Rozdział 30

I want your drama
The touch of your hand
I want your leather-studded kiss in the sand
I want your love(...)
You know that I want you
And you know that I need you
I want it bad, a Bad Romance

Halestorm - Bad Romance


„Teraz albo nigdy”, postanowiła i specjalnie z okazji wizyty na Lombard Street ubrała się w wyjątkowo elegancką i seksowną sukienkę koloru czerwonego, którą Mathilda wręcz wcisnęła jej, sądząc, że Evelyn znalazła sobie chłopaka. Teraz miała okazję spełnić swoje funkcje.
To mogła być jedyna szansa. Wolała kuć żelazo póki gorące, a skoro otrzymała sygnały, które interpretowała zachęcająco – nie miała nic do stracenia. Wręcz przeciwnie.
Stojąc przed lustrem, uznała, że nie może tak wyjść na ulicę i ryzykować, że ktoś ze znajomych zauważy ją w tak eleganckim stroju i zacznie spekulować. Złożyła więc sukienkę i włożyła do torby. Obok niej położyła także szpilki i kilka przyborów do makijażu, pamiętając, jak bardzo podobała mu się z mocno podkreślonymi oczami.
***
Powitała Kurta lekkim uśmiechem i niemal niewidocznym machnięciem ręki. Od razu udała się do łazienki.
Pierwszy raz tu była. I ponownie Lombard Street ją zaskoczyło – nie spodziewała się tak ekskluzywnej i czystej łazienki w takim miejscu. Złocenia wokół ramy lustra, przyćmione światło dodawało elegancji, a idealnie wypucowane kafelki odbijały refleksy. Poczuła się niemal jak księżniczka w bajce.
- Łał – wyrwało się Kurtowi, gdy wreszcie wyszła z łazienki. Gestem dał jej znać, żeby podeszła do niego, aby mógł się jej lepiej przyjrzeć.
- Przechowasz? – spytała, podając mu torbę ze swoimi rzeczami.
- Co się stało? – spytał z rozbawieniem.
- A co się miało stać?
- Przed chwilą widziałem, że do ubikacji wchodzi Evelyn, a teraz stoi przede mną ktoś, kogo nie znam.
Po zawadiackim uśmiechu na jego twarzy stwierdziła, że ta przemiana mu się spodobała. Uważnie przyjrzał się wszystkim atutom, które podkreślała czerwona sukienka krótko przed kolana i bez ramiączek i pokiwał głową z uznaniem.
- Evelyn – zatrzymał ją, zanim doszła do schodów prowadzących do mieszkania Butterfleye’a. – Czy warto jest gonić za czymś… wyimaginowanym?
- Nie wiem, o czym mówisz – odparła obojętnie, wspinając się na kolejne schodki.
***
Zmiana ta nie uszła uwadze Butterfleye’a. Właściwie była prawie tak drastyczna jak przejście z Evelyn na Evey. I, prawdą mówiąc, ta kobieta, która teraz powoli podeszła do niego miała bardzo dużo cech Evey. Była pewna siebie i swojego seksownego stroju. Nieuznająca kompromisów. Ale wciąż z setką słabych punktów.
Nie przyszło mu nawet do głowy, że kiedykolwiek przyjdzie tu taka… piękna. Ale to napawało go dumą. W końcu sam to stworzył. Oto jego kolejne, żywe arcydzieło. Ze zwykłej, szarej Evelyn, która na co dzień prawie się nie maluje i nosi powyciągane swetry oraz przetarte spodnie, stworzył prawdziwego demona. Zastanowił się, czy myśl ta nie podnieca go bardziej niż obecność Evey.
- Proszę, proszę, witaj, piękna – powitał ją cichszym niż zwykle głosem. Odchrząknął lekko, chcąc odzyskać władzę nad swoimi strunami głosowymi. Evelyn pocałowała go w policzek na powitanie.
Była to spora odmiana, zważywszy na to, że zwykle siadała nieco dalej, aby móc podziwiać jego majestat. Czyżby zapragnęła czegoś więcej…? To było mu bardzo nie na rękę, choć przecież brał to pod uwagę od początku – słaba istotka może się zakochać. Ale przecież istniały zasady, których się trzymała. Jeśli przestawały ją teraz obchodzić, to mogło oznaczać tylko tyle, że wszystko zaczynało się sypać. Musiał to rozegrać w miarę delikatnie i z pełną dyplomacją. Z tym, że to już nie ta sama Evelyn, co na początku. Teraz to jego Evey, jego Motyl.
- Co dziś robimy? – spytała, trzepocząc gęstymi, czarnymi rzęsami.
- To co zwykle, Evey. Muszę cię wtajemniczyć w plan. Ostatni.
- Mhm… A nie może to poczekać? – spytała, patrząc mu prosto w oczy. Jeśli się bała, to doskonale to ukrywała.
- A jest coś, co bardzo chcesz mi przekazać?
- Nie – pokiwała przecząco głową.
- Więc nie widzę przeszkód – stwierdził chłodno i wskazał jej miejsce na kanapie.
Evelyn zmrużyła oczy. Traciła przewagę, którą uzyskała tym elementem zaskoczenia, związanym z ubiorem i miłym powitaniem. Nie zajęła wskazanego miejsca.
- Evelyn, motylku, to wyjątkowo ważne. Nie mam czasu na jakieś gierki.
- Ja też nie.
Zaskoczyło go zdecydowanie w jej głosie. Zmniejszyła maksymalnie dystans pomiędzy nimi i położyła mu dłonie na barkach.
- Chcę, żebyś to ty teraz mówił, ale nie na temat twojego kolejnego genialnego planu, ale o sobie. Chcę poznać prawdę, Butterfleye. Prawdę o tobie. Bo w rzeczywistości nie jesteś taki zły. Kim jest naprawdę mężczyzna, ukrywający się za motylą maską i fioletowymi tęczówkami? – mówiła cicho, z nutą tajemniczości. Odgarnęła kosmyk czarnych włosów za jego ucho, przypominając sobie, że gdzieniegdzie czerń przechodziła w ciemny granat. – Czy ten mężczyzna potrafi coś czuć? Do kobiety?
Nie musiała stawać na palcach – dzięki wysokim obcasom była z nim równa wzrostem. Pożądliwie patrzyła na jego wargi, przybliżając się coraz bliżej.
Butterfleye stał sztywno, czekając na jej kolejny ruch. Starał się być ostrożny, ale czuł, że dziś to nie skończy się pomyślnie. Dlatego musiał rozegrać to tak, aby nie mogła uciec, zanim nie zobowiąże się mu pomóc.
Nie widząc sprzeciwu ze strony mężczyzny wpiła się w jego wargi; były twarde i spierzchnięte. Po chwili zawahania odwzajemnił gest. Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, zupełnie tak jak wtedy, gdy w tym samym pokoju tańczyli wspólnie – bez okazji, całkowicie spontanicznie.
- Potrzebuję twojej pomocy – wyszeptał, przerywając na chwilę pocałunek, aby zaraz powrócić do tego dziwnego tańca, który chwilami przypominał raczej konfrontację sił.
Mruknęła tylko potwierdzająco, pewnie nawet nie zwracając uwagi na to, co powiedział. Była teraz w zupełnie innym świecie. Nie chciała wracać do rzeczywistości, która mogła go tylko zburzyć.
- Mówię poważnie, Evelyn – powiedział, odsuwając się od kobiety. – Wiem, że możesz być zmęczona tym ciągłym wykorzystywaniem cię; jeśli tak jest – obiecuję, że to będzie ostatni raz.
- I co potem?
- Nie wiem. Chyba wyjadę.
- Co? Nie, nie rób tego.
Teraz to on zbliżył się do Evey, tak jakby chciał złożyć pocałunek na jej szyi. Gdy odległość między jego wargami a jej karkiem dzieliły milimetry wyszeptał na ucho:
- Obiecaj, że mi pomożesz.
- Obiecuję.
Przymknęła oczy, z nieprzyzwoitą przyjemnością skupiając się na tym jak jego szczupłe palce łaskoczą jej kark, jak delikatnie sunie ustami wzdłuż jej żuchwy, jakby był wampirem, który chce wyczuć miejsce, w które najkorzystniej będzie wbić swoje zęby.
Po chwili zaczęła się niecierpliwić. Brakowało jej zdecydowania w ruchach mężczyzny. Był ostrożny i delikatny, co zdecydowanie nie pasowało do jej wyobrażenia o Butterfleye’u. Chwyciła go za kołnierz, aby nie mógł zrezygnować z rozpoczętej już miłosnej gierki i przyciągnęła do siebie, składając jeszcze jeden, z każdą sekundą śmielszy pocałunek.  
- Nie jesteś ciekawa, co to za plan? – spytał, gdy zabrakło im tchu, aby dalej kontynuować ich wcale nie niewinną zabawę.
- Zamieniam się w słuch – odparła kokieteryjnie, siadając na kanapie.
- W zasadzie chcę tylko, żebyś coś przypilnowała. Jak zapewne zdążyłaś już zauważyć: nie wolno nikomu ufać. A ja nie ufam zwłaszcza Kurtowi. Nie ufam ludziom, którzy potrafią obserwować, a on z pewnością umie zrobić pożytek ze swoich oczu. Dlatego chcę, żebyś poszła z nim załatwić… pewną substancję, której nazwę zapiszę ci na kartce oraz wyślę ci później, kiedy będziesz już miała nowy telefon, jak powinna ona wyglądać.
- Po co ci jakiś narkotyk?
- Żeby kogoś chwilowo omamić.
- Kogo?
Butterfleye wahał się z odpowiedzią dość długo.
- Daj spokój, mi możesz powiedzieć, prawda? W końcu ufamy sobie, prawda?
- Anabelle Ferrell.
Evelyn wypuściła ze świstem powietrze.
„Pani burmistrz?!”
Zerknęła na ogromną tablicę, na której wcześniej było pełno jej zdjęć – teraz była niemal pusta. Zaszumiało jej w uszach.
- To… Od początku ci o nią chodziło!
Nie wiedziała, co bardziej ją zszokowało: to, że szykuje atak na żonę burmistrza czy uczucie, jakby ktoś uderzył ją mocno w twarz. Czuła się głupio: wykorzystana, zdradzona i oszukana. Nie mogła zaprzeczyć, że sama dopowiadała sobie zbyt wiele, ale przecież pewne gesty mówiły same przez się: przecież pojechał po nią do tego pieprzonego więzienia! Uratował ją! A teraz w głowie słyszała swój własny krzyk: „nigdy się nie liczyłam!”.
Wstała i chodziła w tę i z powrotem, trzymając się za głowę. Buty wystukiwały głośny rytm, a Butterfleye siedział spokojnie z papierosem w ręku, obserwując ją beznamiętnie.
- Nie rozumiem twojego zachowania, Evelyn – stwierdził po chwili, strzepując popiół na ziemię.
- Nie rozumiesz? – zatrzymała się i powtórzyła jego słowa niczym echo. Zmierzyła wzrokiem jego swobodną sylwetkę. Z każdą chwilą rozumiała coraz więcej i czuła się coraz gorzej. – No tak, nie rozumiesz…
- Tak, nie rozumiem, ponieważ od początku jasno postawiłem sprawę. Tak mi się przynajmniej wydaje. Pamiętasz trzy najważniejsze zasady, motylku?
- Przestań mówić do mnie „motylku”! – krzyknęła. – Mam gdzieś twoje zasady – syknęła i obróciła na pięcie w stronę drzwi.
- Nie możesz ich tak lekceważyć. Nie możesz odejść teraz, gdy zobowiązałaś się mi pomóc. Gdybyś to zrobiła, na pewno poniosłabyś tego konsekwencje.
- Naprawdę? – zatrzymała się w drodze do wyjścia. – A czy ty kiedykolwiek poniosłeś konsekwencje tego, co robisz?
- Ja to zupełnie inna bajka. Evey.
Nie odpowiedziała. Wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami. Serce zaczęło jej bić niewiarygodnie szybko, a pod powiekami poczuła piekące łzy. Nie chciała pozwolić, żeby je widział. Wyrażałyby zbyt wiele emocji. Upokorzenie, zawód, złość, bezradność, wreszcie: zrozumienie.
Uprzytomniła sobie jak długo okłamywała siebie. Jak ciągnęła tę fascynację, aby dotrwać do tego momentu – bo prędzej czy później doszłoby do tego, teraz wiedziała to naprawdę.
Tak, on i ona to zupełnie inne bajki. Być może oboje są motylami, ale to ona była tą brzydką ćmą, którą ciągnęło do żaru. I w końcu się sparzyła.
Odwróciła się na pięcie i bez słowa opuściła pomieszczenie. Nikt za nią nie zawołał.
- Dasz mi moją torbę? – powiedziała zduszonym głosem do Kurta.
Przyjrzał jej się uważnie i bez słowa oddał jej rzeczy.
- Chcesz porozmawiać? – spytał cicho, obserwując jak Evelyn zawzięcie szuka czegoś w torbie, ale nie może tego znaleźć, po czym rzuca ze złością swoją koszulkę na ziemię, przeklinając pod nosem i jak drżącymi rękami zmywa zbyt mocny makijaż.
- Nie! Pieprzcie się wszyscy! – krzyknęła i wybiegła na zewnątrz, ściągając w biegu szpilki.  
Miała świadomość, że prawdopodobnie tylko Krut mógłby zrozumieć ją z perspektywy kogoś uwięzionego na Lombard Street, ale nie miała ochoty słuchać jego złotych myśli i niezwykle mądrych rozważań. Doceniała jego wiedzę i trafne obserwacje, ale to nie było coś, czego potrzebowała i po czym poczułaby się lepiej. Nie chciała być pouczana, bo przecież Kurt od początku ostrzegał ją przed Butterfleye’em.
„Czy warto jest gonić za czymś wyimaginowanym?” – teraz wiedziała, że nie. Ale teraz było już za późno. Jednak miała nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Została ostatnia misja. A potem on zniknie. Oby.
Nogi bezwiednie poprowadziły ją do mieszkania jej przyjaciela. Czując się podwójnie podle, zadzwoniła do drzwi. Był późny wieczór, ale nie na tyle, aby uznać porę za niestosowną. Jednak nie to stanowiło dla niej problem i powód do wyrzutów sumienia. Chodziło głównie o to, jak zachowywała się przez ostatnie miesiące. To wcale nie podnosiło jej na duchu.
Damian powitał ją wyrazem zdziwienia na twarzy.
- Cześć – powiedziała cicho.
- Cześć. Coś się stało? – spytał, spoglądając na nią podejrzliwie.
- Nic – odparła szybko i stanowczo. - Ja… Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie ostatnio. Wiem, że mogłoby wydawać się głupie i jakbym była w jakimś chorym transie i… przepraszam.
Damian pokiwał głową ze zrozumieniem i wpuścił ją do środka. Zaskoczyła go ta wizyta, zwłaszcza, że ostatnio prawie ze sobą nie rozmawiali i ich drogi w pewnym stopniu się rozeszły, a on za każdym razem, gdy pytał, co u niej słychać, czuł się jak namolne dziecko, które chce, żeby starsze rodzeństwo się z nim pobawiło i zawsze otrzymywał negatywną odpowiedź. Nie chciał, żeby wyglądało to tak, że zrezygnował z ich przyjaźni, ale też nie chciał się za bardzo narzucać, bo wiedział, że w takim wypadku też nie wyszedłby za dobrze.
- Płakałaś – zauważył.
- Tak, ale to nic takiego – odparła, ukradkiem ocierając jeszcze mokry kącik oka. - Przyniosłam piwo – dodała weselej, machając zgrzewkami przed sobą.
- Widzę. Dwa ośmiopaki.
- Tak… Mam ochotę się upić. I pomyślałam, że będziesz dobrym kompanem. – Ostatnie zdanie wypowiedziała jakby nieśmiało. Nie wiedziała, czy to bezczelność przychodzić po tylu miesiącach unikania go jak gdyby nigdy nic i proponować wieczór przy piwie i jakiś grach.
- No jasne – odparł uśmiechając się przyjaźnie.
***
- Ten film nic nam nie mówi – westchnął lekko Martin, obejmujący ramieniem swoją byłą żonę. Na ekranie małego monitora właśnie wyświetlały się napisy końcowe, obwieszczające koniec seansu. Jednak najwyraźniej oboje się zawiedli – szukali jakiś konkretnych wskazówek, tymczasem nie znaleźli nic.
- Mhmm… No, może tyle, że możliwym jest, że Butterfleye ukrywa się tam, gdzie nie szukacie – w jakimś bardzo widocznym miejscu. I że najbardziej interesuje go nie władza, ale coś, co ją symbolizuje.
- Interesuje go żona burmistrza, nie wystarczy? – mruknął. - Co masz na myśli mówiąc, że ukrywa się gdzieś w „widocznym miejscu”? – spytał po chwili.
- Nie wiem, w jakimś znanym miejscu, albo przy nim. Coś niepozornego, gdzie jest na przykład dużo ludzi każdego dnia.
- Może jeszcze powiesz, że ukrywa się pod posterunkiem? – zażartował.
Natalie roześmiała się.
- Może nie aż tak niepozornego. No, chyba muszę się zwijać.
- Możesz zostać na noc, jak chcesz.
- No nie wiem. Poza tym mama pewnie chce wrócić do siebie. Co prawda szaleje za Vicky, ale dobrze wiemy, że potrafi być męcząca… - zerknęła na Martina, który przyglądał jej się spokojnie, lecz w taki sposób jakby bardzo chciał jej powiedzieć, żeby została. Chyba znała ten wzrok.
Westchnęła i usiadła na skraju tapczanu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- O czym mówisz?
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Odgrzewanie starego kotleta nie zawsze dobrze wychodzi.
- Wiesz, możemy wziąć nowego kotleta, przyprawić od początku i usmażyć go bez obaw, że będzie nieświeży.
Kobieta roześmiała się serdecznie.
- Nigdy nie byłeś dobry w metaforach – odparła, z trudem powstrzymując śmiech. Pocałowała go w policzek i wyszła na korytarz, gdzie zaczęła ubierać buty.
- I dlatego to ja jestem policjantem, a ty prawnikiem – zauważył Martin, przytrzymując jej żakiet, gdy go ubierała.
- Do zobaczenia – powiedziała z lekkim uśmiechem.
Zanim nacisnęła klamkę, uchwycił jej dłoń, aby na pożegnanie pocałować ją w policzek.
***
Część puszek po piwie leżała już opróżniona. Evelyn poczuła się nieco lepiej, jakby lżej. Dokładnie tego oczekiwała. Musiała przyznać, że towarzystwo Damiana było wręcz idealne do takich poczynań. Lubiła w nim to, że nigdy nie zasypywał pytaniami, na które nie chciała odpowiadać, że wiedział, kiedy przestać. Zwykle i tak otrzymywał odpowiedzi – prędzej czy później. Tym razem jednak nie mogła mu powiedzieć całej prawdy. Miała tu na uwadze zarówno swoje bezpieczeństwo jak i jego.
- Wierzysz w przyjaźń damsko-męską? – spytał nagle Damian.
Evelyn spojrzała w jego zielone oczy. Bała się udzielić odpowiedzi. Wiedziała do czego to zmierza. Nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć, nie miała pojęcia, co czuła poza bezkresną rozpaczą i żalem.
- My jesteśmy przyjaciółmi, więc… chyba tak – stwierdziła ostrożnie.
Mężczyzna pokiwał lekko głową.
- Dlaczego pytasz? – spytała ochryple. Strach narastał. Miała wrażenie, że na ten wieczór została rzucona jakaś koszmarna klątwa. Wszystko skumulowało się w jednym czasie i czuła, że nie da rady przeżyć jeszcze więcej. Jednocześnie nie mogła tego przerwać – także ze strachu.
-Nic. Po prostu… - urwał, szukając odpowiedzi w przestrzeni. – Ja już dłużej nie potrafię udawać, to tyle. Z czasem stałaś się kimś więcej niż przyjaciółką. Nie wiem, dlaczego ci to mówię. Może dlatego, że przez ostatni czas mogłaś pomyśleć, że nie uważam cię już za nikogo szczególnego, ale prawda jest taka, że nie chciałem się narzucać i cię w jakiś sposób, no nie wiem, wystraszyć czy coś… Powinienem był to zatrzymać dla siebie, bo przecież nie chcę, żeby nasze relacje się popsuły. Zdaję sobie sprawę, że każde moje słowo pogrąża mnie jeszcze bardziej… - urwał, zerkając na Evelyn. Był gotowy na to, że zaraz odwróci się do niego plecami i odejdzie, zamykając się w sobie jeszcze bardziej, lecz tym razem nieodwracalnie.
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. To nie był najlepszy moment na wyznania miłości. Nie mogła pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia. Ale, do cholery, to nie było takie proste! Jak miałaby odciąć się od nich i stać się warzywem? Ostatnimi czasy czuła się coraz bardziej samotna, teraz czuła to jeszcze mocniej niż kiedykolwiek. Nie chciała stracić ostatniej osoby, na której jej w jakiś sposób zależało.
Damian nie był Butterfleye’em i nigdy nie będzie. Ale rozumiał ją, a jeśli nie – starał się. Nie miał przed nią szczególnych tajemnic, dlatego nie pociągał jej w ten sposób co Motyl. Jednak spędzili ze sobą wiele lat, wiedziała, że jemu może ufać, że ten nie zagrozi jej „poniesieniem konsekwencji”.
- Wyznajesz mi właśnie… miłość?
- Nie. Tak. – Wymasował sobie skronie. Ręce mu drżały. – Chcesz jeszcze chipsów? Pójdę dosypać.
- Nie, poczekaj – zatrzymała go, ciągnąć go za ramię.  – W porządku. Zostań. Proszę.
Objęła go i wtuliła się w jego tors. Potrzebowała bliskości kogokolwiek. Chociaż na chwilę.
- Czyli… między nami okej?
Odmruknęła coś niewyraźnie, przytulając go mocno. Odniosła wrażenie, że w jego ramionach poczuła się bezpiecznie; naprawdę bezpiecznie od bardzo dawna. Pozostałe chwile, gdy przeszło jej to przez myśl, były tylko złudzeniem. Nie mogła przecież być niczego pewna odkąd pierwszy raz postawiła nogę na Lombard Street. I jeszcze długo nie będzie mogła, jednak ta chwila sprawiła, że chociaż na bardzo krótki moment uspokoiła się.
A zaraz potem zaczęła myśleć o tym całym gównie, w którym była. Niepoukładane myśli mknęły przez jej umysł i nie wiedziała czy to za sprawą uderzających do głowy procentów czy pod wpływem natłoku emocji, które w końcu odnalazły drogę wyjścia.
- Boję się, Damian – powiedziała cicho. - Nie pytaj mnie, czego i dlaczego. Po prostu się boję. Boję się, że pewnego dnia obudzę się sama na tej planecie ze swoimi koszmarami, że nawet ty i Matilda odwrócicie się ode mnie.
- Niby dlaczego? – spytał ze zdziwieniem, nieco piskliwym głosem (co zdarzało mu się, gdy był „pod wpływem”).
Evelyn uśmiechnęła się smutno i oparła głowę o jego tors. Milczeli przez większość wieczoru.
-------------------------------
Nie do końca zamierzone, ale nawet wpasowało się w klimat 14 lutego :) A w podkładzie/cytacie cover Gagi, bo ten mi jakoś bardziej podchodzi :D A do końca zostało niecałe 10 rozdziałów, wiecie?

22 komentarze:

  1. Zacznę od najważniejszego: był pocałunek!!! :D

    Mówiłam, że Ev nie powinna tak przeżywać, że B. ją uratował, bo na pewno nie zrobił tego pod wpływem wyższych uczuć. To zdecydowanie BAD ROMANCE. Teraz jeszcze wyznanie Damiana, a raczej: pytanie o dokładkę chipsów, mega! :D Dziewczyna na pewno ma mętlik w głowie, fascynacja B. nie ustaje, nawet jeśli poczuła się "zdradzona", to się źle skończy. Nawet bardzo. A B. działa dalej, teraz potrzebuje jakichś prochów i pewnie Ev wpadnie przez niego za dilerkę. Albo przynajmniej ktoś ze znajomych ją na tym nakryje. Słabo.

    Pozdrawiam,
    [forget-the-morals] & [konFEDORAcja]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ev, co ty sobie do diabła myślałaś?! Nie chcę wyjść na hatera, ale ta dziewczyna ma coś z głową i cieszę się, że w końcu zrozumiała prawdziwe intencje Buttera. Tylko... On ma rację, obiecała mu te prochy dla pani burmistrz i raczej tak łatwo się z tego nie wywinie. Bo przecież z Lombard Street nie wychodzi się tak po prostu, a Kurt jest tego najlepszym przykładem. Swoją drogą jak zwykle pisnęłam radośnie na widok jego imienia. :) Szkoda, że było go tak mało.
    Damian, biedaku. Mam ochotę cię przytulić. Taaak, nie ma to jak wypić hektolitry piwa, wyznać dziewczynie miłość i zapytać, czy chce więcej chipsów. <3 Bardzo w moim stylu, poważnie.
    Czekam na ciąg dalszy (bo wbrew pozorom wciąż tu jestem, nawet, jak mnie nie ma). Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak kobiece wyobrażenie. Myślała bidulka, że skoro ją uratował, to musiało mu zależeć na nim. A tu się jednak okazało, że jednak trzymał się zasad i potrzebna mu jest tylko do wykonywania jego próśb. Szkoda, że jednak wycofać się nie może z tej obietnicy jakiej mu dała... mogła Kurta posłuchać.
    No i z kolei wyznanie Damiana do Evelyn. Żal mi go, że jednak nie usłyszał tego co chciał, lecz jednak zachował się w porządku wobec niej i nie odtrącił ją. To się jednak nazywa przyjaźń.
    A to porównanie kotleta Martina do jego związku z Natalie było niezłe:D

    Czekam na ciąg dalszy:) I nieco zasmuciło mnie, że do końca zostało niecałe dziesięć rozdziałów:(

    Pozdrawiam serdecznie:**

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, że między Motylem a Evelyn nie wypali żadne głębsze uczucia, nawet jeśli miałam na to lichą nadzieję kiedyś. Uważam, że to Damian jest w stanie zagwarantować kobiecie najwyższe dobro, miłość i bezpieczeństwo. Niestety teraz nie ma odwrotów, zobowiązała się pomóc Butterfleye'owi i musi dotrzymać tej obietnicy. To chore, że wciąż chodzi o żonę burmistrza... Evelyn musiała wyglądać naprawdę seksownie w tej kiecce, a przy scenie pocałunków miałam lekki dreszczyk ;) Zbliżasz się już do końca, a my nadal nie wiemy, kim naprawdę jest Motylek... Liczę, że poświęcisz jakiś końcowy rozdział na opowieść o nim! Pozdrawiam i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio Bad Romance za mną chodzi i teraz znów się wkręciłam i musiałam posłuchać z dwa razy, zanim zabrałam się za czytanie rozdziału.
    Mimo że postaci Evelyn jakąś szczególną sympatią nie darzę, to jednak tutaj jej współczułam. Było jasne, że z tego "związku" nic nie wypali i dla Motylka liczyło się tylko uratowanie jej, aby go później nie wsypała lub nie skreśliła jego planów poprzez swoje nieprzemyslane zachowanie.
    Aż nie mogę sobie tego poukładać. Miała takiego fajnego chłopaka pod ręką, a wybrała grząski grunt, z którego pewnie już się nie wydostanie i przyjdzie jej zapłacić za zadawanie się z przestępcami.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej... Tyle wrażeń jednego dnia... Jak dla mnie ^.^
    Oj... Butterfleye jest głupi, jak mógł odrzucić Evelyn? Ale Damian na tym korzysta... W sumie dobrze. On jest tym... odpowiednim. Tak mi się wydaje. Oj... moja wyobraźnia jest rozedrgana i czeka na to jak się to dalej potoczy.
    Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy to, że nadrobiłam i będę na bieżąco :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale mnie Butterflye wkurzył. Wydał mi sie słaby,w ogóle nie powinien jej był na to pozwalać. Wkurzył mnie. Biedna evellyn. Nie wiem, czy bedzie potrafiła wrócić do starej siebie. Ale przynajmniej nie spełniła jego prośby. Nie rozumiem, czemu uznał, ze to akurat ona musi mu zdobyć ten narkotyk. Dlaczego tak wlasciwie ja potrzebował? A Damian tez jest biedny. Tylko Martin, mój idol, ma juz wiecej szczęścia, ale faktycznie metafory mu nie wychodzą. Lubię Natalie. Mam nadzieje, ze wrócą do siebie. Condawiramurs.

    OdpowiedzUsuń
  8. No cóż, Evey była naprawdę zaślepiona sądząc, że ktoś tak bezwzględny jak Butterflye zakocha się w niej i będą żyli długo i szczęśliwie. Szkoda mi jej. Szkoda mi jej, że tak bardzo się zaangażowała. Chora fascynacja, fascynacja do mordercy, przerodziła się w poważne uczucie, które odebrało jej jasność myślenia. Ale był pocałunek, od dawna się zastanawiałam, czy będzie :D
    Teraz widzimy w sumie jaki B. jest. Evelyn jest tylko narzędziem w jego rękach. Motylem, którego sam wykreował. Niczym więcej, prawda?
    Jestem ciekawa, czemu akurat pani burmistrz. Co w niej takiego jest...?
    No i dobrze, że Ev poszła do Damiana. Najlepsi przyjaciele nigdy nie odchodzą, tylko cierpliwie czekają aż sam do nich przyjdziesz. Cieszę się, że między nimi okej. I niepokoję się o to, co będzie dalej...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co?! To już?! Tak mnie wciągnęło wczoraj wieczorem, że dzisiaj usiadłam, żeby dokończyć i nawet się nie zorientowałam, jak tak szybko przeczytałam 30. rozdziałów. I naprawdę żałuję, że zrobiłam to dopiero teraz.
    Twoje opowiadanie jest genialne i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Misternie przygotowane intrygi, skomplikowane charaktery... I tajemnice, których jest pełno. Normalnie kocham takie klimaty. xD
    Szkoda mi tylko naszej EV. Poświęciła się dla sprawy, fascynowałam się Motylem, a tu ni stąd ni zowąd takie niespodziewane poznanie prawdy, że tak naprawdę jest tylko jego zabawką. To było straszne. Ale w zasadzie spodziewałam się tego. Mam tylko nikłą nadzieję, że Butterfly zrozumie swój błąd i będzie chciał odzyskać EV, choć to nierealne w tym momencie. Powinien trafić za kratki. A może to właśnie Evey uratuje go z opresji, kiedy wszystko będzie się walić? Kurde, tyle pytań i teorii, a na żadne na razie nie uzyskam odpowiedzi. To straszne. A najbardziej przeraża mnie fakt, że zostało już tylko 10 rozdziałów do końca opowiadania, w którym się zakochałam. I uważam, że powinno kiedyś trafić na półki księgarskie, tylko bardziej dopracowane i rozbudowane. :) Liczę na to, bo na pewno książkę kupię.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć weny i czasu, bo doskonale zdaję sobie sprawę, co to znaczy mieć szkołę. ;) I pomyśleć, że weszła tutaj, byle się tylko geografii nie uczyć. xD Ale mój czas na pewno nie był zmarnowany! :D

    Pozdrawiam
    [marionetki-nieswiadomosci]
    [the-way-u-lie]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię takie eseje :) Cieszę się, że udało Ci się to przeczytać w tak krótkim czasie :D

      Usuń
    2. Jak coś jest dobre, to ja po prostu nie odrywam się od czytania. :) Proste. ;) Tylko teraz jestem cholernie zła, że już tak szybko skończyłam, bo nie mam co czytać.

      Usuń
  10. Tak sobię myślę, że im bliżej poznaję poszczególnych facetów, tym bardziej mi się wydaje, że są pod wieloma względami przereklamowani. Nie jestem feministką, ale Butterflye jest skończonym idiotą. Do tego pozbawionym uczuć, współczucia i zrozumienia. Bawi się ludźmi, uziemia ich i odbiera wolę. Jednak Evelyn ma charakterek i będę jej kibicować, żeby mu pokazała, gdzie raki zimują. Nie wszyscy muszą się przyporządkowywać jego zasadom!
    I żeby nie wyszło, że jestem wrogo nastawiona tylko do Motyla - Damian też mi działa na nerwy ;O Czy on nie ma w sobie nic z faceta? Evelyn dała mu wyraźnie do zrozumienia, że mogą pozostać na stopie przyjacielskim, a ten i tak robi sobie nadzieje. Nie może uszanować jej decyzji? Cóż, przynajmniej daje jej oparcie, które na tę chwilę jest dla niej najważniejsze.
    To już niecałe 10 rodziałów? I koniec? Kurde blaszka, jak ten czas leci! Będę tęsknić za nieuchwytnym Butterflyem! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Co takiego Motylek widzi w pani burmistrz? Dla mnie jest taka nijaka i niemotylowa XD Zauroczenie Ev rozumiem, bo B. to charyzmę ma i sam chyba trochę nam czarował kobietę. Teraz się bidny zorientował, że przesadził, ale jak się bawić, to do końca. Piękna rozgrywka. Ev się nie wywinie i będzie musiała z Kurtem załatwić mu ten narkotyk. Trochę, a nawet sporo za późno uświadomiła sobie jaki jest B. i jak bardzo sobie zagmatwała w życiu. A ponieważ odrzucona, doprowadzona do ostateczności kobieta jest zdolna do wszystkiego, przyszło mi namyśl, że wyda B. policji. To by było straszne :D
    Ach, a przerywnik z Matrinem był uroczy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. No, nareszcie mam czas żeby przeczytać notkę!
    Na początek powiem, że bałam się, iż Motylek się nie ogarnie, ale jednak do końca został w roli. Zły, zły, Motylek. Ale z drugiej strony mam nadzieję, że Evelyn dzięki temu w końcu zrozumiała, co się wokół niej dzieje.
    Z drugiej strony żal mi zarówno Martina, jak i Damiana - obaj zdają mi się być na przegranych pozycjach. Mam nadzieję, że mimo to dla tych dwóch sympatycznych panów szykujesz jednak jakiś happy end.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mmmmmm, czytałam z pełną fascynacją i skupieniem, wyobrażając sobie kawałek po kawałku każdy dotyk... Baaaardzo zmysłowo zaserwowałaś ten rozdział, nie spodziewałam się! I przynudzę znów, że taaak, było to bardzo na taaaak. Najbradziej pierwsza część zdecydowanie mnie rozkochała w sobie, mimo że po czternastym już ;)I jeszcze dodam, że masz świetne właściwości przeciwbólowe w swoich rozdziałach... ósemka naprawdę przestała mi na te chwile napierdalać! :D Szkoda, że się nie rozpisałaś bardziej. Tak, żebym kilka dni się mogła znieczulać ;* ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz przeczytać jeszcze raz :D
      Jeeej, dzięki :) Nie czuję się dobrze przy pisaniu takich nazwijmy to "miłosnych" scen, więc to dla mnie duży komplement :)

      Usuń
  14. mhm... moja nieobecność obejdzie się chyba bez komentarza. ale już jestem i chyba nie wybieram się nigdzie w najbliższych czasach. chyba, bo ze mną to nigdy nic nie wiadomo.
    ale do rzeczy. czy ja dobrze zrozumiałam, że to opowiadanie dobiega końca? Trochę szkoda, ale jestem ciekawa co będzie Twoją kolejną historia. Bo coś chyba będzie, nie?
    Potrafisz zaskakiwać i skłaniać mój umysł do myślenia. Ciągle stawiam sobie nowe pytania i w sumie to tak ma być.
    Jestem ciekawa jak to wszystko skończy się dla Evelyn. Bo coś czuję, że ona wyjdzie na tym najgorzej. Jej poświęcenie dla Motylka ją zgubi, ale o tym byłam przekonana w zasadzie od samego początku. Współczuję bardzo Damianowi nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że nie powinien jej tego mówić. Mam wielką nadzieję, że na samym końcu będzie jednym ze zwycięzców w tym opowiadaniu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem czemu, ale coraz mniej lubię Evey. Zachowuje się niczym mała, rozkapryszona dziewczynka, tupiąca bucikami, kiedy nie dostaje tego, czego chce. Dość infantylna, ale chyba taki był Twój zamiar. Nieprawdaż?
    Poza tym Motylek. Coraz mniej tajemniczy, znamy już coraz więcej motywów jego postępowania. Jestem ciekawa, jak się zakończy cała ta historia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jakoś nie polubiłam Evey. Takie małe, obrażalskie dziecko. Może tylko mi się tak wydaje? Ahh, ten romantyzm. Z ogromną fascynacją czytałam ten rozdział i wszystkie poprzednie. Będę tu wpadać częściej. ;)
    [ http://northerly-wezwana.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy