It's all about reality and makin' some noise
Makin' the story
Makin' sure his clique stays up
Fort Minor - Remember the name
Leżała na
kanapie i bezmyślnie przełączała kanały w telewizji. W gruncie rzeczy nie
interesowało ją, co obecnie mają do zaoferowania media. Po prostu próbowała
odpędzić od siebie różne myśli. Niewiele to jednak dawało. W końcu wyłączyła
telewizor i siedziała w ciemności, zastanawiając się nad tym, co robi źle.
Dlaczego Kurt patrzył na nią jakby była kimś z marginesu społecznego, kto już
do niczego się przyda i co miał na myśli mówiąc, że „za dużo przebywa z
Butterfleye’em”?
Żadne sensowne
odpowiedzi nie przychodziły jej do głowy. W gruncie rzeczy usprawiedliwiała się
przed sobą, że to, co robi – choć jest złe – nie czyni innym krzywdy.
W pewnym
momencie poczuła się nieswojo. Jakby ktoś intensywnie się w nią wpatrywał. Ten
wzrok aż palił. Podniosła się do pozycji siedzącej, szukając właściciela
spojrzenia.
Na skraju jej
łóżka siedział nie kto inny jak jej ojciec, Jason Verriar.
- Tato…? Ty
żyjesz? – spytała cieniutkim głosikiem zagubionej dziewczynki. Jego dziewczynki.
- Nie. Jestem
tylko wytworem twojej wyobraźni.
- Więc ja…
śnię?
Mężczyzna
pokiwał z powagą głową. Evelyn nie lubiła, gdy na jego twarzy nie gościł
chociaż cień uśmiechu. To nigdy nie znaczyło nic dobrego. A w jego głosie było
coś… obcego, surowego.
Zbliżyła się do
niego, odgarniając koc na bok. Z tęsknotą przytuliła się do mężczyzny.
- Czy coś się
stało, tato?
- Zawiodłaś
mnie, Evelyn – powiedział. Jego głos brzmiał inaczej, złowieszczo. To nie był
głos jej ojca. To nie był Jason.
- Ale…
dlaczego? – spytała, czując gorące łzy pod powiekami. Nigdy nie chciała
usłyszeć tego z jego ust.
- Jesteś słaba,
że się temu poddałaś.
- Czemu…?
- Wszystko
twoja wina – wyszeptał niczym jadowity wąż. Jego syk odbijał się echem po
pustym pokoju.
- Dlaczego tak
do mnie mówisz, tato?! – krzyknęła rozpaczliwie, czując jak łzy spływają po jej
policzkach. Chciała chwycić go za ramię i potrząsnąć nim, ale jego postać
rozpłynęła się w powietrzu. Zawiał wiatr.
Wirowała.
Niewidzialne siły utrzymywały ją w powietrzu i obracały jej ciałem. Miała
zamknięte oczy. Podobało jej się to uczucie. Delikatny wiatr owiewał jej twarz,
łaskotał plecy, głaskał po ramionach niczym delikatny i namiętny kochanek.
Poczuła lekkie mrowienie na plecach.
Nagle zapadła
cisza. Powietrze stanęło, nie czuła już delikatnych, miłych powiewów. Za to
dziwne uczucie pod łopatkami wzmagało się. Coś przebijało jej skórę; powoli
zaczynała opadać, jednak inna siła nadal utrzymywała ją w powietrzu.
Otworzyła oczy.
W lustrze, które znajdowało się przed nią, ujrzała motyle skrzydła, których
wzrost powodował to niepokojące wrażenie.
Delikatne
narządy lotu powoli nabierały barw. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać,
jednak w rzeczywistości były biało-czarne. W górnej ich części zobaczyła coś
niecodziennego: jakby czarne wstążki; niesamowite macki, które w ekspresowym
tempie zyskiwały na długości.
Zafascynowana
przyglądała się temu niesamowitemu zjawisku – przeobrażaniu w jedno z
najciekawszych i najpiękniejszych zwierząt – motyla.
Jednodniowy cud życia.
Nawet nie
zauważyła, gdy czarne wstążki zaczęły ją oplatać. Spostrzegła to, gdy mocno
ścisnęły ją w pasie, wbijając się w żołądek i powodując odruch wymiotny.
Chciała
krzyczeć, jednak wstęgi zakneblowały jej usta.
Lustro
zamieniło się w zwykłą szybę, za którą zobaczyła leżącą kobietę. Nad nią
widziała jedynie zarys mężczyzny, który pochylał się nisko, mając w ręce coś,
co przypominało nóż. Nieznajoma skuliła się. Dłonie miała związane z tyłu, nie
miała jak się bronić. Ostrze musnęło jej szyję. Krzyknęła, ale nikt – poza
Evelyn – jej nie słyszał.
Tuż przed szybą
pojawił się kolejny mężczyzna, z kominiarką na twarzy. Wyglądało jakby chciał
usunąć swego rodzaju okno, które umożliwiało Evelyn obserwację ich poczynań. Jednak
zrezygnował z tego, zawołany przez drugiego napastnika, ukrytego w cieniu.
Kobieta zaczęła
wrzeszczeć. Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze, a Evelyn nie mogła nic
zrobić, uwięziona w czarnych wstęgach, oplatających jej ciało. Wierzgała się,
chcąc pomóc ofierze. Jej krzyk przyprawiał o bóle głowy.
W końcu udało
jej się uwolnić ręce. Wyciągnęła dłoń w stronę nieznajomej, chcąc pomóc i
złagodzić jej cierpienia. Wołania o ratunek były coraz głośniejsze.
Coś się
zawaliło.
Evelyn obudziła
się gwałtownie. Na policzkach czuła zaschnięte łzy, a jedna ręka zwisała
bezwładnie z kanapy, na której musiała zasnąć. Zerknęła na podłogę – leżała tam
komórka, która nadal dzwoniła – zdecydowanie za głośno – informując o tym, że
należy już wstać.
***
- Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Król Ryszard, lew o lwim sercu, powrócił wreszcie z wyprawy krzyżowej i w
królestwie znów zapanowały sprawiedliwość, ład i porządek. Marianna i Robin
Hood pobrali się i odtąd prowadzili szczęśliwe, spokojne życie w lesie Sherwood.
A książę Jan, Sir Hiss i szeryf z
Nottingham, także znaleźli nowy dom: miejskie więzienie*.
Martin zamknął
książkę i uśmiechnął się do małej Victorii. Obiad u Petera zmobilizował go do
odwiedzenia własnej córki oraz byłej żony. Widząc jego szczęśliwą rodzinę, w tym
dwóch synów, którzy podziwiali swojego ojca, po prostu poczuł się zazdrosny.
Niestety, w życiu nie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie. Przegrał parę
bitw, ale nie miał zamiaru przegrać żadnej wojny.
- To ty, tato,
też jesteś takim Robin Hoodem, bo dzięki tobie oszuści też idą do więzienia –
zauważyła sennym głosem.
Przyjemnie
ciepło oblało jego serce.
- Trochę mi do
niego daleko – odparł skromnie i ucałował córkę w czoło. – A teraz czas spać.
Pokiwała
grzecznie głową i zamknęła oczy.
„Dlaczego nie
miałbym być chociażby dla niej Robin Hoodem?”, przeszło mu przez myśl.
Postanowił wziąć się w garść i podjąć w końcu kroki, które dadzą widoczne
efekty.
***
Evelyn zapukała
w białe drewno, oczekując odpowiedzi. Po chwili usłyszała jak ktoś podbiega do
drzwi, zerka przez wizjer, a po chwili otwiera zamek.
- Cześć,
siostro – powitała Matildę. – Przyszłam po pomoc – powiedziała wesoło.
- Wchodź.
Bardzo lubiła
mieszkanie siostry. Było urządzone ze smakiem i nowocześnie. Ponadto miało w
sobie wiele przestrzeni, a ogromne okna w salonie zawsze ją fascynowały.
Matilda wybrała sobie naprawdę dobrą miejscówkę, gdyż widok rozpościerający się
za szybą był zniewalający.
Cóż, ona mogła
sobie na to pozwolić.
- Jaką pomoc?
- Pamiętasz,
jak mówiłaś, że w razie czego zawsze służysz poradą godną rasowej stylistki?
Cóż… potrzebuję trochę… nowych ubrań? Może masz coś, co możesz mi dać „w
spadku”?
- Ale… ty nie
znosisz moich ciuchów. – stwierdziła Matilda. – To znaczy… nie mówię, że
sądzisz, że są brzydkie. Po prostu sama nigdy byś ich nie tknęła.
Evelyn
wzruszyła ramionami.
- Czas na
zmiany.
- Poznałaś
kogoś? – spytała, unosząc wysoko brwi. Wyglądała na nieco rozbawioną.
- Nie! –
oburzyła się Evelyn. – Dlaczego to musi się z tym wiązać? Chcę zmiany, wyglądam
jak w liceum.
Matilda
zachichotała.
- Nie wiem. Ale
jaki mógłby być inny powód takiej zmiany?
Młodsza siostra
wywróciła teatralnie oczami.
- Nie mogę mieć
trochę prywatności? Może chcę… oddać je na aukcję charytatywną, dodając że jest
na nich DNA Matildy Verriar?
Matilda wydała
z głośne, rozbawione prychnięcie.
- Mogłabym to
zrobić sama.
- Pomożesz czy
nie?
Szatynka
uśmiechnęła się zawadiacko.
***
Evelyn nie
sądziła, że coś równie niepozornego jak przebieranie w ubraniach może być tak męczące. Po wielu nieudanych próbach stylizacji miała naprawdę dość i gdyby nie
silna determinacja do zmian, z pewnością położyłaby się na kanapie i długo na
niej leżała, najlepiej z kubkiem czegoś gorącego w dłoniach.
- Jak się
czujesz? - spytała szatynka,
przyglądając się siostrze, która stała przed nią z nietęgą miną, ubrana w
zwiewną, dziewczęcą sukienkę w kolorze brudnego różu.
- Półnaga.
Matilda
zaśmiała się głośno.
- Wiesz co? –
spytała, patrząc krytycznie na siostrę. – Potrzebujesz czegoś… Bardziej z
pazurem. Takie delikatne kolorki zwyczajnie do ciebie nie pasują. Ale nie martw
się, od czego masz mnie, co nie?
***
Poprawił
kurtkę, następnie upewnił się, że broń jest na swoim miejscu i sięgnął po
odznakę, którą dyskretnie trzymał teraz w ręce.
Wraz z Ray’em
weszli do ponurego baru na O’Farrell Street. Nie było to obecnie dobre miejsce
na imprezy, dlatego poza barmanem i paroma mężczyznami, grającymi w tak zwanego
„jednorękiego bandytę” nie było tu nikogo. Zza ścian można było słyszeć odgłosy
remontu, któremu poddany został cały budynek. Z zewnątrz także trudno było
zauważyć lokal – był zastawiony rusztowaniami.
Jednak
policjanci doskonale wiedzieli, z czego słynie bar o niepozornej nazwie:
„Supernova”. Niegdyś często napływały
skargi związane z naruszaniem ciszy nocnej, było także wiele bójek. Jednak nie
dlatego znali to miejsce. Od dłuższego czasu podejrzewano właściciela o grubsze
przekręty, a także oferowanie usług seksualnych, do których kobiety miały być
zmuszane. Poprzednik już siedział w więzieniu. Nie mieli wątpliwości, że jego
następca kontynuuje „tradycję”. Na szczęście zdobyli obciążające go dowody i
mieli zamiar użyć ich, aby przy okazji wygadał wszystko, co wie o
Butterfleye’u.
W pewnym
stopniu był to „ślepy traf”. Honnet nie był pewien, że szef
tego lokalu miał coś wspólnego z Motylem. Wiedział jednak, że grupy przestępcze
często są ze sobą powiązane, a ktoś taki jak Butterfleye – ktoś kto pragnie
władzy na każdej płaszczyźnie – będzie chciał wiedzieć, co w trawie piszczy,
szczególnie w jego ogródku.
Mężczyźni
podeszli do baru. Gdy młody chłopak, stojący za ladą uprzejmie spytał, czego
panowie życzą sobie do picia, pokazali swoje odznaki i bez ogródek oznajmili,
że chcą rozmawiać z szefem.
- Szefa nie ma.
- Oczywiście,
że jest. Siedzi na półpiętrze, na które dojdziemy tymi schodami, za tobą –
powiedział Martin. – Wejdziemy tam, po dobroci, czy też nie.
Barman zrobił
niezadowoloną minę i zaprowadził ich do biura szefa.
Było to małe
pomieszczenie, z wieloma półkami wypełnionymi książkami oraz licznymi –
wydawałoby się: zbędnymi -
figurkami. Pośrodku, prostopadle do
zasłoniętego ciężką kotarą okna, stało biurko z dużym, wygodnym, obrotowym
fotelem, na którym siedział David Razzari – mężczyzna o śniadej cerze i
ciemnych włosach. Zdecydowanie nie był zadowolony z tej niespodziewanej wizyty.
- Dzień dobry,
panie Razzari – powiedział Ray, pokazując swoją legitymację.
- O co tym
razem chcecie mnie bezpodstawnie oskarżyć? – fuknął mężczyzna.
- W zasadzie to
tym razem mamy bardzo solidne podstawy. I w związku z tym jest pan aresztowany
– odparł Honnet i wyciągnął kajdanki. Dawno ich nie używał, chyba nawet zdążył
zapomnieć jak wielka satysfakcja z tego wypływa.
***
Po dłuższym
czasie zdecydowały się na bardziej odważne kolory, eleganckie wąskie spodnie,
marynarki oraz wyższe niż zwykle buty. Evelyn nie czuła się pewnie na obcasach,
więc Matilda zaproponowała bardziej
stabilne koturny, na które młodsza siostra w końcu przystała. Dostała od
siostry parę rzeczy, które – jak twierdziła – już jej się nie przydadzą, a
ponadto umówiły się na wspólne zakupy.
- Co się z tobą
dzieje, Mat? – spytała w końcu Evelyn, dziwiąc się, że cierpliwość siostry
jeszcze się nie wykończyła. Była nadzwyczaj pogodna, a chwilami odpływała
gdzieś myślami. Nawet bez poproszenia robiła jej kawę, w dodatku taką, którą
zwykle ukrywała w szafce i z nikim się nie dzieliła. - Wygląda jakbyś się zakochała…?
Siostra
uśmiechnęła się tajemniczo.
- Na razie nie
chcę zapeszać, więc nic nie mówię.
Evelyn
otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Naprawdę?
Powiedz chociaż, kto miałby to być! Bogaty pan doktor? Handlarz
nieruchomościami?
- Pudło –
powiedziała, kładąc przed nią filiżankę kawy.
- No dalej,
powiedz, nie trzymaj mnie w niepewności – nalegała.
- Tylko się nie
śmiej.
- Dawaj.
- Jest
informatykiem.
Evelyn
zachłysnęła się swoją kawą.
-
Informatykiem? To oni mają jakieś życie towarzyskie? – zaśmiała się.
- Najwyraźniej
mają – odpowiedziała siostra, wzruszając ramionami. Na twarzy błąkał się
uśmiech.
***
- Pytam jeszcze
raz: kim jest i gdzie jest Butterfleye.
Oparł ręce o
blat stołu, przenosząc na nie większość ciężaru ciała. Patrzył przesłuchiwanemu
w oczy, próbując go złamać.
Nie był zbyt
rozmowny. Wkurzało go to, że patrzył na
niego z cynizmem i pobłażaniem. Większość z nich tak robiła. A później gnili w
pustych, śmierdzących szczynami celach, kombinując jak się stamtąd wydostać,
aby nie zostać złapanym, aż w końcu dochodzili do wniosku, że jest to
niemożliwe. To dopiero przykrość.
- Twój głupawy
uśmieszek wiele ci nie pomoże – syknął, a gdy nie uzyskał werbalnej odpowiedzi,
dodał:
- Pójdziesz
siedzieć i tak czy siak, ale dodatkowo odpowiesz za utrudnianie śledztwa. A to
może cię totalnie pogrążyć, co nie?
Rozmówca
spojrzał wymownie w lampę, po czym wyciągnął zakute w kajdanki dłonie na stół.
- Naprawdę
myślisz, że coś wiem? Mylisz się. Ale ok, powiem to, co mam do powiedzenia,
choć to wiedzą prawie wszyscy. Butterfleye jest jak widmo. Wszyscy wiedzą, że
gdzieś jest, paru nawet go widziało. Ale nikt nie wie, gdzie jest, ani tym
bardziej, kim jest. Facet potrafi dbać o swoje interesy. Ale nie robił ich z
moimi chłopcami. Wygląda na to, że musi się pan jeszcze trochę wysilić, panie
inspektorze.
- Musi mieć
jakiś pomocników. Jak inaczej sam wykonałby tak duże graffiti? I jak dokonałby
tego całego zamieszania w cyrku, co?
- Możliwe. Ale
mi nic o tym nie wiadomo.
- To się okaże
– warknął Martin i dotarł do drzwi.
- Jeśli to coś
pomoże, to chodzą głosy, że nadepnął na odcisk komuś znanego jako Don Lotario.
Nie słychać o nim w mediach. W każdym razie: jeszcze – dodał aresztowany.
Martin kiwnął
głową i bez słowa opuścił salę przesłuchań.
***
- Hej, zrób
głośniej – poprosiła Evelyn, kątem oka notując ciekawą wiadomość podczas
wieczornych „Faktów”.
Matilda
odwróciła się do telewizora i zwiększyła głośność.
- …ostrzegamy, że osoby o dużej wrażliwości
oglądają na własną odpowiedzialność.
- Witaj, San
Francisco – odezwał się człowiek w kominiarce z komputerowo zniekształconym
głosem. – Tu Butterfleye. Dziś moim gościem jest ktoś, kogo bardzo dobrze
znacie! Powitajcie oklaskami Desirae Henderson, prezenterkę telewizyjną!
Kamera
nieumiejętnie zwróciła się ku przywiązanej do krzesła kobiecie, która wystraszonym
wzrokiem omiatała pomieszczenie. Nagie cegły, gdzieniegdzie różnorakie – także
wulgarne – graffiti, walające się na ziemi śmiecie – typowa speluna.
- Przywitaj się
z publicznością, kochanie – powiedział mężczyzna, ujmując w dłoń jej twarz,
zmuszając ją, aby spojrzała w kamerę, którą najprawdopodobniej trzymał w
drugiej ręce. Obraz trząsł się i utrudniał odbiór, ale mimo to siostry Verriar
nie odrywały wzroku od telewizora.
- Ostatnio w
wiadomościach, gdy pokazywaliście moje graffiti, pytałaś retorycznie czy należy
się bać. Owszem, należy. Teraz uśmiechnij się tak jak zawsze to robisz.
Ślicznie.
Kamera zwróciła
się z przestraszonej Desirae na mężczyznę w kominiarce. Teraz dokładnie było
widać, że trzyma ją przed sobą na wyprostowanych rękach.
- Widzicie, to
jest prawdziwy news, a nie jakiś wyssany z palca „skandal”, który tylko ma
zająć wasze umysły! To się dzieje naprawdę i jeśli nie pokażecie tego w
telewizji zginie nie tylko ona, ale ktoś jeszcze z medialnego światka.
Pamiętajcie: Butterfleye was obserwuje.
Wrócono do
studia, gdzie mężczyzna w garniturze miał nietęgą minę. Starając się zachować
możliwie jak najbardziej neutralny głos, płynnie przeszedł do innych
informacji.
Evelyn
siedziała z szeroko otwartymi ustami, próbując uporządkować informacje. To nie
mógł być Butterfleye, to po prostu nie możliwe, nie w jego stylu i… Nie, on
zrobiłby to inaczej. Przecież prawdziwy Butterfleye zadbałby o szczegóły.
Przede wszystkim nagrałby ładny film, kamerę postawiłby na statywie, a nie
trzymał w ręce. Poza tym kto jak kto, ale on nie założyłby kominiarki, skoro ma
własną, autorską maskę. No i – zdaniem Evelyn – Butterfleye nie pozwoliłby
kobiecie przebywać w takim obrzydliwym miejscu.
- Przerażające
– mruknęła Matilda, smętnie mocząc łyżeczkę w napoju.
- Myślisz, że to on? – spytała z
niedowierzaniem Evelyn, zapominając, że tylko ona zna prawdę.
- A dlaczego
nie? Cały czas chce się popisać przed miastem, robi okropne rzeczy na oczach
licznej widowni. A to jego następny krok. Wszystko pasuje, dlaczego uważasz, że
to nie on?
- Jakoś… wydaje
mi się, że to nie w jego stylu – mruknęła, tracąc rezon.
Tylko się nie wydaj.
- To ogromnie w
jego stylu, Evelyn. Powinnaś to wiedzieć lepiej ode mnie, skoro tyle o nim
czytałaś.
Zamilkła. Wiedziała, że nie jest to czas na dyskusje.
Matilda miała rację, ale przecież wiedziałaby, gdyby miał w planach coś takiego! W końcu to z nią
współpracował. Wiele rzeczy tu nie pasowało. Nie tylko kominiarka, miejsce
porwania i sposób nagrania. Przede wszystkim to, że Butterfleye’a obecnie nie
było w mieście.
Przecież nie
opuściłby takiego przedstawienia, prawda?
***
Honnet oglądał
z uwagą i pewnym przerażeniem wiadomość od rzekomego Butterfleye’a. Osobiście
wątpił w to, że to naprawdę on, jednak myśl, że ktoś taki jak on mógł mieć
swoich naśladowców przyprawiała go o zimne dreszcze.
Na Boga,
przeprowadził się wraz z rodziną do San Francisco, aby zyskać nieco spokoju, naprawić
małżeństwo, a później należycie odpocząć na zasłużonej emeryturze, a tymczasem kryminalne
interesy w tym mieście kwitną lepiej niż w Bostonie!
Pocieszała go
jednak myśl, że naśladowcy nigdy nie dorównują swoim mistrzom. Zawsze
popełniają jakieś błędy. Dobrym przykładem byli między innymi wszyscy
„kopiarze” Zodiaka. Każdy z nich został schwytany, choć zbrodnie największej
nierozwiązanej do dziś zagadki San Francisco odtwarzali nadzwyczaj szczegółowo,
to żaden z nich nie dorównał swojemu, pożal się Boże, mistrzowi.
W chwili
bezradności sięgnął po laptopa i wpisał w wyszukiwarkę imię, które podał mu
wcześniej Razzari. Miał wrażenie, że już gdzieś je widział.
Wyniki
wyszukiwania dla hasła: Don Lotario
Don Lotario - Sim występujący w grze
The Sims 2 oraz w The Sims 3.
Inne wyniki
wskazywały to samo: ów Don to zwyczajna zmyślona postać, powstała na potrzeby
jakiejś marnej gry.
Ze złością
zatrzasnął klapę komputera i przyłożył mocno zaciśniętą pięść do twarzy.
Razzari, ty gnoju, w sądzie jesteś skończony.
------------------------------
* - zaczerpnięte z książki "Najpiękniejsze bajki świata", rok wydania: 1993
Ze strony Evelyn trochę gadania o niczym, ale starałam się to wynagrodzić Martinem :)
Ze strony Evelyn trochę gadania o niczym, ale starałam się to wynagrodzić Martinem :)
W związku z oczywistym faktem, że jutro rozpoczyna się rok szkolny, a Legilimencja zaczyna przygotowania do matury - nie obiecuję regularności w dodawaniu postów, aczkolwiek postaram się :D
Informuję też, że z dniem 30.08.2012 lombard street na Onecie przestało istnieć.
Informuję też, że z dniem 30.08.2012 lombard street na Onecie przestało istnieć.
Ktoś tu składa fałszywe zeznania, oj, czuję, że polecą głowy!
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili pomyślałam: "No ładnie, Motyle Oko porwał prezenterkę, świat się kończy!", ale jak przeszło do myśli Evelyn, to faktycznie - jakoś tak... nie w jego stylu. Brudno, obskurnie, wręcz syfiasto... Chociaż może to specjalnie? Może właśnie nie chciał się wydać? Może chciał, by mieli o nim fałszywe wyobrażenie? A może to jednak nie on, tylko jakiś jego (hahaha) consulting co-criminal? Cholera wie, teraz to już namieszałaś i nie mam pojęcia, co się dzieje. :D
Mat i informatyk (tak, ja już wiem, kto, ale się nie wygadam, ja nie z tych) - naprawdę nadal nie mogę w to uwierzyć! No i bezbłędny motyw dzielenia się z Ev najlepszą kawą, epic win, godny detektywa Chevalier! Wypijmy kawę pokoju. :D
Pozdrawiam,
[une-crime-parfait] & [celestialize] & [gilderoy-lockhart]
Matilda i informatyk? :D Haha, nie wierzę. Miłość wzięła wreszcie nad nią górę, co widać w najprostszych, codziennych czynnościach. Urocze jest to, jak się zamyśla, a po twarzy błądzą jej uśmieszki.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy Evelyn ma rację i facet z nagrania to nie jest Butterfleye. Gdyby to była prawda, zapewne sam Butterfleye postara się o właściwe sprostowanie. Ale jeśli to faktycznie był on - Evelyn powinna zacząć porządnie się bać. Jej "partner" najwidoczniej nie ma skrupółów nawet, jeśli chodzi o kobiety.
Don Lotario - świetnie wymyślone! ;) Znam Simsy dość dobrze, dlatego cała ta sytuacja bawi mnie jeszcze bardziej.
Życzę powodzenia i wytrwałości w przygotowaniach do matury. :)
Mi się podobał ten rozdział ^^. Może nie wystąpił tu sam Motylek (troszkę się stęskniłam za nim xD), ale za to było sporo Martina, którego także bardzo polubiłam. Była też Evelyn, i jeszcze bardziej ją lubię za to, że nie lubi się stroić w sukienki, obcasy itd. Ja, wieczna chłopczyca, także stronię od tego typu strojów. Ale Mathildę też lubię mimo tego, że się stroi. W ogóle tworzysz fajne te postacie, takie ludzkie i nieprzesadzone. Bo ja, jak już wiesz, mam tendencję do przesady i marysueizmu, choć staram się to powoli ograniczać.
OdpowiedzUsuńSen Evelyn był faktycznie przerażający, musiało to być dla niej przykre przeżycie, najpierw słyszeć takie rzeczy od ukochanego ojca, a potem, patrzyć na te sceny w pokoju... A ten motyw motylich skrzydeł i taśm w tym śnie to pewnie jakaś aluzja do jej przywiązania do Butterfleya, tak mi się wydaje.
Co do tego materiału w telewizji, też myślę, że to nie prawdziwy Motyl, a jakiś naśladowca. To raczej nie w jego stylu, bo on, choć jest czarnym charakterem, jednak ma odrobinę przyzwoitości, no i po prostu ma swój charakterystyczny styl, który na pewno chciałby wszystkim pokazać. On jest postacią, która lubi robić wszystko na pokaz i wzbudzać przy tym niepewność.
A ta scena z Martinem i opryszkiem też była bardzo udana ^^.
Bardzo mi się podobał ten rozdział, oj bardzo. Evelyn zmienia styl, żeby się przypodobać Motylkowi? Sen ciekawy, irracjonalny i pełen symboli i powiązań. Ah! Kocham ten rozdział. Popieram Evelyn i myślę, że to nie Motylek porwał panią z telewizji. Może to ten Don Lotario?
OdpowiedzUsuńJa chcę więcej!
Motyw snu Evelyn był absolutnie obłędny i bezbłędny. Ciekawa jestem, czy Motylek po powrocie zwróci uwagę na jej zmianę stylu hihi.
OdpowiedzUsuńMartin wreszcie wziął się chyba w garść, bo jakby dłużej angstował, to byłaby z niego dupa, nie policjant :D
A co do porwania prezenterki myślę, że to był tylko jakiś marny naśladowca naszego ulubieńca, w końcu po co Motylkowi kominiarka, skoro i tak ma ten makijaż na twarzy? A poza tym Motylek to "full-tilt diva", nie zakrywałby się kominiarką...
"full-tilt diva", hahaha, idealne określenie, hahaha! :D Masz rację, masz rację :)
UsuńTo nie ja, to Tony Stark (Avengers - Tony rozmawia z Kapitanem Ameryką o Lokim)
Usuń:D
O rany, ile się działo w tym rozdziale! Świetny jest. Ja również nie wierzę, że Motylek w tak marnym stylu pokazałby się Ameryce. On ma klasę i wyszukany gust, nie jest pierwszym lepszym rabusiem. Ktoś najwyraźniej się za niego podaje. Za tym prawdziwym Motylkiem tęsknię. Ciekawa jestem, czy to właśnie dla niego Evelyn natchnęło na zmiany w wyglądzie. Dobrze, że ma taką siostrę jak Matilda, która zna się na modzie i potrafi doradzić. Rozbawiłaś mnie tym tekstem o informatykach - chyba pokażę to mojemu lubemu, studiującemu owy kierunek! I właściwie zgodziłabym się ;D Z Donem Lotario również miałaś ciekawy pomysł, wyobrażam sobie rozwścieczenie Martina. Sen czy też wizje Ev były przerażające, zbudowałaś niesamowity klimat. Widzę, że nie ja jedyna rozpoczynam jutro klasę maturalną... Strach się bać! Ale, przeżyjemy, prawda? :) Pozdrawiam Cię serdecznie! ;*
OdpowiedzUsuńPS To samo mogę powiedzieć o Twoim opowiadaniu - nie mam się czego czepiać!
Hehe, mój brat też studiował informatykę i swego czasu obczaiłam z tej okazji parę żartów na ten temat, żeby się z niego pośmiać :D Choć w gruncie rzeczy nawet podziwiam tych ludzi xD
UsuńA tam, już mnie wszyscy z rocznika wkurzają, bo już panikują, a jeszcze się nawet rok szkolny nie zaczął. Przeżyjemy, pewnie :d Innej opcji nie widzę :D Pytanie tylko jak będziemy w maju czy w czerwcu wyglądać po takiej szkole przetrwania, hahaha :D
Jaa, dziękiii ^^, :D
A właśnie, zapomniałam Ci napisać, że pierwsza część rozdziału pasowała mi do szablonu ;3 Ja również podziwiam, sama bym sfiksowała przy nauce informatyki. Mimo wszystko - żarty są i tak śmieszne :D Osiem miesięcy jakoś powinno szybko zlecieć (29 poniedziałków Nas bodajże czeka!), natomiast matury... Mam nadzieję, że to faktycznie są bzdury ;)
Usuńo 29 za dużo :P Przypomniałaś mi, że miałam obczaić ile razy jakiś poniedziałek wypada, bo jak zobaczyłam mój plan na poniedziałek to... eh, szkoda słów, już wiem, że "nienawidzę poniedziałku" będzie się zgadzać w 100% :P
UsuńMaturą nie stresuję się tak bardzo jak egzaminem do przyjęcia na uczelnię [bo celuję w architekturę lub grafikę, więc takowe będą się odbywały] xD
Pierwsza część... no, rzeczywiście :D Chociaż wymyśliłam ją jak jeszcze miałam taki jasny szablon z Ev-motylem, do niego to już w ogóle pasuje, hehe :D
Macie już plan?! Moja szkoła jest tak opóźniona, że pewnie dostaniemy je we wtorek, cudownie... A już chciałabym wiedzieć, co i jak :D Oj, będę trzymać za Ciebie kciuki ;) Sama wybieram się na dziennikarstwo, ale nie wiem, czy tam są jakieś egzaminy, czy nie. Jeśli nawet i będzie to związane z pisaniem, to dam raczej radę ;D A bierzesz jakieś matury dodatkowe?
UsuńWszystkie obowiązkowe biorę na rozszerzeniu (tak, nawet - o zgrozo - matmę; mam nadzieję, że rodzinne geny się w końcu ujawnią, nie można być jedyną humanistką w domu, hahaha) i w razie czego wzięłam geografię, bo to dość logiczny przedmiot, nawet go lubię no i jest uwzględniany na paru interesujących kierunkach, które mam jako plan awaryjny ;]
UsuńTeż będę za Cb trzymać kciuki, żeby nie było! :D
Noo, u mnie już parę dni temu opublikowali na stronie plany xD Nadgroliwcy, hehe.
Eeeeej! Mój narzeczony jest informatykiem i ma życie towarzyskie, haha! :D Nawet zdobył przyszłą żonę, więc informatycy nie są jakimiś... no, samotnymi ludźmi! :D
OdpowiedzUsuńEvelyn zmieniła styl, jestem ciekawa co na to Kurt, Motylek? I co powiedzą ludzie w pracy? ^^.
W ogóle zakochałam się w śnie Evelyn. Z ojcem, wstążkami, tą kobietą. Pięknie opisałaś i możesz być z siebie dumna, no!
I Martin wziął się za siebie chyba ;). Niechaj będzie Robin Hoodem dla swojej córeczki, no :).
Bardzo podobał mi się ten rozdział ^^.
Całuję mocno!
Jak wyżej, nie mam nic do informatyków, mój brat nim jest i owszem, ma życie towarzyskie (nawet rodzinkę założył! :D), także doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tak nie jest, haha :D Zresztą nowy lover Matildy jeszcze się pokaże i wcale nie będzie "no-lifem" :D
UsuńNo, w końcu jak ktoś wyżej napisał, gdyby tak się nie stało "byłaby z niego dupa, nie policjant" ;D Zresztą ile można pisać o narzekającym policjancie, który nic innego nie robi? :D
Dziękuję bardzo! :)
Przesłuchania bardzo mi się podobają, i świetnie Ci to wyszło^^ Wiadomo, że taki bandzior ma gdzieś policjantów i powie wszystko, co mu język na niesie. Ale ja to mam nadzieje, że ten sukinsyn długo sobie posiedzi, bo nie ładnie to tak igrać z Honnetem. Nie wiem czemu, ale zaczynam go coraz to bardziej lubić:)
OdpowiedzUsuńZdaję mi się, że to jednak nie był Butterfleye, w tym nagraniu. Znowu jakiś naśladowca pewnie.
Czekam na next:)
Pozdrawiam:*
P.S. Nie wiem czemu, ale nie powiadomiłaś mnie o nowej notce:( Prosiłabym, abyś mnie powiadamiała, byłabym wdzięczna:)
Bo uznałam, że skoro nie zapisałaś się do Newslettera, a dodałaś mnie do obserwowanych, to wolisz w ten sposób obczajać nowe rozdziały :) Ok, w takim razie będę z chęcią informować. Nie ma problemu, mogę informować na Twoim drugim blogu :)
UsuńAch, sorry, że się nie zapisałam, myślałam, że jak już nadrobiłam zaległości u Ciebie, to już będziesz wiedziała, że chcę być informowana:) A nowy rozdział u Ciebie przez przypadek zobaczyłam, jak informowałam o swoim nowym rozdziale na jakimś blogu;)
UsuńPlus dla właściciela baru. :3 Na końcu rozdziału aż się roześmiałam. Niby nieładnie tak żartować z policji, ale... Sim? Lol, inaczej tego nie skomentuję.
OdpowiedzUsuńMotylek i naśladowca, no proszę. Cieszę się, że zarówno Evelyn, jak i nasz pan władza natychmiast poznali, że to nie prawdziwy B. Kominiarka i speluna? Really? Evelyn ma rację, B. zrobiłby to (o ile oczywiście w ogóle by to zrobił) z klasą, wyczuciem, typowym dla niego sarkazmem. A nie ot tak, jak pierwszy lepszy idiota.
Podoba mi się relacja sióstr. Jest taka... No, siostrzana. I chociaż wydają się swoimi przeciwieństwami, to jednak pomagają sobie i wzajemnie się wspierają. I lubię Matildę. A pan informatyk mnie śmieszy, chociaż nic do nich nie mam.
Martin jest Robin Hoodem dla swojej córki? To słodkie. Więc niech weźmie się do roboty i naprawi relacje z żoną.
Pozdrawiam i życzę weny. I lecę nadrabiać resztę zaległości na blogach, których pewnie przybędzie mi przez kochaną szkołę. Yaaaay... ^^
Plus już teraz życzę ci powodzenia na maturze. xD
Hoho,cóż za zmiany. Evelyn się przepoczwarza z niewyróżniającej się gąsieniczki w pięknego motyla xD
OdpowiedzUsuńA Martin wybiera ciekawe książki do czytania córce. Sam pewnie chciałby stać się takim Robinem Hoodem, który przechytrzy złego Motylka.
Co do nagrania, to jestem pewna, że to nie B. To nie miało ani stylu ani klasy Motylka i podejrzewam, że strasznie go to wkurzy, że ktoś mu papra staranie przygotowywany wizerunek. Kominiarka zamiast motylej maski? Toż to profanum.
Pozdrawiam i powodzenia w szkole :)
Pewnie niczym zaskakującym nie błysnę, ale najbardziej podobały mi się w tym rozdziale fragmenty z Martinem, który zalicza się do moich ulubionych bohaterów.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w przyszłości nie schrzani swoich relacji z córką i w jej oczach na zawsze pozostanie Robin Hoodem (inaczej przestanę go lubić). Szczególnie, że ta scena była cudowna. Bo pewnie w przypadku żony na zbyt wiele liczyć nie można. Chyba że ja się mylę.
Ojejku, takiej chęci metamorfozy ze strony Evelyn to bym się nigdy nie spodziewała. Tym zaskoczyła mnie na całej linii, aż strach się bać, co dalej przyjdzie jej do głowy.
No tak, Butterfleye nie zachowywałby się jak podrzędny opryszek. On ma swoją estetykę i dba o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Co pokazał w cyrku.
Nie pamiętałam, że ktoś taki występował w Simsach, ale pomysł świetny ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Eh, nowy szablon jest bardzo ładny, a też można uznać, że jak na blogspotowe standardy - naprawdę oryginalny, aczkolwiek mi przeszkadzają te suwaki. Nie byłam w stanie przeczytać notek na blogu, musiałam je sobie skopiować do Worda, bo tekst nie mieści się pod względem szerokości cały, a ciągłe ruszanie suwaka jest męczące.
OdpowiedzUsuńDobra, koniec mojego marudzenia, ja sobie czasem lubię pomarudzić ;D
Martin ma rację - to naprawdę przerażające, że Motylek ma już swoich naśladowców. Na dodatek wszystcy ludzie, którzy nie interesują się jakoś specjalnie sprawą Buterfleye'a są święcie przekonani, że to on sam we własnej osobie - na przykład Mathilda.
Nie wiem czemu, ale ten Don Lotario mnie rozśmieszył xDD Już wyobraziłam sobie tego Razzari grającego namiętnie w Simsy ;D W końcu jakoś mu się to nazwisko musiało zapamiętać ;D
O, usunęłaś Lombard Street na onecie? Ja bym zostawiła, tam w sumie jest kawałek historii bloga - komentarze ;D Ja lubię na przykład do nich wracać ^ ^
Hah, wiesz, że ja też kocham, kiedy nie wiem, w co mam włożyć ręce? Kocham ten stan, kiedy wszystko na szybko planuję, kiedy mam wszystko poukładane co do godziny, a potem coś mi się przedłuża i panikuję, kiedy zastanawiam się, kiedy ja wszystko ogarnę ;D Pewnie dlatego zawsze dowalam sobie tyle obowiązków <3 Takie "nie wiem w co włożyć ręce" to genialny stan ;D Ja na przykład lubię jeszcze nastawiać sobie budzik na 3 nad ranem, kiedy jestem mega zmęczona, bo kocham ten stan, kiedy się budzę i patrzę "Och, to dopiero 3, mogę jeszcze spać!"
Całuję,
Leszczyna ;)
PS Powodzenia w nowym roku szkolnym!
Kurczę, szkoda, że tak niewielu osobom odpowiada ten suwak, bo ja się zakochałam w takim układzie :(
UsuńA komentarze z Onetu pozwoliłam sobie przenieść, mam nadzieję, że nikt mnie z tego powodu nie zwyzywa :p Wolę mieć wszystko w jednym miejscu.
HAhaha, nie, ja nie mam czegoś takiego jak ty z budzikiem. Nienawidzę jak coś [lub ktoś] przerywa mi sen. I tak na początku wakacji [później też się zdarza] budzę się rano ok. 8 i wtedy sama sobie funduję to uczucie z serii "jeszcze mogę spać do woli!" :D
Dzięki, Tobie też powodzenia! :D
Rozdział bardzo ciekawy. dużo sie w nim działo w porównaniu do poprzednich :D
OdpowiedzUsuńEvelyn planuje zmiany? mam nadzieję, że wyjdzie jej to na dobre.
Scena z Martinem bardzo urzekająca. Miło, że znalazł czas dla córki ^^ mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej.
o i pan z sim. pamięta, że kiedyś się z nim hajtnęłam, zgarnęłam pieniądze a potem zamknęłam w ciemnym pokoju na piętrze i czekałam aż zginie i zostawi mi całe pieniążki.
Czekam na kolejny rozdział :D
Hahahahaa, ale cwany sposób, hahahah! Ja raczej za nim nie przepadałam, ale generalnie to snułam intrygi razem z tymi siostrami co mieszkały obok niego, raz romansował z jedną, a raz z drugą, a skończyłam z tym jak wszystko się wydało, bo już mi się nie chciało xD Simsy wymiatają :D
UsuńTak przez chwilę się zastanawiałam, czy początek rozdziału to nie sen, ale uznałam, że pewnie nie. Sny niewątpliwie odzwierciedlają naszą psychikę, która oczywiście w przypadku Evelyn jest skomplikowana.
OdpowiedzUsuńDon Lotario chyba nikogo nie może nie rozśmieszyć ^^. Strasznie fajny pomysł na to miałaś, wiesz?
Słodko, że Martin spędził trochę czasu z małą. Zresztą wydaje mi się, że to powinno być dla niego równie ważnego co praca. W końcu jego córka potrzebuje ojca cały czas, a nie od czasu do czasu.
Fajnie, że Motyl znalazł naśladowców, ale nieco to mnie przeraża ^^. Dobrze, że mieszkam w spokojnej okolicy ( i mam nadzieję, że nic tego nie zmieni).
Hm, ciekawa jestem. Nie, strasznie ciekawa jestem, jak na zewnętrzną przemianą Evelyn zareaguje Motyl. Czy coś skomentuje? A może spróbuje... Albo i nie. W każdym razie mam nadzieję, że 'coś' będzie na rzeczy.
Och, nowy rok szkolny to istny koszmar. Nie wiem tylko czy zazdrościć czy współczuć Ci, że masz w tym roku maturę. To niewątpliwie ciężka harówka nauka, ale z drugiej strony - czekają Cię najdłuższe wakacje w życiu;D Wiem coś o tym, bo moja leniwa siostra siedzi w domu i dobija mnie swoim nicnierobieniem.
Poza tym to od godziny buszuję po Internecie, aby dopiero teraz sobie pomyśleć: Zaraz, czy ja nie miałam świeżego rozdziału na Lom St. do przeczytania? I widać, że skleroza nie boli. tak więc wybacz, że ten komentarz dopiero teraz.
Pozdrawiam.
Oj, ale dokończ, co Butterfleye mógłby spróbować zrobić! :D
UsuńJa już po dwóch dniach mam dość, ale mówię sobie to co zwykle w takich momentach "ja się nigdy łatwo nie poddaję!" xD I liczę na to, że ta myśl będzie mnie mobilizować do maja :P
Haha, świetna końcówka. Co do samego opowiadania, dziewczyno masz mega wyobraźnie! Hmm, ten prześladowca motyla jest przerażający. Ciekawi mnie jak rozwinie się ten wątek. Niepokoi mnie także chłopak Matildy. Zastanawiające jest też w jakiś interesach wyjechał z San Francisco Butterfleye.
OdpowiedzUsuń