Rozdział 16

Bid my blood to run
Before I come undone
Save me from the nothing I've become
Bring me to life

Evanescence - Bring me to life

Evelyn czekała, aż czarnowłosy mężczyzna pierwszy się odezwie. Mglistym spojrzeniem wpatrywała się w sufit, nie mając pojęcia, dlaczego tak bardzo podoba jej się ten widok. Miała wrażenie, że lekki wiatr przedostaje się do tego pomieszczenia poprzez szczeliny w murze, łaskocząc jej kark. Ale być może to było tylko złudzenie.
- Więc…? Miałeś mi coś o sobie powiedzieć, Kurt – ponagliła go, nie obdarzając go jednak spojrzeniem.
Mężczyzna nerwowo podrapał się po brodzie.
- Nie za bardzo mam pomysł, co powiedzieć i od czego zacząć.
Evelyn wzruszyła ramionami.
- A od czego się zwykle zaczyna? Ile masz lat, skąd jesteś, jakie masz wykształcenie, stan cywilny…
- To nieistotne.
- Nie? Ja na przykład jestem z Vegas. Potem, jak byłam mała, przenieśliśmy się tutaj, do Californii. I oto jestem!
Kurt pokiwał tylko głową.
- Więc co według ciebie jest istotne, hmm? – zagaiła ponownie.
- To, kim naprawdę jesteś.
Kobieta roześmiała się ochryple.
- To akurat nikogo nie obchodzi. Pracodawców interesuje twoje wykształcenie, sklepikarzy i bankierów ile kasy masz w portfelu, ludzi na ulicy jak dziś wyglądasz, partnerów jaki jesteś w łóżku, a rodzinę czy dajesz sobie jakoś z tym wszystkim radę. Tu nie ma nic o tym, kim naprawdę jesteś.
- Za dużo przebywasz z Butterfleye’em – stwierdził Kurt, wykrzywiając lekko usta w dziwnym grymasie i spoglądając na nią kątem oka. – Gadasz jak on. Widzisz świat z tej złej strony, która oczywiście istnieje, ale z takim podejściem można zwariować. Albo stać się nim.
Evelyn prychnęła lekko. W zasadzie nie miałaby nic przeciwko byciu nim. Znałaby wówczas wszystkiego jego tajemnice, nauczyłaby się tej elokwencji i dyplomacji. Co w tym złego?
- Nie mów, że nie miałabyś nic przeciwko – powiedział, odgadując jej myśli. – Gdyby to się stało, wtedy byłabyś dosłownie martwa i nie byłoby dla ciebie ratunku. To byłby naprawdę koniec. – Podniósł się ze schodów i ukucnął przed nią, patrząc jej głęboko w oczy. Miała wrażenie, że w ten sposób czytał z niej jak z otwartej księgi.
Wpatrywała się w niego tępym wzrokiem, nieco zaskoczona takim obrotem spraw.
- On nie jest taki jakim się wydaje. To, co widzisz to nie jest… rzeczywiste. Nie do końca.
- Może ja też nie jestem rzeczywista, myślałeś o tym? Może jestem tylko… chmurką dymu?
- Każdy z nas jest na swój sposób eteryczny. Obudź się, Evelyn – powiedział Kurt, przyciszając głos i potrząsając nią lekko. – Butterfleye jest charyzmatyczny i z pewnością ma wiele dobrych cech, ale generalnie… nie jest tym „dobrym”.
- To, czy coś jest dobre czy złe, zależy od tego, po której stronie jesteś, pamiętasz? – odpowiedziała szeptem, cytując jego własne słowa.
- Po której stronie ty jesteś, Evelyn?
Ścisnął ją mocno za rękę. Czuła jak krew pod jego uciskiem próbuje przepłynąć. Czuła swój puls. Jak krew biegnie w jej żyłach.
Oznaka życia.
- Nie wiem, Kurt – powiedziała słabo.
Mężczyzna przymknął powieki i pokiwał łagodnie głową. Rozumiał czy może godził się w ten sposób z porażką?
- Pomóż mi – pisnęła, gdy ten podniósł się na równe nogi.
- Jedyną osobą, która może ci pomóc to ty.
- Dobrze wiesz, że samemu jest trudniej. Potrzebuję cię, jeśli chcę… powrócić do życia.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Evelyn – powiedział z charakterystycznym, smutnym uśmiechem.
- Jak na przykład?
- Nie można nikogo wskrzesić.
Evelyn westchnęła.
- Wiesz, mógłbyś konkurować z Butterfleye’em w jakiś filozoficznych dysputach. Macie trochę wspólnego. Artystyczne dusze…
Kurt nie odpowiedział, a Evelyn pogrążyła się we własnych, ulotnych myślach. Błądziła gdzieś po ciemnych zakamarkach swojego umysłu, próbując złapać jakąś konkretną ideę, jednak każda wymykała się pomiędzy palcami, pozostawiając tylko zimną pustkę. W pewnej chwili kobieta zdała sobie sprawę, że granitowy stopień, na którym opierała ręce, przewodzi dotkliwy chłód. Zerknęła na swoje dłonie. Były sine, chociaż dopiero teraz odczuła tę anomalię.  Zupełnie tak, jakby zaraz były… martwe?
Naciągnęła mocniej rękaw bluzy i zignorowała dziwne myśli.
- Więc…? – zagaiła.
- Więc co?
- Miałeś mi coś opowiedzieć. Całkiem dobre się wykręcasz. Jak się tu dostałeś? Co to za „przypadek”?
Głośne westchnienie poprzedziło jego wypowiedź.
- Byłem w połowie studiów… i potrzebowałem szybkiej kasy, ponieważ nie opłaciłem czesnego, a termin się kończył i grozili mi wyrzuceniem.
- Dlatego zająłeś się dilerką.
- Owszem. A studiów i tak nie skończyłem – zaśmiał się ponuro. – Po pewnym czasie trafiłem tu i ciągle tu siedzę; jak widać.
- Kiedykolwiek brałeś?
- Naprawdę myślisz, że gdybym brał, to byłbym tu teraz z tobą? – prychnął. - To cwany biznes, w którym zarabiasz na więźniach swojego ciała.
Evelyn wyczuła pogardę w jego głosie. Nie sposób było to przeoczyć. Odraza to swojej osoby… Czegoś takiego jeszcze nigdy przedtem nie widziała, nie w takiej skali. Bezwiednie uchyliła usta ze zdziwienia. Przypomniała sobie jego smutne oczy, gdy zapytała go, czy nie chciałby kiedyś zrzucić tego i stać się naprawdę wolnym. Wyglądało na to, że Kurt jak mało kto wie, co to znaczy „być martwym”. Tak jak ona dostał się tu przez czysty przypadek, chociaż generalnie bardziej z potrzeby niż chęci. A teraz musi ciągnąć takie życie, które mu nie odpowiada, lecz z którego nie ma wyjścia.
„A jak ty skończysz, Evelyn Verriar?”, szepnęło niezidentyfikowane "coś" w jej głowie.
***
Widząc zgromadzenie połowy swojej jednostki przy jednym biurku, poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Mężczyźni pochylali się nisko nad czymś; żaden z nich nie odezwał się słowem. Honnet zaobserwował ukradkowe i zdenerwowane spojrzenia, które nie mogły znaczyć nic dobrego.
Podszedł do grupy osób i odchrząknął znacząco.
- Jest coś, czym chcielibyście się ze mną podzielić? – spytał.
Policjanci ponownie przesłali sobie krótkie, niepewne spojrzenia i bez słowa wręczyli przełożonemu liścik, którego treść brzmiała:
Cześć, chłopcy!
Dawno do was nie pisałem, prawda? Tęskniliście?
Jeżeli tak, to pewnie was zasmuci wiadomość, że wyjeżdżam. Ale nie martwcie się. Nie na długo. Wrócę w przeciągu tygodnia. Pomyślałem, że chcielibyście wiedzieć.
Buziaki,
B.
Martin miał ochotę zgnieść kartkę, jednak wiedział, że wówczas zniszczyłby materiał dowodowy. Ręka, w której trzymał list, zadrżała.
- Wystawić blokady pomiędzy stanami? – spytał ktoś głupio.
- Nawet nie wiemy, gdzie się wybiera. Gorzej; nie wiemy nawet jaki rysopis podać! Nie wiemy absolutnie nic – odpowiedział nadzwyczaj spokojnie.
Czyżby przyzwyczajał się do porażek?
***
W tym samym czasie przystojny czarnowłosy mężczyzna o hipnotyzujących jasnoniebieskich oczach i lekkim zaroście przechodził spokojnie przez kontrolę na lotnisku stanowym.
- Upuściła coś pani – powiedział, podnosząc opakowanie chusteczek, które wypadło z kieszeni młodej kobiety z dzieckiem na rękach.
- Co, ja? Och, dziękuję – odpowiedziała, odbierając swoją własność. Dziecko wlepiło w niego swoje duże, również niebieskie, oczy.
Butterfleye uśmiechnął się szarmancko do kobiety i bezproblemowo wszedł na pokład samolotu.
***
Martin udał się do biegłej śledczej Gabrielle Frankin, przekazując jej list.
- Ściągnąłeś odciski palców?
- Nie ma sensu. Zajmuję się tą sprawą na tyle długo, żeby wiedzieć, że nie mam co liczyć na żadne poszlaki czy potknięcia z jego strony. Ale ten list jest inny, napisany odręcznie. Da się coś z tego wyciągnąć?
Blondynka westchnęła. Było jej żal Martina. Siedziała w tej robocie prawie tyle samo czasu co on i wiedziała, że czasami takie nakręcanie się po prostu nie ma sensu.
- Można zrobić analizę pisma, ale nie licz na jakieś szczególne poszlaki. Grafologia powie mniej więcej czy na pewno pisał to mężczyzna i w jakim mógł być nastroju.
- Możesz to dla mnie zrobić?
- A mam inne wyjście? – Uśmiechnęła się lekko.
Mężczyzna odwzajemnił gest i już miał wyjść, gdy zatrzymały go słowa Frankin:
- Powinieneś trochę odpuścić, Martin.
- Chcę go złapać.
- Wiem. Wszyscy to wiedzą. Ale przestań ciągle myśleć o nim i od czasu do czasu pomyśl o sobie. Odrobina egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Ale za to niekompetencja i lenistwo tak.
***
- Martin, może przyjdziesz dzisiaj do nas na obiad? Powinieneś się trochę odprężyć.
Honnetowi coraz mniej podobał się dzisiejszy dzień. Nie lubił być pouczany, a tymczasem już po raz drugi usłyszał, co powinien robić, a czego nie. Przepędził jednak rozzłoszczone myśli, przypominając sobie, że ostatnio nie był zbyt miły dla Petera, a przecież uważał go za kogoś w rodzaju przyjaciela.
Praca nauczyła go, żeby być sceptycznym w stosunku do innych. Ludzie kłamali; byli egoistami, rzadko kiedy interesowało ich dobro drugiego, a gdy już znalazł się ktoś, komu tak zależało, że chciał zabijać w imię innej osoby – okazywał się niestabilny psychicznie. Więc jeżeli na tym świecie istniały jeszcze jakiekolwiek prawdziwe przyjaźnie, to Peter Walker był osobą, z której policjant mógł nadać takie miano.
- W sumie to czemu nie – mruknął bez entuzjazmu.
Nie był zwolennikiem takich rodzinnych obiadków. Nie tylko dlatego, że przypominały mu jakim on sam był nieudacznikiem w tej dziedzinie. Męczyło go ciągłe uśmiechanie się i zapewnianie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wiedział, że drugą stronę przeważnie też to męczy.
Więc dlaczego się zgodził?
Dla świętego spokoju.
***
Derrick siedział po ciemku w swoim gabinecie. Nawet nie próbował zasnąć, gdyż wiedział, że i tak mu się nie uda, bowiem jego myśli szalały, doprowadzając go na skraj wykończenia emocjonalnego.
Obwiniał się. Miał wrażenie, że gdyby coś zrobił, gdyby postarał się bardziej, może gdyby nawiązał kontakt z przestępcą, który wysyłał mu od czasu do czasu tajemnicze SMS-y, które nie miały według niego najmniejszego sensu… Gdyby przekazał je policji… A on je zwyczajnie ignorował. Oczywiście poprosił zaufaną osobę, aby sprawdziła numer i namierzyła kryminalistę, lecz odpowiedź wcale go nie zdziwiła: telefon był na kartę, obecnie poza zasięgiem – pewnie leży w śmietniku. O wiadomościach powiedział tylko Raymondowi, który także nie potrafił odnaleźć w nich żadnego sensu naddanego.
Może uniknęliby tego wszystkiego?
Od czasu wizyty Butterfleye’a, atmosfera w domu padła. Wcześniej jeszcze udawali, że jest w porządku; teraz przestali się oszukiwać. Pogodne pogawędki, romantyczne gesty, codzienność, która wcale nie była szara… to wszystko zamieniło się w napiętą ciszę. Wydawało się, że wystarczy jeden dźwięk czy lekki wiatr, tańczący z firaną, aby przerwać tę strunę.
Słowa przestały mieć sens. Coś nie grało, a on nie wiedział, jak to zmienić. Wiedział, że słowa pocieszenia są po prostu zbędne. Nawet nie próbował sobie wyobrazić, co przeszła. Zauważył jednak, że to ją w jakiś sposób zmieniło. Tej zmiany się bał.
***
Anabelle również nie spała. Leżała na łóżku i marzła. Oczywiście mogłaby przykryć się kołdrą, jednak wtedy było jej za gorąco. Zdecydowała, że woli ziębnąć niż się pocić.
Samotność dopadła i ją. Kiedyś była jej obca; myślała, że tak pozostanie. Jednak i to uległo zmianie. Nic nie było już takie samo. Nawet dom, który kiedyś był pewną ostoją, azylem, przestał być dla niej miejscem bezpiecznym.
Derrick też sobie z tym nie radził, widziała to. Jednak wbrew wszystkiemu, potrzebowała go. Była zła, że leży teraz sama i drżąca z zimna, bez możliwości objęcia swojego męża. Dlaczego ją zostawił? Chciała, żeby tu przyszedł i w jakiś sposób pokazał, że to wciąż jest ich dom. Że nie ma powodów do strachu. Że wciąż jest z nią i nadal ją kocha. Że mu zależy.
Nie potrafiła z nim o tym porozmawiać. Bała się, że nie zrozumie jej; wyśmieje, obróci to w żart, jak miał w zwyczaju. Nigdy nie miała nic przeciwko jego pogodnemu stylu bycia, ale to po prostu nie było wskazane w tej okoliczności.
Coś się zmieniło. Nagle oboje zamilkli. Wszystkie posiłki jedli w napiętej ciszy, która gęstniała z każdą niewypowiedzianą myślą. Unikali swoich spojrzeń, nieśmiało pozwalali dotknąć swoich rąk. Ktoś mógłby to porównać do pierwszych randek, ale to z pewnością nie było to. Bardziej trafne byłoby porównanie do relacji matki z dorosłym dzieckiem, które zrobiło coś bardzo złego i oboje o tym wiedzieli.
A Butterfleye patrzył na nią z taką… pasją. Bała się tego, ale właśnie tego czegoś brakowało jej w spojrzeniu męża. Nigdy nie narzekała na ich wspólne życie – nie widziała zresztą ku temu powodów. Teraz, gdy widziała zmiany, które zaszły, zastanawiała się, czy ktoś, kto powiedział, że małżeństwo to po prostu przyzwyczajenie, nie miał przypadkiem racji.
Nie miała pomysłu na „wskrzeszenie” ich małżeństwa. Lecz jedno wiedziała na pewno – nie da rady zrobić tego w pojedynkę.
Zrezygnowana zagarnęła kołdrę i gdy zwinęła ją w taki sposób, aby mogła wygodnie się obok niej położyć, objęła ją ramieniem, tuląc się do pierzyny.
Marna imitacja męża. 
---------------------------
Uwielbiam końcówkę wakacji, nie wiem wtedy w co włożyć ręce xD Ale to nie jest sarkazm, lubię być wiecznie zajęta ;p Znowu nie ma mnie na weekend, więc przygotowuję się psychicznie na nadrabianie zaległości :P Plus najprawdopodobniej nie będzie mnie także w drugiej połowie ostatniego tygodnia wakacji albo coś w tym stylu, więc nie martwcie się gdybym nie będę dawała znaku życia :) 
Zastanawiałam się czy dać do "napisów" także bohaterów drugoplanowych i chyba to zrobię, w każdym razie gdy już skombinuję dla nich buźki. Dla niektórych już mam, poza tym może ktoś już wcześniej zauważył, bo już jakieś dwa rozdz temu zaktualizowałam tę zakładkę i dodałam nową dość ważną postać, która pojawi się... W sumie nie wiem kiedy, ale jest ważna! xD Możecie obstawiać kim będzie hahaha xD
Na various-formations dodałam jedną miniaturkę gdyby ktoś był zaitneresowany :)

34 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział ;). Ech, zazdroszczę ci tej weny, ja mam tylko na Niebieskie Marzenia, ale na Niespokojne czasy nie mam nic. Tzn. mam pomysły, ale nie wiem, jak je napisać sensownie i wiarygodnie. Ty jak widzę nie masz problemów z wiarygodnością, bo wszystko brzmi tak dojrzale, że mam wrażenie, jakbym czytała prawdziwą książkę. Normalnie wstyd mi czasem publikować moje wypociny, skoro inni piszą dużo lepiej, niż ja ;)).
    Ale wracając do rozdziału, coś ostatnio dużo filozofujesz w notkach poprzez Butterfleya i Kurta. Ale w sumie często trafne są te ich przemyślenia. Evelyn chyba lubi gadać z Kurtem, całkiem fajny z niego facet i szkoda, że tak skończył, w takim miejscu. Motylek nie daje o sobie zapomnieć. Utrzymuje wszystkich w niepewności.
    Anabelle też musi być nie do końca szczęśliwa w małżeństwie, skoro porównuje Butterfleya do męża i stwierdza, że ten pierwszy poświęcał jej więcej uwagi podczas swojej wizyty. W sumie ich relacje w małżeństwie są trochę drętwe i wymuszone, oboje żyją obok siebie, a nie ze sobą.
    No, fajnie było w każdym razie ^^.
    Skoro piszesz, że wyjeżdżasz, to życzę udanego wypoczynku ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, uprzedziłaś mnie, nie zdążyłam jeszcze poinformować :P
      Tak, czasami zastanawiam się, czy nie przesadzam z tym filozofowaniem, niektórym to się pewnie nudzi i dłuży, zdaję sobie z tego sprawę, ale to jakoś samo z siebie wychodzi.
      A dziękuję, przyda się :D

      Usuń
    2. Mi się podoba takie filozofowanie, ale jak wiesz, ja bardzo lubię opisy ^^.
      Akurat zerknęłam do zakładki z obserwowanymi, normalnie bardzo rzadko to robię, ale było napisane, że parę minut temu opublikowałaś notkę, to weszłam ^^.

      Usuń
  2. Mówiłaś coś kiedyś o rozdziałach "pomiędzy"? No, w sumie to właśnie taki był, ale motyw Anabelle i "marnej imitacji męża" mnie zabił. No i Kurt, dużo Kurta, jeszcze więcej Kurta. Właściwie to trochę go nie rozumiem, bo mota i kręci, nie wszystko mówi itd., ale może to dlatego, że nie lubię filozofów. :P SMS od Motylego Oka był rozwalający, "cześć, chłopcy" i "buziaki" sprawiły, że omal nie spadłam z krzesła! :D Będę za gościem tęsknić, o taaak...

    I była Gabrielle, ach, jak się cieszę! :)

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait]

    PS Sorry za nieskładny komentarz, ale bycie betą chyba zabija moją wenę na jakiekolwiek inne słowa poza "przecinek po..." itd., hahaha, mea culpa. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurt - <3!!!!!!
    Mój fangirling na jego tle robi się niepokojący. Ale co tam! Lubię jak Kurt filozofuje, naprawdę lubię. I to wcale nie jest nudne, ani w ogóle nie sądzę, by mówił za mało. Mówi w sam raz. W końcu ktoś tu musi ustawić Evelyn do pionu, a nie będzie tego robił przez ględzenie o swoim życiu.
    Ach, wprost uwielbiam takie, jak ten. Ale jak mi rozbijesz małżeństwo Derricka, to chyba się zapłacze. Wcześniej wcale nie wydawało mi się, żeby ich relacje były w jakikolwiek sposób dziwne i żeby cokolwiek wymuszone. Ale to najwyraźniej wpływ Motylka. Niech się wstydzi, zbereźnik, tak mieszać w głowach wszystkim kobietom wokół!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, jak ostatnio stwierdziłam: czasami po prostu trudno nie być fangirl! :D
      Motyl nie ma wstydu! :D Skrupułów też, hehehehe. Szalooony ;d

      Usuń
    2. Nigdy nie myślałam, że zostanę fangirl Kurta. Ale skoro mój fangirlradar obejmuje facetów podwajających mój wiek (David Tennant to stosunkowo świeża sprawa, no ale podwaja mój wiek, więc...) to nawet bycie fangirl fikcyjnej postaci nie jest takie znowu dziwne :)
      Motylek to bezwstydnik, ale jakże fascynujący :D

      Usuń
    3. Kurde, zapomniałam powiedzieć, że jedna z czytelniczek mojego opowiadania, Pieriestrojka, kazała mi przekazać ci jej najszczersze gratulację za zwiastun, jaki dla mnie zrobiłaś.
      [Wszystko przez tego Kurta... ;D]

      Usuń
    4. Tak się zastanawiałam, kim jest ten Nate... I w głowie powstała mi taka myśl: to Motylek? :)
      PS. Zawsze przypominam sobie, że coś powinnam jeszcze napisać w dziwnych momentach...

      Usuń
  4. Evelyn wydaje mi się być zagubiona. Kurt stał się dla mnie bardzo sympatyczną osobą. Zapałałam do niego ciepłym, przyjacielskim uczuciem.
    Obsesja Martina na punkcie schwytania Butterfleye'a zaczyna mnie powoli przerażać. Nie sądzę, by doprowadziło to do czegoś dobrego.
    Nie podoba mi się zachowanie męża Annabelle. Wyraźnie widać, że kobieta potrzebuje teraz jego wsparcia, uczucia, poczucia bezpieczeństwa. Fascynazji ze strony mężczyzny. Czy Derrick ją straci?
    Nie każ nam długo czekać na kolejną część!
    Zniecierpliwiona ślę moc pozdrowień! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, czy ostatnio ten szablon był już przy poprzednim rozdziale, bo wszystko mi się zlewa w całość, ale muszę przyznać, że jest ładny. Mało kto umie tak dobrać kolorystykę jak ty. Nie przepadam jednak za suwakami, które zawsze mnie denerwowały ^^.

    Odnośnie rozdziału zaczynam żałować, że tym razem było tak niewiele Motylka, chociaż nieco naszkicować jego wizerunek z zewnątrz.
    Szkoda, że związek Annabell i Derricka przechodzi stan wegetacji i tak jakby się rozpada, co nie wróży dobrze na przyszłość, a szkoda, bo zapowiadali się tak dobrze.
    Spodobała mi się początkowa scena, gdy Evelyn i Kurt rozmawiali o życiu. Ale jedno muszę mu przyznać - Evelyn zaczyna gadać jak Motyl cokolwiek to znaczy ^^.

    Też uwielbiam końcówkę wakacji, chociaż wtedy gorączkowo chwytam się każdego dnia i trzymam z całych sił. Teraz to marnuję czas, próbując robić to tak, aby cokolwiek zarobić.

    Życzę udanego wyjazdu i pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej, ale Kurt podsumował Evelyn. Uwielbiam go. "Za dużo przebywasz z Butterfleye’em " xD A ja akurat piłam herbatę, biedny ekran :/ A Butterfleye robi się coraz bardziej zuchwały i niesforny. Najlepsze jest to, że nikt nie potrafi go zatrzymać, więc myśli, że ma do tego pełne prawo. Ciekawa jestem, co on kombinuje i gdzie się udaje. Z Anabelle mu chyba dobrze idzie, ma już biedna wątpliwości. Żeby porównywać go ze swoim mężem, nieładnie :D
    A i zgaduję - Nate Steidlify genialny detektyw, który zepchnie Martina na boczny tor i sam poprowadzi sprawę Motyla? Hahah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna osoba, ale z jaką mocą destrukcyjną... ;p
      Niestety, co do Nate'a - pudło :)

      Usuń
  7. Cóż sprawy się komplikują i u Evelyn, która jest w rozsypce i u Annabell, której małżeństwo jest w rozsypce. Szkoda, że było mało motylka. Już za nim tęsknie. Ciekawe odkąd się udał i po co... A także, ciekawe co wykaże jego pismo. Jakim człowiekiem się okaże. xd Zastanawiam się nad tym czego motylek chce od Annabell...
    Ohh, nie mogę tak nad tym rozmyślać bo chcę więcej, a będę musiała czekać :(

    Piszesz fantastycznie! Jak prawdziwy pisarz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej, dzięki ^^,
      Motylek wróci szybciej niż się może wydawać, ale najpierw sama jego nieobecność musi wprowadzić chaos wszędzie gdzie się da ;D

      Usuń
  8. Każdy Twój rozdział wręcz pochłaniam, czyta się je tak przyjemnie, że o matko! Trochę zaskoczyła mnie rozmowa z Kurtem, nie spodziewałabym się, iż jest on przeciwny postawom Motylka. A tu proszę... Zastanawiam się, czy on i Evelyn będą do niego uwiązani do końca życia? Czy pewnego dnia da im wolność, ot tak? Ciekawe. Szkoda mi Anabelle, jest zdecydowanie samotna i nie ma oparcia w mężu. Martin naprawdę powinien dać sobie luzu i zająć się sobą, wątpię, aby kiedykolwiek udało mu się złapać przestępcę, skoro on jest nieuchwytny i podróżuje jak normalny człowiek. Musi być cholernie przystojny bez fioletowych szkieł i motylego makijażu ;3 Mru! Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Więc nie tylko ja lubię być wiecznie zajęta! Dobrze wiedzieć, wszyscy wokół uważają to za dziwactwo, ale mi ani trochę nie przeszkadza.
    Co do rozdziału - filozofowania nie lubię, ale w wykonaniu Kurta jeszcze je zniosę. On ma rację, Evelyn jest zapatrzona w B. i nie dostrzega, że on wcale nie jest "tym dobrym". Ale szczerze powiedziawszy ani trochę jej się nie dziwię. Szarmancki, zabawny, niebezpieczny - czego więcej można chcieć? I te niebieskie oczy. <3
    Wcześniej współczułam detektywowi, teraz za to śmiałam się czytając list Motylka. Najwyraźniej jestem w Team Butterfleye.
    Ha! Zawsze powtarzałam, że małżeństwo zabija miłość i teraz mam tego najlepszy dowód. ^^ Współczuję im. Teoretycznie są razem, żyją obok siebie, ale tak naprawdę coraz bardziej się od siebie oddalają i jedynie męczą. Mam nadzieję, że zdołają jakoś to naprawić.
    Jak zwykle czytało się cudownie. Pozdrawiam i życzę weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. rozdział mi się podobał choć niewiele się w nim działo.
    Kurt ma rację co do Evelyn. Dziewczyna z każdą chwilą upodabnia sie coraz bardziej do Motylka aż zaczęłam w tym węszyć jakiś spisek i coś przyszło mi do głowy ale to trochę chore więc na razie milczę. poczytam jeszcze trochę i sprawdzę swoje domysły ^^
    O Martinie już się nie wypowiadam, bo każdy wie, że do wraka człowieka już mu bardzo, bardzo blisko.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Napisanie komentarza pod Twoim opowiadaniem zawsze jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Cokolwiek nie wymyślę wydaje się być płytkie i nie wystarczająco dobre. Chyba nigdy nie uda mi się napisać czegoś, co odda moje uczucia.
    Nadrabiając dziś zaległości naprawdę czułam się tak, jakbym czytała dobrą książkę. Miałam parę rzeczy do zrobienia, ale ciągle powtarzałam sobie „przeczytam jeszcze tylko ten następny rozdział i resztę zostawię na później”. I tak po każdym kolejnym. O ile dobrze pamiętam, już nie raz pisałam, że Cię podziwiam, i chyba będę to powtarzać pod każdym komentarzem. Stworzyłaś coś intrygującego, naprawdę interesującego, oryginalnego. Masz świetne pomysły, tylko pozazdrościć. A postacie? Nawet jeśli ich czyny są kontrowersyjne, wydają się z jakiś względów uzasadnione (próbowałam to jakoś inaczej ująć, ale za każdym razem wychodziło bez sensu, więc niech już zostanie tak). A bohaterowie wydają się cholernie realni, z całą tą gamą przeżyć, które są ich udziałem. Naprawdę, jesteś mistrzem :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mon dieu, Anabelle chyba na głowę upadła, że porównuje swojego męża do Butterfleye'a. I jeszcze dochodzi do wniosku, że z tym małżeństwem coś jest nie tak. Może nie zawsze jest kolorowo, a już szczególnie w takim kryzysie, gdzie Derrick, jako burmistrz pod presją, nie wie (szczególnie, że policja też nic nie może zrobić), jak ma dopaść Motylka, a wszyscy właśnie tego od niego oczekują. Anabelle wspierać go powinna, a nie fascynować się wrogiem i tą "złą stroną". Jeszcze by wpadła w pułapkę jak Evelyn.
    A co do dziewczyny, to Kurt ma rację. Za dużo czasu spędza z Butterfleye'em i na dobre jej to nie wychodzi. Czasem zastanawiam się, czy jest jeszcze dla niej jakiś ratunek.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. odnoszę wrażenie, że Anebell nie jest zadowolona z małżeństwa. Butterfleye'a może faktycznie byłby lepszy, a może to po prostu chwilowy kryzys? Kto wie, może się rozejdzie... Kurt wydaje się być fajnym facetem. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Doszło do tego, że polubiłam Kurta najbardziej ze wszystkich bohaterów, a miałam wrażenie, że to miano pozostanie Motylowi. Jeśli chodzi o Anabelle mam nadzieję, że wszystko ułoży się w jej małżeństwie i będzie szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Kurt podoba mi się coraz bardziej. Jest taki życiowy, prawdziwy. Ma ciekawe podejście po świata.
    Biedna Evelyn. Pogubiła się w tym wszystkim. Właśnie, po której jest stronie?
    Mił też wiedzieć, że Butterflye jest przystojnym czarnowłosym mężczyzną ;d
    No i żal mi Anabelle, która została z tym wszystkim sama, bez widocznego wsparcia męża. Czy ich małżeństwo wisi na włosku?
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Poproszę o fanfary, bo Dusia zdołała przeczytać już wszystkie Twoje notki^^
    Jestem pod wrażeniem Twojego opowiadania. Podobał się strasznie. Dużo tajemnic, intryg, a także piękne opisy przemyśleń bohaterów, których swoją drogą Ci zazdroszczę strasznie.
    Już mówię, że postać Butterfleye'a bardzo uwielbiam. Jest w nim tyle tajemnicy, że aż ciekawość zżera i co daje efekt czytania kolejnych rozdziałów. Everlyn to bardzo ciekawa postać, też bardzo ją polubiłam. Jakaś część jej charakteru przypomina mnie. Widać jednak, że kobieta się zmieniła po tym, jak umarł jej ojciec i jak zaczęła zadawać się z Butterfleyem. Kurt ma trochę racji, że już podobna do niego jest. Jeśli chodzi o tego policjanta Honneta, to powiem szczerze... także jest intrygująca. Zauważyłam wiele jego przemyśleń, to, że trochę sfiksował, pragnąc ze wszystkich sił dorwać Butterfleye'a. Jeszcze sprawa Derrica i Anabelle. Bardzo mnie intryguje fakt, co zdarzyło się w ich domu. A zwłaszcza pocałunek pani burmistrz oraz Butterfleye. Czyżby Motyl sie w niej zauroczył? To już też zmienia fakt, że w swoim pokoju ma jej zdjęcia. No i zastanawiam się, co też ta Anabelle czuje, bo rozmyslanie o mężu i Motylku w tym samym czasie i to jeszcze w sprawach uczuciowych, to jest nienormalne.
    Ok, ja kończę, bo pisałabym i pisałabym, a czas mnie nagli. Mam to nadzieje, że coś zrozumiałaś z tego komentarzu, bo ja to plotę trzy po trzy kiedy gdzie się spieszę. I bardzo piękny szablon^^
    Czekam na next:)
    Całuję mocno:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *fanfary* :D Cieszę się, że jednak wpadłaś ^^, Dzięki za opinię i komplementy, haha :)

      Usuń
  17. Obiecałam Ci, że nadrobię u Ciebie do początku roku akademickiego i miałam zamiar czytać jeden post dziennie, od dzisiaj. Wyszło jak wyszło i... wchłonęłam całość. Haha!
    od samego początku, od samiutkiego nasz Motylek kojarzy mi się z Jokerem, a teraz w końcowych rozdziałach Evelyn skojarzyła mi się z Harley Quinn i powiem Ci, że lubię te skojarzenia, serio.
    Najbardziej w pamięci utkwił mi moment, w którym Motyl namalował portret Evelyn. Wydawało się, że dziewczyna wpadła w jego sidła. Jestem ciekawa jaką rolę odegra tutaj Kurt. Wydaje się, że on nie lubi Motyla i chciałby uwolnić się stąd, razem z Evelyn. Może coś zaiskrzy między nimi, wbrew drugiej zasadzie?
    I żona burmistrza. Dlaczego ona? Co w niej widzi Motyl? Dlaczego akurat jej osoba? Zastanawiające.
    Naprawdę, strasznie mi się spodobała Twoja historia i dobrze, że tu wpadłam do Ciebie ;).
    A, i jeszcze. Nie wiem czemu, ale nie było mi żal ojca Evelyn :C. Nawet nie posmutniałam na wieść o jego śmierci. A, i Damian. Mam wrażenie, że kocha się w Ev. Ciekawe, co z tego wyjdzie. Hihihi.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łe jery, szybka jesteś! :D
      Rozumiem ;D Trudno mieć żal po osobie, o której w zasadzie nic nie było i nie zdążyłaś się przyzwyczaić, haha :)
      Mnie też się podobają Twoje skojarzenia ^^
      Druga zasada i tak obejmuje tylko Butterfleye'a, ale szczerze mówiąc nie planowałam niczego "grubszego" pomiędzy Kurtem i Evelyn, to mogę powiedzieć, hehe.
      Cieszę się, że wpadłaś :D

      Usuń
    2. Szybka? Zajęło mi to ponad dwie godziny, ale z przerwami na siusiu i jedzonko xD.
      Kreowałaś Butterfleye'a na Jokera? Bo i karty i maska i pewna niestabilność emocjonalna (tak mi się wydaje po tym, jak zmienia swoje zachowanie w stosunku do Ev, i w ogóle : p) to pasuje do naszego Jokera. W ogóle masz świetną ikonka przy swoim nicku xD.
      Mialam wczoraj jeszcze napisać, ale zapomniałam. Anabelle w tym rozdziale rozłożyła mnie na łopatki. Co ona wyprawia? Niech się weźmie w garść, no ._.

      Usuń
  18. W pewnym stopniu tak :) W końcu jako on mi się przyśnił, dopiero potem wymyśliłam coś swojego; motyle itd. Ta niestabilność emocjonalna - jeśli masz na myśli ten "wybuch" z rozdziału 10, akurat była przez niego zamierzona :D Evelyn musi się go choć trochę bać.
    Wszyscy się bulwersują Anabelle xD to tylko taka chwilowa słabość, no ;p
    Ta ikonka mnie wkurzyła bo przez nią wszystkie kody co miałam zapisane w zaawanasowanych na cssie mi zniknęły przez nią xD

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozdział jak zawsze cudowny. Uwielbiam pisane przez Ciebie dialogi. Są tak realistyczne i naturalne, że... ah! Jak Ty to robisz, hę? Kurt zaczyna mi się coraz bardziej podobać *.* Anabelle nie lubię, strasznie mnie ta kobieta irytuje. Aj, nie wiem co jeszcze napisać. Pisz dalej. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Evellyn wariuje. Obawiam sie, ze bez interwencji jutra, której nie popieram, to niestety, ale zrobiłby coś b. Nierozsadnego. Jej fascynacja burterflye'a przekroczyła juz chyba granice i stała sie obsesja.... A on to wykorzystuje, na mój gust. Ciekawe, co takiego sie stało, ze wyjechał. Coś idzie nie po jego myśli,znaczy, ze wszechobecny mimo wszystko nie jest, co daje jakas nadzieje Marcinowi, którego nadal bardzo lubię i w jakimś stopniu mu kibicuje. Chciałabym, żeby ułożył sobie także życie prywatne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że masz dużo racji z tym powodem jego wyjazdu :D

      Usuń
  21. Ciekawy blog, ogólnie podoba mi sie twój styl pisania. Ale nie obeszło by się bez zaproszenia do mnie, w końcu trzeba się jakoś wybić ;/

    http://opowiadanie-hatredies.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy