Rozdział 26

On last thing before I shuffle off the planet
I will be the one to make you crawl
so I came down to wish you an unhappy birthday
someone call the ambulance
there’s gonna be an accident
I’m coming up on infra-red,
there is no running that can hide you

Placebo- Infra red

Następnego dnia w godzinach lunchu do drzwi mieszkania Evelyn Verriar zapukał Nate. Dziewczyna otworzyła mu z nieśmiałym uśmiechem i nieco zakłopotana wpuściła go do środka.
- Cześć.
- Cześć.
Zapadła chwila ciszy, podczas której Nate rozglądał się z zaciekawieniem po mieszkaniu. Nie zrobiło na nim jakiegoś wielkiego wrażenia, głównie z tego względu, że w przeciwieństwie do domu Matildy, panował tu lekki nieporządek, który go rozpraszał. Pamiątki z Florydy stały tuż obok zdjęć w, stylizowanej na antyczną, ramce, co gryzło się ze sobą.
- Och, czy to mała Matilda i mała ty? – spytał, przyglądając się dwójce ciemnowłosych dziewczynek, znacznie bardziej do siebie podobnych piętnaście lat temu niż teraz, stojących przed zjeżdżalnią w ogródkach McDonalda. - Wiesz, że w Chinach można zrobić wesele w McDonaldzie…? - urwał, widząc spojrzenie Evelyn. – Fajny dres – skomplementował ją z niepewnym uśmiechem. – No, to gdzie mamy tego małego rozrabiakę? – spytał, pełen zapału.
Evelyn spojrzała na niego krzywo, utwierdzając się w przekonaniu, że obecny chłopak Matildy to istotnie największy dziwak, jakiego miała okazję spotkać.
- To znaczy, miałem na myśli twojego laptopa – wytłumaczył, z zakłopotaniem drapiąc się w szyję.
- Tu – powiedziała, wskazując na stolik naprzeciwko kanapy w pokoju dziennym.
Nate skinął głową i usiadł na sofie, zacierając ręce. Długimi palcami chwycił komputer i uruchomił go. Uważnie przyglądał się każdemu pikselowi monitora, notując w głowie najmniejszą anomalię. Gdy system otworzył się i powitał go ubogi w ikony pulpit, spytał, co się stało.
- W zasadzie sama nie wiem. Nie robiłam nic nadzwyczajnego. Po prostu siedziałam w Internecie i w pewnym momencie wszystko zniknęło. Zresetował się, a jak już się włączył ponownie, nie było nic – powiedziała ze zmartwieniem. – Da się to jakoś odzyskać?
Nate pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym zaczął oglądać sprzęt ze wszystkich stron.
- Wiesz, gdyby tylko się zresetował samoistnie, to mogłoby oznaczać, że masz coś nie tak z zasilaczem, ale widzę, że ten jest w porządku. Mogłabyś też mieć jakiś bardziej skomplikowany problem z dyskiem, ale w tym wypadku nie straciłabyś wszystkich plików w tak szybkim tempie… Jakie strony odwiedzałaś?
Dziewczyna spojrzała na niego ostro, odbierając to niewinne pytanie jako zarzut.
- No wiesz, jeśli to jakaś tajemnica… Miałaś zainstalowanego antywirusa?
- Chyba tak.
- Chyba?
- Tak, miałam.
- Aktualizował się?
- Nie wiem… raczej tak.
Mężczyzna westchnął ostentacyjnie i poprawił swoje duże okulary, które nieznacznie zsunęły mu się z nosa.
- I właśnie dlatego kobiety nie powinny tykać sprzętów – mruknął bardziej do siebie, jednak na tyle głośno, aby Evelyn dosłyszała. – Z całym szacunkiem, oczywiście – dodał, uśmiechając się uprzejmie. – Jesteście dobre w zupełnie innych dziedzinach, ale niestety technika do nich nie należy. Matilda jest świetna w tym, co robi, naprawdę zna się na tym, co jest ładne i estetyczne, ale sama doskonale zdaje sobie sprawę, że są dziedziny, w których niezbędny jest mężczyzna, nie jak niektóre feministki…
Evelyn wywróciła oczami. „Co za palant”, pomyślała i z dystansu obserwowała jak Nate wystukuje coś w klawiaturę.
- Mogę prosić o coś do picia, Evelyn? – spytał, nie odrywając wzroku od ekranu monitora.
Kobieta skinęła głową i poszła do kuchni, aby nalać informatykowi wody. Położyła szklankę na stoliczku, na którym wcześniej leżał laptop, teraz znajdujący się na kolanach mężczyzny.
- Och, woda? Nie masz czegoś innego? – spytał uprzejmie, acz stanowczo. – Może herbata? Przepraszam, że tak wybrzydzam, ale mimo wielu zalet wody mineralnej preferuję herbaty ziołowe. Masz może rumianek?
Evelyn przechyliła głowę, nie mogąc uwierzyć w zuchwałość mężczyzny, którego widzi zaledwie drugi raz w życiu.
- Nie – odpowiedziała krótko.
- Dobrze, nieważne, zrób jakąkolwiek herbatę, okej?
Niemal fizycznie odczuwając jak jej sympatia do Nate’a spada, poszła posłusznie do kuchni i wstawiła wodę. Nie fatygowała się, aby powrócić na ten krótki czas, aż woda się zagotuje, do informatyka. Im mniej będzie przebywać z nim w jednym pomieszczeniu tym lepiej dla jej zszarganych nerwów.
Matilda miała wielu facetów, ale ten wyjątkowo łatwo potrafił doprowadzić ją do szału. Może był mądry, skromny i zabawny, ale jako jeden z nielicznych wywarł na niej negatywne wrażenie już na pierwszym spotkaniu, podczas którego nie wymienili nawet zdania. Dziwne, a jednak. To, w jaki sposób na nią patrzył… Jakby był uprzedzony do niej – zresztą z wzajemnością, ale zwykle starała się nie wydawać wyroków nie znając sytuacji. Tym razem jednak czuła się wręcz zmuszana do pozostania przy pierwszym wrażeniu.
Czajnik elektryczny wydał z siebie ciche kliknięcie. Wlała wrzątek do kubka i z ociąganiem wróciła do salonu.
- To wygląda na jakiś naprawdę niefajny wirus, który zżarł ci te pliki – mruknął zamiast podziękowania, zawzięcie uderzając w klawiaturę.
Evelyn odmruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi i usiadła na pufie nieopodal. Nate nie odrywał wzroku od monitora, z fascynacją obserwując przewijający się ciąg literek i cyferek, które odbijały się w jego dużych okularach.
- Matilda mówiła, że ostatnio coś dziwnie się zachowujesz – powiedział nieobecnym tonem. Evelyn poruszyła się niespokojnie w siedzeniu. – Jakbyś się zakochała. Mówiła też, że mam cię zaprosić na wspólną kolację we trójkę.
Wówczas Evelyn przypomniał się jej dziwny sen: herbatka u szalonego Kapelusznika, rozchichotana Matilda… Wzdrygnęła się nieznacznie, nie chcąc powracać do tamtej przekrzywionej rzeczywistości.
- No nie wiem… Ostatnio mam dużo na głowie.
- Jak spacery po Lombard Street?
- Słucham?
- Nic nie mówiłem – zdziwił się. – Szkoda, Matilda będzie niepocieszona. Martwi się, a jak widzę jak ona się martwi, sam zaczynam się przejmować. Dziwne, nie?
Głośno uderzył w klawisz i odchylił się do tyłu z tryumfującą miną.
- Voila!
Evelyn podbiegła do niego, wlepiając wzrok w monitor i niedowierzając umiejętnościom Nate’a – stopniowo odzyskiwała wszystkie pliki.
- Jak to zrobiłeś w tak krótkim czasie?
- Magia – powiedział nonszalancko, puszczając do niej perskie oko, co sprawiło, że Evelyn momentalnie odsunęła się od niego. – Polecam się na przyszłość – powiedział, odkładając opróżnioną szklankę na stolik. – I następnym razem bądź bardziej ostrożna – dodał, zakładając sztruksową kurtkę. - Pobrałem ci też antywirusa, plik instalacyjny masz na pulpicie, najlepiej otwórz go od razu, zanim zapomnisz – powiedział na odchodne, a na pożegnanie pocałował ją w policzek i zapewnił, że wyciągnięty i nieco brudny dres, który miała na sobie, jest naprawdę twarzowy.
Z ulgą zamknęła za nim drzwi. Natychmiast dorwała się do laptopa i stosując się do zaleceń Nate’a, zainstalowała program antywirusowy oraz weszła na stronę  z czatem, przez którego kontaktowała się z Kurtem.
Zadziwiło ją, że Nate odzyskał dosłownie wszystko – wraz z historią przeglądanych stron w przeglądarce.
„Co jak co, ale on zna się na swojej robocie”.
Napisała krótką wiadomość do Kurta, usprawiedliwiając swoją nagłą nieobecność:
E-vey: Przepraszam, coś mi padło. Drobne problemy techniczne, na szczęście już naprawione.
***
- Co? Rumianek mówisz? – zaśmiała się Matilda, kładąc obolałe nogi na kanapie. – Niee, coś ty. Nie wiem, co w niego wstąpiło, może miał ciężki dzień w pracy czy coś. Mówiłam ci, że normalnie jest uroczy.
Pokiwała z promiennym uśmiechem Nate’owi, który właśnie wychylił się zza drzwi kuchni, skąd unosiły się już piękne zapachy. Nie mogła uwierzyć w niektóre słowa Evelyn, które co prawda bawiły ją, ale była pewna, że siostra nieco koloryzuje. Odrzucała na bok odczucie, że Ev najwyraźniej nie lubi Nate’a i że jej zbulwersowany głos nie jest tylko wynikiem zuchwałej prośby o rumianek, ale swoistych uprzedzeń, których zwykle przecież unikała.
- Słuchaj, przepraszam, ale muszę kończyć – przerwała, gdy Nate zajął miejsce obok niej i zaczął masować jej zmęczone od całego dnia na obcasach stopy. – Do zobaczenia.
Uśmiechnęła się zalotnie do mężczyzny i spytała:
- To prawda, że zachowywałeś się jak pajac u mojej siostry?
- Zachowywałem się normalnie.
- Prośbę o rumianek mogłeś sobie odpuścić – powiedziała z powagą, aż Nate’owi zrzedła mina.
Matilda wybuchła śmiechem widząc jego zbity z tropu wyraz twarzy.
Przybliżyła się do niego i położyła mu głowę na ramieniu. Przyjemny dreszcz przeszedł jej ciało, gdy mężczyzna delikatnymi ruchami palców łaskotał jej plecy.
- Mam wrażenie, że ona cię nie lubi – westchnęła cicho.
- Ważne, że ty mnie lubisz – odpowiedział.
- No tak, ale… - urwała, rezygnując z rozwinięcia swojej myśli.
„Jeszcze wyjdzie, że za bardzo się angażuję, za bardzo się otwieram i wyjdzie za poważnie i ucieknie mi z krzykiem lub ja nagle się wycofam, wystraszona, że powiedziałam za dużo. Czyli skończy się jak zawsze. Nie ma sensu”.
Prawda była taka, że Matilda znowu zaczynała się angażować. Nie uważała, że to dobrze, ale gdy spotykała się z nim, przestawało to mieć znaczenie. A zdanie siostry na temat Nate’a było dla niej ważniejsze niż kogokolwiek innego. Dziwiło ją, dlaczego akurat on budzi w niej takie negatywne emocje, skoro wystarczyłoby spojrzeć na pewnego modela, z którym kiedyś miała romans, a który zdradził ją z facetem. „Ale byłam głupia”! Za każdym razem, gdy to sobie przypomniała, miała ochotę walnąć głową o ścianę. Jak mogła nic nie zauważyć?
„No dobra, bądź szczera. Miałaś wtedy inne priorytety… Ale minęło już trochę czasu i zdążyłaś postarzeć się o rok czy dwa, więc chyba czas pomyśleć o ustabilizowaniu się”.
Tymczasem Nate był całkiem „normalny” i nadzwyczaj zabawny. Dobrze, że najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że śmieje się z jego naukowego tonu.
- Zresztą nieważne – zbagatelizowała, prostując się.
- Taka postawa mi się podoba. Zresztą pomyśl, ten gej od ciebie z pracy, Marco. Też na początku cię nie lubił, prawda? A teraz nie wyobraża sobie dnia bez ciebie. Zobaczysz, Evelyn też się do mnie przekona.
- Nie mów na Marka „ten gej” i to takim tonem – odparła, nieco urażona.
- Ale on jest gejem.
- I co z tego? Mówisz o tym tak jakby to była zbrodnia.
Jedyną rzeczą, która bardzo przeszkadzała Matildzie w Nacie były jego ortodoksyjne poglądy i liczne uprzedzenia. Rzucał krzywe spojrzenia, gdy spotykał osobę o odmiennej rasie czy religii i mruczał coś pod nosem. Wydawało jej się to zupełnie bezpodstawne, lecz wątpliwym było, żeby takie uprzedzenia wynikały z niczego. Wolała jednak nie wdawać się w szczegóły.
- Nie lubię tego u ciebie, wiesz?
Nate zacisnął szczęki i spojrzał w przestrzeń, aby po chwili uśmiechnąć się krzywo.
- Przepraszam. Może po prostu zmienimy temat? – zaproponował, przyciągając ją do siebie jedną ręką, drugą zaś odgarniając jej włosy za ucho.
Matilda zacisnęła usta, starając się skupić na tym, żeby ignorować jego zaloty i wyeksponować swoje niezadowolenie. Jednak nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy długie i szczupłe palce Nate’a połaskotały jej szyję.
- Przestań. Mam łaskotki – odparła, siląc się na ostry ton.
- Wiem.
- Wiesz co? Naprawdę jesteś bezczelny! Nie dość, że spoufalasz się przy mojej siostrze, którą widzisz drugi raz w życiu i myślisz, że zrozumie twoje dziwactwa, to jeszcze teraz uważasz, że głupie pieszczoty jakoś mnie…
Nie dokończyła, bo mężczyzna zamknął jej usta pocałunkiem. Przeklęła w myślach i choć pierwszym pomysłem było sprzeciwienie się takiemu rozwiązywaniu kłótni, to poddała się. Bardzo dobrze całował.
***
Butterfleye wszedł nieco zmęczony do swojego pokoju, którego drzwi oznaczone były jedynie naklejką z jego autorskim znakiem. Na Lombard Street nie obowiązywały żadne numery. Mieszkańców tego domu nie przekształcano w numery, co można by pomyśleć o niektórych urzędach. Tu każdy był indywiduum, który sam stworzył. Butterfleye był całkiem zadowolony ze swojej maski.
Powitały go bezpłciowe, białe ściany i jedyny mebel, który naprawdę lubił w salonie, urządzonym skrajnie minimalistycznie – czarna, skórzana i piekielnie wygodna sofa.
Czasami sam nie mógł uwierzyć, że zgodził się na taką skromność, jednak zwyczajnie nie mógł pozwolić sobie na uzewnętrznianie się w żaden sposób, a dobrze wiadomo, że sypialnia mówi najwięcej o właścicielu. Bałagan na biurku – ktoś roztrzepany, zdjęcia na półkach – sentymentalny, obrazy na ścianach – wrażliwiec, pamiątki z podróży – romantyk. Niby niepozorne rzeczy, a potrafiące zdradzić tak wiele.
Usiadł na kanapę, pocierając dłońmi twarz i pozwalając przy tym, aby motyla maska nieco się rozmazała. Teraz już nikt go nie widział, nie miał powodów, aby dbać o swój image.
Dopiero wówczas jego uwagę przykuła mała koperta, leżąca na stoliku obok sofy. Ostrożnie wziął ją do ręki, podejrzliwie rozglądając się po pomieszczeniu.
Listy nie należały do codzienności. Ba – było wręcz dziwnym, że wiadomość leżała ot tak na jego stoliku. Gdy ktoś miał dostać jakąkolwiek przesyłkę, zajmował się tym Kurt. Jednak przede wszystkim wszelkie interesy załatwiało się osobiście. W końcu domek na uboczu Lombard Street był tajną siedzibą przestępców z San Francisco, a został wybrany według zasady „pod lampą najciemniej”, bo kto szukałby na najbardziej obleganej przez turystów ulicy?
Rozerwał kopertę, czując narastającą złość i skrzętnie ukrywany strach.
Butterfleye, stary brachu, czy to naprawdę ty?
Jak zawsze z wyrazami najszczerszego szacunku
Don Lotario
Zmiął kartkę w kulkę, a po chwili w napadzie szału, chwycił za kant stolika i wywrócił go do góry nogami, z gniewnym rykiem.
Dysząc z wysiłku oraz emocji, podszedł do okna i wlepił wzrok w panoramę miasta, rozpościerającą się za oknem. Zwykle uspokajający widok, teraz podniósł tylko poziom adrenaliny w jego organizmie.
Gdzieś tam czaił się ten, którego nienawidził najbardziej. Choć doszedł dość szerokim, dogłębnym i trudnym śledztwem do jego prawdziwej tożsamości, nie miał zamiaru spotykać się z nim twarzą w twarz. Wybrał San Francisco, aby móc zasiać zamęt, pokazać swoją nową twarz, efekt jego przeobrażenia w motyla. Była to też pewna forma ucieczki. W końcu był tylko Motylem, nie żadnym Lwem.
Czyżby popełnił jakiś błąd?
Nie, on nie popełnia błędów. Już nie.
Jednak coś poszło nie tak. Ktoś swoim długim ozorem musiał coś wygadać; w jakiś sposób musiał dojść do tego, że siedzi na Lombard Street.
Może nie trzeba było słuchać tej wrażliwej istotki Evelyn i zrobić z Fraudinem porządek? Może wbrew temu, co mówią media, wcale nie ześwirował? W końcu oni potrafią tylko kłamać i koloryzować…
A może to Evelyn…? „Nie, nie, nie… Evelyn jest zbyt wystraszona i zbyt mocno zafascynowana tobą, żeby zrobić coś takiego”.
Westchnął głęboko. Jego oddech pozostawił ślad na szybie w postaci pary wodnej, która na chwilę osiadła na oknie, aby po paru sekundach zniknąć.
Zniknąć…
Trzeba wziąć się w garść i zrobić to, o czym myślał już od dawna, a potem po prostu się ulotnić. Ale przede wszystkim trzeba porozmawiać z Evelyn. Być może zmienić taktykę… I uspokoić się. Nerwy nigdy nie są dobrym sprzymierzeńcem.
Potrzebuję Cię, Motylku. Natychmiast.
B.
***
Nie miała akurat nic ważnego do roboty, dlatego mimo późnej pory szybko ubrała się tak, aby nie wyglądało, żeby stroiła się specjalnie dla niego, jednak wciąż z klasą, stawiając przede wszystkim na całkiem wygodne wyższe buty i szybkim spacerem dotarła na Lombard Street.
Ulice były niemal puste, tramwaje już nie kursowały – w każdym razie nie tak często jak w dzień, jedynie gdzieniegdzie paliło się światło. Gęsta mgła zaczynała opadać na miasto, w której ginęły agresywne w swoich kolorach billboardy, uspokajając tym samym okolicę, wyglądającą teraz jeszcze bardziej tajemniczo niż zazwyczaj.
Kiedy na horyzoncie zauważyła bramę, która informowała, że znajdujesz się w parku Presidio, skręciła w lewo, aby za chwilę znaleźć się w mieszkaniu Butterfleye’a.
Nie było jej jednak dane tam dojść, ponieważ ktoś podbiegł do niej, oplatając ramieniem jej szyję i przystawiając do twarzy namoczoną czymś ścierkę o ostrym zapachu, który sprawił, że straciła przytomność, zanim zdążyła chociaż zawołać o pomoc.
-----------------------
To chyba ostatni rozdział w 2012 roku :) Dodałabym w święta jakiś bardziej sielankowy, ale nie, świąt na Lombard Street nie będzie (hahaha, to trochę brzmi jak Szeryf z Nottingam, grany przez Alana Rickmana), bo nie pasuje. A następny rozdział jest raczej brutalny i nie mam zamiaru psuć nim tej świątecznej atmosfery, z kolei od razu po świętach raczej nie znajdę czasu na pisanie ;) Za to już dziś zapraszam na coś bardziej świątecznego na Various-Formations,  o. ;)
Dziękuję bratu za konsultacje informatyczne, hehehe :D
W takim razie już teraz życzę Wam wesołych świąt! :D

PS. Ajaja, jeszcze jedno. Macie facebooka? Nie, nie martwcie się, żadnego fan page'a nie zakładam, zależy mi tylko, abyście dołączyli do TEGO wydarzenia, gdyż istnieje szansa, że film Nightwisha będzie dostępny w Polsce. A to byłoby wspaniałe! Przekonajcie się, oglądając niesamowity trailer. Mam nadzieję, że czujecie się przekonani po nim. Z góry dziękuję w imieniu wszystkich fanów NW ;) 

20 komentarzy:

  1. O jaaa, kto mógł porwać Evelyn? Czyżby Don? Albo Nate (hahaha)? Nie mam przekonania do tego kolesia, nie lubię go, jest taki nieufny i w ogóle... Komentarz krótki, ale Ty i tak masz zawsze transmisję na żywo live z dyskietki. ;)

    I tak "ten gej" oraz "fajny dres" wymiatają, no jeszcze mi się twarz cieszy. :D

    Pozdrawiam,
    [stolen-papyrus]

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się co mam powiedzieć. Nie będę już komentowała poprzednich rozdziałów. Ale ten powyższy był genialny. Os samego początku podobała mi się ta historia, ale dzisiaj to już było mistrzostwo.
    Wkurzony motylek to dopiero coś. Aż strach pomyśleć co będzie dalej i do jakich czynów jest zdolny w takim stanie. Oraz co zrobi, jak się dowie, że porwali Evelyn. Swoją drogą ciekawi mnie, kto to zrobił. Mam swoje teorie, a jak, ale może lepiej się nimi ni będę dzielić, bo weźmiesz mnie za wariatkę. ;)
    Nate i uroczy? Haha... no nie wiem. Na pewno jest dziwny. Mimo wszytko chyba go polubiłam. Dlatego pewnie okaże się, że nie jest taki niewinny i dobry na jakiego wygląda, bo ja zawsze lubię czarne charaktery. Boże, co ze mną nie tak?
    A! Miałam jeszcze dopisać, że zakochałam się w DeadBoy'u, hahaha :) Wiadomo, że Butterfleye nie przebije, ale... no cóż, nie sposób go nie uwielbiać.
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    P.S.
    Ten sen Ev był genialny! Nie znajduję innego słowo, serio. Dziewczyno, ale ty masz wyobraźnię! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wielkim wrażeniem! Kurczę, Nate to niezły dziwak. Początkowo poczułam do niego sympatię, bo mam słabość do informatyków-okularników, jednak jego poglądy i brak tolerancji trochę mnie zniesmaczyły. Matilda powinna dobrze się zastanowić nad tym związkiem, mimo że facet bardzo ją kręci i rozpala :) Owszem, Nate się zna na swojej pracy. Sprawnie naprawił laptopa Evlyn, ale ja cały czas się zastanawiam, czym spowodowana była awaria. Obawiam się, że może być to połączone z porwaniem. Epicka scena! Chyba nie wytrzymam do kolejnego rozdziału... Butterfleye. Chciałabym wreszcie wiedzieć o nim ciut więcej ;) A skoro to ostatni rozdział w roku, to życzę wesołych świąt ;* Pozdrawiam serdecznie, zachwycona i zniecierpliwiona :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten cały Nate przestaje mi się podobać. Wcześniej jakieś usprawiedliwienie się dla niego znalazło... ,,Może to i dziwak, ale bez reszty oddany nauce i swojej pasji'', ,,Może on tak ma?'', ale teraz coś mi tu śmierdzi. Nie potrafię wyjaśnić swojego niepokoju, wyczuwam jednak, że akcja się rozwija i to w strasznie szybkim tempie. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Evelyn zdradziła się, niepostrzeżenie robiąc coś, co mogło ją zdemaskować. Wystarczył nieświadomy gest, reakcja na nazwę znanej jej dobrze ulicy, cokolwiek. Czy to mało trzeba komuś, kto jest doskonałym obserwatorem?
    Absolutnie genialny rozdział! Z życzeniami trochę się spieszę, ale i tak już życzę Ci na zapas wszystkiego dobrego z okazji zbliżających się świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyżby Nate był Donem Lotario?
    Jak na razie wysnuwam takie wnioski po lekturze tego rozdziału (który był oczywiście jak zwykle świetny).
    Życzę wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wcześniej myślałam, że może szukam dziury w całym, ale teraz moja podejrzliwość względem Nate'a jeszcze wzrosła. On nie może być zwykłym maniakiem komputerowym. Mam wrażenie, że w jakiś sposób związany jest z Lombart Street (lub ogólnie z tym wesołym gronem przestępców) i to pytanie wcale się nie było przesłyszeniem (mimo że z głową Evelyn nie jest najlepiej) i wypowiedział to naprawdę. Zastanawiam się tylko, do czego on dąży. No, chyba że moja pierwsza teoria co do całości okaże się prawdą, to powyższe wnioski zaczną tańczyć taniec hula, nabijając się ze mnie.
    Nowy rozdział w nowym roku? Jak mam to wytrzymać, gdy ten zakończył się w taki sposób i z chęcią już teraz dowiedziałabym się, kto stał za atakiem na Evelyn. No nic, trzeba uzbroić się w cierpliwość.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez chwile też myślałam, że Nate to Don Lotario. Coś mi nie pasuje w tym facecie. Jest dziwny i... mógłby założyć jakiś podsłuch, czy coś w tym laptopie dziewczyny, i pewnie nawet w telefonie, w koncu nie było jej chwile w pokoju. Ciekawe co wymyśliłaś :d.
    Podobał mi się rozdział i szkoda, że ostatni w tym roku :f

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, jak poprzedniczki uważam, że z Natem jest coś nie tak. Albo jest w zamieszany w jakiś sposób z B., albo wprowadziłaś go, by odwrócić uwagę od czegoś/kogoś innego. Hmmm... sama nie wiem.
    Don Lotario zrobił się bezczelny, a B. się wściekł. Coś ostatnio nie idzie nie po jego myśli. To chyba dobra okazja dla Martina, znów zacząć działać. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
    Ev to strasznie pechowa osóbka. Coś jej znowu zrobiła? B. odpada, to do niego szła. Policja? Chyba też nie, w ten sposób nie zatrzymaliby jej. Ludzie Dona? To mi się wydaje bardzo prawdopodobne. Będą mogli użyć ją przeciwko B. A może jednak Nate? Ale tu nie potrafię znaleźć żadnych zależności. Tylko skojarzyło mi się, że tak szybko odzyskał jej dane, bo może sam je wcześnie skasował.
    Szkoda, że nn dopiero po Nowym Roku. Ech, no trudno. Poczekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale bym go lała po pysku, tego Nate'a. Ale mnie wkurwił. :D
    Musi z nim być coś nie tak :D

    Ja już sie tyle porozpisywałam, że nic więcej właściwie nie mam do dodania. Wywróciłaś moją głowę na lewą stronę, jestem pewna, że będzie mi się śniła Lombard Street! :D

    To jest po prostu Dobre. Nie - dobre, tylko Dobre. Żadne świetne, wspaniałe, olśniewające nie sięga pięt tego, co jest diabelnie Dobre.

    Ale czemu tu świąt nie będzie!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nate, Nate... Jak go rozgryźć? Może tylko nam się wydaje, że jest jakoś powiązany z Lombard Street, a może rzeczywiście tak jest?
    Hm, Butterflye chyba będzie się ewakuował... Czyżby brał Evelyn ze sobą? Może to on ją zaatakował, by z nim wyjechała? Chociaż nie, owinął ją sobie wokół małego palca, zrobiłaby wszystko dla niego... A może nie...?
    Dobra, przestaję, bo mój komentarz to jedno wielkie gdybanie :P
    W każdym razie aż mnie ciarki przeszły, kiedy ktoś pozbawił ją przytomności. Totalne zaskoczenie. No i jak tu wytrzymać w tej niepewności?
    Życzę Wesołych Świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  11. No, nareszcie mam czas, żeby przeczytać i muszę powiedzieć jedno:
    AWWWWW, NATE! [<3]
    Uwielbiam jego dziwactwa. Scenkę w mieszkaniu Ev opisałaś tak dobrze, że byłam w stanie wyobrazić sobie absolutnie wszystko. Łącznie z tym specyficznym tonem Nate'a. Nie podobają mi się jednak jego uprzedzenia, ale mam wrażenie, że co do niektórych ma jakieś podstawy. Mimo to, uprzedzenia są złe i już.
    Muszę też przyznać, że mnie zepsułaś, bo po obejrzeniu gifów, Nate'a wyobrażam sobie już tyllko jako Andy'ego Garfielda. Nie żeby mi to przeszkadzało :D
    I tak na marginesie dodam, że też podejrzewam naszego informatyka o jakąś wiedzę o Lombard Street. Nawet przez chwilę przez głowę przemknęła mi myśl, że to on jest Don Lotario...

    I powiedz mi, dlaczego po przeczytaniu tego rozdziału mam wrażenie, że powoli zbliża się zakończenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego, ale wrażenie dobre, aczkolwiek to zakończenie naprawdę nadchodzi POWOLI xD

      Usuń
  12. Obecna! :)
    Przepraszam Ciebie za tą zwłokę, lecz komputer miałam zepsuty i musiałam poczekać na nowego laptopa, który już został zakupiony^^

    Ten Nate wygląda na bardzo tajemniczego, ale widać, że jednak zna się na swoim fachu. Żeby w tak krótkim czasie to wszystko zrobić. Nie wiem, czemu, ale podejrzewam go, że on ma coś wspólnego z Butterfleyem (oj tak, Dusia musi wszystkich podejrzewać^^)

    Och, ten tajemniczy Don Lotario, nie sądziłam, że będzie wrogiem Motyla. Ach, gdyby Honnet wiedział, że taki ktoś naprawdę istnieje.

    Zakończyłaś w takim momencie, że aż człowiek modli się, aby szybko pojawił się Nowy Rok. Jestem ciekawa, kto to mógł ją porwać. Czyżby ten tajemniczy Don Lotario?

    Całuję i życzę Wesołych Świąt:**

    OdpowiedzUsuń
  13. Nate... A ja go miałam tylko za zwykłego dziwaka... Teraz opowiem Ci moją wersję, okey? Tylko się nie śmiej jak mówię źle. Otóż Nate jest po stronie Dona Lotario (ewentualnie jest tym Donem Lotario. O, w sumie to nie byłaby taka zła opcja xD). Jest informatykiem i to nie problem zdobyć dla niego IP Evelyn, a następnie dokonać ataku na jej komputera - tym bardziej że - nie czarujmy się - my kobiety rzeczywiście nie dbamy aż tak bardzo (oczywiście z wyjątkami) o naszą wiedzę dotyczącą wszelkich zapór i ochrony komputera i Evelyn rzeczywiście musiała mieć przeterminowany program antywirusowy. Parę dobrych rozkazów ze strony Nate'a i komputer wyczyszczony. Następnie chłopak jest pewien, że Ev poprosi o pomoc właśnie jego - skoro jest informatykiem, to dlaczego by nie? W końcu kręci z jej siostrą. Chłopak przychodzi i odwala dziwactwa. Prosi o coś do picia, mając nadzieję, że przygotowanie tego czegoś zajmie dłuższą chwilę. Niestety, wodę wlewa się szybko. Więc pora na pokaz kolejnych dziwact. Nate prosi o herbatę. Rumiankową, bo... raczej większość ludzi ma herbatę rumiankową w domu na wypadek bólu brzucha (tak mi się wydaje, choć nie powinnam się odzywać, bo ja piję tylko herbatę miętową i rumiankową - czarna, biała, czerwona i owocowe mi nie smakują, a zieloną piję okazjonalnie) i zazwyczaj ta herbata jest gdzieś ukryta w czeluściach szafek kuchennych na wypadek gdyby. Ev oznajmia, że rumiankowej nie ma, Nate prosi o jakąkolwiek. Jednocześnie ma nadzieję, że Ev posiedzi w kuchni, czekając aż woda się zagotuje. I tak się dzieje. Następnie ma zgrany na dysk przenośny cały dysk, który usunął wcześniej. Wgrywa go... Choć rzeczywiście zajęłoby to trochę więcej czasu. W takim razie, usuwając dane z komputera Ev, zrobił jakąś lukę w serwerze, która umożliwia przywrócenie starych danych poprzez wpisanie jakiegoś rozkazu. W kazdym razie - Evelyn wchodzi do pokoju, a Nate klika obojętnie co, bo dane ma już przywrócone, i krzyczy, że właśnie wrócił mu system (choć i tak ten czas mi nie pasuje... Coś za szybko się wszystko przywróciło... Mam lukę w swoim genialnym planie :/). Jednocześnie Nate ma skopiowane na swój dysk dane z komputera Evelyn i spokojnie przegląda je w domu. Gdzieś, pewnie w rozmowach, ale już nie pamiętam, musi być adres Motylka... Cokolwiek...
    Dobra, Nate to Don Lotario, teraz jestem zajebiście pewna. Nate to informatyk, lubi pewnie też gry komputerowe, na pewno grał kiedykolwiek w simsy. Stąd to Don Lotario.
    Wracając do mojego poprzedniego wywodu... Skończyłyśmy na "cokolwiek", prawda? Nate spotkał Ev na Lombard Street, może potem śledził ją, wiedział, że przychodziła tam często. Znalazł dom, z rozmów na komunikatorze wywnioskował, który pokój zamieszkuje nasz B.
    A teraz porwał Evelyn. Dlaczego? Szantaż.
    To mi wygląda na punkt kulminacyjny tego opowiadania, choć wiem, że punkty kulminacyjne w opowiadaniach nie występują. Po prostu tak nazywam moment w tej historii, w którym wszystko zbliża się, ku końcowi. I trochę mnie dołuje ten fakt... że to wszystko rzeczywiście może się niedługo skończyć...
    Całuję,
    Leszczyna
    PS WESOŁYCH ŚWIĄT ;**
    PS 2 Masz rację - rzeczywiście kojarzę piosenkę, którą dodałaś do zeszłej notki, choć jak przeczytałam wykonawcę i tekst, to byłam pewna, że jej nie znam. Piosenka z dzieciństwa <3
    PS 3 W sumie chciałabym przeczytać Twoją odpowiedź na mój komentarz, bo... No kurde ciekawa jestem, czy mam rację ^ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łał! Imponujące, Leszczyno! :D Rozumiesz jednak, że nie mogę odpowiedzieć jednoznacznie czy masz rację czy też mylisz się pod każdym względem. Ale podziwiam! I wiesz jak super czyta się takie rozkminy, do których sama się przyczyniłam? Dzięki za ten prezent świąteczny :D
      Hmmm... Wydaje mi się, że taki punktów kulminacyjnych jeszcze parę będzie. Ale w każdym razie od teraz wszystko przyspiesza.
      I tak, wesołych! :*

      Usuń
    2. To przez Sherlocka :/ Teraz wszędzie dopatruje się intryg i myślę sobie: "Co by powiedział Sherlock?". To naprawdę podchodzi pod psychofanię, która przeraża mnie samą. Kiedy to minie? Mam nadzieję, że jak najszybciej.
      hahhaha, i nie ma za co <3

      Usuń
    3. ja podczas oglądania serialu zastanawiałam się, co by Sherlock powiedział o mnie. Po czym doszłam do wniosku, że wolałabym nie wiedzieć, hahaha xD
      W sumie dobrze, że Sherlock ma tak mało odcinków, bo ten serial potrafi 'opętać'. Tez miałam wielką fazę jak na początku tego roku skończyłam oglądać. Teraz po prawie roku przerwy jestem mniej nakręcona, ale... zbliżają się nowe odcinki! Hahhaha :D

      Usuń
    4. Zbliżają się? Ja słyszałam wersję, że na początku 2013 mają je dopiero zacząć kręcić :/ Chyba że (proszę, proszę, proszę! xD) znalazłam złe informacje (mam nadzieję xD).
      Szczerze mówiąc, na początku byłam strasznie rozczarowana taką małą ilością odcinków. Bo oczywiście wszystkie inne seriale mają ich mnóstwo, a coś co mi się epicko podoba tak mało. Ale po skończonym oglądaniu naprawdę się cieszyłam, że to tylko 6 odcinków. W przeciwnym wypadku siedziałabym pewnie całą przerwę świąteczną od rana do wieczora oglądając Sherlocka.
      Ale pewnie mi przejdzie tak jak po Harrym Potterze - niby przejdzie, ale wciąż będę wielką fanką, która obnaża zęby, jak ktoś mówi coś złego na temat tworu ;)

      Usuń
    5. Nie wiem, ja słyszałam tylko, że w 2013 mają wyjść, a ten już niebawem :D

      Usuń
  14. Nate... hmmm... wcześniej nie zwracałam na niego aż takiej uwagi, ale teraz, teraz to zupełnie coś innego. Zna się na komputerach i to jeszcze jak, więc jakoś ciężko mi uwierzyć, że dokształcał się sam dla siebie. coś mi mówi, że ma coś wspólnego z Motylkiem. Oj, tak.
    a za takie zakończenia powinno się mordować. ot, co!
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy