TAJEMNICZA
ROZPRAWA
Pierwsza
rozprawa sądowa Evelyn V. odbyła się wczoraj, w samo południe. Sąd orzekł, iż
będzie ona prowadzona za zamkniętymi drzwiami, dlatego na wszelkie informacje
musimy czekać aż do ogłoszenia wyroku. Wygląda na to, że oskarżona o bycie
Motylem Evelyn V. zachowuje tajemniczość do samego końca.
KOLEJNE
DZIWNE GRAFFITI
Tuż po trzeciej
rozprawie Evelyn V. w tym samym miejscu, co jeszcze parę miesięcy temu można
było zobaczyć graffiti autorstwa Butterfleye’a i tajemniczej EV, powstało
całkowicie nowe dzieło. Tym razem zamiast ogromnego motyla i paru
charakterystycznych dla naszego miasta figur jak mostu Golden Bridge, będących
tłem dla komunikatu „Butterfleye is
watching you”, mieszkańcy ujrzeli stosunkowo skromny (w porównaniu z
poprzednim) mural: samą sylwetkę owada z widocznymi oczami, a na niej napis: „Evey nie jest mną”. Co ciekawe, w dolnej
partii skrzydła odciśnięta jest czerwoną farbą czyjaś dłoń. Policja bada
sprawę.
NA
TROPIE CZŁOWIEKA-WIDMO
Mimo że wyrok w
sprawie Evelyn V. wciąż nie jest znany, policja potwierdza wiadomości, iż
podjęto nowe kroki dotyczące zarówno niej jak i Butterfleye’a. Ujawniono także,
że to zeznania oskarżonej naprowadzają śledczych na trop osoby, której dłoń
została odciśnięta na murze. Na konferencji prasowej Martin Honnet, policjant
od początku zajmujący się sprawą, mówił: „Odciski palców, pobrane ze ściany,
nie pasują do żadnej osoby w aktualnej bazie danych, jednak panna V.
zasugerowała, abyśmy sprawdzili pewną osobę, która nie znajduje się już w niej.
Choć początkowo mieliśmy wątpliwości, okazało się, że miała rację”. Na pytanie
jak to możliwe, odpowiada, że osoba ta formalnie nie żyje. Nikt nie wie, jak
można wytropić kogoś w tak dziwnym stanie (nie)bytu.
SEPTEMBER
LEAVEAN – OD DZIENNIKARKI KULTURALNEJ DO DZIENNIKARKI ŚLEDCZEJ
Artykuł z
popularnej gazety pt. „Efekt motyla”, napisany przez September Leavean, młodą
dziennikarkę, która wcześniej znana była z działu kulturalnego, wywołał spore
zamieszanie. Nikt nie spodziewał się, ze panna Leavean posiada takie zdolności
i ma tak wiele do powiedzenia o światku przestępczym. W swoim obszernym
artykule nie tylko demaskuje paru znanych biznesmenów, którzy po godzinach
zajmują się przemytem narkotyków, ale także zmusza nas do spojrzenia na sprawę
Evelyn V. z zupełnie innej strony – ze strony samej oskarżonej. Na wszelkie
głosy oburzenia odpowiada pewnie: „wszystko jestem w stanie udowodnić”.
Więcej
na stronie 3.
DON
LOTARIO W POTRZASKU
Tom S. według
danych w systemie jest zwykłym, młodym mężczyzną, opiekującym się swoją chorą
matką w stanie Ohio. Jednak okazuje się, że matka od dawna mieszka za granicą,
zajmując się swoją karierą, zapominając przy tym o reszcie rodziny. Tom zmienił
tożsamość i pewnego dnia przyjechał do San Francisco, zwabiony tajemniczą
sylwetką Butterfleye’a. Trzeba przyznać, że maskował się świetnie. Mało kto o
nim słyszał, a policja, zajęta pogonią za Motylem, nie śmiała wspomnieć o nim
prasie. Dopiero teraz, gdy Evelyn V. stanęła przed sądem, okazało się, że wcale
nie jest tak niewinny, jakby mogło się wydawać, a niewidzialność działała tylko
na jego korzyść. Oficjalne zarzuty nie są jeszcze znane, wstępnie jednak
oskarża się go o ataki hakerskie, chodzą także głosy, że gdy tylko znajdzie się
wystarczającą ilość dowodów, będzie można wszcząć na nowo postępowanie
dotyczące masakry w liceum w Ohio sprzed ponad osiemnastu lat.
EV.
SKAZANA
Długo
oczekiwany moment, poprzedzony szumem wokół głośnego artykułu September Leavean,
tajemniczym graffiti i licznymi spekulacjami, w końcu nastał. Po pięciu długich
rozprawach Evelyn V. została skazana na dwanaście lat pozbawienia wolności, z uwzględnieniem okoliczności łagodzących i z zastrzeżeniem prawa do możliwości
zwolnienia warunkowego za dobrym sprawowaniem. Ostatecznie ukarano ją za
pomocnictwo, zatajanie informacji o morderstwie oraz niszczenie mienia
publicznego. Oczyszczono ją natomiast z zarzutów morderstwa Anabelle Farrell.
To oficjalne: to nie ona jest Butterfleye’em.
Co z prawdziwym
Motylem?
„Odleciał”,
odpowiada Martin Honnet z nadzieją w oczach.
MARTIN
HONNET – „JESTEM ZMĘCZONY”
Martin Honnet,
zasłużony policjant San Francisco, podczas uroczystości wręczania odznaki dla
najbardziej zasłużonych ludzi miasta przez samego prezydenta, poza słowami
wzruszenia i licznymi podziękowaniami, ogłosił, że odchodzi na zasłużony
odpoczynek.
„Sprawa
Butterfleye’a została zakończona. Mimo że nie został złapany, jestem niemal
pewny, że już nas nie nawiedzi. Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie przez
cały ten czas i dodawali mi sił, aby doprowadzić to do jak najszczęśliwszego
końca. Dzięki tej odznace jestem niemal pewny, że zrobiłem wszystko co w mojej
mocy, aby zapewnić innym bezpieczeństwo. Jednocześnie jestem też zmęczony i
mimo że niektórzy zapewniają mnie, że taki stary jeszcze nie jestem, odchodzę
na emeryturę.”
------------------------------
To już jest koniec, nie ma już nic! Mam nadzieję, że wszystko w miarę się wyjaśniło i nie zawiodła Was taka końcówka :)
Co dalej ze mną? Biorę sobie przerwę od dłuższych opowiadań. O ile chodzą mi po głowie cząstki pomysłów, to żaden nie układa się w jakąś całość, a przynajmniej nie taką, o której pomyślałabym "o, to jest fajne, chcę to pisać". Czekam na oświecenie :) Niemniej z blogosfery nie znikam, jestem na Legilimencium, gdzie publikuję krótkie opowiadanka, trochę swoich przemyśleń i inne pierdoły. Właśnie ukazała się obiecana Anonymie mini z Kurtem, na którą serdecznie zapraszam. Dodałam odnośnik do niej także w zakładce "ekstra", zresztą nie tylko to. Także zapraszam do zajrzenia. Gdybym zaczynała coś nowego dam znać (o ile chcecie być poinformowani, oczywiście). Wy natomiast wciąż mnie informujcie o swoich nowościach.
Mam jeszcze trochę do powiedzenia, a nie chcę robić syfu pod notką, dlatego....
To Tobie należą się podziękowania za fantastyczne opowiadanie, o którym niejednokrotnie myślałam "po godzinach". Była Evelyn, która wyrosła na pięknego motyla, jeśli przypłaciła to ogromną ceną. Był Damian, świetny przyjaciel. Była Rebecca, element irytujący. Kurt, którego uwielbiam, ale to już wiesz. Martin jako policjant, który nie spocznie, nim nie dorwie przestępcy... Matilda, troszkę wyoutowana w swoim modowym świecie siostra... Kto tam jeszcze, September, którą nawet polubiłam, choć nie wystąpiła w zbyt wielu rozdziałach... No, każda postać była wyjątkowa i wyrazista, na długo zapadała w pamięć. Dziękuję, że napisałaś świetną pracę, bogatą w opisy, przeżycia, myśli, pełną dreszczyku emocji i w ogóle masz talent, dziewczyno. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak się skończyło, ale czułam, że Ev nie ujdzie bezkarnie, przewidywałam to.
Pozdrawiam (już po raz ostatni tutaj!),
[unceasing-wind]
Nie no, ja też wiedziałam, że Ev zostanie skazana, ale tak zrobić, żeby Motylek już się nie pojawił? Ani chociaż Damian? Na szczęście, mój ulubieniec Martin ma w epilogu swoje miejsce.
OdpowiedzUsuńGeneralnie wielkie gratulację za tę historię, bo była naprawdę świetna. Czekam na kolejny większy format, a tymczasem uciekam czytać miniaturkę o Kurcie!
Pozdrawiam,
Anonyma
Hola, hola, Butterfleye pojawił się w pewien sposób! :D Pokazał, że Ev nie jest mu tak bardzo obojętna jakby chciał i że nie chce, żeby podzieliła jego los.
UsuńNo a o Damianie raczej w gazecie by nie napisali, więc raczej nie było jak. Pozostawiam to Waszej wyobraźni ;D
Również pozdrawiam
Nie komentowałam wcześniej, ale wiedz, że przeczytałam. I nawet powiem Ci, że z chęcią bym jeszcze tego nie skończyła, bo żal mi tego, że już nie będę czytać o Motylku, o Evey.
OdpowiedzUsuńTak jak Anonyma, spodziewałam się tego, że Ev zostanie skazana. Szkoda, że nie pojawił się Motylek, chociaż może... może kiedyś będzie druga seria, co? ; p.
Będę tęsknić za Lombard St. Naprawdę kawał DOSKONAŁEJ roboty!
Będę tęsknić za przygodami Ev. No i oczywiście za Motylkiem.
OdpowiedzUsuńNapisałaś fantastyczną historię.
Dziękuję Ci jeszcze za dwie rzeczy: polecenie Pretty Reckless oraz filmu "V jak Vendetta". Piosenkarkę pokochałam, film zaś stał się jednym z moich ulubionych.
Zawsze możesz tu wrócić i przeczytać jeszcze raz :)
UsuńDzięki za obecność :)
Jestem niezaspokojona. Ach, kurczę. Z Twoją wyobraźnią magłaby powstać druga część. Zwłaszcza, że Motyla nie schwytano, a Ev ma możliwość wcześniejszego wyjścia za dobre sprawowanie. Ajajaj... Przemyśl to :D
OdpowiedzUsuńSmutno mi ;(
Dobra idę przeczytać Podziękowania.
Przemyśl drugą część
No cóż, jakby nie patrzeć, życie Evelyn już się skończyło wraz z tym skazaniem. Dobrze chociaż właśnie, że Butterfleye na końcu pokazał, że jednak trochę mu zależało na Evey, że nie była tylko jego narzędziem przez ten cały czas. No i to, że Evelyn powiedziała o Leonardzie. Wow, zdziwiło mnie w sumie.
OdpowiedzUsuńAch, smutno, że to już koniec :(
Jak dla mnie mogłaby powstać druga część Lombard Street, tym bardziej, że wiele kwestii zostało nierozwiązanych i właściwie zakończenie jest otwarte - no niby Evelyn trafia do więzienia, ale co z resztą? Wiem, że pewnie się ku temu nie pchniesz i to rozumiem. Przykro mi, że opowiadanie się skończyło. Przyznam, że liczyłam na nieco innego typu epilog, ale prolog chyba też składał się z wycinków różnych artykułów, więc jest to smaczne i z klasą. Obecnie mam w głowie pustkę, ale wiedz, iż to powieść, która nie umknie z mojego serca. Dziękuję Ci za kawał dobrej, kryminalno-sensacyjnej lektury z wątkami obyczajowo-miłosnymi w tle. I za tylu wspaniałych bohaterów...! Twórz, Legilimencjo, bo czekam na kolejną Twoją twórczość z wielkim utęsknieniem. Całuję ;*
OdpowiedzUsuńJa-nie-mam-do-Ciebie-siły!
OdpowiedzUsuńJeśli napatoczy się jakiś bonus, to ja z chęcią zgłaszam się na ochotniczkę, by go przeczytać (o ile mi pozwolisz!).
Moja ciekawość dalej nie została zaspokojna. Brakuje mi ciągłości, no! Znając życie, ludzi i Wilo, pewnie dziewczyna nie da Ci spokoju i będzie się dopytywać o szczegóły.
To my Ci dziękujemy za to, że jesteś wśród nas i nie rezygnujesz z blogowego hobby. Mamy czym oczy nacieszyć! ,,Wymiatasz'' Legilimencjo! Zawsze będę wierna Twojej twórczości. I... mam nadzieję, że to nie koniec. Czekam na coś nowego,a tymczasem zadowolę się ,,krótkimi opowiadankami, trochę Twoimi przemyśleniami i inne pierdołami''. ;)
Ściskam Cię mocno i gratuluję kolejnego zacnego opowiadania!
Czasami sama już nie wiem jakie "ochy" i "achy" mam ci pisać. Brakuje słów. Po prostu.
OdpowiedzUsuńZresztą czasu też, bo ciągle mam zaległości i nie komentowałam tak, jakbym chciała.
Wiedz jednak, że to jedno z najlepszych opowiadań, jakie czytałam. I mówię to absolutnie szczerze. Ciekawa, atrakcyjna fabuła, brak papierowych postaci wprowadzonych "na siłę". spójność, sensacja, nawet jakiś wątek miłośny i Twój niezwykły styl pisania. to jest chyba najwspanialsze w tym wszystkim. Wiele razy zastanawiałam się co też on w sobie ma. Jakiś szczegół, który odróżniałby go od innych. Cholera, nic nie wymyśliłam. Po prostu masz taką płynność pisania, że zwyczajny tekst pisany Twoją ręką jest bardzo dobry. To chyba będzie taki mój ostateczny wniosek.
A teraz do epilogu.
aj, aj, aj!
Motylkowi jednak zależało troszkę na Ev. Inaczej nie ujawniłby się w ten, nazwałabym to subtelny, sposób. Przecież mógłby się mścić za ujawnienie prawdy. A myślę, że podświadomie zdawał sobie sprawę, że Evelyn nie będzie mu do końca wierna i zawalczy o siebie. Coś mi się zdaje, że trochę mu ulżyło. Że świat poznał prawdę. nigdy nie będzie wolny, nigdy już nie będzie miał normalnego życia, ale może chociaż uspokoi się tam gdzieś w głębi.
Szkoda mi Ev, ale... nie ma co, zasłużyła sobie. Butterfleye co prawda manipulował ją, ale ona za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, co robi. To był jej wybór. Zastanawia mnie jej przyszłość. Być może kiedyś ułoży sobie życie, ale na pewno będzie to trudne. I myślę że motyla maska i oczy Butterfleye na zawsze będą już ją prześladować.
Co na koniec? Może już koniec podziękowań, a czas na gratulacje. Gratuluję wspaniałego opowiadania, niezwykłej fabuły, nietuzinkowych postaci i wyobraźni godnej podziwu! :)
Widzę, że Epilog został napisany podobnie jak Prolog^^
OdpowiedzUsuńNo i wszystko się wyjaśniło:) Wiedziałam, że to raczej nie skończy się dla nie których happy endem. Evelyn musiała usłyszeć wyrok paru lat więzienia, mimo iż to nie ona stała za morderstwem pani burmistrz.
I cieszy mnie to, że Leonard powiedział... a raczej napisał, że to nie Evelyn jest Butterfleyem. Przynajmniej to zrobił dla niej, bo przecież mógł tego w ogóle nie zrobić.
A Honnet jak najbardziej zasłużył na odpoczynek. Teraz będzie miał więcej czasu by poświęcić ją rodzinie.
Gratuluje Ci zakończenia tak wspaniałego opowiadania. Możesz być z niego całkowicie dumna i mam nadzieje, że jeszcze jakieś opowiadania tego typu będę mogła przeczytać;)Na pewno będę odwiedzać cię na Legilimencium.
I zauważyłam swój nick w podziękowaniach, dlatego jest mi miło za to wyróżnienie;)
Pozdrawiam:*
Jaka świetna klamra wyszła, zamknęłaś wszystko urywkami z gazet, tak, jak to się rozpoczęło. Motyl zwiał na dobre i tyle go widzieli. Myślę, że mógłby się stać czymś w rodzaju urban legend, którą matki straszyłyby nieposłuszne dzieci xd Graffiti mnie ujęło, bo nie spodziewałam się czegoś takiego po B. Tylko nie wiem czy bardziej chciał pomóc Evey, czy wzmocnić swój wizerunek, by nikt nie przypisał komuś innemu jego dzieł? Chyba tylko on to wie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Don Lotario nie udało się uciec. Obawiałam się, że za wszystko, co się wydarzyło, będzie płacić wyłącznie Evelyn. A tu sprawiedliwość w końcu go dosięgnie.
Szkoda mi Ev. Wyrok był surowy, dwanaście lat to szmat czasu. Jestem jednak pewna, że kobieta jest na tyle zdeterminowana, że wypuszczą ją za dobre sprawowanie. Poukłada sobie na nowo życie i jakoś to będzie... Szkoda tylko, że nie wiemy co z Damianem i Matildą, ale to nie są przecież medialne osoby, wiec nic dziwnego, że gazety o nich nie wspominają. Myślę, że mają się dobrze i nie odwrócą się od Ev.
A Martin podjął chyba najlepszą z decyzji. Pewnie będzie mu brakować ukochanej pracy, ale są ważniejsze rzeczy w życiu.
Jej, nie lubię zakończeń. Zawsze jest wtedy tak smutno. I widzę, że nie tylko ja już o tym pomyślałam, może będzie jakiś sequal? Kiedyś?
Jeśli nie, to liczę, że szybko uraczysz nas kolejnym wspaniałym opowiadaniem. Będę czekać i dziękuję za wzmiankę o mnie w podziękowaniach!
Pozdrawiam :)
Tak też sądziłam, że zakończenie będzie otwarte, ale tutaj sobie tego inaczej nie wyobrażałam.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Evelyn, w końcu dwanaście lat dla młodej kobiety to sporo czasu, ale ostatecznie musiała otrzymać karę za to, co zrobiła. Może uda jej się wyjść za dobre sprawowanie i skrócić odsiadkę.
No i Motylek także musiał jeszcze dać o sobie znać. I bardzo dobrze, że udało mu się dorwać Dona. W końcu zapłacił za swoje.
I dobrze, że Martin odszedł na emeryturę, dobrze zrobi mu czas spędzony z rodziną.
Będę czekać na kolejne opowiadanie i dziękuję za wzmiankę w podziękowaniach :)
Pozdrawiam serdecznie :)
; __ ; to smutne, że już się skończyło. Myślałam nad jakąś ucieczką i w ogóle HOT. Nie jestem zawiedziona, jestem bardzo zadowolona. Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny niepokonanym, że tak zacytuje. :D Cieszę się, że znalazłam to opowiadanie i jestem też z Ciebie dumna, że je skończyłaś. Cały mój wywód na temat tego opowiadania znasz z mojego długiego komentarza wcześniejszego. Czekam niecierpliwie na coś nowego, coś co zaprowadzi w nas w taki świat jak ten. Jesteś cudowna w tym co robisz, zapamiętaj sobie. I to Tobie najbardziej dziękujemy. Wielkie dziękuje. <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
POdobała mi się forma prologu, bardzo dobrze udał Ci sie reporterski, krótki, lecz rzeczowy i nieco rpzesadzony styl. Trochę nie zgadzam się z wyrokiem, myślę,ze 12 lat to za duzo. no i jestem przeraźliwie ciekawa,gdzie udał się BUtterlfy, ale jestem pewna, że tego nigdy się nie dowiemy, choć może jeszcze bedzie się pojawiać jako cień... Ale chyba nie, myślę że zmiana graffiti to jego ostatania wizyta w mieście. Cieszę sie, że don Lotario został schwytany, to zdecydowanie największy plus, choć pewneoi Mathilda się długo nie pozbiera. Dobre opwiadanie :):)
OdpowiedzUsuńprzepraszam, epilogu rzecz jasna, chlipchlip
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiałam, czy wypowiedzieć się, czy nie, ale ostatecznie, skoro całe opowiadanie na bieżąco czytałam, a to już epilog, to wypada się coś na ten temat wypowiedzieć ^^.
OdpowiedzUsuńGratuluję i zarazem bardzo zazdroszczę doprowadzenia historii do końca. Opowiadanie było bardzo dobre i mimo mojej awersji do blogów nie dotyczących HP, bardzo dobrze czytało mi się to opowiadanie. Byli ciekawi bohaterowie, było dużo ciekawych intryg, była akcja w Ameryce... Czego tu chcieć więcej?
Od dłuższego czasu, czytając końcowe rozdziały zastanawiałam się, jak to wszystko się zakończy. Byłam nieco zaskoczona, ale też z drugiej strony, byłam pewna, że nie dojdzie do happy endu w stylu Motylek uciekający z Evelyn i rozpoczynający wspólne życie. On mi do tego nie pasował, był zbyt niedostępny, zbyt egoistyczny, żeby aż tak przywiązać się do tej kobiety. Z kolei ją ta fascynacja wpakowała w duże tarapaty i w sumie szkoda mi jej, bo jedyną jej winą było zafascynowanie osobliwym nieznajomym z motylem wymalowanym na twarzy.
Spodziewałam się, że to Nate będzie Donem, od początku wydawał się podejrzany ;P.
Prowadzenie akcji szło ci bardzo dobrze, a rozdziały trzymały w napięciu. Epilog w formie artykułów z gazet także wyszedł efektownie.
Troszkę żałuję, że to już koniec, chętnie poczytałabym jakiś ciąg dalszy, noale...
[nowojorski-akcent]
Na początku chciałabym bardzo przeprosić, że tak dużo czasu mi zajęło dotarcie tutaj. Ale już jestem i mogę skomentować.
OdpowiedzUsuńBardzo ale to bardzo gratuluję Ci, że dobrnęłaś do końca i zrealizowałaś to, co planowałaś. Masz być z czego dumna, masz! To wspaniałe opowiadanie, w dodatku autorskie i wymyśliłaś to wszystko sama, absolutnie sama! To godne podziwu. Ta historia wyszła Ci naprawdę świetnie i będę wspominać ją bardzo miło. Zazwyczaj nie czytam kryminałów, ale to, to było coś. Butterflye mnie zafascynował, ten facet ma coś takiego w sobie, że... ;D Po prostu jest jak motyl właśnie - tajemniczy, nieuchwytny. Bardzo podobało mi się, że Evelyn zobaczyła jego twarz - co prawda późno, ale zobaczyła. Pokazałaś jakie skutki osiągnęła jej fascynacja B. i wplątanie się w jego akcje. On wciąż nieuchwytny, ona wylądowała w więzieniu. I to na tak długo! A właściwie za nic. Pokazuje to jak destrukcyjny miał na nią wpływ. Zstąpiła na złą ścieżkę, pogubiła się, poniosła konsekwencje. Szczerze mi jej żal.
Cieszę się, że wpadli na trop Dona Lotario. Mam nadzieję, że dostał dożywocie.
Jeszcze raz gratuluję i dziękuję Ci za wspaniałą historię o nietuzinkowych bohaterach i cudownym Motylu i naszej Evey ;) Życzę Ci dużo weny i pomysłów na nowe opowieści!
Pozdrawiam :)
Ojej ;( widzę, ze moje wczesniejsze kmentarze znikly, dodawalam telefonym, milion razy czasem z nim tzreba kopiuj wklej z notatnika, ale wydawalo mi sie ze wchodzily, zwlasza tam gdzie rozdzial zaczynal sie cytatem z moich najukochanszych marsow ;( I jedak widze lipa, szlak komenty trafil ;( Buuuu. Juz je usunelam, a kurcze nie dawno tak bym sobie na maila je mogla przeslac i znow powklejac ;(Przeprasam ja i moj glupi tepy telefon ;(
OdpowiedzUsuńJejjejeje, juz koniec! No bylam na to gotowa, ale i tak... nie lubie koncow. Przyzwyczailam sie do obecnosci Motyla w tym moim swiatku juz. Evey jednak skazana... Jakos do osttanich napisow mialam irracjonalna nadzieje, ze jakos sie z tego wymiga... jeszcze bardziej. Durna nadzieje, ale w koncu matka takich jak ja ;) Właściwie trochę brak mi słów. Jestem pod wrazeniem całosci, wszystkich napięć, całego oczekiwania, wszystkich zaskoczeń. Mega się cieszę, że tu trafiłam, że mogłam czytać, ale! ten czas przeszły tu nie pasuje, będę zaglądać i wciąż Cię czytywać, no bo jak! nie mam ju z innego wyjscia ;) Jestem z Twoich ludzi!
U mnie przy okazji nn. pojawiaja sie nieczesto, ale co zrobic, praca ;(((
;**
Ech, no. Dzieło skończone ;)
Świetne opowiadanie, nie rozumiem tylko fascynacji Anabelle. Mogłabyś ją jakos wytłumaczyć? Może nie wyłapałam z opowiadania :)
OdpowiedzUsuńW rozdziale 32 wszystko jest wyjaśnione, tak sądzę. Ale jakby co to mogę spróbować wytłumaczyć; otóż Anabelle była w pewnym sensie surogatką [za dużo serialów kryminalnych hehe] dla doktor Alyssy Danicky, psychiatry, która go 'leczyła', gdy oskarżono go o tę strzelaninę w szkole. Był nią zauroczony, bo jako jedyna słuchała tego, co mówi i wydawało mu się, że mu wierzy i że rozumie. Jak wspomniane zostało w 32, Alyssa zginęła w wypadku samochodowym, a Anabelle wydawała się bardzo podobna do Alyssy. To bardziej rzecz instynktu niż jakiejś logiki w tym przypadku. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie ;)
UsuńSurogatka to słowo używane raczej w kontekście matki zastępczej. Jako substytut spotkałam się tylko z męskim rodzajem tego słowa - surogat. Czyli Anabelle była raczej surogatem Alyssy. ^^
UsuńSłuszna uwaga, dobrze wiedzieć, bo napisy czasami idą na łatwiznę :) Tak, dokładnie jak mówisz :)
UsuńPrzepraszam za dość długą nieobecność, ale nie spodziewałam się, że ostatnie dwa miesiące szkoły to będzie taka harówka. Mimo wszystko czytałam na bieżąco, tylko nie miałam jakoś weny i czasu skomentować.
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, że to opowiadanie już się skończyło i liczę na kolejne, o którym poinformujesz. ;) Bo przeżyłam, czytając tego bloga, kilka wspaniałych miesięcy. Idealnie dopracowane postacie, zwroty akcji i zaskakiwanie czytelników wychodziło Ci świetnie, a już najbardziej wkurzało mnie, kiedy wszystko toczyło się zdecydowanie nie po mojej myśli. Już wydawało mi się, że sprawa się zakończy, że jakoś Evey się z tego wszystkiego wywinie, że Butterfly ją wyciągnie, a tu proszę... Jednak została skazana i pogrążyła do tego Dona aka Nate'a. Dziewczyna umie się bronić. ;) Ale mimo wszystko Motyl wciąż przy niej był i naprawdę szczerze liczyłam na jakiś większy romans między nimi. Szkoda, że nic takiego nie miało miejsca. Jednak wiedz, że zakończenie mnie jak najbardziej satysfakcjonuje. Nie jest przerysowane, ale właśnie takie normalne i realistyczne - o ile można to tak określić. xD W każdym bądź razie dziękuję Ci bardzo, że opublikowałaś tak wspaniałą historię i że mogłam ją przeczytać.
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu!
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie
[marionetki-nieswiadomosci]
[the-way-u-lie]
Wróciłam [po razy kolejny] i zabrałam się za nadrabianie zbierających zaległości, a Lombard St było moim priorytetem, więc od niego zaczęłam. Nie pamiętałam jednak na którym rozdziale skończyłam, więc bez wahania zaczęłam czytanie od początku i... wiesz co? Nie żałuję tego, bo to była cholernie dobra decyzja [i pomyśleć, że w ogóle nie przeklinam].
OdpowiedzUsuńW każdym razie pomimo utrudnień [a dwuletnia siostra potrafi być nie lada utrapieniem], przeczytałam wszystko. Nowe poznanie historii Evelyn było dla mnie równie dużą przyjemnością co pierwsze, a może nawet większą, bo zdecydowanie lepiej czyta się, mając do przodu zapas rozdziałów. Czytając Lombard St. byłam dla Ciebie pełna szacunku - niejedna pisarka kryminałów czy thrillerów mogłaby Ci pozazdrościć pomysłów i warsztatu. Świetnie konstruujesz akcję, która rozwidla się, doprowadzając do momentu kulminacyjnego.
Evelyn na początku to ktoś zupełnie inny niż na koniec. Częściowo nie sposób zgodzić z BFE [pozwolisz, że posłużę się skrótem Kurta?], że dzięki niemu rozkwitła, stała się bardziej pewna siebie i poczuła, co znaczy żyć. Pytanie jednak, czy naprawdę tego AŻ tak potrzebowała? Czy była to gra warta zapłaty? Stracić wszystko w imię poznania samej siebie? Niewątpliwie w tym zatraceniu pomogła [w negatywnym tego słowa znaczeniu oczywiście] śmierć ojca. To trauma, niewątpliwie. Cierpiała. Powinna jednak poprosić o pomoc i nie zapominać, że to zaczęło się dużo wcześniej, gdy niczym pan Twardowski zawarła pakt z diabłem [no, prawie]. Na koniec było mi jej szkoda, bo... Utrata wszystkiego musi być do bani. Zobaczyła jednak twarz swego Motyla, co znaczyło dla niej więcej chyba nawet niż cały wyrok. Tego akurat u Ev nie rozumiem - czasem jest normalna, walczy o swoje schrzanione życie i próbuje je poskładać, by po chwili znów popaść w otępienie i tą chorą fascynację.
BFE to jedna wielka zagadka. Wiemy o nim sporo [w sensie, że jak na tak tajemniczego gostka o skłonnościach do melancholii], ale praktycznie niewiele. Ale przynajmniej wiem, że w młodości był baardzo naiwny - wiadomo, że gdy w szkole jest strzelanina, po której znajdujesz broń NIE należy jej dotykać. No, a przynajmniej ja bym tak zrobiła, co może nie świadczy najlepiej o mnie. Poza tym śmierć Annabelle... A ja już myślałam, że ją kocha i chce otoczyć opieką.
Kurt - nie rozumiem, po co właściwie się w to wplątał.
Damien - naiwny do bólu, ale chyba każdy by na jego miejscu był. Coś nie wróże mu happy endu z Ev i nie sądzę, by jej to wybaczył. teraz chyba będzie przychylniej patrzył na Rebeccę.
THE END - to by było na tyle. Kurczę, aż jakoś smutno mi się zrobiło.
Pozdrawiam i... Oby tak dalej;)
Ostatnim czasem coraz mniej powstaje katalogów gromadzących literaturę oraz wszelakie dzieła pisane. Te, które istnieją podupadają, zachodzą kurzem, zostają zaniedbywane. Wór opowiadań to nowa ostoja dla wszelkiego rodzaju opowiadań czy wierszy. Usiądź w wygodnym fotelu, weź filiżankę herbaty i delektuj się pięknem języka ojczystego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
wor-opowiadan.blogspot.com
Hej,
OdpowiedzUsuńw końcu nadrobiłam całe Lombard Street i z pewnością tego nie żałuję. Ta historia ma w sobie 'to coś'. Już niejednokrotnie zastanawiałam się, jak się ona skończy. I wiesz co? Cieszę się, że nie zakończyła się happy endem. W sumie podejrzewałam, że wszystko będzie dobrze; że Evelyn ucieknie gdzieś z Motylkiem, wezmą ślub i będą mieli dzieci w dużej liczbie. Serio. Dlatego osadzenie Ev za kratkami było niesamowitym zakończeniem, którego na pewno się nie spodziewałam.
Ale przynajmniej miałam rację co do Nate'a! Ha! Pamiętasz jak Ci kiedyś wypisałam długi wywód, który w przydługi sposób miał udowodnić, że jestem pewna, że to Nate jest tym Donem? No właśnie... W sumie nie wiem, czy ominęłam to w ostatnich nadrobionych rozdziałach (choć raczej wątpię, bo czytałam je dość dokładnie, ale jeśli się mylę, to mnie popraw, a ja zwrócę honor), ale wydaje mi się, że do końca tego nie wyjaśniłaś. W sensie tego, jak Don zdobył te rzeczy z sytemu Ev ; )
Ogółem to historia Motylka bardzo mi się podobała. W sumie w pewnym momencie czułam empatię do tego człowieka i było mi go najzwyczajniej w świecie żal. Czułam jakby taką ambiwalencje, kurczę... Bo z drugiej strony wiedziałam, że jest okrutny i brutalny i zasłużył na śmierć albo przynajmniej wrzucenie za kratki. Mimo wszystko trzeba przyznać, że był postacią z krwi i kości; od początku do końca świetnie poprowadzonym, a wcześniej równie dobrze wykreowanym.
W sumie nie dziwię się, że Ev do końca do niego ciągnęło. To co dziewczyna mówiła na końcu następnego rozdziału - miał niesamowite oczy, a ja już się przekonałam, że oczy potrafią zdziałać naprawdę wiele. Wiem, że wcześniej Butterfleye nosił fioletowe soczewki, ale jednak mimo wszystko na koniec pokazał swoje prawdziwe, piękne, błękitne oczy i to też było jakoś na swój sposób dla niej pociągające ; )
Ale to na swój sposób straszne. Zniszczyć sobie zupełnie życie przez to, że kiedyś podjęło się bardzo złą decyzję, a jej skutki ciągną się, niestety, do samego końca i nie ma już odwrotu. Gdyby Ev nigdy nie spotkała Motylka, rozwinęłaby się pewnie bardzo zawodowo i koniec końców byłaby z Damianem (Boże! Wgl był taki moment w opowiadania, a co tak, przyznam się, najwyżej wyjdę za zboczeńca, że myślałam, że ta dwójka pójdzie zaraz ze sobą do łóżka xD A przynajmniej myślałam, że tak zrobisz. Evelyn była taka rozpieprzona psychicznie po tym wyznaniu Butterfleye'a, a Damian mógł wykorzystać okazję...). A tak nasza biedna Evey siedzi w więzieniu i nieprędko wyjdzie. Dobrze, że chociaż Motylek zrobił to graffiti, bo gdyby nie to, dziewczyna miałaby murowane dożywocie.
Widziałam, że "V jak Vendetta" miało bardzo duży wpływ na to opowiadanie ; ) W sumie, a co tam, przyznam się, trochę się taka dumna poczułam, bo mam wrażenie, że bardzo Ci pomogłam ; ) Nie masz mi dlatego za co dziękować (choć w sumie to całkiem miłe, że w podziękowaniach o mnie nie zapomniałaś, bo przecież od już dłuższego czasu nie było mnie wówczas w blogosferze ; P), bo sama się cieszę z tego, że mogłam Ci pomóc ^ ^
Ogółem to czekam aż znów zaczniesz pisać coś długiego. Najlepiej jakiś kryminał bądź znów opowiadanie sensacyjne/thriller ; )
Całuję,
Leszczyna
ah, i widzę, że blog się skończył, to i spamerzy zaczynają sobie spamować pod notkami. Takich to tylko tępić.
UsuńUwaga !!!
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany do najlepszego bloga na Blogowej Sferze.
Uzyskałaś 12 głosów. Teraz odbywa się końcowe głosowanie, a wygrany blog będzie przez dłuższy czas umieszczony na stronie głównej Blogowej Sfery.
Proponuję zamieszczenie na twoim blogu informacji o głosowaniu, tak aby twoi czytelnicy mogli również głosować ;)
[http://blogowasfera.blogspot.com/]
[http://blogowasfera.blogspot.com/p/gosowanie-na-najlepszy-blog-tygodnia.html (link do głosowania)]
Pozdrawiam
Agnes Mording
Witam, mam ważną sprawę.
OdpowiedzUsuńZakładam spis blogów i chciała bym aby twój też się w nim znalazł. Jeżeli wyrażasz zgodę
to proszę abyś zgłosił/a się na ten e-mail: kathy.reen286@gmail.com.
Tam odeślę wiadomość z resztą informacji.
Kathy
Mi się wydaje że dużo latek jej dałaś :/ nie podoba mi się opis twarzy Butterfleye, nie podoba mi się to smutne zakończenie trochę to zawaliłaś
OdpowiedzUsuńAutorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl
OdpowiedzUsuńspoko wpis owce
OdpowiedzUsuńLegilimencjo, zaglądasz czasem do blogosfery? :) Pamiętam, jak lubiłam czytać to opowiadanie, jedno z lepszych i zdecydowanie wciągających. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń