Rozdział 36

Ain't it funny how some feelings you just can't deny
And you can't move on even though you try
Ain't it strange when you're feeling things you shouldn't feel
Oh, I wish this could be real
Ain't it funny how a moment could just change your life
And you don't want to face what's wrong or right
Ain't it strange how fate can play a part
In the story of your heart

Jennifer Lopez - Ain't it funny


Wbrew zaleceniom lekarza, aby nie przemęczał się chociaż przez najbliższy tydzień, powrócił jak najszybciej na posterunek, aby móc spotkać się twarzą w twarz z aresztowaną Evelyn Verriar i porozmawiać z nią. Przeglądając jej puste akta i zapoznając się z jej przeszłością – ukończona szkoła wyższa i porzucone w połowie studia, pełna rodzina, do czasu – ojciec odszedł całkiem niedawno, co według Martina mogło być stresorem, czyli czynnikiem, który ostatecznie popchnął ją w kryminalny wir – próbował obmyślić technikę przesłuchania.
Zamknął z westchnięciem teczkę, wziął inną, która zawierała w sobie zdjęcia i raporty z miejsc zbrodni Bytterfleye’a i wszedł do pokoju przesłuchań, uznając, że najlepiej będzie pójść na żywioł.
- Proszę, proszę. Kto by pomyślał. Butterfleye kobietą – odezwał się Martin Honnet, wchodząc pewnie do pomieszczenia. Obojętnie rzucił na stół grubą teczkę, zawierającą wszystkie akta dotyczące Butterfleye’a. Z hukiem wylądowała na blacie przed dłońmi kobiety. Evelyn skuliła ramiona, skubiąc skórki wokół paznokci.
- Nie jestem Butterfleye’em – mruknęła, unikając napastliwego wzroku policjanta. Bała się go, przerażają ją cała ta sytuacja, jasne pomieszczenie z lustrem na jednej ścianie, po którego drugiej stronie stało zapewne paru innych policjantów, kamera spoglądająco na nią z jednego kąta pokoju. Czuła się obserwowana i osądzana z każdego miejsca. Nie sposób było czuć się pewnie w jakikolwiek sposób.
- Naprawdę? – sarknął mężczyzna i usiadł naprzeciwko niej. Z teczki wyciągnął zdjęcia, które rzucał jej pod nos, wypowiadając przy tym imię i nazwisko ofiary oraz sposób w jaki zginęła. Zdjęcia były na tyle dobitne, że Evelyn zrobiło się niedobrze.
- Brzmi znajomo?
„Oczywiście, że brzmi znajomo, o większości z tych rzeczy pisali w gazetach, dupku”, przeszło jej przez myśl, jednak pokiwała przecząco głową.
- Byłaś w tym opuszczonym szpitalu, gdzie zabiłaś Anabelle Ferrell…
- Byłam! I co z tego? Nikogo nigdy nie zabiłam – przerwała mu, zdenerwowana, że wszyscy wmawiają jej coś, co nie było prawdą.
- Wiesz, że dwóch policjantów zostało wtedy postrzelonych? W tym jeden wciąż walczy o życie.
- Nie wiedziałam…
Mężczyzna spokojnie przewertował zdjęcia. Widząc zachowanie panny Verriar postanowił zmienić taktykę. Jak już uprzednio zakładał, mało prawdopodobnym było, aby ta jedna drobna kobieta dokonała tego wszystkiego. Do tego strach, który wręcz z niej emanował zaprzeczał szkicowi portretu psychologicznego Butterfleye’a.
- Okej, załóżmy, że ci wierzę. Nie jesteś Butterfleye’em. Ale… - Tu wyjął zdjęcie graffiti, przybliżone na dwa podpisy – EV to chyba ty, prawda?
Przyglądał jej się uważnie. Evelyn przygryzła wargi. Wiedziała, że tak to się skończy. To było zbyt oczywiste. Skinęła głową.
- Powiedz mi wszystko, co wiesz o Butterfleye’u – powiedział spokojnie, miękkim głosem.
Evelyn zacisnęła mocno usta. Miała powiedzieć wszystko o ich spotkaniach na Lombard Street? Wypowiedzieć wszystkie tajemnice, których obiecała nie zdradzać? Miała narazić Kurta, który mógłby oberwać, gdyby wygadała się o miejscu ich pobytu?
Martin zauważył na jej twarzy wahanie, niepewność.
- Wiedz, że milczenie działa na twoją niekorzyść – powiedział, mając nadzieję, że to poskutkuje. – Chcesz wiedzieć jakie są twoje wstępne oskarżenia? Proszę bardzo. Niszczenie mienia publicznego, współudział w morderstwach i ogólnie: pomocnictwo, zatajenie informacji o przestępstwie oraz jedno morderstwo. A jak nie będziesz mówić to doliczmy do tego utrudnianie śledztwa. Do trzech lat pozbawienia wolności, gwoli ścisłości.
- Jedno morderstwo? Które?
- Anabelle Farrell.
- Dlaczego spośród tych wszystkich, które zrobił uważacie, że popełniłam akurat to?! – krzyknęła z rozpaczą.
- Ponieważ jest inne. Zresztą proszę cię, Evelyn. Nie udawaj. Butterfleye od początku był zafascynowany panią burmistrz. A ty byłaś zafascynowana w nim w bardzo podobny sposób. Nie chciałaś usunąć z drogi przeszkody w jej postaci? – spytał prowokująco.
- Nie. Nawet mi to przez myśl nie przeszło – odparła ze złością i zmierzyła go ostrym wzrokiem, godnego Evey.
Martin podtrzymał spojrzenie.
- Porozmawiamy o tym innym razem – uciął. – Teraz powiedz mi wszystko o Butterfleye’u.
Evelyn milczała.
Jeśli powiem, zdradzę Butterfleye’a.
A on cię nie zdradził? Nawet nie raz!
Znajdzie mnie. Poczeka te kilka lat, a potem jak wyjdę, znajdzie mnie i dobije.
Wierzysz w to?
- Był nie tylko Butterfleye – wyznała w końcu. – Był jeszcze Nate… To znaczy Don Lotario… To znaczy Tom Snearey.
- Czyli kto w końcu? – spytał Honnet, mrużąc oczy. Pamiętał Dona. Według Razzariego miał być kimś w stylu wroga Butterfleye’a. Szukał informacji o nim, ale wywęszył podstęp policji i w rewanżu rozwalił im na dłuższy czas bazę danych.
- Jego pseudonim to Don Lotario. Prawdziwe imię to Tom Snearey, ale tutaj, w San Francisco używa tożsamości Nate Steidlify, co jest anagramem od false identity… - Evelyn jęknęła. Zdawała sobie sprawę jak irracjonalnie to brzmi. Teraz na pewno wezmą ją za wariatkę. – Mówię prawdę – powiedziała błagalnie.
- Mów dalej.
- On… Jest wrogiem Butterfleye’a i to on strzelił do policjantów, ponieważ ja uciekałam z Butterfleye’em jakimś ukrytym przejściem przez piwnice, kiedy strzały padły. Żeby dojść do mnie, został chłopakiem mojej siostry…
- Twojej siostry?
- Tak.
- Jak ona się nazywa?
- Ale ona nic o tym nie wiedziała, to był podstęp i… - zaczęła się tłumaczyć.
- Nieważne, sami sprawdzimy. Co dalej?
Evelyn załamała ręce. Zdawała sobie sprawę, że będą na nią cięci, ale nigdy nie chciałaby, żeby wzięli na celownik Matildę. Ona była tutaj kolejną ofiarą, nie powinni jej niepokoić…
To wszystko twoja wina.
Pierwszej nocy przesłuchań nie była zbyt rozmowna. Jedynie powtarzała jak mantrę, że nie jest Butterfleye’em oraz że nigdy nikogo nie zabiła. Jednak to nie rzucało na nią pozytywnego światła. Po kilku godzinach przewieziono ją do aresztu.
***
Nie mogła zasnąć. Ciasna, pusta cela wprawiała ją w uczucie klaustrofobii – wydawało jej się, że ściany przybliżają się, zaraz ją zmiażdżą. Chociaż w porównaniu do perspektyw, które miała przed sobą wydawało się to dość pozytywną alternatywą.
Przerażały ją także cienie gałęzi, rzucane na szarą ścianę. Ruszały się lekko i upiornie zarazem na wietrze, układając cień w najróżniejsze kształty, działające na pobudzoną wyobraźnię. Ponadto spadające równomiernie krople z cieknącego kranu sprawiały, że wręcz nie mogła zmrużyć oka. Wierciła się zatem na twardej pryczy, próbując odizolować się od jakichkolwiek bodźców.
Po pewnym czasie do irytującego dźwięku spadających kropli dołączyło ciche „pssst”, powtarzane co jakiś czas. Zaintrygowana Evelyn zsunęła się z łóżka i przybliżyła do kraty oddzielającej jej celę od sąsiedniej. Po drugiej stronie siedziała bardzo szczupła dziewczyna, wyraźnie pragnąca nawiązać jakiś kontakt.
- Cześć – zagadnęła wesoło druga więźniarka.
- Cześć – odpowiedziała niechętnie, opierając się plecami o kraty.
Zapadła cisza, odmierzana kolejnymi kroplami spadającymi na zlew. Po chwili do tego odgłosu doszło ciche, ale roznoszące się w tym milczeniu zadziwiająco głośno, pukanie paznokciami o kraty.
- Za co tu jesteś?  - spytała w końcu rudowłosa dziewczyna, no oko nieco starsza od niej. Na czubku głowy widać było ciemniejsze odrosty, zatem Evelyn mogła z pewnością stwierdzić iż ten intensywny kolor nie był jej naturalnym odcieniem włosów. Spojrzała na nią z błyskiem w zielonych oczach i błysnęła zębami.
- Oskarżają mnie o morderstwo – mruknęła niechętnie Evelyn, unikając jej wzroku. Było w nim coś niepokojącego.
- Co ty gadasz?! – podskoczyła z ekscytacji nieznajoma, wypowiadając o parę tonów za głośno to zdanie. – To super! – dodała już ciszej, chwytając pręty rękoma i przybliżając twarz do szpary pomiędzy kratami.
- Bardzo… - mruknęła Evelyn, żałując, że dała się po raz kolejny ponieść swojej ciekawości.
- To kogo zabiłaś?
- Nikogo!
- Jasne. Wszyscy tutaj tak mówią – odparła, puszczając perskie oko do Evey. Rozejrzała się wcale  nie dyskretnie, odchrząknęła i zaczęła mówić:
- Ja jestem tutaj, bo rozwaliłam samochód byłego. Po raz… ósmy – zachichotała, zasłaniając usta dłonią w iście dziewczęcy sposób. – To znaczy – spoważniała – wcześniej rozwaliłam trzy inne samochody innych facetów, potem oskarżono mnie o stalking (głupi kutas, nie wiem, jak mogłam z nim żyć), więc poszłam siedzieć na krótką chwilę, potem wyszłam i groziłam bronią kobiecie, która przespała się z moim ówczesnym narzeczonym i znowu tu wylądowałam. Mój psychiatra mówi, że mam problemy z agresją. Myślisz, że to może być prawda?
Evelyn spojrzała na nią z ukosa i uznawszy, że najwidoczniej niebezpiecznie jest z nią zadzierać, jedynie wzruszyła ramionami.
- No, ale morderstwo? Szał! Ty nawet nie wiesz, jak morderczynie są wysoko w społeczeństwie więźniarek! Mówię ci, jak tylko wróciłam do zakładu po tej sprawie z grożeniem bronią od razu lepiej na mnie patrzyli.
Evelyn zaczerpnęła gwałtownie powietrze, chcąc przerwać jej monolog, ale zdała sobie sprawę, że nie zna jej imienia. Zamarła więc na wdechu z otwartymi ustami i przymrużonymi oczami wpatrując się w dziewczynę, która uśmiechnęła się lekko przez kraty.
- Misty jestem – powiedziała i przecisnęła chudą rączkę przez szparę między prętami.
- Evelyn.
- Ładne imię – mruknęła Misty. – Prawie jak Elizabeth, a stąd już niedaleko do Elizabeth z „Dumy i Uprzedzenia”. Spoko babka z niej. Pozazdrościć faceta…
Evelyn zrobiła zdziwioną minę. Według niej od Evelyn do Elizabeth było dość daleko, ale nie miała zamiaru się z nią kłócić. Nawet uśmiechnęła się, słysząc dalszy wywód Misty o bohaterach słynnej angielskiej powieści. Jednak jej niegroźne refleksje szybko zmieniły się w pełną złości wypowiedź o wszystkich mężczyznach, których znała, a którzy okazali się skończonymi dupkami.
- Ciszej, bo nas usłyszą – uspokoiła ją.
- Masz rację, masz rację. Nie ma co się nimi przejmować. Złość piękności szkodzi, tak mówią.
Ponownie zamilkły, czekając, aż któraś się odezwie. Żadna jednak nie miała takiego zamiaru. W końcu Misty wstała, znudzona zachowaniem współwięźniarki. Wtedy Evelyn zaczęła mówić, zdając sobie sprawę, że w gruncie rzeczy musi się komuś wyżalić, a to może być jedyna szansa, aby opowiedzieć wszystko, co ją dręczyło od pewnego czasu.
- Byłam głupia, ale on był… taki… fascynujący. Wiem, że nie powinnam ulegać jego urokowi, ale co mogłam poradzić? Nie chciałam wiedzieć, co dobre, a co złe, chciałam wiedzieć tylko kim on naprawdę jest. To był impuls, nie myślałam nad tym za bardzo – tak zaczęła swoją opowieść o niej i Butterfleye’u. Nie była to wesoła historia. Kobieta nie ukrywała, że czuła się oszukana czy zdradzona, a poznanie prawdy o nim wcale nie dało jej żadnego rodzaju zaspokojenia. Podejrzewała, że to dlatego, iż nigdy nie udało jej się zobaczyć jego prawdziwej twarzy. Opowiedziała o paru przyjemnych chwilach, o ekscytacji, towarzyszącej jej podczas wspólnego malowania graffiti, emocjach podczas ich jedynego wspólnego tańca oraz metamorfozie, którą przeszła dzięki niemu.
Słowa same dobierały się w zdania. Nie czuła oporu ani też wstydu. Być może dlatego, że Misty nie była nikim bliskim, zatem wiedziała, że nie będzie jej oceniać przez pryzmat jej przeszłości, tego, co myślała, że zna. Zaczynała nową znajomość, absolutnie od zera.
- A teraz jestem osądzona o śmierć pani burmistrz i wychodzi na to, że nie ma stąd ucieczki… Jestem w potrzasku, nie wiem, co zrobić… - zakończyła swoją historię, gdy pierwsze promienie słońca zaczynały przebijać się zza horyzontu i zabarwiać ciemne niebo na odcienie różu.
- Zug zwang – odpowiedziała rudowłosa, opierając się o prycz.
- Co takiego?
- To taki… termin szachowy, co oznacza taką sytuację, kiedy wiesz, że zostałeś pokonany i pozostaje ci albo przewrócić króla na znak poddania się albo grać do końca i przegrać z honorem – wyjaśniła Misty. – Tak mi mówił jeden taki…
Evelyn zamyśliła się, przestając słuchać kolejnego wywodu kobiety. Rudowłosa doskonale podsumowała jej położenie. W gruncie rzeczy była na przegranej pozycji, pozostawało tylko opcja przegrania z honorem lub dobrowolnego poddania się. Pamiętała doskonale, jak ojciec powtarzał jej, aby nigdy się nie poddawać i spełniać swoje marzenia. To nieco idealistyczne zdanie mogłoby mieć zastosowanie w tej beznadziejnej sytuacji. Może rzeczywiście powinna wygadać się policji prawie tak jak zrobiła to chwilę temu przed Misty? Pomijając oczywiście swoje żale, jedynie fakty. Może policjant, z którym rozmawiała niemal całą noc, nie kłamał mówiąc, że to może jej pomóc. Może Misty miała rację wtrącając zdanie, że nie jest już nic winna Butterfleye’owi.
Czas pomyśleć o sobie, Evey.
***
Podczas następnego przesłuchania powiedziała wszystko, co mogłoby rzucić na nią lepsze światło. Powiedziała o miejscu ich spotkań i w duchu błagała siły wyższe o uchronienie Kurta od konfrontacji z policją. Funkcjonariusze od razu wydali się jej milsi i pozytywniej nastawieni.
Niedługo potem oznajmiono jej, że ktoś chce się z nią widzieć. Nie było dla niej zaskoczeniem, że chce ją zobaczyć jej siostra – nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek inny chciałby widzieć ją teraz na oczy.
Matilda weszła do sali odwiedzin spokojnym, pewnym krokiem. Była piękna i dostojna w swoim beżowym płaszczyku i fioletowej apaszce. Kolor ten wydawał się promieniować po całym pomieszczeniu, nadając mu delikatnych pastelowych barw, które z kolei rzuciły cień nadziei na zgromadzonych. Jej kroki stawały się jednak coraz bardziej nieśmiałe, im bardziej zbliżała się do Evelyn. W końcu zajęła miejsce naprzeciwko niej i ściągnęła duże okulary przeciwsłoneczne, odsłaniając oczy, które wydawały się dziwnie małe, bo pozbawione dziennej porcji makijażu.
Evelyn spuściła wzrok. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, cofnąć czas i sprawić, aby ta sytuacja nigdy nie miała prawa bytu.
Czuła na sobie palący wzrok siostry, który sprawił, że na jej policzkach ukazały się szkarłatne rumieńce – po raz pierwszy od bardzo dawna. Nie potrafiła dobrać słów, które mogłyby w pełni odzwierciedlić to, co czuła i co chciałaby powiedzieć Matildzie. Jedno „przepraszam” wydawało się śmiesznie małe i groteskowa, a prośba o wybaczenie…? Tylko co miałaby jej wybaczyć? Wprawdzie to nie ona napuściła na nią Nate’a, nie miała pojęcia, że Butterfleye może mieć tak zagorzałego i podstępnego wroga. Mogła jedynie prosić o przebaczenie jej swej bezmyślności i egoizmu, co w efekcie zszargało dobre imię całej ich rodziny.
- Mat… - szepnęła, gdyż nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
- Nic nie mów – przerwała jej stanowczo. Była wściekła i smutna zarazem. – W coś ty nas wpakowała? – wypowiedziała przez zaciśnięte zęby.
Evelyn podniosła na nią wzrok, zdziwiona użyciem liczby mnogiej w jej wypowiedzi.
- Nas?
- Tak! Dlaczego ciągają mnie po posterunkach i pytają o Nate’a i jego życie ze mną? Coś ty im naopowiadała? Próbują mi wmówić, że to nie jest jego prawdziwa tożsamość, pytają mnie o rzeczy, o których nie mam pojęcia! Co to ma wszystko znaczyć?
Evelyn zaczerpnęła głęboko powietrza. Zatem wzięli jej zeznania na poważnie, to dobrze. Teraz musiała przekazać prawdę siostrze…
- Mat, bo on nie… On… To nie jest jego prawdziwa tożsamość. Tak naprawdę nazywa się Tom Snearey i jest odpowiedzialny za strzelaninę w Ohio osiemnaście lat temu. Od tego czasu jest kimś w rodzaju oszusta. Był wrogiem Butterfleye’a. Chodzili do tej samej szkoły, a to jego, to znaczy Butterfleye’a, oskarżyli o to wszystko…
Matilda skrzywiła się.
- O czym tym mówisz? Kłamiesz! Byłam w stanie zrozumieć, że go nie lubisz, ale nie sądziłam, że twoja niechęć jest tak wielka, żeby oskarżać go o takie rzeczy! – syknęła, powstrzymując się od krzyku.
Evelyn po raz kolejny poczuła przypływ ogromnej bezradności. Straciła tak wiele, dlaczego miałby stracić także siostrę?
Zug zwang.
- Mówię prawdę! Matilda, pamiętasz, że obiecałaś mi, że obojętnie, o co by mnie oskarżali, będziesz mi wierzyć…
Matilda prychnęła głośno. Młodsza siostra widziała, że mocno walczy ze sobą, aby się nie popłakać. W końcu starsza z nich wstała.
- Poczekaj – zatrzymała ją Evelyn, chwytając ją za nadgarstek. – Kiedy ostatnio widziałaś Nate’a?
Dolna warga Matildy zadrgała lekko. Zamyśliła się.
- Ja… chyba… w dzień, gdy…
- Gdy mnie aresztowano, rano – dokończyła za nią Evelyn. – Nate był ze mną i Butterfleye’em tam w tym szpitalu i to on postrzelił dwóch policjantów. Pewnie uciekł. On już nie wróci, Mat.
Broda Matildy drgała już bardzo wyraźnie. Wyszarpnęła dłoń z uścisku siostry i pośpiesznie opuściła salę, kryjąc oczy za ciemnymi szkłami.
Młodsza z sióstr Verriar oparła głowę o dłonie, zdając sobie sprawę, jak szybko można stracić dosłownie wszystko.
***
Rebecca niepewnym krokiem weszła do sali szpitalnej, gdzie Damian leżał i czytał książkę. Panowała tam absolutna cisza – pacjent najwyraźniej nie chciał się rozpraszać jakimikolwiek innymi dźwiękami.
Na widok dziewczyny uśmiechnął się uprzejmie. Zawsze się tak zachowywał, nawet jeśli krył jakąś urazę. Rebecca nie lubiła tego. Denerwowali ją tacy ludzie, wkurzała ją ludzka hipokryzja. Sama była zwolenniczką okazywania swoich uczuć, także tych negatywnych. Być może wówczas nie żyło się w zgodzie z otoczeniem, ale za to w pełnej emocjonalnej harmonii ze sobą.
Niezręcznie odwzajemniła gest. Czuła się jak przed jakimś ważnym egzaminem, na który się nie nauczyła. Była niemal pewna reakcji Damiana na wieści, które miała mu przekazać i nie była z tego zadowolona, ale najwyraźniej była jedyną osobą, która mogła to zrobić, skoro Evelyn tak umiejętnie wpuściła wszystkich w maliny. Była na nią wściekła i najchętniej wydłubałaby jej oczy gołymi rękoma. To prawda, że podejrzewała ją o najgorsze, ale gdy okazało się to prawdą, zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie życzyła jej tego, a uczucie, że miała rację, tym razem miało gorzki posmak.
- Cześć – przywitała się, nie zajmując nawet miejsca obok łóżka.
- Cześć.
- Słuchaj, mam dość… ważne wieści. Nie do końca wiem jak je przekazać, więc będę bezpośrednia – zaczęła, uważnie przyglądając się mężczyźnie, który widząc jej osobliwe zachowanie, podniósł się na łokciach. Uśmiechnęła się do siebie z lekką kpiną – dotarło do niej jak paskudne było jej zadanie. Jednak z sympatii do Matildy oraz Damiana zgodziła się. Teraz nie było już odwrotu . – Policja aresztowała Evelyn, jest podejrzewana o morderstwo. A mówię ci to ja, a nie na przykład Matilda, bo z tego, co mi wiadomo, jej także w jakiś sposób się oberwało, a ani ja, ani Matilda nie chciałyśmy, żebyś dowiedział się tego z gazet czy telewizji.
Przełknęła nerwowo ślinę, oczekując reakcji Damiana. Ten patrzył na nią z lekko przymrużonymi oczami, a sądząc po monitorze akcji serca jego tętno przyspieszyło.
- Przykro mi – dodała bez wyrazu. Im dłużej się nie odzywał tym bardziej czuła się niezręcznie i tym mocniej pragnęła stąd wyjść.
- Wcale nie jest ci przykro – odezwał się w końcu. – Nigdy nie lubiłaś Evelyn, więc pewnie teraz się cieszysz. Miałaś rację, no nie? Próbowałaś mi wmówić, że ma kontakty z Butterfleye’em i teraz okazało się to prawdą. Może sama sprowadziłaś policję na nią?
Rebecca ściągnęła brwi oraz wysunęła dolną szczękę, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział ten zwykle bardzo miły mężczyzna.
Otworzyła usta, aby odgryźć się, jednak po ułamku sekundy zrezygnowała. Odwróciła się tylko i bez słowa wyszła.
Znowu była tą najgorszą, tą która tylko niszczy.
- Uważaj jak leziesz! – krzyknęła za jakąś nastolatką, która niechcący szturchnęła ją, gdy przechodziła obok.
Miała dość bycia „tą złą”.
 ---------------------------------------------
Oficjalnie już: właśnie przeczytałeś/aś przedostatni rozdział!
Ankieta pozjadała mi głosy, ale będę zdawać się na moją pamięć. Najwięcej głosów ma wciąż Butterfleye (w pewnym momencie było ich chyba z 26), co nie dziwi mnie jakoś szczególnie. Między drugim miejscem - Evelyn jest dość spora przepaść (jakieś 18 głosów różnicy), co mnie cieszy, bo mimo że wpadła w kłopoty, nieco się rozsypała po drodze, aby w końcu zdać sobie sprawę, że robi źle, wciąż darzycie ją jakąś sympatią. Wnioskuję też z tego, że nie przegięłam w żadnym momencie, a cała historia jest do sprzedania, co mnie ogromnie cieszy. Dalej Kurt, Damian i Martin - wydaje mi się, że mieli po równo głosów (3-4). Także się cieszę, bo również lubię tych panów, zwłaszcza Kurta i Martina. Miłym zaskoczeniem jest głos oddany na Rebeccę oraz na inną postać. To zainspirowało mnie do napisania ostatniej części tego rozdziału, tak nawiasem. Matilda i Nate po jednym głosie - jak ładnie się sparowali, hehe. A państwo Ferrell bez głosów, czyli tak samo jak poprzednio. W sumie się nie dziwię, zresztą też nie poświęcałam im jakoś dużo czasu. Może powinnam była?
Za wszystkie głosy serdecznie dziękuję!
Pytanie do Was: co myślicie o fanpejdżach facebookowych? Kicz kojarzący się z dzikim gwiazdorzeniem czy spoko inicjatywa? Mam zjeść Snickersa, bo zaczynam gwiazdorzyć, myśląc o tym czy niekoniecznie? 
PS. Naprawdę nigdy nie sądziłam, że dam J.LO gdziekolwiek w opowiadaniu, a jednak!

12 komentarzy:

  1. Zajarana morderstwem Misty made my day. Ależ prestiż, normalnie u la la! Ameryka.

    I nagle Ev traci wszystko, choć w sumie mimo wszystko wierzę w jej Zug zwang, że wybrnie z tego z podniesioną głową i pokaże B., że nie jest słaba. Przedostatni rozdział?! Chyba żartujesz! :P

    Pozdrawiam
    [unceasing-wind]

    OdpowiedzUsuń
  2. No i co? Ev w kiciu, Buterflajek zniknął, a Damian w szpitalu. Dobrze, że Rebecca nie zaczęła się do Damiana przymilać, bo bałam się, że się spikną po wybrykach Evelyn. Jestem ciekawa jak to się skończy i to tyle, bo co mogę Ci więcej napisać? Gratuluję. Tak, naprawdę jest czego:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda Evelyn, ale sama się w to wpakowała. Przedostatni? Już?

    Matilda mnie wkurzyła... No bez jaj... W dupie ma to, że jej siostra jest oskarżana o morderstwo i strzela focha, bo Ev wyjawiła prawdę o Nejcie (nie wiem jak to odmienić). Wrrr...

    No ciekawe, co to będzie, ciekawe.
    Rebecca mnie pozytywnie zaskoczyła.
    To chyba tyle... Szkoda, że się już kończy :( Kiedyś sobie ponownie przeczytam, a co!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od słowa odautorskiego, bo potem zapomnę. Co do facebooka to ja jestem jego wielką przeciwniczką i korzystam tylko dlatego, że na stronie kierunku zamieszczane są ważne informacje z ostatniej chili itp. A wszelkie fanpejdże są dla mnie bez sensu.
    Ale wracając do rozdziału.
    Zrobiło mi się żal Evelyn, ale z drugiej strony sprawiedliwości musiało stać się zadość i kiedyś przyszedł czas, by za to zapłacić.
    Uważam, że dobrze zrobiła mówiąc o wszystkim policjantom, bo gdyby posądzili ją i osądzili za te wszystkie zbrodnie, to by się nie podniosła. Mam nadzieję, że Mathilda niedługo zrozumie, że została oszukana przez Nate'a i nie będzie złościć się o to, że siostra go oskarża, szczegónie, że Ev potrzebuje teraz wsparcia bliskich jej osób.
    Nie dziwię się, że to Rebecca została oddelegowana, by o wszystkim powiedzieć Damianowi. Jego reakcja także zrozumiała, ale zastanawiam się, co zrobi dalej i co będzie myślał o Evelyn i sytuacji, w jakiej się znalazła.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja może zacznę od końca początku... To niesłychane, żeby opowiadanie rozpoczęło i zakończyło się w tak ekspresowym tempie! Kiedy to zleciało?! Przeraża mnie pośpiech, z jakim czas przemierza kolejne godziny. Nie jestem pewna, czy przyjmę zakończenie z rzewnymi łzami czy z pięściami walącymi o biurko :D
    Mathilda ewidentnie odwróciła się od Evelyn, co, przyznam szczerze, nie spodobało mi się. Czy zatem miłość do mężczyzny, którego ledwo zna jest ważniejsza od siostry, która znalazła się w opałach? Jeśli tak, to Mathilda jest najbardziej bezduszną kobietą, o jakiej miałam okazję czytać.
    I więzienie... chłodne, ciemne, z malutkimi celami... Butterfleye, ty hipokryto, tchórzu, pojawisz się wreszcie?! Ona cię potrzebuje, miej że sumienie! Okaż je!
    Dawno się tak nie rozkręciłam, ale jak widać przejęcie bierze górę nad zmęczeniem po dość intensywnie spędzonym dniu. Bardzo, ale to bardzo mi się podobało!:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ps. Podzielam zdanie mojej poprzedniczki. Nie jestem zwolenniczką wszelkiego fajnpejdża, ale decyzję podejmiesz sama :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podoba. Zapraszam też do mnie : http://new-life-a-vampire.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja to nie mogę uwierzyć, że to opowiadanie się kończy. Pamiętam, jak czytałam sobie Twoje rozdział jeszcze na wakacjach, z wydrukowanych kartkach. Miałam wtedy siedem rozdziałów, a przeczytałam w dwa dni, a potem zastanawiałam się, co dalej^^ Ach, wspomnienia:)

    Co do rozdziału. Moim zdaniem Evelyn postąpiła słusznie, mówiąc całą prawdę. Musiała wreszcie pomyśleć o sobie. Leonard ją zostawił, i tak zastanawiam się, gdzie on się podziewa.
    Scena w celu mi się podobała. Ta rudowłosa ma rację, nim gorsze przestępstwo popełnisz, to bardziej jesteś ceniony za kratkami. W ogóle przypomniał mi się jeden zwrot z kabaretu, gdy to przeczytałam: "Tu jest MOPS. Im gorzej, tym lepiej" :)
    I bardzo martwi mnie to, że siostra Ev tak mocno zareagowała. Mam nadzieje, że to się wyjaśni.

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Przedostatni rozdział? Nie spodziewałam się...
    Cieszę się, że Evey w końcu się wygadała i jestem bardzo ciekawa, jak to zakończysz. Mam wrażenie, że jest coś, o czym nikt nie wie i tym nas zaskoczysz. :) W każdym bądź razie czekam z niecierpliwością na ten, niestety, ostatni rozdział i może pod nim poskładam jakiś w miarę normalny komentarz, bo dziś jakoś nie mogę zebrać myśli - za oknem deszcz, a jutro drugi dzień w szkole po wolnym.
    Jeśli chodzi o fanpage, to uważam, że to Twoja decyzja. Ja miałam dość informowania wszystkich, gdzie popadnie, więc założyłam i po prostu tam umieszczam wszystkie aktualne informacje odnośnie swoich blogów. Jak ktoś chce, to się zawsze czegoś dowie, a poza tym umieszczam tam jakąś cząstkę siebie poprzez udostępnienia różnych obrazków etc, więc no... Wkurzające w tym wszystkim jest tylko to, że trzeba mieć 30 polubień, żeby uzyskać pełne statystyki, a akurat chciałabym mieć pełny panel administratora. Także czekam cierpliwie i jakoś specjalnie się tam nie wyżywam, chyba że się wkurzam właśnie o owe statystyki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Matilda mnie odrobinę zaskoczyła. Staram się ją zrozumieć, ale mimo wszystko to jest... dziwne. Po prostu. To znaczy, że chłopak jest ważniejszy od siostry? Cholera, najbliższa jej osoba wpada w poważne tarapaty i ona się od niej odsuwa?
    Jeśli chodzi o Butterfleye to myślę że nie jest nic winny Ev. Takie moje zdanie. Przecież dał jej wybór. Robienie z niej biednej, pokrzywdzonej dziewczynki to hipokryzja. Jak się okazuje on jest bardziej pokrzywdzony. Przeszłość wpłynęła na niego niewyobrażalnie i nie miał nic do gadania. Za to Evelyn od początku mogła powiedzieć "nie". Zdaję sobie sprawę, że mówię o tym w wielkim uogólnieniu, ale... odnoszę wrażenie, że ona za bardzo się nad sobą użala. Ona wszystko straciła, ona zniszczyła sobie życie, ona jest oskarżona... a przecież wiedziała do czego to wszystko może prowadzić. Jak widać koniec końców wybrała rodzinę, która się od niej odsunęła.... Sama nie wiem co o tym myśleć.
    Sam opis przesłuchania bardzo mi się podobał. Był bardzo przekonujący choć stwierdzenie, że Butterfleye jest kobietą wywołało na mojej twarzy uśmiech :)
    Rebecca natomiast nie zasłużyła sobie na takie zachowanie. pierwszy raz będę jej bronić, ale... No cóż, Damian nigdy specjalnie nie lubiłam i rozumiem że szok itd, ale zachował się nie fair.
    Co do pomysłu... ja mam taki stosunek do tego jak do strony z bohaterami. Może być i komu się pomysł podoba to zajrzy, a komu nie - po prostu to zignoruje.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale jak to przed ostatni ;c kilka dni temu zaczęłam czytać i już koniec ?
    Eh ... ale tak szczerze to jestem cholernie ciekawa jak to się potoczy dalej ;)
    Czy złapią Butterfleye'a i wgl co będzie z Evelyn ^^ już nie mg się doczekać następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. POdobała mi się ta Misty, miałą świetne teksty, choć nor,alna też nie była. Ciesze się, że Evey podjęła taką decyzje, ale dziwię się Matildzie.

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy