Spotkania Lombard Street - the musical


Tym razem niestandardowo, bo wpierw moja przedmowa. Pewne części tekstu są zalinkowane: polecam zapoznać się z treścią odnośników przed przeczytaniem całości, chociaż nie wyobrażam sobie, żebyście nie znali chociaż jednego elementu. Aczkolwiek lepiej przypomnieć sobie pewne przeboje zanim przeczyta się ich fragmenty wplecione w tekst ;D
A teraz zapraszam do krzywego zwierciadła!

Noc, trzecia zero zero. Godzina demonów. Ze swego ukrycia wynurzają się wszystkie podejrzane postacie San Francisco. Szczury wychodzą na chwilę z kanałów, a koty – zwłaszcza te czarne – bardziej zawzięcie przeszukują kontenery na śmieci, szukając smakowitych kąsków. W oddali coś wybuchło, jednak nikt już nie zwraca na to uwagi – od pewnego czasu mieszkańcy przywykli do dziwnych wiadomości na murach, motyli w mediach, porwań, morderstw i wiadomościach o tym, że ktoś ześwirował, a Butterfleye nadal pozostaje nieuchwytny. Nic nowego.
Na dachu jednego budynku stoi on. Wdycha rześkie, nocne powietrze, obserwując intensywnie fioletowymi tęczówkami jego miasto. Uśmiecha się. To miasto należy do niego. Owinął je sobie wokół palca. Oni wszyscy są na każde jego skinięcie i nawet nie zdają sobie z tego sprawy – to dopiero prawdziwa sztuka!
Butterfleye unosi ręce do góry, niczym motyl gotowy do odlotu. Jednak nie skacze, nie leci, a mówi:
Z dołu podziwia go jego oddana „fanka”. Evelyn wraz z Kurtem stoją w drzwiach nieponumerowanego mieszkania na Lombard Street, obserwując poczynania Motyla.
- Jest zachwycający, prawda, Kurt? – szepcze dziewczyna.
Mężczyzna kiwa przecząco głową, nie odrywając wzroku od sylwetki mężczyzny z uniesionymi w górę rękoma, jakby chciał objąć swoimi krótkimi kończynami cały świat.
- Jak nie zachwyca, jak zachwyca?! – oburzyła się Evelyn.  – Kurt powie, że go zachwyca! Bo przecież wszystkich zachwyca i Kurta też musi zachwycać – stwierdziła nauczycielskim tonem.
Evelyn zmrużyła gniewnie oczy. Tak wiele razy barman denerwował ją swoimi mądrymi słowami, rozmyślaniami i niby troskliwymi ostrzeżeniami. Po co jej to? Jej pragnienia są mniej wyrafinowane.
Westchnęła ostentacyjnie, zdarła z siebie marynarkę, pozostawiając na sobie jedynie bardziej elegancki t-shirt, tupnęła ze złością i bojowo zawołała (oczywiście w odpowiednim akompaniamencie):
Nieopodal dosłownie wyrósł przystanek tramwajowy i jak na zawołanie przyjechał ten szynowy pojazd, z którego wysypał się tłum absolutnie anonimowych ludzi. Młode kobiety, ubrane w disco stroje radośnie krzyczały:
Wykonywały przy tym gwiazdy, szpagaty i wszelkie inne akrobacje. Ani Kurt ani tym bardziej Evelyn nie wiedzieli, skąd się tu wzięli.
Tuż za rozśpiewanym kwiatem narodu płci pięknej zaczęli wysypywać się mężczyźni wszelkiej rasy, tuszy, czy wyznania. Na końcu tego radosnego zgromadzenia wyszedł Damian – w zdecydowanie mniej rzucającym się w oczy stroju z pieśnią na ustach:
Padł na kolana z okropnej rozpaczy, która rozrywała jego serce. Wszystkie rzeczy, które miał w torbie, przerzuconej przez ramię, wysypały się na asfalt, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Jedyną osobę, którą poruszyło owo wystąpienie, był Kurt, który jakby nieśmiało szepnął:
Evelyn obrzuciła ich obu obojętnym wzrokiem.
- Hey, hey, you, you I could be your girlfriend! – odezwała się, stojąca za rogiem Rebecca, mrugając kokieteryjnie długimi rzęsami w stronę Damiana. Ubrana była w strój cheerliderki – jeszcze z czasów liceum. Podeszła do Evelyn, kręcąc przesadnie biodrami i mierząc ją pogardliwym wzrokiem. - She's like so… whatever. You can do so much better, I think we should get together now and that's what everyone's talking about.
- We found love in a hopeless place – odpowiedziała dziewczyna.
***
- A kiedyś cię znajdę! Znajdę cię. A w końcu znajdę; jestem coraz bliżej, wiem! – mruczał ze złością, ale także z nadzieją Martin Honnet, upewniając się, czy jego broń jest na właściwym miejscu, przy spodniach. Kolejne wezwanie – do domu pani burmistrz. I to jeszcze w środku nocy! Ludzie nie znają litości.
Gdy wyszedł z radiowozu miał dziwne wrażenie, że ten okazały dom, skąpany w ciemności, wygląda przerażająco. Delikatny wiatr łaskotał liście, sprawiając że szumiały lekko, acz upiornie. Ciężkie deszczowe chmury zasłoniły księżyc, który zwykle dodawał pewnej otuchy w ciemności - jednak nie tym razem. Usłyszał przeraźliwy kobiecy krzyk, pochodzący z domu. Po chwili dołączyły do nich wycie psów z okolicy.
Miał dziwne wrażenie, że poza nawiedzeniem Butterfleye’a, willa państwa Ferrell została zamieszkana przez duchy.
Grupa młodzieży, ubrana w stroje w stylu disco przebiegła równoległą ulicą.
- Ghostbusters! – krzyknęli zgodnie.
- If there's something strange in your neighborhood, who you gonna call? – spytał jeden mężczyzna o rudych, kręconych włosach.
- Ghostbusters! – odkrzyknęły dziewczęta.
- If you're seeing things running through your head; who can you call?
- Ghostbusters!
- An invisible man sleeping in your bed, oh, who you gonna call?
- Ghostbusters!
- I ain't afraid of no ghost – mruknął Martin, oddychając głęboko. Nie bał się. Zaraz tam wkroczy i zrobi z tym wszystkim porządek. - I ain't afraid of no host, I hear it likes the girls, I ain't afraid of no ghost! – ryknął i wbiegł na posiadłość państwa Ferrellów. Za nim młodzież zaczęła skakać z radości i wesoło skandować.
- Where have all the good men gone and where are all the gods? Where's the street - wise Hercules to fight the rising odds? Isn't there a white knight upon a fiery steed? – zastanawiała się, zamknięta w łazience Anabelle. Znowu przyszedł do niej Nocny Motyl, pragnąc – w zasadzie nie wiedziała czego, ale czegoś od niej chciał! A ona nie chciała dzielić się z nim niczym.
Usłyszała jak ktoś wyważa drzwi. Ratunek, och ratunek, nareszcie!
Grupa uzbrojonych policjantów wtargnęła do środka, krzycząc, kim są. Odpowiedziała im jednak tylko cisza. Martin wskazał na drzwi od salonu, pamiętając, że już kiedyś był tam Motyl. W tym czasie jego koledzy zapewnili panią burmistrzową, że jest już bezpieczna i może otworzyć drzwi od łazienki. Zjawił się także jej mąż, który także otrzymał wiadomość, że coś niedobrego dzieje się w jego domu.
- Hello? Is it me you looking for? – spytał niewinnie Butterfleye, siedząc na kanapie w mieszkaniu państwa Ferrell, piłując poszarpany paznokieć pilniczkiem, który znalazł na stoliku, gdy do środka wpadli zarówno właściciele domu jak i policja z inspektorem Honnetem na czele.
Nie przypuszczał że jego krótkie zdanie aż tak zaskoczy wszystkich przybyłych. Stanęli jak wryci zaskoczeni jego stoickim spokojem i rozluźnieniem. Nikt nic nie powiedział, jedynie nieuważni policjanci świecili mu po oczach latarką i celowali w niego pistoletami.
Boring!”, zawołał w myślach. Gdzież są przekleństwa, gdzież jest krew i siła uderzenia na moim policzku?
- No nic. It’s time to say goodbye, moi przyjaciele – powiedział i uciekł przez ogromny taras, wychodzący na ogród. Za nim ruszyli niemal wszyscy zgromadzeni w salonie.
- I'm trouble, yeah trouble now, I'm trouble ya'll, I disturb my town, I'm trouble, yeah trouble now, I'm trouble, ya'll, I got trouble in my town – nucił Butterfleye, uciekając po raz kolejny policji. W końcu zatrzymał się za rogiem jednej uliczki i roześmiał się serdecznie. Zapomniał jak wiele frajdy sprawia mu ucieczka przed tymi urzędasami bez formy. – Zajebiste uczucie – wyszeptał, wciąż chichocząc.
Napisał wiadomość i wysłał ją do Evelyn, podając przy tym adres lokalu, przy którym się zatrzymał. Dawno nie był w żadnym klubie, a chyba nadszedł najwyższy czas, aby jakoś się zabawić. Poza tym był niemal pewien, że nie zgubił tych, którzy tak bardzo chcą go złapać. A w tłumie łatwiej zginąć. Nawet z maską motyla na twarzy.
***
- Muszę iść – ucięła dyskusję Evelyn, odczytując SMSa od Butterfleye’a.
I odeszła, a za nią podążali Damian i Rebecca, wciąż rzucająca mężczyźnie propozycje, że może być jego dziewczyną, a Evelyn w stosunku do niej jest nędznym stworzeniem, na które nie warto nawet spoglądać.
Tak doszli pod klub Supernova, który wręcz trząsł się w fundamentach od mocnych basów muzyki. Evey westchnęła i weszła do środka. Trudno było przepchnąć się przez tłumy, wijące się w rytm muzyki w każdym kącie.
Wzrokiem szukała kogoś z wymalowanym motylem na twarzy. Wydawało jej się, że nie powinno to być trudne. Rozpaczliwie wyławiała każde anomalie na skórze ludzi, ale były to głównie tatuaże, przy czym żaden nie przybierał formy kolorowego motyla. Wspięła się więc po schodach i z wyższego poziomu poszukiwała obiektu swojej fascynacji.
Znalazła go. Stał pośrodku największego parkietu. Nikt nie zwracał na niego uwagi, mimo że w przeciwieństwie do reszty miał swój własny, odbiegający od normy układ taneczny, który przypominał nieco lata siedemdziesiąte. Uradowana pobiegła w jego kierunku, a w głośnikach rozbrzmiała znana piosenka.
- It's murderer on the dancefloor, but you'd better not kill the groove, DJ!* – zanuciła Evelyn, podbijając do Butterfleye’a.
W tym momencie do lokalu wpadł cały oddział policjantów, a także Anabelle i Derrick Ferrell. Nikt jednak nie zwrócił na nich specjalnej uwagi oprócz osób, które stały najbliżej wejścia.
- If you think you're gettin' away, I will prove you're wrong, I'll take you all the way, boy, just come along – dokończył za Evelyn Martin, podchodząc z bronią do pary.
- It's murderer on the dancefloor, but you'd better not steal the moves, DJ. Gonna burn this god damn house right down! – odparł Butterfleye, w ogóle nie przejmując się zaistniałą sytuacją.
Jednak wtedy muzyka ustała, tłum rozstąpił się, robiąc miejsce jedynie zainteresowanym.
/tu pozostawiam kwestię opisową waszej wyobraźni, będę pisać jedynie kto co powiedział. No i polecam włączyć podkład - tym razem już podczas czytania /
Policja + Natalie: We try to take it slow, but we're still losin' control and we try to make it work, but it still ends up the worst
Ev: And I'm craaazzzy for tryin' to be your laaadddy, I think I'm goin' crazy!
B: Girl, me and you were just fine
D: We wine and dine, did them things that couples do when in love: walks on the beach and stuff, things that lovers say and do: I love you boo, I love you too, I miss you a lot, I miss you even more
B: That's why I flew you out, when we was on tour, but then something got out of hand. You start yellin when I'm with my friends, even though I had legitimate reasons (bull shit), You know I have to make them evidence (bull shit). How could you trust our private lives girl, that's why you don't believe my lies. And quit this lecture!
Ev: We try to take it slow, but we're still losin' control and we try to make it work, but it still ends up the worst. And I'm craaazzzy for tryin' to be your laaadddy. I think I'm goin' crazy.
D: Why does he know she gotta move so fast?
A: Love is progress if you could make it last. Why is it that you just lose control.
D: Every time you agree on takin it slow, so why does it got to be so damn tough?
R: Cuz fools in lust could never get enough of love.
D: Showin him the love that you be givin.
B: Changing up your livin for a lovin transistion. Girl lip so much she tryin to get you to listen; few mad at each other has become our tradition: you yell, I yell, everybody yells! Got neighbors across the street sayin:
M+policjanci:  Who the hell?!? Who the hell? What the hell's going down?  Too much of the bickering, kill it with the sound and shut up, just shut up, shut up!
Kobiety: We try to take it slow, but we're still losin' control and we try to make it work, but it still ends up the worst. And I'm craaazzzy for tryin' to be your laaadddy. I think I'm goin' crazy.
Mężczyźni: Shut up, shut up…
D: Girl our love is dyin, why can't you stop tryin?
R: I never been a quitah, but I do deserve betta!
M: Believe me I will do bad, let's forget the past and let's start this new plan.
N: Why? Cuz it's the same old routine and then next week I hear them scream.
B: Girl I know you're tired of the things they say…
Ev: You're damn right, cuz I heard them lame dame excuses just yesterday!
B: That was a different thing.
Ev: No it ain't!
B: That was a different thing.
Ev: No it ain't!
B: That was a different thing.
R: It was the same damn thing, same ass excuses, boys you're useless*, whhoooaaaa!


Ray: Ale proszę nie skakać po radiowozie!
---------------------------------
* - pozwoliłam tu sobie nieco sparafrazować :D

Z dedykacją dla Anonimy, która pytaniem do Liebster Award nieświadomie zainspirowała ten urodzinowy bonus, dziękuję! Nieźle się bawiłam pisząc to ;) I oto jak można sprowadzić wielowątkowe opowiadania jedynie do motywu miłosnego, hahaha.

Zatem dziś mija rok (mniej więcej, bo przyznam, że podczas przenosin na blogspota dokładna data gdzieś umknęła, ale czy to ważne?) od opublikowania prologu tego opowiadania ;) Z tej okazji chciałabym podziękować wszystkim czytającym, komentującym, obserwującym, lubiącym. Nie wiem, czy bez Was miałabym chęć pisać to do końca, chociaż ponoć jestem zawzięta, więc kto wie. Ale nie wystawiajcie mnie na próbę, hehe ;)  Nie chce mi się wypisywać zasług każdego z osobna - zrobię to na koniec opowiadania (a przewiduję, że - o zgrozo! - skończę je jakoś w kwietniu, bo pozostało naprawdę mało rozdziałów). Czuję, że będzie to przemówienie godne gali rozdawania Oskarów, haha. Do Lombard Street strasznie się przywiązałam. W końcu to moje pierwsze w pełni autorskie opowiadanie i nieskromnie powiem, że jestem z niego nawet dumna. Czasami coś mi się sypało, czasami coś nie wychodziło, ale generalnie jestem zadowolona.
Ponadto w związku z rocznicą dodałam drugą na tym blogu ankietę - na ten sam temat co poprzednio. Jestem ciekawa co się zmieniło przez te pół roku, bo pierwsza ankieta kończyła się w lipcu. Plus uznałam, że skoro mam już prawie wszystko spisane do końca, to na ten krótki czas wprowadzę "zapowiedzi", od czasu do czasu można dać się porwać nurtom mody. Dodatkowo zaktualizowałam zakładkę "ekstra", do której serdecznie zapraszam. Jednym z jej elementów jest zwiastun, który jakimś cudem udało mi się zrobić jeszcze w zeszłym tygodniu. Dla leniwych (i dla siebie, bo nie chcę, żebyście go przegapili, gdyż jestem nachalna itd) wstawiam go także tutaj, enjoy.


A nowy rozdział już za tydzień.


PS. Wiedzieliście, że dziś Światowy Dzień Pisarzy? Z tej okazji wszystkim autorom blogowych opowiadań życzę weny ;) 

15 komentarzy:

  1. No najbardziej mi się podobała końcówka z Rayem, mistrz! :D No i odnośnik do "Ferdydurke". Mnie też nie zachwyca, Evelyn, wybacz. :P

    Co prawda nie przepadam za konwencją "w krzywym zwierciadle", ale musicale uwielbiam i właściwie widziałabym to wszystko raczej w formie filmikowej niż blogowej. Ale żeby nie było, że jestem na nie, to powiem tylko, że piosenki dobrane świetnie. :)

    Zwiastun widziałam jako pierwsza i z ręką na sercu mówię, że jest BOSKI. :D

    Pozdrawiam,
    [forget-the-morals] & [konFEDORAcja]

    PS Ankietka zaraz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na razie obejrzałam sobie tylko końcowy filmik. ZA JE BIS TY! *,*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę genialny i niesamowicie dobrze skonstruowany bonus. Lekki i wręcz abstrakcyjny, zabawny i luźny. Co prawda niekiedy muzyka mnie odciągała od samego tekstu, ale w końcu do niego powracałam, zachwycona na nowo Twoim pomysłem. Co mi się najbardziej podobało? Chyba scena na parkiecie, aczkolwiek wszystkie cytaty z piosenek wplotłaś w fabułę rewelacyjnie. Zabawne i ciekawe. Nie dziwię się, że świetnie się bawiłaś! Pozdrawiam i gratuluję Ci rocznicy :)

      Usuń
  3. A ja muszę to przeczytać jeszcze paręnaście razy, żeby należycie wczuć się w klimat. Ale możesz być pewna, że niektóre piosenki są już na mojej liście przebojów! :D Wszystkiego Najlepszego z okazji rocznicy bloga! Wytrwałości, zawziętości i masy sukcesów na polu pisarskim <3 Zgadzam się z moją poprzedniczką --> filmik jest 'totalnie' ZACNY :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć!
    Muzyka to Twoja pasja? Nie wyobrażasz sobie bez niej życia? A może chciałabyś poznać nowych, ciekawych wykonawców lub poczytać opinie innych na temat przeróżnych utworów? Jeśli tak to serdecznie zapraszam Cię na bloga namuzowani.blog.onet.pl ;)
    Jeśli oprócz muzyki kręcą się także filmy i książki to koniecznie wpadnij na true-villain.blog.pl! To luźny blog o wszystkim. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.
    Przepraszam za spam, wiem, jak bardzo potrafi człowieka zirytować, ale myślę, że rozumiesz, iż czasem bez niego nie da się przekazać innym informacji o blogu. Jeśli uważasz to za stosowne, to skasuj komentarz zaraz po przeczytaniu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, potrafi zirytować, zwłaszcza w niewłaściwym miejscu, bo nie po to jest zakładka SPAM żebyś mi śmiecił/a pod notkami.

      Usuń
  5. Wow! Niezły zestaw muzyczny ^.^
    Bombowo ;) większość nawet znam :D
    A zwiastun - arcydzieło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O.Jeżu.Malusieńki. Uśmiałam się do łez. Ten wpis made my day! Szczególnie Martin śpiewający Reni Jusis, loff absolutny <3

    Zwiastun jest po prostu wspaniały. Wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
  7. teraz musisz pozbierać mnie z podłogi. Miałaś świetny pomysł na ten bonus. Ostatnio są one w modzie, ale większości polegają na: "ach, moje życie jest jak ptak. Czuję się uwięziona w klatce, a złote pręty wnikają głęboko do nieświadomości mojego bólu... "
    aż zaczynam się bać, że sama zapoczątkowałam coś takiego Ginevrą :P
    no i zwiastun świetny :)
    a jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to fakt, że nie każdy może znać tak dobrze angielski. Ja bym się pokusiła o luźne tłumaczenie w nawiasach.
    Pozdrawiam i życzę kolejnych sukcesów (a tak szczerze, to szybko minął ten rok. Nie spodziewałam się).

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałam Ci przede wszystkim na początku pogratulować wytrwałości i życzyć dalszej weny na pisanie! Mam nadzieję, że na tym opowiadaniu się nie skończy. :)
    Jeśli chodzi o musical, to super pomysł. Nie wiem naprawdę, jak mam to skomentować, ale podobało mi się. Piosenki dobrane świetnie i wyszło, jak dla mnie, zabawnie. :) I przede wszystkim mogłam przetestować swój angielski.
    Jeśli chodzi o zwiastun, to jest genialny. Sama uwielbiam robić filmiki i mam nadzieję, że niedługo będę miała więcej czasu na ich robienie. :)
    Tymczasem czekam na nowy rozdział...


    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    [marionetki-nieswiadomosci]
    [the-way-u-lie]

    OdpowiedzUsuń
  9. Teraz to mam nauczkę, aby wszystko czytać od razu, bo od poniedziałku do czwartku mój Internet nie nadaje się od słuchania muzyki czy oglądania filmów i przez to musiałam odwlekać czytanie.
    Przede wszystkim gratuluję rocznicy bloga :) Mam wrażenie, że niesamowicie szybko to zleciało.
    Miałaś świetny pomysł na bonus, jestem pod ogromnym wrażeniem. Wplecenie tych wszystkich piosenek i sam pomysł fabuły są niesamowite.
    A na koniec jeszcze świetny zwiastun.
    A moja preferencja w bohaterach się nie zmieniła ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję rocznicy :)
    Świetny ten bonus! Bardzo pomysłowy i poprawiający humor. Podkłady genialnie dobrane (znane i lubiane), a kilka z nich sprawiło, że umierałam ze śmiechu. Najpierw rzucił mnie na kolana Martin, co kiedyś go znajdzie, ale potem było Hello w wykonaniu B. To najlepszy fragment. Jeszcze głosem Lionela, ciarki!:D Pasuje mu.
    PS Zagłosowałam na... ha, nie powiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja uważam, że Damianowi pasują te wysokie głosy i chyba najbardziej lubię "Please don't go" tutaj, haha :D Ta dramaturgia... ;D
      Ech, ech, wszędzie tajemnice :P

      Usuń
  11. Pomysł świetny, gratuluję! :) Naprawdę, podoba mi się. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam! Jeju, świetne. Jestem pełna podziwu. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Pragnę życzyć Ci wszystkiego najlepszego i pogratulować za to, że spisałaś to piękne opowiadanie :)
    No, to lecę od razu czytać nowy rozdział, pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  12. Hellо Dear, are you actuаlly visіting thіs ѕite геgularly, if so afterward
    you ωill abѕolutеlу takе nice knowleԁgе.


    Here іs mу blog ροst - payday loans

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy