Rozdział 20


I’m searching for answers
Not questioned before
The curse of awareness
There’s no peace of mind
As your true colours show
A dangerous sign (...)
I just have to know, while I still have time
Do I have to run, or hide away from you?

Within Temptation  - A dangerous mind

Gdy wpisała w internetową wyszukiwarkę „Leonard Morris”, od razu znalazła odnośniki do stron z artykułami o szkolnej masakrze. Jednak ze względu na wcześniejsze okoliczności – nie mogła dowiedzieć się więcej na ten temat, dlatego zaczęła uważnie czytać każdy artykuł.
Dnia jedenastego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku w liceum w Ohio doszło do strzelaniny, w której zginęło około dwudziestu uczniów. Ogólny motyw działania Leonarda pozostawał nieznany aż do chwili obecnej, zwłaszcza, że oskarżony przez cały proces, który trwał niemal pięć lat, podtrzymywał, że nie popełnił tej zbrodni.
Evelyn miała mieszane uczucia. Z jednej strony współczuła chłopcu, z drugiej – nie była przekonana o jego niewinności. Jednak ostateczny wyrok sądu wskazywał co innego.
„No dobrze. Było to osiemnaście lat temu, zatem obecne Leonard Morris musi mieć… trzydzieści sześć lat. Ciekawe, co robi…”
Odpowiedzi na to pytanie nie musiała długo szukać. Parę stron dalej odnalazła krótką wzmiankę, iż wspomniany Morris zginął w wypadku samochodowym prawie sześć lat temu. Według reportera, na pogrzebie były zaledwie dwie osoby.
Evelyn zagryzła wargi. Początkowo podejrzewała, że Leonard Morris może być prawdziwą tożsamością Butterfleye’a, jednak najwyraźniej się myliła. Ktoś, kto jest martwy, nie może jednocześnie biegać po mieście i zabijać innych… Zatem kto? Może jakaś rodzina? Nie, odpada, źródła nie mówią ani słowa o rodzeństwie Morrisa – według gazet był on jedynakiem, mieszkającym z matką, gdyż jego rodzice rozwiedli się gdy ten był w podstawówce.
Kolejny ślepy zaułek.
„Dlaczego dążymy do prawdy? Dlaczego szukamy odpowiedzi na pytania? To chyba jakieś przekleństwo człowieka. Gdybyśmy nie byli świadomi wszystkiego, co nas otacza, nie szukalibyśmy powiązań, równoległości, akcji i reakcji. Byłoby nam wszystko jedno i żylibyśmy jak małpy, lwy lub inne dzikie stworzenia, których jedynym celem jest przetrwać kolejny dzień.”
Westchnęła ciężko. Miała ochotę zamknąć laptopa, ale magnetyczny wzrok osiemnastolatka zmusił ją do przeglądania innych artykułów, zdjęć i sprawozdań. W końcu natknęła się na zdjęcie Morrisa ze szkoły.
Czarnowłosy chłopak wśród – rzekomo – jedynych przyjaciół. Na boisku stał chłopiec przy kości w okularach z ogromnymi oprawkami, drugim kolegą był wysoki i szczupły ciemnowłosy facet, którego obecnie można by było określić jako „metal” oraz on: wątłej budowy, stojący z boku, ze skrzyżowanymi nonszalancko rękoma. Ubrany schludnie, w niebieską koszulę. Niczym niewyróżniający się chłopak.
„Nigdy nie chciał współpracować. Nie dlatego, że mu się nie chciało, czy był głupi. Wręcz przeciwnie – był ogromnie inteligentny, po prostu nie wykazywał jakichkolwiek chęci kooperacji. – mówi Hannah Neville, była nauczycielka Morrisa. – Miał dobre oceny, ale raczej nie udzielał się na lekcjach, a gdy proponowano mu konkursy lub dodatkowe prace, burzył się. Więc pewnego razu sama zapisałam go na konkurs wiedzy o literaturze. Wtedy ogromnie się zdenerwował, jakbym popełniła jakieś przestępstwo.”
"Interesujące... Ale to mi nic nie daje. Nadal nie widzę związku Leonarda z Butterfleye'em...", pomyślała ze smutkiem. "Ale istnieje możliwość,  że jest jedna osoba, która słyszała coś o Morrisie. To tylko przypuszczenie, ale warto to sprawdzić".
***
- Co ty tu robisz? – spytał ostro Kurt, zanim zdążyła się przywitać.
- Jak to co? Przyszłam tu, jak zresztą dwa dni temu, pogadać.
- No właśnie. Jak dwa dni temu i jeszcze kolejne dwa dni temu… - mruknął rozeźlony i wziął ją za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia.
Evelyn nic nie rozumiała. Jeszcze niedawno było w porządku, nie wyrażał żadnych sprzeciwów, a dziś – ni stąd ni zowąd – zaczął mieć coś przeciwko ich pogawędkom. Jednak jeśli myślał, że dziewczyna pozwoli się tak zwyczajnie wyrzucić – mylił się.
Szarpnęła ręką, wyzwalając się z uścisku mężczyzny.
- O co ci chodzi? – spytała, panując jednak nad swoim głosem, ponieważ pamiętała, jak dźwięki muzyki niosą się niemal po całym budynku.
Kurt rozejrzał się dyskretnie po pomieszczeniu i bez słowa zaprowadził ją na zaplecze. Dokładnie w tym samym miejscu zajął się nią, gdy dopadł ją niekontrolowany ból głowy. W tym momencie Evelyn przypomniała sobie błogie uczucie lekkości, które ogarnęło ją po zażyciu  białej tabletki. Pomyślała, że byłoby cudownie wziąć ją jeszcze raz i pozwolić, aby wszystkie jej troski chociaż na chwilę odpłynęły…
- Nie możesz tu przychodzić – oznajmił czarnowłosy, opierając się o ścianę.
Evelyn zamrugała parę razy, bo niedowierzała własnym uszom.
- Jak to „nie mogę”? Byłam tu przez prawie cały zeszły tydzień i nie przeszkadzało ci to! Co się stało?
- Tu nie chodzi o mnie – powiedział cicho. – Chodzi o to, że… Ludzie obserwują. Zauważyli już, że przychodzisz tu nie tylko do Butterfleye’a, ale także do mnie. Nie wiadomo, co im chodzi po głowie. Zresztą, ludzie zawsze gadają o innych, wtykając nos w nieswoje sprawy…. Ale nie o to chodzi. Jak Butterfleye wróci i się o tym dowie… On nie lubi konkurencji, chyba zauważyłaś. To po prostu nie jest bezpieczne.
Evelyn zaniemówiła. Nie myślała, że niewinne spotkania mogą zagrozić któremuś z nich. Rozumiała, że Kurt boi się o siebie. Był w tej branży na tyle długo, żeby wiedzieć, co oznacza „zemsta gangstera”. Choć Butterfleye typowym kryminalistą nie był, to obydwoje wiedzieli, do czego jest zdolny.
„Coś ostatnio za dużo „niewinnych” rzeczy wprowadza w innych do rowu, nie zauważyłaś?”
- Przepraszam, nie pomyślałam o tym – wymamrotała, wciąż oszołomiona tym spostrzeżeniem.
- Cieszę się, że rozumiesz. – Uśmiechnął się lekko.
- Ale ja cię potrzebuję. Nie mogę przestać tu przychodzić, jesteś jedyną osobą, przed którą obecnie nie mam tajemnic. A Butterfleye może wrócić równie dobrze za miesiąc.
Czuła się żałośnie.
„Znalazła się mała, bezdomna Evelyn, która mimo tego, że już dawno przekroczyła próg dwudziestu lat, wciąż potrzebuje jakiejś imitacji maminego fartucha, którego musi się trzymać. A przecież Matilda ciągle powtarzała, że musisz nauczyć się samodzielności, bo prędzej czy później poznasz się na ludziach i zobaczysz, że to egoistyczne szczury z numerkiem zawodnika na plecach.
Ale oczywiście musiałaś wszystko zrobić po swojemu.”
- Myślę, że znajdzie się jakieś rozwiązanie.
Zanurzył ręce w głębokich kieszeniach spodni i wyjął z jednej wymiętą karteczkę.
- Niech to będzie nasza droga komunikacji, dobrze? – powiedział, wciskając świstek do ręki Evelyn. Zacisnął jej palce na papierze, patrząc głęboko w brązowe oczy.
Nieczęsto miała okazję być tak blisko Kurta. Mogła dokładnie przyjrzeć się delikatnym zmarszczkom na jego czole oraz wokół zmęczonych oczu. Słyszała każdy jego cichy oddech. Poczuła ogromną chęć uściskania go i powiedzenia mu, że jest doskonałym przyjacielem.
- Musisz iść.
- Poczekaj, zapomniałam się ciebie wcześniej spytać o jedno: kojarzysz nazwisko Leonarda Morrisa? Właściwie głównie po to dziś tu przyszłam.
- Pierwsze słyszę, Evelyn. A teraz idź, proszę.
***
Martin chodził w kółko po pokoju, próbując pobudzić uśpione szare komórki do działania. W myślach powtarzał sobie i przypominał elementy układanki, które za nic nie chciały dopasować się w sensowną całość.
Pożar na Alcatraz, napaść na muzeum, zabójstwa, przerwany występ cyrkowy, wizyta u burmistrzowej, graffiti…  A teraz jeszcze to wideo jego naśladowcy… Jego nieobecność…
Jego nieobecność. Właśnie! Wideo trafiło do mediów pod jego nieobecność, zatem ktoś, kto chciał nadepnąć mu na odcisk doskonale to przemyślał.  Ale czy liczył się z konsekwencjami? Butterfleye to nieprzewidywalny morderca. Raz może podłożyć ogień, innym razem wywiesić martwe ciała na widok publiczny albo po prostu złożyć niewinną „wizytę” żonie burmistrza.
Nie widział w tym najmniejszego sensu. Co więcej: bał się tego, jak rozchwiana musi być osoba, która ma w sobie taką gamę uczuć. To tak jakby żyć w miejscu, wokół którego jest kilka czynnych wulkanów, które mogą w każdej chwili wybuchnąć.
Chciał go złapać, ale czy był w stanie stawić czoła czystemu szaleństwu, samemu w nie nie popadając?
***
Kartka od Kurta zawierała adres internetowy czatu, wraz z podanym hasłem i dopiskiem „codziennie w godzinach późnowieczornych”. Evelyn już po dwudziestej zasiadła z laptopem na kolanach, od razu logując się na tajnym czacie i czekając na przybycie swojego rozmówcy.
W międzyczasie bezwiednie przeglądała strony na temat Leonarda Morrisa, nieustannie zadając sobie te same pytania. Jednak odpowiedzi nie miały zamiaru nadejść. Psychika Butterfleye’a była jak kręty labirynt, z którego nie wyjdziesz, jeśli nie masz kompasu lub jeśli nie potrafisz odczytywać znaków. Próbowała zrozumieć, ale nie pozostawało jej nic poza własnymi domysłami. Na wpół świadomie wchodziła głębiej do owego labiryntu, nie oznaczając sobie drogi do wyjścia.
Komórka zawibrowała parę razy; ekran rozświetlił się.
Masz 1 nową wiadomość od: B.
Wiadomość okazała się MMS-em, którego Evelyn natychmiast otworzyła z ogromnym zaciekawieniem.
Było to zdjęcie, które przedstawiało znak Butterfleye’a na niebie. Serce zaczęło walić w klatce piersiowej, jakby chciało się uwolnić z celi, którą stanowiły żebra. Rozejrzała się dookoła, szukając jakiegokolwiek znaku, który mógłby wskazywać na to, że ktoś zainstalował kamerę w jej mieszkaniu lub cokolwiek, co zakłócałoby jej prywatność.
Czyżby wiedział wszystko? Czyżby ktoś z Lombard Street, ktoś, o kim wspominał Kurt, przekazał Butterfleye’owi informacje o tym, że podejrzanie zbyt dużo czasu spędzała z czarnowłosym mężczyzną? A może po prostu stale obserwuje, co wystukuje w klawiaturę swojego laptopa, a ta wiadomość to znak, że widzi każdy jej ruch?
Drżącymi palcami wystukała odpowiedź:
Wracasz?
Uznała, że lepiej grać na zwłokę.
Tak, już niedługo. Max 2 dni. Ale nie powiedziałaś, jak ci się podoba mój nowy znak.
Evelyn odetchnęła z ulgą. Czasami udawanie idiotki wychodzi na dobre.
Teraz mogła ze spokojem przyjrzeć się nowemu „wynalazkowi” swojego idola. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś podobnego już widziała…
Ciekawe. Ale czy nie podobny sposób miał Batman na oznaczanie swojej obecności?

Oczywiście, że tak. Uwielbiam Batmana. Jest doskonałym dowodem na to, że dobro także używa siły. Widzisz, dobro często pochodzi od zła i na odwrót. Kim byłby Batman gdyby nie chęć zemsty? Tylko Bruce’em Wayne’em. A wiesz jak to było w jednej piosence? „Beauty always comes with dark thoughts”*, co o tym myślisz?

Nigdy nie podejrzewałaby Butterfleye’a o adorację Batmana. Prędzej spodziewałaby się oddania Jokerowi albo innemu przedstawicielowi zła.
„Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, mój drogi”.
Zatem lubisz Batmana? Wybacz, ale bardziej kojarzysz mi się z Scarecrow* :p Ten, co sieje podstępnie strach i dąży do tego, aby cała struktura się rozpadła.

Interesujące, Motylku, ale niestety, nie trafiłaś. Wiesz przecież, że nie jestem aż tak zły, prawda?

Prawda…
***
Natrętne myśli nie dawały mu zasnąć. Od czasu rozmowy z Rebeccą nie mógł przestać myśleć o niczym innym niż o Evelyn i tajemniczym Butterfleye’u. Musiał przyznać Rebecce w pewnych kwestiach oczywistą rację, ale głównym argumentem był fakt, że to on był jej przyjacielem i znał Evelyn znacznie lepiej niż ona. Poza tym panna Fuchs zdecydowanie nie była obiektywna. Wiedział, że przemawiała przez nią zazdrość i złość. Nie mógł na to nic poradzić, tak samo jak nie mógł zakończyć bitwy myśli.
Próbował rozerwać się grą na ulubionej gitarze, ale akordy nie układały się w harmonijną całość, a palce były dziwnie zesztywniałe lub zbyt drżące. Nie mógł znieść smętnej i fałszywej muzyki, która wypływała spod jego rąk, dlatego zrezygnowany rzucił się na łóżko i wpatrując się tępo w sufit, ponownie zaczął analizować fakty.
Od śmierci ojca zmieniła się, to nie ulegało wątpliwości. Załamała się psychicznie, a potem jakby odżyła. Zmieniła wygląd, mówiła trochę mniej. Może rzeczywiście kogoś poznała i chciała to utrzymywać w tajemnicy? Nie przewidziała jednak, że będzie to widać gołym okiem.
Nie, to zupełnie nie w jej stylu. Wiedziałby o tym pierwszy. Nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw, ale przyjąłby to po męsku, "na klatę".
Nie, to nie było to. Tu nie chodziło tylko o głupią zmianę wyglądu. To było… coś w jej oczach, w sposobie mówienia. To była ta część zmian, której się po prostu nie kontroluje. Zmiana w charakterze.
A może mu się tylko wydawało?
A może…
A może…
„Cholerne przypuszczenia”, warknął w duchu i zerwał się z łóżka. Nie miał zamiaru żyć we mgle. Postanowił uzyskać odpowiedzi bezpośrednio u źródła.
Narzucił na siebie kurtkę i wyszedł z mieszkania, udając się do Evelyn. Miał nadzieję, że wybaczy mu dość późną porę, którą niektórzy uznaliby za niestosowną. Ale przecież byli przyjaciółmi, no nie?
-----------------------------------------
* - Nightwish –„I wish I had an angel”
* - dla niewtajemniczonych: Scarecrow vel Doktor Jonathan Crane miał w swoim posiadaniu broń chemiczną, swego rodzaju narkotyk w postaci gazu, który po dotarciu do dróg oddechowych człowieka wywoływał silne halucynacje, przez co ludzie widzieli różne potwory i nastawała ogólna panika.
Nawiasem mówiąc, zdecydowanie było go za mało w pierwszej części Mrocznego Rycerza. Przez to film ten nie był taki dobry jak dwie pozostałe części xD
Miało być za tydzień, ale nie mogłam się powstrzymać. Po co chomikować gotowe rozdziały...? xD 
Z dedykacją dla Anonymy :* :D Dziękuję serdecznie za nominację! :*

17 komentarzy:

  1. Ja i tak jestem za opcją, że Morris to B., a B. to Morris. Tak, tak, tak. A wiesz, po czym to wnioskuję? Bo obaj mają hipnotyzujące spojrzenie, któremu Ev nie może się oprzeć.

    Damianie, błagam, odsuń od siebie myśli, które zaszczepiła w Tobie Rebecca, to na pewno nie Evelyn, Twoja koleżanka z liceum! Taaa, jasne, wcale nie ona, dobrze wiemy, jaka jest prawda. :P Aż z tych nerwów nie zagrał na gitarze, Fedora approves NOT. :(

    No i mój ulubiony cytat z "Wish I Had an Angel", o taaak. :D

    Pozdrawiam,
    [gilderoy-lockhart]

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww, dziękuję za dedykację! ;)

    Batman to jedyny bohater DC Comics, którego toleruję. A filmy, choć je kocham, bo uwielbiam Nolana, jednak w ogóle zbyt mało pokazują to zło. Szczególnie część pierwsza, ale ja nie o tym.
    Podobnie jak Fedora nadal upieram się przy tym, że Morris to Motylek. Mógł przecież sfingować własną śmierć, w końcu jest geniuszem zbrodni. Damian nie powinien myśleć tak o tym, co powiedziała mu Rebecca, bo jeszcze coś się między nim a Evelyn zepsuje a tego bym nie zniosła.
    Czekam na powrót Motylka i ślę pozdrowienia z ciepłej Ljubljany!

    OdpowiedzUsuń
  3. No niech Butterfleye już wróci! Ja się stęskniłam, heh ;)
    Nie wiem co jeszcze myślę o tym chłopcu. Pierwsze skojarzenie od razu padło: Morris to Butterfleye. I nie mogę się od niego uwolnić. Co z tego, że gość nie żyje? Jeśli to faktycznie on, to "zmartwychwstanie" nie byłoby niczym zaskakującym. Ale znając życie wywiedziesz nas wszystkich w pole i rozwiązanie zagadki będzie... zaskakujące ^^
    Popieram Martina i tę jego myśl: "Chciał go złapać, ale czy był w stanie stawić czoła czystemu szaleństwu, samemu w nie nie popadając?". To kwintesencja całych jego dotychczasowych prób złapania B. Na szczęście nieudanych ;D
    A Damian? Rozumiem go, że o tym myśli. Że ma wątpliwości. Jednak niech coś go skłoni do zaufania Evelyn i zostawienia tego wszystkiego w spokoju.
    Pozdrawiam ;*

    P.S. Oczywiście, że chcę być informowana ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu Motylek dał o sobie znać! Naprawdę tęsknię za tą postacią, bez niej opowiadanie nie wydaje się takie żywe i porywające. Kurt chyba zaczyna być zły na Evelyn, że ciągle go nachodzi i napastuje swoimi problemami, aczkolwiek i tak wydaje się jeszcze pełen cierpliwości. Lubię go, bo wbrew pozorom jest dobry oraz przyzwoity, i nigdy nie skrzywdziłby Ev. Ciekawe, co wyniknie ze spotkania dziewczyny z przyjacielem, to bardzo źle, jeśli zacznie wypytywać się i drążyć wokół tematów, na jakie wcześniej wkroczyła Rebecca. Evelyn może poczuć się zagrożona, a zdradzi siebie każdym nerwowym gestem. Jestem bardzo ciekawa, jak sobie poradzi z tą sytuacją. Nawiązanie do Batmana - coś, co tygryski lubią najbardziej ;3 Ja również posądziłabym Butterfleye'a o sympatię do Jokera, a tu taka niespodzianka. Proszę, proszę. Zastanawia mnie również cała sprawa z pożarem, tajemniczym pogrzebem (czyżby upozorowane?)... Ostro rozkręcasz fabułę, że tak powiem :) Czekam z wielką niecierpliwością na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się wydaje, że nie spodoba Wam się sposób, w jaki poradzi sobie z tym Evelyn, ale cóż... :D
      Dzięki i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Fajny rozdział ^^. W sumie się nie dziwię, że opublikowałaś wczesniej, ja też pisząc na zapas nie umiem się wstrzymywać dłużej niż tydzień, ale i tak chomikuję rozdziały po kilka miesięcy ^^.
    Rozdział był jakby nieco krótszy i nie zawierał zbyt dużo akcji, ale podobał mi się. Evelyn bardzo tęskni za Motylkiem, a ja też czekam powrotu tej postaci do opowiadania, jako że z nim zawsze jest ciekawie, choć i innym postaciom niczego nie brakuje. No, ale mam jakoś słabość do ekscentryków i wyrazistych charakterów.
    Nie wiem czemu, ale po tym rozdziale zaczęłam trochę skłaniać się ku wersji, że Kurt to Morris, ewentualnie Motylek. W końcu on lubi szum wokół siebie, więc mógłby zbierać te artykuły, a dlaczego Kurt? Tego nie wiem.
    W każdym razie, te późniejsze smsy też były spoko. I faktycznie to wszystko zmienia się już w jakąś chorą fascynację, więc ciekawa jestem, jak to się dalej potoczy.
    ps. zawiesiłam Marmurowe serce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Coraz bardziej zastanawiam się nad tym Leonardem Morrisem. Co to ma wspólnego z Buttefleyem? Ja to trzymam się tej teorii, że może to jednak być on, mimo iż prasa mówiła, że ten Leonard miał wypadek samochodowy i nie żyje. Takie zdarzenia zawsze można zatuszować:) To pewnie dlatego policji trudno ustalić, kim jest Butterfleye:) Dobra, końce to ględzenie, ja to zawsze mam głupie teorie:) Chyba za dużo kryminałów się ogląda:D

    I jestem to już ciekawa spotkania Damiana i Evelyn:) Czy zdoła coś od niej wyciągnąć?

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wcześniej byłam prawie pewna, że Morrison to Butterfleye, ale teraz już sama nie wiem. Ukartowanie własnej śmierci wcale nie jest takie trudne, jeżeli ma się odpowiednią motywację i plany na przyszłość. Nawet charakter młodego Morrisa może o tym świadczyć. Jak czytałam, to przyszło mi na myśl, że Butterfleye to może jakiś znajomy ze szkoły Morrisona. Ale bardziej skłaniam się do pierwszej opcji.
    Czyli jednak Rebecca zasiała ziarno niepewnoci. Gdyby o tym wiedziała, pewnie skakałaby z radości. Zastanawiam się, jak przebiegnie jego spotkanie z Evelyn.
    Błąd, który znalazłam:
    Jeszcze niedawno było w porządku, nie wyrażał żadnych sprzeciwów, a dziś – ni stąd ni zowąd – zaczął mieć coś przeciwko ich pogawędką. - pogawędkom
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak myślałam, że Leonard Morris nie jest B. To by było zbyt oczywiste (chyba, że chcesz bym tak myślała), ale ja uważam, że tu jest jakiś inny związek. Na pewno coś, co się okaże banalne, ale właśnie takie, na które się nie wpadnie.
    Ciekawie zapowiada się spotkanie Ev z Damianem, ale myślę, że jej przyjaciel uwierzy w to, co chce wierzyć, że Ev nie ma z tym nic wspólnego.
    No i w końcu jakaś wiadomość od B.! Zdziwił mnie, bo jak już, to kojarzy mi się z Jokerem, no ewentualnie Riddlerem, a tu proszę. Ma się za Batmana :D Niech mu będzie. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. jestem... dość szybko :P
    rozdział jak zwykle dobry choć mam wrażenie, ze akcja idzie do przodu bardzo wolniutko.
    Leonard na bank nie mógł być Motylkiem, to było tak oczywiste, że aż nieprawdopodobne.
    Rebecca nieźle namieszała. Ciekawe czego dowie się Damian. Ev na pewno jakoś go "spławi".
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zachowanie Kurta wybiło mnie trochę z równowagi. Nie spodziewałam się, iż tak po prostu odrzuci on Evelyn. Całe szczęście podarował jej adres czata, dzięki czemu dziewczyna zapewne nawiąże głębszą znajomość z Kurtem. Może to przyniesie jakieś nowe odpowiedzi?
    I co na to jej przyjaciel? O ile jeszcze nim jest.
    Nie wiem, do czego doprowadzi Evelyn jej zachowanie. Nie sądzę, by było to coś dobrego.
    Pozdrawiam serdecznie i oczywiście czekam na kolejny rozdział.

    P.S. Butterfleye + Batman - padłam xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Musisz mnie najpierw wybaczyć, że ostatnio nie pojawiałam się na Twoim blogu. Przepraszam, jakieś cholerne urwanie głowy mnie ostatnio nawiedziło i zaniedbałam zdeka blogsoferę. Pozostaje mi jedynie obiecać, że to już nigdy więcej się nie powtórzy.
    Hah, zaczęłam cztać zaległości jak jeszcze był inny szablon, komentuję jak jest inny ;) Widzę, że ostatnio dopisuje Ci wena do grafiki ^ ^
    A wydarzania bardzo mi się podobały. Jestem pod wrażeniem domysłów Rebecki. Szkoda tylko, że kobieta musiała przekazać to, co wywnioskowała Danielowi. Przez to chłopak ma ciężki orzech do zgryzienia. Jestem naprawdę ciekawa, jak będzie wyglądała jego rozmowa z Evelyn. Podjerzewam, że Evelyn zacznie kłamać, coś zmyslać, tłumaczyć się... Wysmieje też głupotę Rebecki... Ale może mnie zaskoczy...?
    Nie, nie ryzykowałaby.
    Hah, tak czas dobrze grać idiotkę. Właśnie przez to, że ludzie zaczynają się momentalnie tłumaczyć, wychodzą największe afery. Dobrze, że Evelyn rozpoczęła nowy temat i wyszło to, co tak naprawdę chciał B.
    Swoją drogą równiez zdziwiło mnie to porównanie Motylka do Batmana. Niespodziewałabym się go ;) Ale już wyobrażam sobie motylka na niebie, zamiast znaku nietoperza ^ ^
    Hah, ja tam lubię chomikować rozdziały, bo mnie zawsze straży wizja, że nie będę potem miała czasu czegoś napisać i będzie zastój na blogu ;)
    Całuję,
    Leszczyna ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem wspaniałomyślna i wybaczam bez wahania :D Daj spokój, przecież każdy z nas ma jakieś życie prywatne, sprawy, które musi załatwić, obowiązki, szkołę, pracę i tak dalej. Nie wymagam od nikogo bycia robotem ;p
      Tamten szablon był stary, jeszcze z wakacji, wena dopadła mnie dopiero wczoraj :)
      Mnie taka wizja nie straszy - nie napiszę, trudno, świat się nie zawali. Mam o tyle silną wolę, że wiem, że nie porzucę opowiadania, bo tak, więc zawsze rozdział będzie - prędzej czy później :D
      No no no, a Twoje domysły są iście... prawdziwe, hehehe.

      Usuń
  12. mam nadzieję, że buttarflya nic nie zatryzma i wróci. a nawet jeśli nie, to może dasz jakąś notkę z jego perpsektywy? jakiś taki przykład analizy myślenia szalonego geniuszu? byloby ciekawie. Ale trzeb przuyznać, że i u Evellyn jest interesująco. Ciekawe, jak zareaguje na przyjaciela... o ile w ogóle do niej dotrze... mam wrażenie, że Butterflye czyta czasem w ljudzkich umysłach. jeśli chodzi o Morrisona, może ktoś tam myśli, że uamrł w wypadku, ale czy na pewno? will see.a Kurta bardzo lubię i uważam go za istotę normalności w tym szalonym świecie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie kiedyś notka z perspektywy Butterfleye'a, obiecuję :) Ale na razie nie, bo jeszcze za dużo przez przypadek wyjdzie na jaw w nieodpowiednim momencie ;p

      Usuń
  13. Ja też jestem za tym, że Morris to B. A dlaczego? No bo:
    1. Oczy
    2. Inteligencja
    3. Charakter
    4. Motywy
    Miałam nadzieję, że będzie więcej Motylka i Kurta, sigh. A tu co? Evelyn i Damian. Tego drugiego naprawdę nie lubię, chyba jeszcze bardziej niż Rebecci. Pewnie dlatego, że nienawidzę takich dobrych, przyjacielskich chłopców, którzy jeszcze nie do końca wyrośli z liceum. Są tak strasznie nudni i przewidywalni, Geeez. No, może Damian i pójście do Ev nie było przewidywalne, ale i tak. Swoją drogą jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Przyjaciółka na pewno nie powie mu prawdy, tylko jak wymiga się z tego wszystkiego? Cóż, czekam. :)
    Zaskoczyło mnie to, że Evelyn zapisała motylka jako "B." To trochę nazbyt oczywiste, nie? To znaczy, gdyby ktoś przejrzał jej kontakty, mógłby zorientować się, kto to jest. Taka Rebecca na przykład. A jeśli chodzi o rozmowę Ev i B., to kocham ją całym sercem. Nigdy nie posądziłabym Motylka o lubienie Batmana, a tu proszę. Coś nowego. ^^
    Plus za przemyślenia. Wszystkich. Były cudowne, zwłaszcza ten fragment o szaleństwie i psychice B. cÓd, mniut i ożeżki. \m/
    Mówiłam ci już, że kocham to opowiadanie? <3 Wciąga jak najlepsza książka.
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobra, znowu zawalam i znowu muszę nadrabiać i znowu chcę się starać, aby to się nie powtórzyło,a le pewnie wyjdzie jak wyjdzie:<
    Zaskoczyła mnie Rebecca. Nigdy nie podejrzewałabym o inteligencję i fakt, że domyśli się jej powiązania z Motylkiem. Do tego trzeba mieć świetny mózg i nie lada instynkt, co przeczy pustocie i zapatrzeciu w siebie Rebeccki.
    Damien, Damien... Najwyraźniej mimo swej naiwności i ogromnej wiary w Evelyn też czuje, że z Verriar dzieje się coś nie tak, czego nie można wytłumaczyć jedynie śmiercią ojca.
    Evelyn coraz mniej wikła się w tą destrukcyjną sieć, która pociąga ją za sobą. Uzależnia się od Motylka i wszystkiego, co z nim związane. Az z niecierpliwością czkeam na jego powrót.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy