Rozdział 17

It's not about the salary
It's all about reality and makin' some noise
Makin' the story
Makin' sure his clique stays up

Fort Minor - Remember the name

Leżała na kanapie i bezmyślnie przełączała kanały w telewizji. W gruncie rzeczy nie interesowało ją, co obecnie mają do zaoferowania media. Po prostu próbowała odpędzić od siebie różne myśli. Niewiele to jednak dawało. W końcu wyłączyła telewizor i siedziała w ciemności, zastanawiając się nad tym, co robi źle. Dlaczego Kurt patrzył na nią jakby była kimś z marginesu społecznego, kto już do niczego się przyda i co miał na myśli mówiąc, że „za dużo przebywa z Butterfleye’em”?
Żadne sensowne odpowiedzi nie przychodziły jej do głowy. W gruncie rzeczy usprawiedliwiała się przed sobą, że to, co robi – choć jest złe – nie czyni innym krzywdy.
W pewnym momencie poczuła się nieswojo. Jakby ktoś intensywnie się w nią wpatrywał. Ten wzrok aż palił. Podniosła się do pozycji siedzącej, szukając właściciela spojrzenia.
Na skraju jej łóżka siedział nie kto inny jak jej ojciec, Jason Verriar.
- Tato…? Ty żyjesz? – spytała cieniutkim głosikiem zagubionej dziewczynki. Jego dziewczynki.
- Nie. Jestem tylko wytworem twojej wyobraźni.
- Więc ja… śnię?
Mężczyzna pokiwał z powagą głową. Evelyn nie lubiła, gdy na jego twarzy nie gościł chociaż cień uśmiechu. To nigdy nie znaczyło nic dobrego. A w jego głosie było coś… obcego, surowego.
Zbliżyła się do niego, odgarniając koc na bok. Z tęsknotą przytuliła się do mężczyzny.
- Czy coś się stało, tato?
- Zawiodłaś mnie, Evelyn – powiedział. Jego głos brzmiał inaczej, złowieszczo. To nie był głos jej ojca. To nie był Jason.
- Ale… dlaczego? – spytała, czując gorące łzy pod powiekami. Nigdy nie chciała usłyszeć tego z jego ust.
- Jesteś słaba, że się temu poddałaś.
- Czemu…?
- Wszystko twoja wina – wyszeptał niczym jadowity wąż. Jego syk odbijał się echem po pustym pokoju.
- Dlaczego tak do mnie mówisz, tato?! – krzyknęła rozpaczliwie, czując jak łzy spływają po jej policzkach. Chciała chwycić go za ramię i potrząsnąć nim, ale jego postać rozpłynęła się w powietrzu. Zawiał wiatr.
Wirowała. Niewidzialne siły utrzymywały ją w powietrzu i obracały jej ciałem. Miała zamknięte oczy. Podobało jej się to uczucie. Delikatny wiatr owiewał jej twarz, łaskotał plecy, głaskał po ramionach niczym delikatny i namiętny kochanek. Poczuła lekkie mrowienie na plecach.
Nagle zapadła cisza. Powietrze stanęło, nie czuła już delikatnych, miłych powiewów. Za to dziwne uczucie pod łopatkami wzmagało się. Coś przebijało jej skórę; powoli zaczynała opadać, jednak inna siła nadal utrzymywała ją w powietrzu.
Otworzyła oczy. W lustrze, które znajdowało się przed nią, ujrzała motyle skrzydła, których wzrost powodował to niepokojące wrażenie.
Delikatne narządy lotu powoli nabierały barw. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, jednak w rzeczywistości były biało-czarne. W górnej ich części zobaczyła coś niecodziennego: jakby czarne wstążki; niesamowite macki, które w ekspresowym tempie zyskiwały na długości.
Zafascynowana przyglądała się temu niesamowitemu zjawisku – przeobrażaniu w jedno z najciekawszych i najpiękniejszych zwierząt – motyla.
Jednodniowy cud życia.
Nawet nie zauważyła, gdy czarne wstążki zaczęły ją oplatać. Spostrzegła to, gdy mocno ścisnęły ją w pasie, wbijając się w żołądek i powodując odruch wymiotny.
Chciała krzyczeć, jednak wstęgi zakneblowały jej usta.
Lustro zamieniło się w zwykłą szybę, za którą zobaczyła leżącą kobietę. Nad nią widziała jedynie zarys mężczyzny, który pochylał się nisko, mając w ręce coś, co przypominało nóż. Nieznajoma skuliła się. Dłonie miała związane z tyłu, nie miała jak się bronić. Ostrze musnęło jej szyję. Krzyknęła, ale nikt – poza Evelyn – jej nie słyszał.
Tuż przed szybą pojawił się kolejny mężczyzna, z kominiarką na twarzy. Wyglądało jakby chciał usunąć swego rodzaju okno, które umożliwiało Evelyn obserwację ich poczynań. Jednak zrezygnował z tego, zawołany przez drugiego napastnika, ukrytego w cieniu.
Kobieta zaczęła wrzeszczeć. Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze, a Evelyn nie mogła nic zrobić, uwięziona w czarnych wstęgach, oplatających jej ciało. Wierzgała się, chcąc pomóc ofierze. Jej krzyk przyprawiał o bóle głowy.
W końcu udało jej się uwolnić ręce. Wyciągnęła dłoń w stronę nieznajomej, chcąc pomóc i złagodzić jej cierpienia. Wołania o ratunek były coraz głośniejsze.
Coś się zawaliło.
Evelyn obudziła się gwałtownie. Na policzkach czuła zaschnięte łzy, a jedna ręka zwisała bezwładnie z kanapy, na której musiała zasnąć. Zerknęła na podłogę – leżała tam komórka, która nadal dzwoniła – zdecydowanie za głośno – informując o tym, że należy już wstać.
***
- Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy. Król Ryszard, lew o lwim sercu, powrócił wreszcie z wyprawy krzyżowej i w królestwie znów zapanowały sprawiedliwość, ład i porządek. Marianna i Robin Hood pobrali się i odtąd prowadzili szczęśliwe, spokojne życie w lesie Sherwood.
A książę Jan, Sir Hiss i szeryf z Nottingham, także znaleźli nowy dom: miejskie więzienie*.
Martin zamknął książkę i uśmiechnął się do małej Victorii. Obiad u Petera zmobilizował go do odwiedzenia własnej córki oraz byłej żony. Widząc jego szczęśliwą rodzinę, w tym dwóch synów, którzy podziwiali swojego ojca, po prostu poczuł się zazdrosny. Niestety, w życiu nie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie. Przegrał parę bitw, ale nie miał zamiaru przegrać żadnej wojny.
- To ty, tato, też jesteś takim Robin Hoodem, bo dzięki tobie oszuści też idą do więzienia – zauważyła sennym głosem.
Przyjemnie ciepło oblało jego serce.
- Trochę mi do niego daleko – odparł skromnie i ucałował córkę w czoło. – A teraz czas spać.
Pokiwała grzecznie głową i zamknęła oczy.
„Dlaczego nie miałbym być chociażby dla niej Robin Hoodem?”, przeszło mu przez myśl. Postanowił wziąć się w garść i podjąć w końcu kroki, które dadzą widoczne efekty.
***
Evelyn zapukała w białe drewno, oczekując odpowiedzi. Po chwili usłyszała jak ktoś podbiega do drzwi, zerka przez wizjer, a po chwili otwiera zamek.
- Cześć, siostro – powitała Matildę. – Przyszłam po pomoc – powiedziała wesoło.
- Wchodź.
Bardzo lubiła mieszkanie siostry. Było urządzone ze smakiem i nowocześnie. Ponadto miało w sobie wiele przestrzeni, a ogromne okna w salonie zawsze ją fascynowały. Matilda wybrała sobie naprawdę dobrą miejscówkę, gdyż widok rozpościerający się za szybą był zniewalający.
Cóż, ona mogła sobie na to pozwolić.
- Jaką pomoc?
- Pamiętasz, jak mówiłaś, że w razie czego zawsze służysz poradą godną rasowej stylistki? Cóż… potrzebuję trochę… nowych ubrań? Może masz coś, co możesz mi dać „w spadku”?
- Ale… ty nie znosisz moich ciuchów. – stwierdziła Matilda. – To znaczy… nie mówię, że sądzisz, że są brzydkie. Po prostu sama nigdy byś ich nie tknęła.
Evelyn wzruszyła ramionami.
- Czas na zmiany.
- Poznałaś kogoś? – spytała, unosząc wysoko brwi. Wyglądała na nieco rozbawioną.
- Nie! – oburzyła się Evelyn. – Dlaczego to musi się z tym wiązać? Chcę zmiany, wyglądam jak w liceum.
Matilda zachichotała.
- Nie wiem. Ale jaki mógłby być inny powód takiej zmiany?
Młodsza siostra wywróciła teatralnie oczami.
- Nie mogę mieć trochę prywatności? Może chcę… oddać je na aukcję charytatywną, dodając że jest na nich DNA Matildy Verriar?
Matilda wydała z głośne, rozbawione prychnięcie.
- Mogłabym to zrobić sama.
- Pomożesz czy nie?
Szatynka uśmiechnęła się zawadiacko.
***
Evelyn nie sądziła, że coś równie niepozornego jak przebieranie w ubraniach może być tak męczące. Po wielu nieudanych próbach stylizacji miała naprawdę dość i gdyby nie silna determinacja do zmian, z pewnością położyłaby się na kanapie i długo na niej leżała, najlepiej z kubkiem czegoś gorącego w dłoniach.
- Jak się czujesz?  - spytała szatynka, przyglądając się siostrze, która stała przed nią z nietęgą miną, ubrana w zwiewną, dziewczęcą sukienkę w kolorze brudnego różu.
- Półnaga.
Matilda zaśmiała się głośno.
- Wiesz co? – spytała, patrząc krytycznie na siostrę. – Potrzebujesz czegoś… Bardziej z pazurem. Takie delikatne kolorki zwyczajnie do ciebie nie pasują. Ale nie martw się, od czego masz mnie, co nie?
***
Poprawił kurtkę, następnie upewnił się, że broń jest na swoim miejscu i sięgnął po odznakę, którą dyskretnie trzymał teraz w ręce.
Wraz z Ray’em weszli do ponurego baru na O’Farrell Street. Nie było to obecnie dobre miejsce na imprezy, dlatego poza barmanem i paroma mężczyznami, grającymi w tak zwanego „jednorękiego bandytę” nie było tu nikogo. Zza ścian można było słyszeć odgłosy remontu, któremu poddany został cały budynek. Z zewnątrz także trudno było zauważyć lokal – był zastawiony rusztowaniami.
Jednak policjanci doskonale wiedzieli, z czego słynie bar o niepozornej nazwie: „Supernova”.  Niegdyś często napływały skargi związane z naruszaniem ciszy nocnej, było także wiele bójek. Jednak nie dlatego znali to miejsce. Od dłuższego czasu podejrzewano właściciela o grubsze przekręty, a także oferowanie usług seksualnych, do których kobiety miały być zmuszane. Poprzednik już siedział w więzieniu. Nie mieli wątpliwości, że jego następca kontynuuje „tradycję”. Na szczęście zdobyli obciążające go dowody i mieli zamiar użyć ich, aby przy okazji wygadał wszystko, co wie o Butterfleye’u.
W pewnym stopniu był to „ślepy traf”. Honnet nie był pewien, że szef tego lokalu miał coś wspólnego z Motylem. Wiedział jednak, że grupy przestępcze często są ze sobą powiązane, a ktoś taki jak Butterfleye – ktoś kto pragnie władzy na każdej płaszczyźnie – będzie chciał wiedzieć, co w trawie piszczy, szczególnie w jego ogródku.
Mężczyźni podeszli do baru. Gdy młody chłopak, stojący za ladą uprzejmie spytał, czego panowie życzą sobie do picia, pokazali swoje odznaki i bez ogródek oznajmili, że chcą rozmawiać z szefem.
- Szefa nie ma.
- Oczywiście, że jest. Siedzi na półpiętrze, na które dojdziemy tymi schodami, za tobą – powiedział Martin. – Wejdziemy tam, po dobroci, czy też nie.
Barman zrobił niezadowoloną minę i zaprowadził ich do biura szefa.
Było to małe pomieszczenie, z wieloma półkami wypełnionymi książkami oraz licznymi – wydawałoby się: zbędnymi  - figurkami.  Pośrodku, prostopadle do zasłoniętego ciężką kotarą okna, stało biurko z dużym, wygodnym, obrotowym fotelem, na którym siedział David Razzari – mężczyzna o śniadej cerze i ciemnych włosach. Zdecydowanie nie był zadowolony z tej niespodziewanej wizyty.
- Dzień dobry, panie Razzari – powiedział Ray, pokazując swoją legitymację.
- O co tym razem chcecie mnie bezpodstawnie oskarżyć? – fuknął mężczyzna.
- W zasadzie to tym razem mamy bardzo solidne podstawy. I w związku z tym jest pan aresztowany – odparł Honnet i wyciągnął kajdanki. Dawno ich nie używał, chyba nawet zdążył zapomnieć jak wielka satysfakcja z tego wypływa.
***
Po dłuższym czasie zdecydowały się na bardziej odważne kolory, eleganckie wąskie spodnie, marynarki oraz wyższe niż zwykle buty. Evelyn nie czuła się pewnie na obcasach, więc Matilda zaproponowała  bardziej stabilne koturny, na które młodsza siostra w końcu przystała. Dostała od siostry parę rzeczy, które – jak twierdziła – już jej się nie przydadzą, a ponadto umówiły się na wspólne zakupy.
- Co się z tobą dzieje, Mat? – spytała w końcu Evelyn, dziwiąc się, że cierpliwość siostry jeszcze się nie wykończyła. Była nadzwyczaj pogodna, a chwilami odpływała gdzieś myślami. Nawet bez poproszenia robiła jej kawę, w dodatku taką, którą zwykle ukrywała w szafce i z nikim się nie dzieliła. -  Wygląda jakbyś się zakochała…?
Siostra uśmiechnęła się tajemniczo.
- Na razie nie chcę zapeszać, więc nic nie mówię.
Evelyn otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Naprawdę? Powiedz chociaż, kto miałby to być! Bogaty pan doktor? Handlarz nieruchomościami?
- Pudło – powiedziała, kładąc przed nią filiżankę kawy.
- No dalej, powiedz, nie trzymaj mnie w niepewności – nalegała.
- Tylko się nie śmiej.
- Dawaj.
- Jest informatykiem.
Evelyn zachłysnęła się swoją kawą.
- Informatykiem? To oni mają jakieś życie towarzyskie? – zaśmiała się.
- Najwyraźniej mają – odpowiedziała siostra, wzruszając ramionami. Na twarzy błąkał się uśmiech.
***
- Pytam jeszcze raz: kim jest i gdzie jest Butterfleye.
Oparł ręce o blat stołu, przenosząc na nie większość ciężaru ciała. Patrzył przesłuchiwanemu w oczy, próbując go złamać.
Nie był zbyt rozmowny. Wkurzało go to, że  patrzył na niego z cynizmem i pobłażaniem. Większość z nich tak robiła. A później gnili w pustych, śmierdzących szczynami celach, kombinując jak się stamtąd wydostać, aby nie zostać złapanym, aż w końcu dochodzili do wniosku, że jest to niemożliwe. To dopiero przykrość.
- Twój głupawy uśmieszek wiele ci nie pomoże – syknął, a gdy nie uzyskał werbalnej odpowiedzi, dodał:
- Pójdziesz siedzieć i tak czy siak, ale dodatkowo odpowiesz za utrudnianie śledztwa. A to może cię totalnie pogrążyć, co nie?
Rozmówca spojrzał wymownie w lampę, po czym wyciągnął zakute w kajdanki dłonie na stół.
- Naprawdę myślisz, że coś wiem? Mylisz się. Ale ok, powiem to, co mam do powiedzenia, choć to wiedzą prawie wszyscy. Butterfleye jest jak widmo. Wszyscy wiedzą, że gdzieś jest, paru nawet go widziało. Ale nikt nie wie, gdzie jest, ani tym bardziej, kim jest. Facet potrafi dbać o swoje interesy. Ale nie robił ich z moimi chłopcami. Wygląda na to, że musi się pan jeszcze trochę wysilić, panie inspektorze.
- Musi mieć jakiś pomocników. Jak inaczej sam wykonałby tak duże graffiti? I jak dokonałby tego całego zamieszania w cyrku, co?
- Możliwe. Ale mi nic o tym nie wiadomo.
- To się okaże – warknął Martin i dotarł do drzwi.
- Jeśli to coś pomoże, to chodzą głosy, że nadepnął na odcisk komuś znanego jako Don Lotario. Nie słychać o nim w mediach. W każdym razie: jeszcze – dodał aresztowany.
Martin kiwnął głową i bez słowa opuścił salę przesłuchań.
***
- Hej, zrób głośniej – poprosiła Evelyn, kątem oka notując ciekawą wiadomość podczas wieczornych „Faktów”.
Matilda odwróciła się do telewizora i zwiększyła głośność.
- …ostrzegamy, że osoby o dużej wrażliwości oglądają na własną odpowiedzialność.
- Witaj, San Francisco – odezwał się człowiek w kominiarce z komputerowo zniekształconym głosem. – Tu Butterfleye. Dziś moim gościem jest ktoś, kogo bardzo dobrze znacie! Powitajcie oklaskami Desirae Henderson, prezenterkę telewizyjną!
Kamera nieumiejętnie zwróciła się ku przywiązanej do krzesła kobiecie, która wystraszonym wzrokiem omiatała pomieszczenie. Nagie cegły, gdzieniegdzie różnorakie – także wulgarne – graffiti, walające się na ziemi śmiecie – typowa speluna.
- Przywitaj się z publicznością, kochanie – powiedział mężczyzna, ujmując w dłoń jej twarz, zmuszając ją, aby spojrzała w kamerę, którą najprawdopodobniej trzymał w drugiej ręce. Obraz trząsł się i utrudniał odbiór, ale mimo to siostry Verriar nie odrywały wzroku od telewizora.
- Ostatnio w wiadomościach, gdy pokazywaliście moje graffiti, pytałaś retorycznie czy należy się bać. Owszem, należy. Teraz uśmiechnij się tak jak zawsze to robisz. Ślicznie.
Kamera zwróciła się z przestraszonej Desirae na mężczyznę w kominiarce. Teraz dokładnie było widać, że trzyma ją przed sobą na wyprostowanych rękach.
- Widzicie, to jest prawdziwy news, a nie jakiś wyssany z palca „skandal”, który tylko ma zająć wasze umysły! To się dzieje naprawdę i jeśli nie pokażecie tego w telewizji zginie nie tylko ona, ale ktoś jeszcze z medialnego światka. Pamiętajcie: Butterfleye was obserwuje.
Wrócono do studia, gdzie mężczyzna w garniturze miał nietęgą minę. Starając się zachować możliwie jak najbardziej neutralny głos, płynnie przeszedł do innych informacji.
Evelyn siedziała z szeroko otwartymi ustami, próbując uporządkować informacje. To nie mógł być Butterfleye, to po prostu nie możliwe, nie w jego stylu i… Nie, on zrobiłby to inaczej. Przecież prawdziwy Butterfleye zadbałby o szczegóły. Przede wszystkim nagrałby ładny film, kamerę postawiłby na statywie, a nie trzymał w ręce. Poza tym kto jak kto, ale on nie założyłby kominiarki, skoro ma własną, autorską maskę. No i – zdaniem Evelyn – Butterfleye nie pozwoliłby kobiecie przebywać w takim obrzydliwym miejscu.
- Przerażające – mruknęła Matilda, smętnie mocząc łyżeczkę w napoju.
-  Myślisz, że to on? – spytała z niedowierzaniem Evelyn, zapominając, że tylko ona zna prawdę.
- A dlaczego nie? Cały czas chce się popisać przed miastem, robi okropne rzeczy na oczach licznej widowni. A to jego następny krok. Wszystko pasuje, dlaczego uważasz, że to nie on?
- Jakoś… wydaje mi się, że to nie w jego stylu – mruknęła, tracąc rezon.
Tylko się nie wydaj.
- To ogromnie w jego stylu, Evelyn. Powinnaś to wiedzieć lepiej ode mnie, skoro tyle o nim czytałaś.
Zamilkła.  Wiedziała, że nie jest to czas na dyskusje. Matilda miała rację, ale przecież wiedziałaby, gdyby miał w planach coś takiego! W końcu to z nią współpracował. Wiele rzeczy tu nie pasowało. Nie tylko kominiarka, miejsce porwania i sposób nagrania. Przede wszystkim to, że Butterfleye’a obecnie nie było w mieście.
Przecież nie opuściłby takiego przedstawienia, prawda?
***
Honnet oglądał z uwagą i pewnym przerażeniem wiadomość od rzekomego Butterfleye’a. Osobiście wątpił w to, że to naprawdę on, jednak myśl, że ktoś taki jak on mógł mieć swoich naśladowców przyprawiała go o zimne dreszcze.
Na Boga, przeprowadził się wraz z rodziną do San Francisco, aby zyskać nieco spokoju, naprawić małżeństwo, a później należycie odpocząć na zasłużonej emeryturze, a tymczasem kryminalne interesy w tym mieście kwitną lepiej niż w Bostonie!
Pocieszała go jednak myśl, że naśladowcy nigdy nie dorównują swoim mistrzom. Zawsze popełniają jakieś błędy. Dobrym przykładem byli między innymi wszyscy „kopiarze” Zodiaka. Każdy z nich został schwytany, choć zbrodnie największej nierozwiązanej do dziś zagadki San Francisco odtwarzali nadzwyczaj szczegółowo, to żaden z nich nie dorównał swojemu, pożal się Boże, mistrzowi.
W chwili bezradności sięgnął po laptopa i wpisał w wyszukiwarkę imię, które podał mu wcześniej Razzari. Miał wrażenie, że już gdzieś je widział.
Wyniki wyszukiwania dla hasła: Don Lotario
Don Lotario - Sim występujący w grze The Sims 2 oraz w The Sims 3.
Inne wyniki wskazywały to samo: ów Don to zwyczajna zmyślona postać, powstała na potrzeby jakiejś marnej gry.
Ze złością zatrzasnął klapę komputera i przyłożył mocno zaciśniętą pięść do twarzy.
Razzari, ty gnoju, w sądzie jesteś skończony.
------------------------------
* - zaczerpnięte z książki "Najpiękniejsze bajki świata", rok wydania: 1993
Ze strony Evelyn trochę gadania o niczym, ale starałam się to wynagrodzić Martinem :) 
W związku z oczywistym faktem, że jutro rozpoczyna się rok szkolny, a Legilimencja zaczyna przygotowania do matury - nie obiecuję regularności w dodawaniu postów, aczkolwiek postaram się :D
Informuję też, że z dniem 30.08.2012 lombard street na Onecie przestało istnieć.

28 komentarzy:

  1. Ktoś tu składa fałszywe zeznania, oj, czuję, że polecą głowy!

    W pierwszej chwili pomyślałam: "No ładnie, Motyle Oko porwał prezenterkę, świat się kończy!", ale jak przeszło do myśli Evelyn, to faktycznie - jakoś tak... nie w jego stylu. Brudno, obskurnie, wręcz syfiasto... Chociaż może to specjalnie? Może właśnie nie chciał się wydać? Może chciał, by mieli o nim fałszywe wyobrażenie? A może to jednak nie on, tylko jakiś jego (hahaha) consulting co-criminal? Cholera wie, teraz to już namieszałaś i nie mam pojęcia, co się dzieje. :D

    Mat i informatyk (tak, ja już wiem, kto, ale się nie wygadam, ja nie z tych) - naprawdę nadal nie mogę w to uwierzyć! No i bezbłędny motyw dzielenia się z Ev najlepszą kawą, epic win, godny detektywa Chevalier! Wypijmy kawę pokoju. :D

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait] & [celestialize] & [gilderoy-lockhart]

    OdpowiedzUsuń
  2. Matilda i informatyk? :D Haha, nie wierzę. Miłość wzięła wreszcie nad nią górę, co widać w najprostszych, codziennych czynnościach. Urocze jest to, jak się zamyśla, a po twarzy błądzą jej uśmieszki.
    Zastanawiam się, czy Evelyn ma rację i facet z nagrania to nie jest Butterfleye. Gdyby to była prawda, zapewne sam Butterfleye postara się o właściwe sprostowanie. Ale jeśli to faktycznie był on - Evelyn powinna zacząć porządnie się bać. Jej "partner" najwidoczniej nie ma skrupółów nawet, jeśli chodzi o kobiety.
    Don Lotario - świetnie wymyślone! ;) Znam Simsy dość dobrze, dlatego cała ta sytuacja bawi mnie jeszcze bardziej.
    Życzę powodzenia i wytrwałości w przygotowaniach do matury. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się podobał ten rozdział ^^. Może nie wystąpił tu sam Motylek (troszkę się stęskniłam za nim xD), ale za to było sporo Martina, którego także bardzo polubiłam. Była też Evelyn, i jeszcze bardziej ją lubię za to, że nie lubi się stroić w sukienki, obcasy itd. Ja, wieczna chłopczyca, także stronię od tego typu strojów. Ale Mathildę też lubię mimo tego, że się stroi. W ogóle tworzysz fajne te postacie, takie ludzkie i nieprzesadzone. Bo ja, jak już wiesz, mam tendencję do przesady i marysueizmu, choć staram się to powoli ograniczać.
    Sen Evelyn był faktycznie przerażający, musiało to być dla niej przykre przeżycie, najpierw słyszeć takie rzeczy od ukochanego ojca, a potem, patrzyć na te sceny w pokoju... A ten motyw motylich skrzydeł i taśm w tym śnie to pewnie jakaś aluzja do jej przywiązania do Butterfleya, tak mi się wydaje.
    Co do tego materiału w telewizji, też myślę, że to nie prawdziwy Motyl, a jakiś naśladowca. To raczej nie w jego stylu, bo on, choć jest czarnym charakterem, jednak ma odrobinę przyzwoitości, no i po prostu ma swój charakterystyczny styl, który na pewno chciałby wszystkim pokazać. On jest postacią, która lubi robić wszystko na pokaz i wzbudzać przy tym niepewność.
    A ta scena z Martinem i opryszkiem też była bardzo udana ^^.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podobał ten rozdział, oj bardzo. Evelyn zmienia styl, żeby się przypodobać Motylkowi? Sen ciekawy, irracjonalny i pełen symboli i powiązań. Ah! Kocham ten rozdział. Popieram Evelyn i myślę, że to nie Motylek porwał panią z telewizji. Może to ten Don Lotario?
    Ja chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Motyw snu Evelyn był absolutnie obłędny i bezbłędny. Ciekawa jestem, czy Motylek po powrocie zwróci uwagę na jej zmianę stylu hihi.
    Martin wreszcie wziął się chyba w garść, bo jakby dłużej angstował, to byłaby z niego dupa, nie policjant :D
    A co do porwania prezenterki myślę, że to był tylko jakiś marny naśladowca naszego ulubieńca, w końcu po co Motylkowi kominiarka, skoro i tak ma ten makijaż na twarzy? A poza tym Motylek to "full-tilt diva", nie zakrywałby się kominiarką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "full-tilt diva", hahaha, idealne określenie, hahaha! :D Masz rację, masz rację :)

      Usuń
    2. To nie ja, to Tony Stark (Avengers - Tony rozmawia z Kapitanem Ameryką o Lokim)
      :D

      Usuń
  6. O rany, ile się działo w tym rozdziale! Świetny jest. Ja również nie wierzę, że Motylek w tak marnym stylu pokazałby się Ameryce. On ma klasę i wyszukany gust, nie jest pierwszym lepszym rabusiem. Ktoś najwyraźniej się za niego podaje. Za tym prawdziwym Motylkiem tęsknię. Ciekawa jestem, czy to właśnie dla niego Evelyn natchnęło na zmiany w wyglądzie. Dobrze, że ma taką siostrę jak Matilda, która zna się na modzie i potrafi doradzić. Rozbawiłaś mnie tym tekstem o informatykach - chyba pokażę to mojemu lubemu, studiującemu owy kierunek! I właściwie zgodziłabym się ;D Z Donem Lotario również miałaś ciekawy pomysł, wyobrażam sobie rozwścieczenie Martina. Sen czy też wizje Ev były przerażające, zbudowałaś niesamowity klimat. Widzę, że nie ja jedyna rozpoczynam jutro klasę maturalną... Strach się bać! Ale, przeżyjemy, prawda? :) Pozdrawiam Cię serdecznie! ;*
    PS To samo mogę powiedzieć o Twoim opowiadaniu - nie mam się czego czepiać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, mój brat też studiował informatykę i swego czasu obczaiłam z tej okazji parę żartów na ten temat, żeby się z niego pośmiać :D Choć w gruncie rzeczy nawet podziwiam tych ludzi xD
      A tam, już mnie wszyscy z rocznika wkurzają, bo już panikują, a jeszcze się nawet rok szkolny nie zaczął. Przeżyjemy, pewnie :d Innej opcji nie widzę :D Pytanie tylko jak będziemy w maju czy w czerwcu wyglądać po takiej szkole przetrwania, hahaha :D
      Jaa, dziękiii ^^, :D

      Usuń
    2. A właśnie, zapomniałam Ci napisać, że pierwsza część rozdziału pasowała mi do szablonu ;3 Ja również podziwiam, sama bym sfiksowała przy nauce informatyki. Mimo wszystko - żarty są i tak śmieszne :D Osiem miesięcy jakoś powinno szybko zlecieć (29 poniedziałków Nas bodajże czeka!), natomiast matury... Mam nadzieję, że to faktycznie są bzdury ;)

      Usuń
    3. o 29 za dużo :P Przypomniałaś mi, że miałam obczaić ile razy jakiś poniedziałek wypada, bo jak zobaczyłam mój plan na poniedziałek to... eh, szkoda słów, już wiem, że "nienawidzę poniedziałku" będzie się zgadzać w 100% :P
      Maturą nie stresuję się tak bardzo jak egzaminem do przyjęcia na uczelnię [bo celuję w architekturę lub grafikę, więc takowe będą się odbywały] xD
      Pierwsza część... no, rzeczywiście :D Chociaż wymyśliłam ją jak jeszcze miałam taki jasny szablon z Ev-motylem, do niego to już w ogóle pasuje, hehe :D

      Usuń
    4. Macie już plan?! Moja szkoła jest tak opóźniona, że pewnie dostaniemy je we wtorek, cudownie... A już chciałabym wiedzieć, co i jak :D Oj, będę trzymać za Ciebie kciuki ;) Sama wybieram się na dziennikarstwo, ale nie wiem, czy tam są jakieś egzaminy, czy nie. Jeśli nawet i będzie to związane z pisaniem, to dam raczej radę ;D A bierzesz jakieś matury dodatkowe?

      Usuń
    5. Wszystkie obowiązkowe biorę na rozszerzeniu (tak, nawet - o zgrozo - matmę; mam nadzieję, że rodzinne geny się w końcu ujawnią, nie można być jedyną humanistką w domu, hahaha) i w razie czego wzięłam geografię, bo to dość logiczny przedmiot, nawet go lubię no i jest uwzględniany na paru interesujących kierunkach, które mam jako plan awaryjny ;]
      Też będę za Cb trzymać kciuki, żeby nie było! :D
      Noo, u mnie już parę dni temu opublikowali na stronie plany xD Nadgroliwcy, hehe.

      Usuń
  7. Eeeeej! Mój narzeczony jest informatykiem i ma życie towarzyskie, haha! :D Nawet zdobył przyszłą żonę, więc informatycy nie są jakimiś... no, samotnymi ludźmi! :D
    Evelyn zmieniła styl, jestem ciekawa co na to Kurt, Motylek? I co powiedzą ludzie w pracy? ^^.
    W ogóle zakochałam się w śnie Evelyn. Z ojcem, wstążkami, tą kobietą. Pięknie opisałaś i możesz być z siebie dumna, no!
    I Martin wziął się za siebie chyba ;). Niechaj będzie Robin Hoodem dla swojej córeczki, no :).
    Bardzo podobał mi się ten rozdział ^^.

    Całuję mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wyżej, nie mam nic do informatyków, mój brat nim jest i owszem, ma życie towarzyskie (nawet rodzinkę założył! :D), także doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tak nie jest, haha :D Zresztą nowy lover Matildy jeszcze się pokaże i wcale nie będzie "no-lifem" :D
      No, w końcu jak ktoś wyżej napisał, gdyby tak się nie stało "byłaby z niego dupa, nie policjant" ;D Zresztą ile można pisać o narzekającym policjancie, który nic innego nie robi? :D
      Dziękuję bardzo! :)

      Usuń
  8. Przesłuchania bardzo mi się podobają, i świetnie Ci to wyszło^^ Wiadomo, że taki bandzior ma gdzieś policjantów i powie wszystko, co mu język na niesie. Ale ja to mam nadzieje, że ten sukinsyn długo sobie posiedzi, bo nie ładnie to tak igrać z Honnetem. Nie wiem czemu, ale zaczynam go coraz to bardziej lubić:)
    Zdaję mi się, że to jednak nie był Butterfleye, w tym nagraniu. Znowu jakiś naśladowca pewnie.
    Czekam na next:)
    Pozdrawiam:*

    P.S. Nie wiem czemu, ale nie powiadomiłaś mnie o nowej notce:( Prosiłabym, abyś mnie powiadamiała, byłabym wdzięczna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo uznałam, że skoro nie zapisałaś się do Newslettera, a dodałaś mnie do obserwowanych, to wolisz w ten sposób obczajać nowe rozdziały :) Ok, w takim razie będę z chęcią informować. Nie ma problemu, mogę informować na Twoim drugim blogu :)

      Usuń
    2. Ach, sorry, że się nie zapisałam, myślałam, że jak już nadrobiłam zaległości u Ciebie, to już będziesz wiedziała, że chcę być informowana:) A nowy rozdział u Ciebie przez przypadek zobaczyłam, jak informowałam o swoim nowym rozdziale na jakimś blogu;)

      Usuń
  9. Plus dla właściciela baru. :3 Na końcu rozdziału aż się roześmiałam. Niby nieładnie tak żartować z policji, ale... Sim? Lol, inaczej tego nie skomentuję.
    Motylek i naśladowca, no proszę. Cieszę się, że zarówno Evelyn, jak i nasz pan władza natychmiast poznali, że to nie prawdziwy B. Kominiarka i speluna? Really? Evelyn ma rację, B. zrobiłby to (o ile oczywiście w ogóle by to zrobił) z klasą, wyczuciem, typowym dla niego sarkazmem. A nie ot tak, jak pierwszy lepszy idiota.
    Podoba mi się relacja sióstr. Jest taka... No, siostrzana. I chociaż wydają się swoimi przeciwieństwami, to jednak pomagają sobie i wzajemnie się wspierają. I lubię Matildę. A pan informatyk mnie śmieszy, chociaż nic do nich nie mam.
    Martin jest Robin Hoodem dla swojej córki? To słodkie. Więc niech weźmie się do roboty i naprawi relacje z żoną.
    Pozdrawiam i życzę weny. I lecę nadrabiać resztę zaległości na blogach, których pewnie przybędzie mi przez kochaną szkołę. Yaaaay... ^^
    Plus już teraz życzę ci powodzenia na maturze. xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Hoho,cóż za zmiany. Evelyn się przepoczwarza z niewyróżniającej się gąsieniczki w pięknego motyla xD
    A Martin wybiera ciekawe książki do czytania córce. Sam pewnie chciałby stać się takim Robinem Hoodem, który przechytrzy złego Motylka.
    Co do nagrania, to jestem pewna, że to nie B. To nie miało ani stylu ani klasy Motylka i podejrzewam, że strasznie go to wkurzy, że ktoś mu papra staranie przygotowywany wizerunek. Kominiarka zamiast motylej maski? Toż to profanum.
    Pozdrawiam i powodzenia w szkole :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pewnie niczym zaskakującym nie błysnę, ale najbardziej podobały mi się w tym rozdziale fragmenty z Martinem, który zalicza się do moich ulubionych bohaterów.
    Mam nadzieję, że w przyszłości nie schrzani swoich relacji z córką i w jej oczach na zawsze pozostanie Robin Hoodem (inaczej przestanę go lubić). Szczególnie, że ta scena była cudowna. Bo pewnie w przypadku żony na zbyt wiele liczyć nie można. Chyba że ja się mylę.
    Ojejku, takiej chęci metamorfozy ze strony Evelyn to bym się nigdy nie spodziewała. Tym zaskoczyła mnie na całej linii, aż strach się bać, co dalej przyjdzie jej do głowy.
    No tak, Butterfleye nie zachowywałby się jak podrzędny opryszek. On ma swoją estetykę i dba o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Co pokazał w cyrku.
    Nie pamiętałam, że ktoś taki występował w Simsach, ale pomysł świetny ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Eh, nowy szablon jest bardzo ładny, a też można uznać, że jak na blogspotowe standardy - naprawdę oryginalny, aczkolwiek mi przeszkadzają te suwaki. Nie byłam w stanie przeczytać notek na blogu, musiałam je sobie skopiować do Worda, bo tekst nie mieści się pod względem szerokości cały, a ciągłe ruszanie suwaka jest męczące.
    Dobra, koniec mojego marudzenia, ja sobie czasem lubię pomarudzić ;D
    Martin ma rację - to naprawdę przerażające, że Motylek ma już swoich naśladowców. Na dodatek wszystcy ludzie, którzy nie interesują się jakoś specjalnie sprawą Buterfleye'a są święcie przekonani, że to on sam we własnej osobie - na przykład Mathilda.
    Nie wiem czemu, ale ten Don Lotario mnie rozśmieszył xDD Już wyobraziłam sobie tego Razzari grającego namiętnie w Simsy ;D W końcu jakoś mu się to nazwisko musiało zapamiętać ;D
    O, usunęłaś Lombard Street na onecie? Ja bym zostawiła, tam w sumie jest kawałek historii bloga - komentarze ;D Ja lubię na przykład do nich wracać ^ ^
    Hah, wiesz, że ja też kocham, kiedy nie wiem, w co mam włożyć ręce? Kocham ten stan, kiedy wszystko na szybko planuję, kiedy mam wszystko poukładane co do godziny, a potem coś mi się przedłuża i panikuję, kiedy zastanawiam się, kiedy ja wszystko ogarnę ;D Pewnie dlatego zawsze dowalam sobie tyle obowiązków <3 Takie "nie wiem w co włożyć ręce" to genialny stan ;D Ja na przykład lubię jeszcze nastawiać sobie budzik na 3 nad ranem, kiedy jestem mega zmęczona, bo kocham ten stan, kiedy się budzę i patrzę "Och, to dopiero 3, mogę jeszcze spać!"
    Całuję,
    Leszczyna ;)
    PS Powodzenia w nowym roku szkolnym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, szkoda, że tak niewielu osobom odpowiada ten suwak, bo ja się zakochałam w takim układzie :(
      A komentarze z Onetu pozwoliłam sobie przenieść, mam nadzieję, że nikt mnie z tego powodu nie zwyzywa :p Wolę mieć wszystko w jednym miejscu.
      HAhaha, nie, ja nie mam czegoś takiego jak ty z budzikiem. Nienawidzę jak coś [lub ktoś] przerywa mi sen. I tak na początku wakacji [później też się zdarza] budzę się rano ok. 8 i wtedy sama sobie funduję to uczucie z serii "jeszcze mogę spać do woli!" :D
      Dzięki, Tobie też powodzenia! :D

      Usuń
  13. Rozdział bardzo ciekawy. dużo sie w nim działo w porównaniu do poprzednich :D
    Evelyn planuje zmiany? mam nadzieję, że wyjdzie jej to na dobre.
    Scena z Martinem bardzo urzekająca. Miło, że znalazł czas dla córki ^^ mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej.
    o i pan z sim. pamięta, że kiedyś się z nim hajtnęłam, zgarnęłam pieniądze a potem zamknęłam w ciemnym pokoju na piętrze i czekałam aż zginie i zostawi mi całe pieniążki.
    Czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahaa, ale cwany sposób, hahahah! Ja raczej za nim nie przepadałam, ale generalnie to snułam intrygi razem z tymi siostrami co mieszkały obok niego, raz romansował z jedną, a raz z drugą, a skończyłam z tym jak wszystko się wydało, bo już mi się nie chciało xD Simsy wymiatają :D

      Usuń
  14. Tak przez chwilę się zastanawiałam, czy początek rozdziału to nie sen, ale uznałam, że pewnie nie. Sny niewątpliwie odzwierciedlają naszą psychikę, która oczywiście w przypadku Evelyn jest skomplikowana.
    Don Lotario chyba nikogo nie może nie rozśmieszyć ^^. Strasznie fajny pomysł na to miałaś, wiesz?
    Słodko, że Martin spędził trochę czasu z małą. Zresztą wydaje mi się, że to powinno być dla niego równie ważnego co praca. W końcu jego córka potrzebuje ojca cały czas, a nie od czasu do czasu.
    Fajnie, że Motyl znalazł naśladowców, ale nieco to mnie przeraża ^^. Dobrze, że mieszkam w spokojnej okolicy ( i mam nadzieję, że nic tego nie zmieni).
    Hm, ciekawa jestem. Nie, strasznie ciekawa jestem, jak na zewnętrzną przemianą Evelyn zareaguje Motyl. Czy coś skomentuje? A może spróbuje... Albo i nie. W każdym razie mam nadzieję, że 'coś' będzie na rzeczy.

    Och, nowy rok szkolny to istny koszmar. Nie wiem tylko czy zazdrościć czy współczuć Ci, że masz w tym roku maturę. To niewątpliwie ciężka harówka nauka, ale z drugiej strony - czekają Cię najdłuższe wakacje w życiu;D Wiem coś o tym, bo moja leniwa siostra siedzi w domu i dobija mnie swoim nicnierobieniem.

    Poza tym to od godziny buszuję po Internecie, aby dopiero teraz sobie pomyśleć: Zaraz, czy ja nie miałam świeżego rozdziału na Lom St. do przeczytania? I widać, że skleroza nie boli. tak więc wybacz, że ten komentarz dopiero teraz.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ale dokończ, co Butterfleye mógłby spróbować zrobić! :D
      Ja już po dwóch dniach mam dość, ale mówię sobie to co zwykle w takich momentach "ja się nigdy łatwo nie poddaję!" xD I liczę na to, że ta myśl będzie mnie mobilizować do maja :P

      Usuń
  15. Haha, świetna końcówka. Co do samego opowiadania, dziewczyno masz mega wyobraźnie! Hmm, ten prześladowca motyla jest przerażający. Ciekawi mnie jak rozwinie się ten wątek. Niepokoi mnie także chłopak Matildy. Zastanawiające jest też w jakiś interesach wyjechał z San Francisco Butterfleye.

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy