciała?
Aww, dziękuję za polecenie. :*
OdpowiedzUsuńO, cholera. O, cholera. O, cholera! Dlaczego akurat Rebecca?! Dobrze chociaż, że Damian zbył jej uwagę na niczym, bo mogłoby być gorąco. Ale wydaje mi się, że prędzej czy później i tak prawda wyjdzie na jaw, niestety. Dobrze, że państwo burmistrzowie się pogodzili, szkoda czasu Anabelle na Motyle Oko, Derrick to w sumie spoko facet. No i Mat z Nate'em-informatykiem, którego już wcześniej przepowiedziałam. Cóż, nadal mam wątpliwości co do tego związku, ale najważniejsze, że dziewczyna świetnie się z nim bawi, forsa to inna sprawa. ;)
Był Kurt, był Damian - czego mogę chcieć więcej? :D Rozdział był bardzo przyzwoity i wcale nie nudny jak na "przejściówkę".
Pozdrawiam,
[gilderoy-lockhart]
PS Kocham ten szablon, ale to już wiesz. :)
Swoją drogą, czy kiedykolwiek wspominałam, że to nierozsądne ze strony Evelyn, że podpisała się "EV"? To wspominam.
UsuńNie spodziewałam się tego, iż Rebecca zacznie cokolwiek podejrzewać w związku z graffitti. Teraz cała sprawa może się skomplikować, a tajemnicy Evelyn grozi wyjście na jaw.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie również to, co zaszło między Derrickiem i jego ukochaną. Czyżby uczucie nie było aż tak kolorowe?
Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam.
Muszę przyznać, że Rebecca była ostatnią osobą, jaka przyszła mi do głowy, gdy myślałam sobie o tym, kto mógłby odgadnąć sekret Evelyn. To chyba przez twoją kreację jej na bardzo niesympatyczną kobietę. Dobrze jednak, że Damian jest tak zapatrzony w Evelyn, że akurat tego nie podejrzewa. Bo tak sobie myślę, że gdyby on się dowiedział, to Ev nie musiałaby już wybierać między Motylkiem a Damianem, co byłoby naprawdę straszne.
OdpowiedzUsuńA tak jak już jesteśmy przy Evelyn, to czy jej tęsknota za Motylkiem nie kwalifikuje się jako jakaś jednostka chorobowa?
PS. Obejrzałam zwiastun. Stylowy, bardzo mi się podoba, jak każdy twój zwiastun zresztą. Aż chyba zacznę przeglądać to opowiadanie w wolnej chwili, to taki nietypowy bohater. No i Kenneth Branagh jako Gilderoy... W ogóle Kenneth! Uwielbiam Kennetha! (♥)
Fedora się ucieszy, że ma sprzymierzeńca w zachwycaniu się Kennethem, haha :D Bo ja niestety tu się nie zaliczam, haha xD Dzięęęęki ^^,
UsuńBardzo możliwe że się klasyfikuje, inspirowałam się objawami odstawienia narkotykowego, więc możliwe, możliwe... :D
A, odstawienie narkotykowe. Mi się kojarzył alkohol ale narkotyki brzmią lepiej.
Usuń[Kenneth is cool, że pozwolę sobie sparafrazować Jedenastego Doktora]
Dobra, może mnie Legilimencja nie zamorduje za spamowanie u niej na posesji, ale... Kenneth!!! PIĘKNY!!! ♥♥♥ *pisk godny fangirl*
UsuńPrzepraszam, Legi, nie mogłam się powstrzymać. :D
Hahahhahhaha, spoko, jestem wyrozumiała na wszelkie piski z serii "fangirl", bo jak dobrze wiadomo - czasami trudno nią nie być, coś o tym wiem, no nie? :D
UsuńFedora, przybij piątkę!
UsuńLegilimencjo, a mogę spytać, na czyj widok wydajesz z siebie "piski z serii fangirl"? ;)
[Uff, Fedoro, Legilimencjo, co za ulga, że też coś takiego macie :D]
Mam wymieniać? hahaha No to lecimy: Ben Barnes, Alan Rickman (wiem, że jest stary, ale jest tak niesamowicie dobrym aktorem i... no jest cudowny, może niekoniecznie w czasie teraźniejszym, ale słabość pozostaje :D), Jesse Spencer, Mathhew Gray Gubler, Heath Ledger i Tuomas Holopainen to chyba takie sztandardowe przykłady :D
Usuńale to chyba każda dziewczyna ma coś takiego... prawda...?
*przybija piątkę, a jak! :D*
Usuń[Wiadomo, ja mam całą listę panów, na widok których piszczę jak małolata. :D :D :D]
Moja lista "tych panów" jest tak długa, że czasem zastanawiam się, czy wszystko ze mną w porządku, czy nie mam przypadkiem mentalności głupiej małolaty, chociaż 21 lat na karku już od jakiegoś czasu mam :D Ale z drugiej strony tłumaczę to sobie po prostu zdrowym kobiecym zainteresowaniem płcią przeciwną. Co z tego że większość panów starsza o 10 albo i 20 lat...jak nie więcej :)
UsuńLegilimencjo, ja też uwielbiam Rickmana, Ledgera i Holopainena. Reszty nie znam, ale sobie sprawdzę :D
Ja mam 22 i mnie też to przeraża. :D Ale przynajmniej pociągają nas atrakcyjni, dojrzali mężczyźni, o! ;)
Usuń...a Kenneth jest od nas starszy o 30 lat, hahaha. :D
No to teraz my też możemy przybić sobie piąteczkę, Anonymo! :D
UsuńCzyli jako że jestem młodsza to jeszcze nie jest to takie dziwne, tak? Hahaha ;d
Obrazek okolicznościowy: http://a.asset.soup.io/asset/3789/0074_600c_420.png :D
No właśnie o tym mówię hahaha
UsuńAle na przykład też taka moja wielka wieczna fangirl love, David Tennant jest ode mnie dokładnie 21 lat starszy. Boże.
Legilimencjo obrazek okolicznościowy jest wręcz idealny.
UsuńNie, Legilimencjo - Ty masz szansę jeszcze wyrosnąć na przyzwoitą obywatelkę, a nam już nic nie pomoże. :D
UsuńProponuję założyć Klub Anonimowych Kennethoholiczek. :D :D :D
Co ja mam powiedzieć? Wiecie ile Rickman ma lat?! xDDD
Usuń66 - tyle, co David Gilmour, moje gitarowe bożyszcze. Tak.
UsuńYep. Prosta matematyka: 66-18= 48
UsuńDamn.
Nie przeklinaj przy humaniście z wyboru, hahaha! :D
Usuń"Klub Anonimowych Kennethoholiczek" - tak, tak! :)
OdpowiedzUsuńAni moje 21 ani twoje, Legilimencjo, 48 to jest nic, w końcu taka jest domena fangirl żeby na wiek nie patrzeć. Ale fakt, ty masz jeszcze szanse, ja i Fedora jesteśmy chyba przegrane dla świata :D
Wydaje mi się, że moje szanse maleją wraz z każdym obejrzanym wywiadem, filmem itd... xD Ale jest mi z tym wręcz nieprzyzwoicie dobrze :D
OdpowiedzUsuńTell me about it!
UsuńAbsolutnie cię rozumiem. Och, to mi przypomniało, że nie obejrzałam jeszcze wywiadu z Mattem Smithem w "Chatty man"
Rebecca chyba faktycznie musi bardzo nielubić Evelyn. odniosłam wrażenie, że szczerze liczy na to, iż Damien uwierzy w jej słowa o tym, że to Evelyn pomogła w stworzeniu graffiti. Nie spodziewałam się, że to ona na to wpadnie, i uważam, że postapiła nieładnie, ale byłoby nudno, gdyby główną bohaterkę wszyscy lubili. Damien jest jednak na tyle zapatrzony w nią, że tego nie dostrzega.
OdpowiedzUsuńAle w sumie to dość przykre, że odsunął się nieco od Evelyn tylko dlatego, że zmieniła styl ubierania.
Ona zresztą też wyraźnie sama nie wie, czego chce; lubi Damiena, chętnie rozmawia z Kurtem, jest coraz bardziej zafascynowana Motylkiem i nie umie bez niego wytrzymać nawet kilku dni.
A Annabelle (mam nadzieję, że nie pomyliłam imienia) wciąż często rozmyśla o spotkaniu z Butterfleyem i przeżywa to. W sumie chyba take odczuwa pewną fascynację, ale i obawy, i sama nie wie, co ma o tym wszystkim myśleć. Fajnie opisujesz ten zamęt w jej głowie.
Ogólnie, rozdział podobał mi się, i jak zwykle wszystkie fragmenty fajnie do siebie pasowały. Czekam na powrót Motylka i na nową notkę ^^.
A powrót Motyla już za dwa rozdziały, a i w następnym też się pokaże :D
UsuńBardzo fajnie podsumowałaś sytuację Evelyn. Lepiej bym tego nie ujęła :)
Rebeca rozgryzła Ev? Coraz ciekawiej.
OdpowiedzUsuńSkakałaś od postaci do postaci, aż nie wiem na czym się skupić.
Współczuję Evelyn, bo na pewno nie jest jej łatwo. Wpakowała się w niezłą kabałę. Na własne życzenie. Nie wiem jak bym się odnalazła w takiej sytuacji.
Mam nadzieję, że Matilda będzie w końcu naprawdę szczęśliwa.
Anabelle mnie irytuje, ale to już mówiłam.
Podobało mi się i czekam na ciąg dalszy :) :*
Oj, to Rebeca mnie zaskoczyła. Do tej pory uważałam ją za zwykłą, złośliwą jędzę z pracy. Teraz jest niezwykle bystrą i złośliwą jędzą z pracy xd
OdpowiedzUsuńBoję się o Evelyn, bo znając Rebecę, to zrobi wszystko by udowodnić swoją rację.Jeszcze tylko brakuje, by poszła z tym do Martina i wspólnie próbowali dorwać Ev i B.
No właśnie! Za Motylem, to i ja tęsknie :D Widać, że na dłuższą metę się bez niego wariuje, czego przykładem Ev i poniekąd Anabelle.
A i jeszcze zwiastun z Gilderoy'em jest przezabawny, gdy w tle leci Superhero, a on się wywraca itp. Genialne!
Przeczytane. Niezbyt spodobał mi się pomysł rozgryzienia Evelyn przez Rebeccę (choć wystąpił zarazem element zaskoczenia, nie spodziewałabym się czegoś takiego). Ten podpis to tylko malutka część, szczegół, do którego właściwie można byłoby dopasować miliony innych osób. Oby tylko nasza kochana bohaterka nie wpadła przypadkiem w błoto, a jej zachowanie czasem naprawdę bywa podejrzliwe. Ale Reb... Nie lubię jej i kiepsko, jeśli się będzie wtrącać we wszystko ;) Podobała mi się ta scena z Anabelle i Derrickiem, na ponów wydają się sobie bliscy. Ciekawe, czy wszystko się między nimi ułoży. Cholernie tęsknię za Motylkiem, niech już się pojawi! A Kurt jak zwykle wzbudził we mnie pozytywne odczucia, jest idealnym facetem do pożalenia się, ha ha. Czekam na ciąg dalszy i całuję ;*
OdpowiedzUsuńWiesz, siedzenia na łóżku, słuchanie Green Day, picie kawy, bawienie się włosami i czytanie Lombard St. to chyba najlepsze, co mogę dziś zrobić, żeby poprawić sobie humor.
OdpowiedzUsuńBecca rozgryzła Evelyn? Miło. To znaczy niemiło, ale czekam na jakąś konfrontację między tymi dwiema. Chociaż owszem, Ev nie była zbyt mądra, podpisując się dwoma pierwszymi literami swojego imienia. Mam nadzieję, że Damian przejrzy na oczy i zobaczy, że Evelyn z liceum już nie ma. I tym samym zmusi ją do dokonania wyboru - on czy Motylek. Swoją drogą tęsknię za nim i to strasznie. Niech już się pojawi, prooooszę. <3 I żeby było więcej Kurta, o! :D Naprawdę, kocham gościa.
Anabelle i Derrick nie bardzo mi się podobali, ale to dlatego, że nie lubię tej dwójki. Mam jakiś uraz do małżeństw, sama nie wiem. Ogólnie nie przepadam za samą instytucją małżeństwa, jestem trochę jak Barney Stinson. xd Ale na poważnie, rozdział może i krótki, ale jak zwykle mi się podobał.
Szablon ładny. Mówiłam już, że uwielbiam urodę Evelyn? <3
Pozdrawiam i życzę weny. :*
Ooo, fanka Green Day? :D Też kiedyś ich nałogowo słuchałam, ale... w sumie nie wiem, dlaczego ostatnio nie mam na nich ochoty, tak jakoś wyszło :D Zostali wybici przez inne zespoły :D
UsuńNie, nie mówiłaś, ale widzę, że w tym też się zgadzamy :D
Dzięki :)
Nie było Martina, jest mi smutno. Ąle przynajmniej coś ze ruszyło. Nigdy bym nie powiedziała,ze rebecca od,ryje prawdę. Tylko ze przez o, iż od dawna nie lubi evellyn,mało osób moze jej uwierzyć. Podoba mi sie jednak sam fakt, ze ktoś coś odkrył. I chciałabym juz powrotu butterfleye. Za długa ta przejściowym trwa hihi
OdpowiedzUsuńJejciu, nawet nie sądziłam, że Rebecca do tego dojdzie. Myślałam, że ona to będzie ostatnią osobą która rozwikła ta zagadkę:) Oby Everlyn nie miała przez to kłopotów.
OdpowiedzUsuńA Everlyn to chyba jednak ma jaką depresję spowodowanym tym, że nie ma Buttereye'a. Zdaję mi się, że może przekroczyć granicę i złamać jedną z zasad, choć nie wiem, co ty tam skombinujesz:)
Czekam na next:)
Całuję:*
Ten szablon najbardziej mi się podobał ze wszystkich, które miałaś. Fajnie, że do niego wróciłaś, chociaż z drugiej strony jestem trochę zdziwiona, z zachowania Elfaby wiem, że raczej robi się coś nowego, a tu taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńRozdział może i przejściowy, ale i drobnych wrażeń nie zabrakło.
Nie powiem, Rebeca bardzo mnie zaskoczyła. Po niej jakiś większych wysiłków umysłowych bym się nie spodziewała, chociaż te wnioski też bardziej płyną z zawiści w stosunku do Evelyn niż jakiś większych rozmyślań i szukania poszlak. Jednak sądziłam, że powie, iż są to inicjały Evelyn, a nie dwie pierwsze litery jej imienia. To mi się bardziej rzeczywiste wydaje.
Pewnie na tym teraz nie spocznie i będzie starała się za wszelką cenę odkryć coś więcej. Aż się zastanawiam, jaka byłaby jej reakcja, gdyby dowiedziała się, że faktycznie ma rację.
Pozdrawiam serdecznie :)
lubię ten szablon, ale nie lubię jak ktoś się powtarza :P czekam więc na inny, nowy i świeży :)
OdpowiedzUsuńrozdział faktycznie przejściowy ale nie nudny. całkiem fajny bym nawet powiedziała :)
Rebeca nie jest tak głupia jak mi się na początku wydawało. zaskoczyła mnie swoimi podejrzeniami.
pozdrawiam!
s k o ń c z y ł a m! ^ ^
OdpowiedzUsuńNa wstępie: wybacz chaotyczny komentarz, ale właściwie kompletowany był przez jakiś czas.
Prolog był taki, jakie kocham najbardziej. Cos tam już jest, jednocześnie nie wiem dosłownie nic. I to mi się podoba. Domyślam się, że to nagłówki z gazet, tak? Czyli pewnie będzie później do nich jakiś odnośnik. Rozdział pierwszy już coś wyjaśnia. Oczywiście końcówka górą. Bardzo podobała mi się scena z kartą. Mistrzowsko napisana. A i te wplecione zdanie o Alicji – super! Nie można nie wspomnieć o tajemniczym mężczyźnie. Cholera, nie wiem jak inni to przetrwali, ten czas między jednym a drugim rozdziałem. W kolejnym rozdziale Butterfleye jest dla mnie jeszcze bardziej tajemniczy. Cytaty z bajek to genialny pomysł. Z kolei polubiłam Damiana. Taka przyjacielska dusza. Rozdział trzeci i „Dom Białego Królika”, który mnie totalnie rozwalił. Inaczej wyobrażałam sobie świat przestępców i samego Butterfleye. Ale zaskoczyłaś mnie jak najbardziej pozytywnie. Końcówka z burmistrzem – brak mi słów. Naprawdę pięknie to opisałaś. Czytając rozdział czwarty doszłam do wniosku, że Evelyn nie jest normalna. Kto by się na coś takiego zgodził? Zachwyciłam się początkiem rozdziału piątego. A w połączeniu z muzyką, którą kocham … cudo. Morderstwo w cyrku było opisane naprawdę niebanalnie. Kurde czytałam, czytałam i nie wiem, kiedy skończył mi się rozdział. Normalnie wszystko widziałam oczyma wyobraźni. Zakochałam się ^^ Potem scena w domu burmistrza. Cóż.. Butterfleye nie przestaje mnie zaskakiwać. Nocna wyprawa w rozdziale 14 to było coś! Nareszcie! Na cos takiego czekałam. Wspólna akcja, dzieło. Może to nie zbrodnia, ale… no cóż ^^ Jednak nic nie przebije ich tańca. Ścięło mnie z nóg. Serio. I ta piosenka tak pasowała. W 17 zgadzam się z Evelyn – to nie jest w jego stylu. Aczkolwiek szkoda, że wyjechał. Chociaż podziwiam go za to, jak łatwo mu się to udało. Co dalej? Podziwiam Cię za tą akcję z simem. Na to bym nie wpadła. Coraz bardziej mnie to intryguje i aż mnie wkurza, że kończy mi się limit rozdziałów. A… i jeszcze mam nadzieję, że jednak jej nie zdemaskują.
Nie wiem czy zauważyłaś, ale w pewnym momencie brakło mi epitetów. Wyczerpałam już chyba wszystkie synonimy słowa „genialnie”, więc wybacz powtórzenia. I ten makabrycznie długi komentarz. Cóż, ostrzegałam, że walnę porządny komentarz po przeczytaniu całości ^^ Przy następnym rozdziale postaram się o coś „głębszego” w treści ;)
Jestem zachwycona tym opowiadaniem. Kłaniam się nisko, naprawdę.
Na koniec słówko o szablonie. Jest boski. Dużo bardziej podoba mi się niż ten poprzedni.
Pozdrawiam.
Genialnie! Mam cichą nadzieję, że moja długa nieobecność ujdzie mi płazem. Co mogę powiedzieć? Jestem mile zaskoczona opowiadaniem, które cały czas jest w toku, bez niepotrzebnych odstępów, które z reguły wybijają z rytmu. Ja niestety parę ładnych godzin musiałam z powrotem się ,,wczuć'' w cały ten motylkowy klimat, aczkolwiek było warto :) Jestem z ciebie bardzo zadowolona, moja droga! Uwielbiam się powtarzać, zatem - czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńWilo.