And you can't move on even though you try
Ain't it strange when you're feeling things you shouldn't feel
Oh, I wish this could be real
Ain't it funny how a moment could just change your life
And you don't want to face what's wrong or right
Ain't it strange how fate can play a part
In the story of your heart
Jennifer Lopez - Ain't it funny
Wbrew
zaleceniom lekarza, aby nie przemęczał się chociaż przez najbliższy tydzień,
powrócił jak najszybciej na posterunek, aby móc spotkać się twarzą w twarz z
aresztowaną Evelyn Verriar i porozmawiać z nią. Przeglądając jej puste akta i
zapoznając się z jej przeszłością – ukończona szkoła wyższa i porzucone w
połowie studia, pełna rodzina, do czasu – ojciec odszedł całkiem niedawno, co
według Martina mogło być stresorem, czyli czynnikiem, który ostatecznie
popchnął ją w kryminalny wir – próbował obmyślić technikę przesłuchania.
Zamknął z
westchnięciem teczkę, wziął inną, która zawierała w sobie zdjęcia i raporty z
miejsc zbrodni Bytterfleye’a i wszedł do pokoju przesłuchań, uznając, że najlepiej
będzie pójść na żywioł.
- Proszę,
proszę. Kto by pomyślał. Butterfleye kobietą – odezwał się Martin Honnet,
wchodząc pewnie do pomieszczenia. Obojętnie rzucił na stół grubą teczkę,
zawierającą wszystkie akta dotyczące Butterfleye’a. Z hukiem wylądowała na
blacie przed dłońmi kobiety. Evelyn skuliła ramiona, skubiąc skórki wokół
paznokci.
- Nie jestem
Butterfleye’em – mruknęła, unikając napastliwego wzroku policjanta. Bała się
go, przerażają ją cała ta sytuacja, jasne pomieszczenie z lustrem na jednej
ścianie, po którego drugiej stronie stało zapewne paru innych policjantów,
kamera spoglądająco na nią z jednego kąta pokoju. Czuła się obserwowana i
osądzana z każdego miejsca. Nie sposób było czuć się pewnie w jakikolwiek
sposób.
- Naprawdę? –
sarknął mężczyzna i usiadł naprzeciwko niej. Z teczki wyciągnął zdjęcia, które
rzucał jej pod nos, wypowiadając przy tym imię i nazwisko ofiary oraz sposób w
jaki zginęła. Zdjęcia były na tyle dobitne, że Evelyn zrobiło się niedobrze.
- Brzmi znajomo?
„Oczywiście, że
brzmi znajomo, o większości z tych rzeczy pisali w gazetach, dupku”, przeszło
jej przez myśl, jednak pokiwała przecząco głową.
- Byłaś w tym
opuszczonym szpitalu, gdzie zabiłaś Anabelle Ferrell…
- Byłam! I co z
tego? Nikogo nigdy nie zabiłam – przerwała mu, zdenerwowana, że wszyscy
wmawiają jej coś, co nie było prawdą.
- Wiesz, że
dwóch policjantów zostało wtedy postrzelonych? W tym jeden wciąż walczy o
życie.
- Nie
wiedziałam…
Mężczyzna
spokojnie przewertował zdjęcia. Widząc zachowanie panny Verriar postanowił
zmienić taktykę. Jak już uprzednio zakładał, mało prawdopodobnym było, aby ta
jedna drobna kobieta dokonała tego wszystkiego. Do tego strach, który wręcz z
niej emanował zaprzeczał szkicowi portretu psychologicznego Butterfleye’a.
- Okej,
załóżmy, że ci wierzę. Nie jesteś Butterfleye’em. Ale… - Tu wyjął zdjęcie
graffiti, przybliżone na dwa podpisy – EV to chyba ty, prawda?
Przyglądał jej
się uważnie. Evelyn przygryzła wargi. Wiedziała, że tak to się skończy. To było
zbyt oczywiste. Skinęła głową.
- Powiedz mi
wszystko, co wiesz o Butterfleye’u – powiedział spokojnie, miękkim głosem.
Evelyn
zacisnęła mocno usta. Miała powiedzieć wszystko o ich spotkaniach na Lombard
Street? Wypowiedzieć wszystkie tajemnice, których obiecała nie zdradzać? Miała
narazić Kurta, który mógłby oberwać, gdyby wygadała się o miejscu ich pobytu?
Martin zauważył
na jej twarzy wahanie, niepewność.
- Wiedz, że
milczenie działa na twoją niekorzyść – powiedział, mając nadzieję, że to
poskutkuje. – Chcesz wiedzieć jakie są twoje wstępne oskarżenia? Proszę bardzo.
Niszczenie mienia publicznego, współudział w morderstwach i ogólnie: pomocnictwo, zatajenie informacji o przestępstwie oraz jedno
morderstwo. A jak nie będziesz mówić to doliczmy do tego utrudnianie śledztwa. Do trzech lat pozbawienia wolności, gwoli ścisłości.
- Jedno
morderstwo? Które?
- Anabelle
Farrell.
- Dlaczego
spośród tych wszystkich, które zrobił uważacie, że popełniłam akurat to?! –
krzyknęła z rozpaczą.
- Ponieważ jest
inne. Zresztą proszę cię, Evelyn. Nie udawaj. Butterfleye od początku był
zafascynowany panią burmistrz. A ty byłaś zafascynowana w nim w bardzo podobny
sposób. Nie chciałaś usunąć z drogi przeszkody w jej postaci? – spytał
prowokująco.
- Nie. Nawet mi
to przez myśl nie przeszło – odparła ze złością i zmierzyła go ostrym wzrokiem,
godnego Evey.
Martin
podtrzymał spojrzenie.
- Porozmawiamy
o tym innym razem – uciął. – Teraz powiedz mi wszystko o Butterfleye’u.
Evelyn
milczała.
Jeśli powiem, zdradzę Butterfleye’a.
A on cię nie zdradził? Nawet nie raz!
Znajdzie mnie. Poczeka te kilka lat, a potem
jak wyjdę, znajdzie mnie i dobije.
Wierzysz w to?
- Był nie tylko
Butterfleye – wyznała w końcu. – Był jeszcze Nate… To znaczy Don Lotario… To
znaczy Tom Snearey.
- Czyli kto w
końcu? – spytał Honnet, mrużąc oczy. Pamiętał Dona. Według Razzariego miał być
kimś w stylu wroga Butterfleye’a. Szukał informacji o nim, ale wywęszył podstęp
policji i w rewanżu rozwalił im na dłuższy czas bazę danych.
- Jego
pseudonim to Don Lotario. Prawdziwe imię to Tom Snearey, ale tutaj, w San
Francisco używa tożsamości Nate Steidlify, co jest anagramem od false identity…
- Evelyn jęknęła. Zdawała sobie sprawę jak irracjonalnie to brzmi. Teraz na
pewno wezmą ją za wariatkę. – Mówię prawdę – powiedziała błagalnie.
- Mów dalej.
- On… Jest
wrogiem Butterfleye’a i to on strzelił do policjantów, ponieważ ja uciekałam z
Butterfleye’em jakimś ukrytym przejściem przez piwnice, kiedy strzały padły. Żeby
dojść do mnie, został chłopakiem mojej siostry…
- Twojej
siostry?
- Tak.
- Jak ona się
nazywa?
- Ale ona nic o
tym nie wiedziała, to był podstęp i… - zaczęła się tłumaczyć.
- Nieważne,
sami sprawdzimy. Co dalej?
Evelyn załamała
ręce. Zdawała sobie sprawę, że będą na nią cięci, ale nigdy nie chciałaby, żeby
wzięli na celownik Matildę. Ona była tutaj kolejną ofiarą, nie powinni jej
niepokoić…
To wszystko twoja wina.
Pierwszej nocy
przesłuchań nie była zbyt rozmowna. Jedynie powtarzała jak mantrę, że nie jest
Butterfleye’em oraz że nigdy nikogo nie zabiła. Jednak to nie rzucało na nią
pozytywnego światła. Po kilku godzinach przewieziono ją do aresztu.
***
Nie mogła
zasnąć. Ciasna, pusta cela wprawiała ją w uczucie klaustrofobii – wydawało jej
się, że ściany przybliżają się, zaraz ją zmiażdżą. Chociaż w porównaniu do
perspektyw, które miała przed sobą wydawało się to dość pozytywną alternatywą.
Przerażały ją
także cienie gałęzi, rzucane na szarą ścianę. Ruszały się lekko i upiornie
zarazem na wietrze, układając cień w najróżniejsze kształty, działające na
pobudzoną wyobraźnię. Ponadto spadające równomiernie krople z cieknącego kranu
sprawiały, że wręcz nie mogła zmrużyć oka. Wierciła się zatem na twardej
pryczy, próbując odizolować się od jakichkolwiek bodźców.
Po pewnym
czasie do irytującego dźwięku spadających kropli dołączyło ciche „pssst”,
powtarzane co jakiś czas. Zaintrygowana Evelyn zsunęła się z łóżka i
przybliżyła do kraty oddzielającej jej celę od sąsiedniej. Po drugiej stronie
siedziała bardzo szczupła dziewczyna, wyraźnie pragnąca nawiązać jakiś kontakt.
- Cześć –
zagadnęła wesoło druga więźniarka.
- Cześć –
odpowiedziała niechętnie, opierając się plecami o kraty.
Zapadła cisza,
odmierzana kolejnymi kroplami spadającymi na zlew. Po chwili do tego odgłosu
doszło ciche, ale roznoszące się w tym milczeniu zadziwiająco głośno, pukanie
paznokciami o kraty.
- Za co tu
jesteś? - spytała w końcu rudowłosa
dziewczyna, no oko nieco starsza od niej. Na czubku głowy widać było
ciemniejsze odrosty, zatem Evelyn mogła z pewnością stwierdzić iż ten
intensywny kolor nie był jej naturalnym odcieniem włosów. Spojrzała na nią z
błyskiem w zielonych oczach i błysnęła zębami.
- Oskarżają
mnie o morderstwo – mruknęła niechętnie Evelyn, unikając jej wzroku. Było w nim
coś niepokojącego.
- Co ty
gadasz?! – podskoczyła z ekscytacji nieznajoma, wypowiadając o parę tonów za
głośno to zdanie. – To super! – dodała już ciszej, chwytając pręty rękoma i
przybliżając twarz do szpary pomiędzy kratami.
- Bardzo… -
mruknęła Evelyn, żałując, że dała się po raz kolejny ponieść swojej ciekawości.
- To kogo
zabiłaś?
- Nikogo!
- Jasne.
Wszyscy tutaj tak mówią – odparła, puszczając perskie oko do Evey. Rozejrzała
się wcale nie dyskretnie, odchrząknęła i zaczęła mówić:
- Ja jestem
tutaj, bo rozwaliłam samochód byłego. Po raz… ósmy – zachichotała, zasłaniając
usta dłonią w iście dziewczęcy sposób. – To znaczy – spoważniała – wcześniej
rozwaliłam trzy inne samochody innych facetów, potem oskarżono mnie o stalking
(głupi kutas, nie wiem, jak mogłam z nim żyć), więc poszłam siedzieć na krótką
chwilę, potem wyszłam i groziłam bronią kobiecie, która przespała się z moim
ówczesnym narzeczonym i znowu tu wylądowałam. Mój psychiatra mówi, że mam
problemy z agresją. Myślisz, że to może być prawda?
Evelyn
spojrzała na nią z ukosa i uznawszy, że najwidoczniej niebezpiecznie jest z nią
zadzierać, jedynie wzruszyła ramionami.
- No, ale
morderstwo? Szał! Ty nawet nie wiesz, jak morderczynie są wysoko w
społeczeństwie więźniarek! Mówię ci, jak tylko wróciłam do zakładu po tej
sprawie z grożeniem bronią od razu lepiej na mnie patrzyli.
Evelyn
zaczerpnęła gwałtownie powietrze, chcąc przerwać jej monolog, ale zdała sobie
sprawę, że nie zna jej imienia. Zamarła więc na wdechu z otwartymi ustami i
przymrużonymi oczami wpatrując się w dziewczynę, która uśmiechnęła się lekko
przez kraty.
- Misty jestem
– powiedziała i przecisnęła chudą rączkę przez szparę między prętami.
- Evelyn.
- Ładne imię –
mruknęła Misty. – Prawie jak Elizabeth, a stąd już niedaleko do Elizabeth z
„Dumy i Uprzedzenia”. Spoko babka z niej. Pozazdrościć faceta…
Evelyn zrobiła
zdziwioną minę. Według niej od Evelyn do Elizabeth było dość daleko, ale nie
miała zamiaru się z nią kłócić. Nawet uśmiechnęła się, słysząc dalszy wywód
Misty o bohaterach słynnej angielskiej powieści. Jednak jej niegroźne refleksje
szybko zmieniły się w pełną złości wypowiedź o wszystkich mężczyznach, których
znała, a którzy okazali się skończonymi dupkami.
- Ciszej, bo
nas usłyszą – uspokoiła ją.
- Masz rację,
masz rację. Nie ma co się nimi przejmować. Złość piękności szkodzi, tak mówią.
Ponownie
zamilkły, czekając, aż któraś się odezwie. Żadna jednak nie miała takiego
zamiaru. W końcu Misty wstała, znudzona zachowaniem współwięźniarki. Wtedy
Evelyn zaczęła mówić, zdając sobie sprawę, że w gruncie rzeczy musi się komuś
wyżalić, a to może być jedyna szansa, aby opowiedzieć wszystko, co ją dręczyło
od pewnego czasu.
- Byłam głupia,
ale on był… taki… fascynujący. Wiem, że nie powinnam ulegać jego urokowi, ale
co mogłam poradzić? Nie chciałam wiedzieć, co dobre, a co złe, chciałam wiedzieć
tylko kim on naprawdę jest. To był impuls, nie myślałam nad tym za bardzo – tak
zaczęła swoją opowieść o niej i Butterfleye’u. Nie była to wesoła historia.
Kobieta nie ukrywała, że czuła się oszukana czy zdradzona, a poznanie prawdy o
nim wcale nie dało jej żadnego rodzaju zaspokojenia. Podejrzewała, że to
dlatego, iż nigdy nie udało jej się zobaczyć jego prawdziwej twarzy. Opowiedziała
o paru przyjemnych chwilach, o ekscytacji, towarzyszącej jej podczas wspólnego
malowania graffiti, emocjach podczas ich jedynego wspólnego tańca oraz
metamorfozie, którą przeszła dzięki niemu.
Słowa same
dobierały się w zdania. Nie czuła oporu ani też wstydu. Być może dlatego, że
Misty nie była nikim bliskim, zatem wiedziała, że nie będzie jej oceniać przez
pryzmat jej przeszłości, tego, co myślała, że zna. Zaczynała nową znajomość,
absolutnie od zera.
- A teraz
jestem osądzona o śmierć pani burmistrz i wychodzi na to, że nie ma stąd
ucieczki… Jestem w potrzasku, nie wiem, co zrobić… - zakończyła swoją historię,
gdy pierwsze promienie słońca zaczynały przebijać się zza horyzontu i zabarwiać
ciemne niebo na odcienie różu.
- Zug zwang –
odpowiedziała rudowłosa, opierając się o prycz.
- Co takiego?
- To taki…
termin szachowy, co oznacza taką sytuację, kiedy wiesz, że zostałeś pokonany i
pozostaje ci albo przewrócić króla na znak poddania się albo grać do końca i
przegrać z honorem – wyjaśniła Misty. – Tak mi mówił jeden taki…
Evelyn
zamyśliła się, przestając słuchać kolejnego wywodu kobiety. Rudowłosa doskonale
podsumowała jej położenie. W gruncie rzeczy była na przegranej pozycji,
pozostawało tylko opcja przegrania z honorem lub dobrowolnego poddania się.
Pamiętała doskonale, jak ojciec powtarzał jej, aby nigdy się nie poddawać i spełniać
swoje marzenia. To nieco idealistyczne zdanie mogłoby mieć zastosowanie w tej
beznadziejnej sytuacji. Może rzeczywiście powinna wygadać się policji prawie
tak jak zrobiła to chwilę temu przed Misty? Pomijając oczywiście swoje żale,
jedynie fakty. Może policjant, z którym rozmawiała niemal całą noc, nie kłamał
mówiąc, że to może jej pomóc. Może Misty miała rację wtrącając zdanie, że nie
jest już nic winna Butterfleye’owi.
Czas pomyśleć o sobie, Evey.
***
Podczas
następnego przesłuchania powiedziała wszystko, co mogłoby rzucić na nią lepsze
światło. Powiedziała o miejscu ich spotkań i w duchu błagała siły wyższe o
uchronienie Kurta od konfrontacji z policją. Funkcjonariusze od razu wydali się
jej milsi i pozytywniej nastawieni.
Niedługo potem
oznajmiono jej, że ktoś chce się z nią widzieć. Nie było dla niej zaskoczeniem,
że chce ją zobaczyć jej siostra – nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek inny
chciałby widzieć ją teraz na oczy.
Matilda weszła
do sali odwiedzin spokojnym, pewnym krokiem. Była piękna i dostojna w swoim
beżowym płaszczyku i fioletowej apaszce. Kolor ten wydawał się promieniować po
całym pomieszczeniu, nadając mu delikatnych pastelowych barw, które z kolei
rzuciły cień nadziei na zgromadzonych. Jej kroki stawały się jednak coraz
bardziej nieśmiałe, im bardziej zbliżała się do Evelyn. W końcu zajęła miejsce
naprzeciwko niej i ściągnęła duże okulary przeciwsłoneczne, odsłaniając oczy,
które wydawały się dziwnie małe, bo pozbawione dziennej porcji makijażu.
Evelyn spuściła
wzrok. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, cofnąć czas i sprawić, aby ta
sytuacja nigdy nie miała prawa bytu.
Czuła na sobie
palący wzrok siostry, który sprawił, że na jej policzkach ukazały się
szkarłatne rumieńce – po raz pierwszy od bardzo dawna. Nie potrafiła dobrać słów,
które mogłyby w pełni odzwierciedlić to, co czuła i co chciałaby powiedzieć
Matildzie. Jedno „przepraszam” wydawało się śmiesznie małe i groteskowa, a
prośba o wybaczenie…? Tylko co miałaby jej wybaczyć? Wprawdzie to nie ona
napuściła na nią Nate’a, nie miała pojęcia, że Butterfleye może mieć tak
zagorzałego i podstępnego wroga. Mogła jedynie prosić o przebaczenie jej swej
bezmyślności i egoizmu, co w efekcie zszargało dobre imię całej ich rodziny.
- Mat… -
szepnęła, gdyż nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
- Nic nie mów –
przerwała jej stanowczo. Była wściekła i smutna zarazem. – W coś ty nas
wpakowała? – wypowiedziała przez zaciśnięte zęby.
Evelyn
podniosła na nią wzrok, zdziwiona użyciem liczby mnogiej w jej wypowiedzi.
- Nas?
- Tak! Dlaczego
ciągają mnie po posterunkach i pytają o Nate’a i jego życie ze mną? Coś ty im
naopowiadała? Próbują mi wmówić, że to nie jest jego prawdziwa tożsamość,
pytają mnie o rzeczy, o których nie mam pojęcia! Co to ma wszystko znaczyć?
Evelyn
zaczerpnęła głęboko powietrza. Zatem wzięli jej zeznania na poważnie, to
dobrze. Teraz musiała przekazać prawdę siostrze…
- Mat, bo on
nie… On… To nie jest jego prawdziwa tożsamość. Tak naprawdę nazywa się Tom
Snearey i jest odpowiedzialny za strzelaninę w Ohio osiemnaście lat temu. Od
tego czasu jest kimś w rodzaju oszusta. Był wrogiem Butterfleye’a. Chodzili do
tej samej szkoły, a to jego, to znaczy Butterfleye’a, oskarżyli o to wszystko…
Matilda
skrzywiła się.
- O czym tym
mówisz? Kłamiesz! Byłam w stanie zrozumieć, że go nie lubisz, ale nie sądziłam,
że twoja niechęć jest tak wielka, żeby oskarżać go o takie rzeczy! – syknęła,
powstrzymując się od krzyku.
Evelyn po raz
kolejny poczuła przypływ ogromnej bezradności. Straciła tak wiele, dlaczego
miałby stracić także siostrę?
Zug zwang.
- Mówię prawdę!
Matilda, pamiętasz, że obiecałaś mi, że obojętnie, o co by mnie oskarżali,
będziesz mi wierzyć…
Matilda
prychnęła głośno. Młodsza siostra widziała, że mocno walczy ze sobą, aby się
nie popłakać. W końcu starsza z nich wstała.
- Poczekaj –
zatrzymała ją Evelyn, chwytając ją za nadgarstek. – Kiedy ostatnio widziałaś
Nate’a?
Dolna warga
Matildy zadrgała lekko. Zamyśliła się.
- Ja… chyba… w
dzień, gdy…
- Gdy mnie
aresztowano, rano – dokończyła za nią Evelyn. – Nate był ze mną i Butterfleye’em
tam w tym szpitalu i to on postrzelił dwóch policjantów. Pewnie uciekł. On już
nie wróci, Mat.
Broda Matildy
drgała już bardzo wyraźnie. Wyszarpnęła dłoń z uścisku siostry i pośpiesznie
opuściła salę, kryjąc oczy za ciemnymi szkłami.
Młodsza z sióstr
Verriar oparła głowę o dłonie, zdając sobie sprawę, jak szybko można stracić
dosłownie wszystko.
***
Rebecca
niepewnym krokiem weszła do sali szpitalnej, gdzie Damian leżał i czytał
książkę. Panowała tam absolutna cisza – pacjent najwyraźniej nie chciał się
rozpraszać jakimikolwiek innymi dźwiękami.
Na widok
dziewczyny uśmiechnął się uprzejmie. Zawsze się tak zachowywał, nawet jeśli
krył jakąś urazę. Rebecca nie lubiła tego. Denerwowali ją tacy ludzie, wkurzała
ją ludzka hipokryzja. Sama była zwolenniczką okazywania swoich uczuć, także
tych negatywnych. Być może wówczas nie żyło się w zgodzie z otoczeniem, ale za
to w pełnej emocjonalnej harmonii ze sobą.
Niezręcznie
odwzajemniła gest. Czuła się jak przed jakimś ważnym egzaminem, na który się
nie nauczyła. Była niemal pewna reakcji Damiana na wieści, które miała mu
przekazać i nie była z tego zadowolona, ale najwyraźniej była jedyną osobą,
która mogła to zrobić, skoro Evelyn tak umiejętnie wpuściła wszystkich w
maliny. Była na nią wściekła i najchętniej wydłubałaby jej oczy gołymi rękoma.
To prawda, że podejrzewała ją o najgorsze, ale gdy okazało się to prawdą, zdała
sobie sprawę, że tak naprawdę nie życzyła jej tego, a uczucie, że miała rację,
tym razem miało gorzki posmak.
- Cześć –
przywitała się, nie zajmując nawet miejsca obok łóżka.
- Cześć.
- Słuchaj, mam
dość… ważne wieści. Nie do końca wiem jak je przekazać, więc będę bezpośrednia
– zaczęła, uważnie przyglądając się mężczyźnie, który widząc jej osobliwe
zachowanie, podniósł się na łokciach. Uśmiechnęła się do siebie z lekką kpiną –
dotarło do niej jak paskudne było jej zadanie. Jednak z sympatii do Matildy
oraz Damiana zgodziła się. Teraz nie było już odwrotu . – Policja aresztowała
Evelyn, jest podejrzewana o morderstwo. A mówię ci to ja, a nie na przykład
Matilda, bo z tego, co mi wiadomo, jej także w jakiś sposób się oberwało, a ani
ja, ani Matilda nie chciałyśmy, żebyś dowiedział się tego z gazet czy
telewizji.
Przełknęła
nerwowo ślinę, oczekując reakcji Damiana. Ten patrzył na nią z lekko przymrużonymi
oczami, a sądząc po monitorze akcji serca jego tętno przyspieszyło.
- Przykro mi –
dodała bez wyrazu. Im dłużej się nie odzywał tym bardziej czuła się niezręcznie
i tym mocniej pragnęła stąd wyjść.
- Wcale nie
jest ci przykro – odezwał się w końcu. – Nigdy nie lubiłaś Evelyn, więc pewnie
teraz się cieszysz. Miałaś rację, no nie? Próbowałaś mi wmówić, że ma kontakty
z Butterfleye’em i teraz okazało się to prawdą. Może sama sprowadziłaś policję
na nią?
Rebecca
ściągnęła brwi oraz wysunęła dolną szczękę, nie mogąc uwierzyć w to, co
powiedział ten zwykle bardzo miły mężczyzna.
Otworzyła usta,
aby odgryźć się, jednak po ułamku sekundy zrezygnowała. Odwróciła się tylko i
bez słowa wyszła.
Znowu była tą
najgorszą, tą która tylko niszczy.
- Uważaj jak
leziesz! – krzyknęła za jakąś nastolatką, która niechcący szturchnęła ją, gdy
przechodziła obok.
Miała dość
bycia „tą złą”.
Zajarana morderstwem Misty made my day. Ależ prestiż, normalnie u la la! Ameryka.
OdpowiedzUsuńI nagle Ev traci wszystko, choć w sumie mimo wszystko wierzę w jej Zug zwang, że wybrnie z tego z podniesioną głową i pokaże B., że nie jest słaba. Przedostatni rozdział?! Chyba żartujesz! :P
Pozdrawiam
[unceasing-wind]
No i co? Ev w kiciu, Buterflajek zniknął, a Damian w szpitalu. Dobrze, że Rebecca nie zaczęła się do Damiana przymilać, bo bałam się, że się spikną po wybrykach Evelyn. Jestem ciekawa jak to się skończy i to tyle, bo co mogę Ci więcej napisać? Gratuluję. Tak, naprawdę jest czego:)
OdpowiedzUsuńSzkoda Evelyn, ale sama się w to wpakowała. Przedostatni? Już?
OdpowiedzUsuńMatilda mnie wkurzyła... No bez jaj... W dupie ma to, że jej siostra jest oskarżana o morderstwo i strzela focha, bo Ev wyjawiła prawdę o Nejcie (nie wiem jak to odmienić). Wrrr...
No ciekawe, co to będzie, ciekawe.
Rebecca mnie pozytywnie zaskoczyła.
To chyba tyle... Szkoda, że się już kończy :( Kiedyś sobie ponownie przeczytam, a co!
Zacznę od słowa odautorskiego, bo potem zapomnę. Co do facebooka to ja jestem jego wielką przeciwniczką i korzystam tylko dlatego, że na stronie kierunku zamieszczane są ważne informacje z ostatniej chili itp. A wszelkie fanpejdże są dla mnie bez sensu.
OdpowiedzUsuńAle wracając do rozdziału.
Zrobiło mi się żal Evelyn, ale z drugiej strony sprawiedliwości musiało stać się zadość i kiedyś przyszedł czas, by za to zapłacić.
Uważam, że dobrze zrobiła mówiąc o wszystkim policjantom, bo gdyby posądzili ją i osądzili za te wszystkie zbrodnie, to by się nie podniosła. Mam nadzieję, że Mathilda niedługo zrozumie, że została oszukana przez Nate'a i nie będzie złościć się o to, że siostra go oskarża, szczegónie, że Ev potrzebuje teraz wsparcia bliskich jej osób.
Nie dziwię się, że to Rebecca została oddelegowana, by o wszystkim powiedzieć Damianowi. Jego reakcja także zrozumiała, ale zastanawiam się, co zrobi dalej i co będzie myślał o Evelyn i sytuacji, w jakiej się znalazła.
Pozdrawiam serdecznie :)
To ja może zacznę od końca początku... To niesłychane, żeby opowiadanie rozpoczęło i zakończyło się w tak ekspresowym tempie! Kiedy to zleciało?! Przeraża mnie pośpiech, z jakim czas przemierza kolejne godziny. Nie jestem pewna, czy przyjmę zakończenie z rzewnymi łzami czy z pięściami walącymi o biurko :D
OdpowiedzUsuńMathilda ewidentnie odwróciła się od Evelyn, co, przyznam szczerze, nie spodobało mi się. Czy zatem miłość do mężczyzny, którego ledwo zna jest ważniejsza od siostry, która znalazła się w opałach? Jeśli tak, to Mathilda jest najbardziej bezduszną kobietą, o jakiej miałam okazję czytać.
I więzienie... chłodne, ciemne, z malutkimi celami... Butterfleye, ty hipokryto, tchórzu, pojawisz się wreszcie?! Ona cię potrzebuje, miej że sumienie! Okaż je!
Dawno się tak nie rozkręciłam, ale jak widać przejęcie bierze górę nad zmęczeniem po dość intensywnie spędzonym dniu. Bardzo, ale to bardzo mi się podobało!:D
Ps. Podzielam zdanie mojej poprzedniczki. Nie jestem zwolenniczką wszelkiego fajnpejdża, ale decyzję podejmiesz sama :*
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. Zapraszam też do mnie : http://new-life-a-vampire.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJa to nie mogę uwierzyć, że to opowiadanie się kończy. Pamiętam, jak czytałam sobie Twoje rozdział jeszcze na wakacjach, z wydrukowanych kartkach. Miałam wtedy siedem rozdziałów, a przeczytałam w dwa dni, a potem zastanawiałam się, co dalej^^ Ach, wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Moim zdaniem Evelyn postąpiła słusznie, mówiąc całą prawdę. Musiała wreszcie pomyśleć o sobie. Leonard ją zostawił, i tak zastanawiam się, gdzie on się podziewa.
Scena w celu mi się podobała. Ta rudowłosa ma rację, nim gorsze przestępstwo popełnisz, to bardziej jesteś ceniony za kratkami. W ogóle przypomniał mi się jeden zwrot z kabaretu, gdy to przeczytałam: "Tu jest MOPS. Im gorzej, tym lepiej" :)
I bardzo martwi mnie to, że siostra Ev tak mocno zareagowała. Mam nadzieje, że to się wyjaśni.
Pozdrawiam:*
Przedostatni rozdział? Nie spodziewałam się...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Evey w końcu się wygadała i jestem bardzo ciekawa, jak to zakończysz. Mam wrażenie, że jest coś, o czym nikt nie wie i tym nas zaskoczysz. :) W każdym bądź razie czekam z niecierpliwością na ten, niestety, ostatni rozdział i może pod nim poskładam jakiś w miarę normalny komentarz, bo dziś jakoś nie mogę zebrać myśli - za oknem deszcz, a jutro drugi dzień w szkole po wolnym.
Jeśli chodzi o fanpage, to uważam, że to Twoja decyzja. Ja miałam dość informowania wszystkich, gdzie popadnie, więc założyłam i po prostu tam umieszczam wszystkie aktualne informacje odnośnie swoich blogów. Jak ktoś chce, to się zawsze czegoś dowie, a poza tym umieszczam tam jakąś cząstkę siebie poprzez udostępnienia różnych obrazków etc, więc no... Wkurzające w tym wszystkim jest tylko to, że trzeba mieć 30 polubień, żeby uzyskać pełne statystyki, a akurat chciałabym mieć pełny panel administratora. Także czekam cierpliwie i jakoś specjalnie się tam nie wyżywam, chyba że się wkurzam właśnie o owe statystyki. ;)
Matilda mnie odrobinę zaskoczyła. Staram się ją zrozumieć, ale mimo wszystko to jest... dziwne. Po prostu. To znaczy, że chłopak jest ważniejszy od siostry? Cholera, najbliższa jej osoba wpada w poważne tarapaty i ona się od niej odsuwa?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Butterfleye to myślę że nie jest nic winny Ev. Takie moje zdanie. Przecież dał jej wybór. Robienie z niej biednej, pokrzywdzonej dziewczynki to hipokryzja. Jak się okazuje on jest bardziej pokrzywdzony. Przeszłość wpłynęła na niego niewyobrażalnie i nie miał nic do gadania. Za to Evelyn od początku mogła powiedzieć "nie". Zdaję sobie sprawę, że mówię o tym w wielkim uogólnieniu, ale... odnoszę wrażenie, że ona za bardzo się nad sobą użala. Ona wszystko straciła, ona zniszczyła sobie życie, ona jest oskarżona... a przecież wiedziała do czego to wszystko może prowadzić. Jak widać koniec końców wybrała rodzinę, która się od niej odsunęła.... Sama nie wiem co o tym myśleć.
Sam opis przesłuchania bardzo mi się podobał. Był bardzo przekonujący choć stwierdzenie, że Butterfleye jest kobietą wywołało na mojej twarzy uśmiech :)
Rebecca natomiast nie zasłużyła sobie na takie zachowanie. pierwszy raz będę jej bronić, ale... No cóż, Damian nigdy specjalnie nie lubiłam i rozumiem że szok itd, ale zachował się nie fair.
Co do pomysłu... ja mam taki stosunek do tego jak do strony z bohaterami. Może być i komu się pomysł podoba to zajrzy, a komu nie - po prostu to zignoruje.
Pozdrawiam :)
Ale jak to przed ostatni ;c kilka dni temu zaczęłam czytać i już koniec ?
OdpowiedzUsuńEh ... ale tak szczerze to jestem cholernie ciekawa jak to się potoczy dalej ;)
Czy złapią Butterfleye'a i wgl co będzie z Evelyn ^^ już nie mg się doczekać następnego rozdziału ;)
POdobała mi się ta Misty, miałą świetne teksty, choć nor,alna też nie była. Ciesze się, że Evey podjęła taką decyzje, ale dziwię się Matildzie.
OdpowiedzUsuń