Rozdział 15

He wore black and I wore white
He would always win the fight
Bang bang
He shot me down, bang bang
I hit the ground , bang bang (...)
My baby shot me down

Nancy Sinatra - Bang bang (my baby shot me down)


Martin Honnet przyszedł do pracy wyjątkowo parę minut później. Nie mógł zasnąć, pełen złych przeczuć i natrętnych myśli, które często przeczyły sobie. Niektóre z nich mówiły mu, że jest na tyle dobrym gliną, że w końcu w jego jurysdykcji zapanuje należyty porządek, inne uważały go za nieudacznika, bo nic się nie zmieniło, a w dodatku parę lat temu postawił pracę ponad rodzinę i nic dobrego z tego nie wynikło.
Był zaspany, ale gdy zobaczył, że przespał budzik, szybko wyszykował się do pracy, darując sobie nawet poranny rytuał parzenia kawy. To nic, wypije ją w pracy. Chociaż tam serwują siki, a nie prawdziwą kawę… Mniejsza o to.
Zapomniał o kawie, gdy zobaczył Ray’a, spieszącego w jego kierunku.
- Co znowu? – warknął.
Kto by pomyślał, że ten na pozór spokojny i przyjazny policjant ma w sobie liczne pokłady negatywnych emocji. Martinowi zdarzały się wybuchy złości. Zwykle panował nad sobą, ale w wyjątkowe „złe” dni (jak na przykład te, w których nie wypił porannej kawy) był tykającą bombą zegarową. Zwłaszcza, gdy wszystkie problemy nakładały się na siebie w jednym momencie. Jednak najbardziej pewnym momentem w życiu Martina, w którym można było spodziewać się zgryźliwości z jego strony, były te chwile, gdy coś nie szło po jego myśli.
Tak, Honnet był ambitny. I na kilometr potrafił wyczuć złe wieści, a już szczególnie te związane z Butterfleye’em. Tylko czekał, aż ten zada mu kolejny cios w brzuch.
- Graffiti.
- Nie zajmujemy się aktami chuligańskimi – prychnął.
- Niech szef lepiej zobaczy – odparł młodszy aspirant i włączył poranne wiadomości.
- Jeszcze wczoraj wieczorem tego nie było, a dziś, gdy wychodziłem do pracy, zobaczyłem to… - mówił nieco otyły mężczyzna po czterdziestce, lekko przestraszonym wzrokiem zerkając na punkt poza kamerą.
- Gdzie była policja, gdy ten morderca malował to coś tuż pod naszym nosem?! – grzmiał inny dobrze ubrany mężczyzna, zapewne jakiś bankier.
Ujęcie się zmieniło. Teraz na ekranie widać było elegancko ubraną kobietę w granatowej garsonce. W tle znajdowało się ogromne graffiti z motylem na tle prowizorycznej panoramy San Francisco z napisem: „Butterfleye was obserwuje”.
- Jest niemal oczywistym, kto wykonał to graffiti, jednak pytanie, które narzuca się nam wszystkim to: po co? I czy należy się bać? Czy motyle oczy rzeczywiście nas obserwują i tylko czekają na nasze potknięcie? A może jednak to po prostu żart ze strony obywateli? Dla CBS San Francisco, Desirae Henderson.
Martin z wrażenia usiadł za swoim biurkiem i oparł czoło o dłoń. To było wprost niedorzeczne. Kim ten człowiek do cholery jest? I co on chce osiągnąć czymś takim?
Graffiti, ale wymyślił. Żałosne.
Ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych, Honnet zaczął się śmiać. Był to śmiech bezradności i niedowierzania.
- To chore – powiedział, krztusząc się śmiechem. – Graffiti? Proszę was!
Ponownie roześmiał się głośno. Powoli niedowierzanie zaczęło jednak ustępować zrozumieniu. A co za tym idzie – złości.
Uderzył mocno pięścią w stół, aż jedna z sekretarek drgnęła z przerażenia. Gwałtownie wstał z krzesła i, porywając po drodze kurtkę, wyszedł na zewnątrz.
Graffiti! Co on sobie myśli?! To jest wydział do spraw karnych, a nie do spraw wykroczeń, do jasnej cholery! Och, gdyby dorwał tego drania… Postawiłby mu tyle zarzutów, że zgniłby w tym więzieniu, razem z wszystkimi robalami, które najwyraźniej tak uwielbia. Liczne morderstwa, zagrożenia bezpieczeństwa publicznego jak ten pożar, stalking - i to w stosunku do pani burmistrzowej! -  niszczenie mienia publicznego, akty wandalizmu i zapewne oszustwa, szantaże i wymuszenia, ale na to nie miał jeszcze dowodów. Jeszcze.
***
Wstała wyjątkowo późno. Nic dziwnego, odsypiała nieprzespaną noc. Mimo to miała problemy z zaśnięciem. Dopiero po ponad godzinie bezsensownego leżenia i przewracania się z boku na bok, udało jej się popaść w stan głębokiej nieświadomości. Żaden koszmar nie zmącił tego spokoju.
Nie było dla niej niespodzianką, że media znowu pełne były motyli. Na każdym kanale mówiono prawie to samo. Tematem numer jeden było niby zwyczajne graffiti, które pojawiło się na jednym z murów San Francisco.
Evelyn uśmiechnęła się. Cel został osiągnięty.
Czas wybrać się na Lombard Street.
***
Zapukała we framugę drzwi, dając o sobie znać. Butterfleye nie siedział tym razem na parapecie, lecz na kanapie, mając przed sobą laptopa, który leżał na stoliku. Evelyn domyśliła się, co śledzi w Internecie.
- Zrobiliśmy szum, co nie? – spytała (nie kryjąc przy tym dumy w głosie; w końcu to my, a nie ty), siadając tuż obok.
- Taki był zamiar – odparł beznamiętnie. – Patrz – dodał i włączył jeden z filmików na Youtube.
Była to swego rodzaju sonda uliczna. Pytanie brzmiało: jaki jest twój stosunek do graffiti Butterfleye’a?
- Nie dość, że morderca to jeszcze chuligan! Zabija ludzi i w dodatku szpeci miasto tymi… bazgrołami! – mówiła z pogardą kobieta po pięćdziesiątce.
- Gdzie była policja w tym czasie, gdy ten morderca malował to coś tuż pod naszym nosem?! – burzył się jakiś mężczyzna.
- Ja się na tym nie znam… – odpowiedziała inna kobieta, najwyraźniej speszona widokiem kamery.
- Może to głupie, ale uważam, że to dość… oryginalne – powiedziała niepewnie rudowłosa dziewczyna.
- Ty, no… Jak dla mnie to koleś jest wielki! Zrobić coś takiego w jedną noc… Nie wiem, jak to zrobił w pojedynkę, moim zdaniem ktoś mu pomagał, ale… to jest mega! Wielki szacun. – To głos ciemnowłosego mężczyzny z nieznacznym zarostem, ubranym w luźną bluzę dresową.
- Koleś jest nieźle powalony – śmiał się inny chłopak.
Gdy film się skończył, Evelyn uśmiechnęła się. Wiedziała, że te pozytywne opinie schlebiały Butterfleye’owi, chociaż sam nie przyznałby tego na głos. To było po prostu oczywiste. Przecież ktoś, kto tak bardzo lubi być w centrum uwagi, nie robi tego bez powodu, a dopingujące głosy są bardzo motywujące.
- Niektórzy cię nawet podziwiają – zauważyła.
- Nie zrobiłbym tego bez ciebie – powiedział Butterfleye, zamykając laptopa. Zwrócił się w jej stronę, kładąc ramię na oparciu kanapy.
Evelyn uśmiechnęła się i spuściła, zawstydzona, wzrok.
- Dobrze wiesz, że dałbyś sam radę.
- Nie. To dzięki tobie niektórzy czują teraz gniew, złość, czy podziw.
- Dzięki nam – poprawiła go.
Patrzyli sobie w oczy, szukając odpowiedzi. Poszlak, które naprowadziłyby ich na interesujący ich trop.
- O, to moja ulubiona piosenka! – podskoczył nagle, wychwytując dźwięki z dołu. Podbiegł do drzwi wyjściowych i krzyknął:
- Hej, Kurt, możesz zrobić głośniej?!
Muzyka stała się głośniejsza. Teraz wyraźnie słyszała jej dźwięki. Butterfleye dostojnym krokiem podszedł do brunetki i wyciągnął ku niej dłoń.
- Mogę prosić do tańca?
Jak mogłaby przegapić taką okazję?
Ujęła jego silną dłoń i pozwoliła mu się objąć. Gdy poczuła jego palce na swojej talii, przeszedł ją miły dreszcz. Przymknęła lekko powieki, gdy poczuła jego dotyk na swoich plecach. Ona sama jedną dłoń oparła na jego szerokim ramieniu, drugą nieśmiało dotykając jego pleców.
Seasons came and changed the time
When I grew up, I called him mine…
Evelyn taniec ten przypominał „wolne” w podstawówce czy nawet w gimnazjum. Nie liczył się rytm czy jakieś skomplikowane kroki. Po prostu bliskość drugiej, lubianej osoby.
Danse macabre?
- To smutna piosenka – zauważyła, gdy mimowolnie przez jej umysł przeszły słowa, śpiewane przez Nancy Sinatrę. Nie zgłębiała się nigdy w jej twórczość, ale tę piosenkę kojarzyła z filmu „Kill Bill”. – Mówi o dwójce przyjaciół z dzieciństwa… Chłopcu i dziewczynce… Ona się zakochała, a on podciął jej skrzydła. Odszedł bez pożegnania. Bang bang…
- To prawda – odpowiedział po chwili, analizując jej słowa. – Ale to nie zmienia faktu, że jest piękna.
Evelyn przytaknęła nieznacznie i nieśmiało oparła głowę o jego ramię. Pachniał miło, choć nie wyczuwała żadnych drogich, markowych perfum. Zapach świeżej odzieży, szamponu do włosów i chyba płynu po goleniu… I, gdy się nad tym zastanowiła, także papierosów oraz… prawdopodobnie farby.
Po raz kolejny obrócili się wokół własnej osi, gdy gitara wybrzmiała swe ostatnie dźwięki.
Evelyn chciała, aby nigdy nie ustawała.
Butterfleye westchnął lekko i – nadal nie wypuszczając jej z objęć – spojrzał jej w oczy.
- Evelyn, muszę wyjechać – powiedział jakby z ciężarem na sercu.
Kobieta spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Nie na długo – dodał jakby na usprawiedliwienie. – Wrócę, nim się obejrzysz, motylku.
- Co…? Ale… dlaczego, po co?
- Dostałem pewne… niepokojące informacje, które muszę sprawdzić u źródeł.
- Jakie informacje…? – szepnęła.
Nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Ciężar w głowie powrócił. Czuła jak tonie, a jej koło ratunkowe zabiera prąd morski. Mogła krzyczeć, mogła płakać , ale nie mogła tego zmienić.
- Niepokojące, powiedziałem ci. Wrócę za mniej więcej tydzień.
Evelyn odchrząknęła, słysząc irytację w jego głosie.
„Weź się w garść”.
- Może pojadę z tobą? – spytała, uśmiechając się niemal uwodzicielsko. Mężczyzna tylko się roześmiał.
- Daj spokój. Nie ma takiej potrzeby, a poza tym niepotrzebnie traciłabyś urlop. Inni by pytali, chcieliby, żebyś pokazała zdjęcia… Nie ma mowy.
Skinęła posłusznie głową. Jemu się nie odmawia, z nim się nie kłóci. On zawsze wygrywa walki…
***
Schodziła po schodach, z każdym kolejnym krokiem czując jakby ciężka mgła opadała gdzieś wewnątrz jej głowy. Im bliżej była baru, tym głosy nasilały się, zlewały w piszczącą masę, jakby ktoś szybko przewijał kasetę.
Trzymając się poręczy ukucnęła, będąc na przedostatnim schodku, chwytając się drugą ręką za głowę. Czuła, że traci równowagę.
Mała Evelyn biegła przez łąkę do tatusia. Brązowe kiteczki powiewały na wietrze. W ciemne pukle zaplątały się liście. Jason stał po drugiej stronie i machał do niej, podtrzymując ręką jej rowerek.
Bang bang.
Motor ryknął przeraźliwie, gotowy do startu. „Wskakuj”, powiedział Brandon. Nie miała nic do stracenia, prawda? Jest młoda, ma osiemnaście lat, trzeba korzystać z życia. Usiadła za nim na siedzeniu jednośladu, objęła go w pasie i po chwili pędzili autostradą, przecinając noc niczym strzała.
Bang bang.
- Zapamiętaj sobie, Evelyn: nie przywiązuj się do miejsc, rzeczy, a przede wszystkim do ludzi. I nie wierz w ich dobre chęci, intencje i inne bzdury. Wierz sobie we wróżki, krasnoludki, czary… ale nie w ludzi. Nie warto.
Bang bang.
Lubiła spacerować po moście. Zwłaszcza wcześnie rano, kiedy mgła jeszcze nie opadła. Wtedy czuła się jak odkrywca. Każdy kolejny krok przybliżał ją do czegoś „niewidzialnego”. Mógł odsłonić niewiele, ale mógł być także dużym zaskoczeniem. Przystanęła i oparła się o barierkę, przyglądając się miastu ze zmrużonymi oczami. Potem zerknęła w dół, na morze. Zastanawiała się, jak by się czuła, gdyby skoczyła. Zapewne moment lotu byłby całkiem miły. Jakby latała. Ale gdy już zderzyłaby się z wodą… Czy warto zasmakować chwili lotu dla nieprzyjemnego uczucia tonięcia?
Bang bang.
Podbiegł do niej Kurt. Chwycił ją w pasie, pomógł wstać i wyprowadził na ciasne zaplecze.
Evelyn opadła bezwładnie na granitowe schodki niczym lalka pozbawiona sznurków.
I lalkarza.
Oparła się o mur tuż obok, niewiele rozumiejąc, co się wokół niej dzieje. Słyszała tylko muzykę. Okropnie głośną, za głośną. Znała ten głos, znała ten utwór. Nie mogła tego słuchać.
- Wyłącz tę muzykę, błagam! – rozkazała płaczliwym głosem, słysząc głos Freddiego Mercury’ego. – Wyłącz! – pisnęła, gdy muzyka nabrała tempa i rozbrzmiał znany refren.
Kurt zniknął na chwilę, a gdy wrócił muzyka nie była już słyszalna na zapleczu. Usiadł tuż obok niej, przyglądając się jej uważnie.
- Dlaczego to się dzieje, Kurt?
Nie odpowiedział, tylko nieznacznie poklepał ją po plecach.
- Dlaczego?! – wrzasnęła, krztusząc się łzami. – Zawsze byłam w miarę grzeczna, a i tak to ja byłam wszystkiemu winna. Nie jadłam tylko szpinaku, zdarzało mi się łamać prawo, ale… Matilda miała rację… A on zrobił po prostu… Bang bang, i nawet się nie obejrzał. Zawsze tak jest… A te bóle doprowadzą mnie do szaleństwa. Niech to przestanie tak boleć, do cholery!!!
- Masz, weź to.
Nie był z tego zadowolony. Nie chciał jej truć, już wystarczająco siedziała po uszy. Sytuacja była jednak krytyczna. Nieźle się wystraszył, widząc ją w takim stanie. Cokolwiek działo się za drzwiami mieszkania Butterfleye’a, musiało przekroczyć granicę wytrzymałości Evelyn.
Tabletka zadziałała szybko. Już po paru minutach dziewczyna uspokoiła się, oddech się ustabilizował, a przede wszystkim: przestała wygadywać bzdury.
- Co się dzieje, Kurt? – wyszeptała, wpatrując się w swoje paznokcie. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Nie do końca rozumiała, dlaczego jest zapłakana. Problemy zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jednak dziwny ciężar w głowie nie zniknął. Jedynie przestał znacząco przeszkadzać.
- Ty mi powiedz – powiedział równie cicho czarnowłosy.
- Ja… sama nie wiem – odparła. Po chwili zaczęła chichotać. – Sama nie wiem! – zaśmiała się. – Czy to nie zabawne, że nie wiem, co dzieje się ze mną? Jako pani i władczyni swojego ciała i rzekomo umysłu, powinnam doskonale wiedzieć co się dzieje!
Kurt milczał, oparty o równoległą ścianę.
- Zabawne z nas stworzenia – dodała Evelyn, podpierając łokcie na jednym ze stopni.
Odchyliła głowę do tyłu, wpatrując się w sufit. Zakręciło jej się lekko w głowie, ale w zupełnie odmienny sposób, niż jeszcze przed chwilą. Jakby była pijana. Uśmiechnęła się do siebie. Czuła się znacznie lepiej. Potrzebowała tylko dobrego kompana.
Zerknęła na czarnowłosego mężczyznę, który wciąż stał oparty o mur i przyglądał jej się ponurym wzrokiem.
- Kurt, nie bądź taki milczący! – zawołała wesoło. – To, że siedzimy w gównie, nie znaczy, że mamy śmierdzieć jak ono!
Ta metafora nie przemówiła do mężczyzny. Skrzyżował ręce na torsie i pilnował, aby nie zrobiła sobie krzywdy.
- Jak ty to powiedziałeś… jesteśmy martwi, tak? – Znowu odchyliła głowę, jakby miała nad sobą błękitne niebo z białymi obłoczkami a nie ponury szary i zniszczony sufit. – Martwi… - powtórzyła jak echo, nagle poważniejąc. Wyprostowała się.
- Czy coś jest ze mną nie tak, że podoba mi się bycie martwym, Kurt?
Ten prychnął niemal bezgłośnie i wywrócił oczami.
- Pytam poważnie. Naprawdę, nie mam nic przeciwko byciu martwą, pod warunkiem, że nikt już nie będzie kopał trupa. Ale niektórzy mają to gdzieś…
- Oni nie wiedzą tego. I chyba w twoim przypadku o to chodzi, prawda?
- Prawda… To tak jakbym była jakimś wysokorozwiniętym zombie.
Tym razem Kurt zaśmiał się ochryple. Evelyn zawtórowała mu.
- Wiesz co, Evelyn? Lepiej nic już nie mów.
- Ale dlaczego?
- Po prostu się zamknij.
- Ale dlaczego, Kurt? Czy mówię od rzeczy?
Mężczyzna wywrócił czarnymi oczami i odwrócił się do wyjścia.
- Nie, zostań! – krzyknęła za nim. Spojrzał na nią przez ramię. Wyglądała jak mała, wystraszona dziewczynka, która prosi mamę, aby na noc zostawiła zapalone światło. – Proszę. Opowiedz mi coś. Opowiedz mi o sobie. Lubię cię słuchać. Proszę.
- Proszę zawsze pomaga – mruknął i usiadł obok niej.
--------------------------------
Polecam włączyć tym razem podkład, przynajmniej w drugiej połowie rozdziału :)
Z serii: "nikomu niepotrzebne informacje o autorce":  oglądam od początku (no dobra, prawie od początku) House'a. Dear God, zapomniałam jak bardzo nie znoszę Cameron. 
Notka wcześniej niż w okolicach weekendu, gdyż w takowych mnie nie ma.
Aaaa i zaszalaję: Carolyn, masz dedyka :D 
I dziękuję Fedorze za poradę prawną, haha xD
Pozdrawiam!

Edit 16.08.12 - nie mogłam się powstrzymać z tym "przewijalnym" szablonem, teraz trochę tu posiedzi :P Ograniczyłam się do niezbędnego minimum jeśli chodzi o dodatki... Jednak domyślam się, że nie u wszystkich wygląda tak jak u mnie, chociaż starałam się:D 

31 komentarzy:

  1. Co to ja...? Aha, wiem, zaczynam od końca, jak to ja: DANSE MACABRE. Kocham tę metaforę akurat w tej scenie, właściwie sama bym na to nie wpadła. No i wpleciony we wspomnienia Evelyn motyw "Bang, Bang". I taniec z Motylim Okiem. I zdanie, że "motyle oczy nas obserwują". I Kurta-wybawcę-rozmówcę. I filmik na YT. I motyw lalki pozbawionej lalkarza. I te prawnicze motywy (do których sama się przyczyniłam, haha). W ogóle to był bardzo udany rozdział, tak, tak, tak.

    Czego nie kocham? Faktu, że Martin zapomniał o kawie, kawa to rzecz święta. Przekleństwa, ale tego możesz się domyślić, że gardzę takim słownictwem. Tego, że Motyle Oko wyjeżdża. No i tego, co Kurt dał Evelyn, bo to pewnie nie było legalne...

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, można bez bluzgów? Można. :)

      Beta pozdrawia,
      [une-crime-parfait]

      Usuń
  2. Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba, ale to już pewnie wiesz ^^. Twój styl jest lekki i przyjemny, że nieraz ci zazdroszczę wiarygodności twoich opisów ^^. Twoich bohaterów także lubię, jako że są ciekawi i tacy prawdziwi, nie są jak pomalowane tekturki pozbawione głębi. Lubię Evelyn, lubię Motylka i ostatnio zaczynam też lubić Matta. Jest oddany pracy i bardzo mu na niej zależy. Zauważyłam, że bardzo się przejąl tym graffiti i pewnie marzy o tym, by złapać Butterfleye'a. ten natomiast ma radochę, patrząc, jak miasto o nim mówi i w sumie mu się nie dziwię. Ja też uwielbiam być doceniona. Nawet Evelyn wydaje się być zadowolona z tego, co zrobili. Zastanawiam się czasem, czy ona się nie podkochuje w Motylku, bo kiedy oznajmił, że wyjeżdża, chciała jechać z nim. Nawiasem mówiąc, bardzo jestem ciekawa, gdzie on się wybiera i co chce tam sprawdzać. Ale pewnie jeszcze kiedyś o tym wspomnisz ^^. Niepokojące są też te przywidzenia, które miała Evelyn. Dobrze, że Kurt był taki troskliwy dla niej ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh! Dear God! Dedykacja? Dla mnie? AAA! *skacze jak podekscytowana nastolata na koncercie ulubionego zespołu*
    Szczęka mi opadła na podłogę, jak zobaczyłam, że ten rozdział mi zadedykowałaś ^.^ Serio.
    Teraz do rzeczy. Ah! Nie wiem, jak Ci to powiedzieć, gdyż wczoraj mi powiedziałaś, że nie lubisz, jak się komplementuje codziennie :D Ale chyba będziesz musiała przeżyć tą dawkę :D
    Po pierwsze: cudowny podkład dobrałaś, zwłaszcza pod ten fragment, jak Evelyn wychodziła od Motylka. Po drugie: taniec Evelyn i Motylka <3 Zaczynam się z nią utożsamiać, autentycznie. Ona i ja podkochujemy się w tym tajemniczym Motylku. Po trzecie: fascynująca rozmowa Ev i Kurta, którego też ubóstwiam. Czy on ją ućpał? No po prostu wow. Zakończenie też mi się podobało. Ciekawe, co Kurt jej opowie.
    Aj, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :*
    Dziękuję za dedykowanie mi tego cudnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Ty to robisz, że Twoje posty są tak wciągające i czytają się w kilka minut? Może to kwestia wielu dialogów, a może po prostu niezwykle przyjemnego, lekkiego stylu. Cieszę się, że znów zawarłaś intymną scenę z Evelyn i Motylkiem - ich taniec, choć prosty, wyrażał chyba ze strony dziewczyny więcej niż tysiąc słów. Ze strony mężczyzny... była to raczej tylko zwyczajna zabawa, jak mniemam. A może się mylę. Trochę przeraziłaś mnie nagłym atakiem dziewczyny, co tak naprawdę jej dolega? Czyżby chorowała na coś? Współczuję jej. Podoba mi się to, jak kreujesz Kurta - coraz bardziej go lubię. Martin... szala goryczy się przelała, jak widać. Ten gość najzwyczajniej w świecie gorzknieje i nie ma właściwie nic prócz pracy - ani rodziny, ani rozwiązanych spraw. Nie jest mu łatwo... Wielki plus daję również wycinkom z mediów.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Co się dzieje z Evelyn? Te piosenki wywołały w niej jakieś wspomnienia, prawda? Czy się mylę? Chciałabym poznać jej historię, to, co spotkało ją wcześniej. Czyżby Butterfleye wiedział o przeszłości Evelyn?
    Wydaje mi się, że Kurt handluje narkotykami albo czymś w tym rodzaju. Nie wiem dlaczego, ale czuję do niego cichą sympatię.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze też chcę bardzo wiedzieć, co jest nie tak z Evelyn. I wcale mi nie przeszkadza, że Kurt dał jej coś nielegalnego i paskudnego, bo to jest mój Kurt - od dziś lubię go nawet bardziej niż Motylka!
    Coś mi się wydaje, że takie podkochiwanie się w kimś takim jak Motylek, może się dla Evelyn bardzo, bardzo źle skończyć. Chociaż ten fragment o wspólnym tańcu był... No, cud, miód i orzeszki :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo mi się podobał. Wyobrażam już sobie reakcję Martina, który dowiaduje się o tym całym graffiti. Musi czuć się naprawdę okropnie - bezsilność jest gorsza od podjętej próby, która zakończyłaby się porażką.
    Jeny, nie mam pojęcia co się dzieje z Eveleyn, ale to chyba coś baaaardzo złego. Mam nadzieję, że wkrótce to wyjaśnisz.
    A ten fragment z tańcem - genialny! Czy zabrzmię dziwnie, jeśli powiem, że miałam nadzieję, że to skończy się czymś więcej? ;D Tak, ja i moje nadzieje xD
    Całuję i życzę w takim razie bardzooo miłego weekendu ;) Ach, i kilogramów weny, ona zawsze się przydaje ;D
    Leszczyna ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Postaram wykrzesać z siebie jakiś w miarę składny komentarz, który odzwierciedlałby moje emocje po przeczytaniu tego rozdziału.
    Powiem Ci szczerze, że udał Ci się taniec ^^. Ja osobiście wolę te romantyczne aniżeli makabryczne, ale to już chyba zależy od preferencji;)
    Zastanawiam się po jakiego grzyba Evelyn jeszcze mocniej się w to wszystko zanurza, ale mój mózg tego nie ogrania. przykro mi -^-

    Och, przypomniałaś mi o Dr. Housie, którego nie dooglądałam. utknęłam w połowie szóstego sezonu, a teraz dzięki tobie o tym przypomniałam. Nie rozumiem, dlaczego nie lubisz Cameron. Wg mnie była fajna do połowy trzeciego sezonu, a później to już szkoda gadać. Dobra, kończę ten nieskładny komentarz.

    pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że jesteś w trakcie zmieniania szablonu, więc na pewno wpadnę później zobaczyć jak wygląda (chyba że jak opublikuję komentarz już wszystko będzie ustawione).
    Rozdział ciekawy :)
    Jak zwykle żal mi Martina. Ale nic nie można poradzić na to, że Motylek jest od niego sprytniejszy i inteligentniejszy. I nawet z pozoru głupie graffiti zrobiło niezłą furorę na mieszkańców miasta. Po tym numerze, to już pewnie nikt nie powie nic dobrego o policji.
    Evelyn już całkiem uzależniła się od Motylka. Szczególnie, że chciała jechać razem z nim. A tak na marginesie to zastanawiam się, co on znów planuje, pewnie kolejny spektakularny wyskok.
    Scena z tańcem niewątpliwie najlepsza w tym rozdziale.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Martin, ty się chłopie wykończysz, ale żywemu nie przepuści. Może tu jest jego szansa w złapaniu Motyla.
    Dalej taniec w rytm "Bang Bang". Mistrzostwo! Podobało mi się zarówno opisywana scena jak i te wszystkie aluzje ;) Ciekawi mnie tylko, gdzie Evelyn zapodziała swój zdrowy rozsądek i umiejętność logicznego myślenia. Sama się coraz bardziej nakręca i doprowadza do takiego stanu, ale któż zrozumie kobiety. Zwłaszcza zakochane? Podejrzewam, że B. domyśla się wszystkiego i pogrywa sobie z biedną Ev.
    A Kurt wydaje się być w porządku facetem, na swój sposób oczywiście :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. ten, no... u mnie laska nie ma głowy :P a może lepiej by wyglądała gdybyś tło ustawiła inaczej? w sensie w wyrównaniu wybrać któreś z tych od góry?tak stawiam, że powinno być lepiej, a nawet dobrze, bo jak używam laptopa, to mam krótszy ekran. ale nie ważne. znów się czepiam :P
    do rzeczy. Rozdział bardzo fajny. Ogólnie czasem mam takie wrażenie, że w Twoich postach nie dzieje się nic nadzwyczajnego i spektakularnego, ale jakby spojrzeć na całość, to widać, że historia jest przemyślana i trzyma się kupy, nie to co u mnie na Ginevrze, gdzie sama zapominam co było w poprzednich rozdziałach :P
    Lubię Martina i strasznie mi go żal, ale chwilami zaczyna mnie irytować (kto mnie nie irytuje? :D) Nigdy mu się nie uda złapać motylka, prawda?
    Ej, lubię Bang, Bang! Ten utwór ma klimat ^^ więc scena też musiała mieć klimat.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie wyrównanie tła od góry? Nie da rady, bo nie wstawiłam tego jako tło, tylko kodem css, bo obrazka by mi nie wgrało :P Właśnie gadałam z Fedorą, która też używa laptopa i ma ten sam problem :P Próbowałam znaleźć na to jakiś kod, ale nic nie odnalazłam. Tak to jest, mnie się niektóre Twoje szablony rozjeżdżają, a u Ciebie moje ucinają xD
      Ale ile rozdziałów ma Ginevra, a ile LS :P Różnica jest ogromna, haha :P
      Prawda, Bang Bang ma klimat :) Jak zaczynam słuchać to nie mogę się powstrzymać, żeby nie odtworzyć jeszcze raz ;D
      Dzięki :)

      Usuń
    2. na wisielcu jest instrukcja jak wgrać tło o dużej zawartości. http://s6.ifotos.pl/img/AA-INSTRU_rqaeexa.png i wtedy będziesz mogła nim dowolnie majstrować.
      liczba rozdziałów nie gra roli :P powinnam pamiętać, co piszę ^^

      Usuń
    3. o kuźwa... ale ja jestem genialna. Sorry. byłam zalogowana jako Jaenelle bo zmieniałam jej szablon :P może mnie nie zabije...

      Usuń
    4. Hehehe, spoko, chyba okiełznasz gniew siostry ;p
      Hmm, o, dzięki, spróbuję z tym ;D
      Prawda, ale przy takiej ilości jest to bardziej usprawiedliwione :) I jakby się nad tym zastanowić - pewnie niewielu czytelników pamięta co było w pierwszych rozdziałach tak dokładnie :P Jak się czyta z odstępami to potem takie rzeczy umykają :P Ja np pamiętam głównie listy do Toma [to był nawet spoko pomysł nawiasem :D] xD

      Usuń
    5. No dobra, zrobiłam wszystko jak wg instrukcji, u mnie wszystko jest tak jak było, jak to wygląda u Ciebie? ;>

      Usuń
    6. a u mnie jest wszystko ok! super widzieć twarz :D a na poważnie, cieszę się, że mogłam pomóc ^^
      a menu musi mieć takie tyci literki?

      Usuń
    7. O, no to super ^^,
      Noo chyba musi, bo nie chcę, żeby nachodziło jej na twarz, więc musiałam zmniejszyć czcionkę :P a w linkach po boku nie pasuje do tego szablonu ;p

      Usuń
    8. a jakby było w dwóch rzędach?
      byś musiała wrzucić ten kod w css

      #PageList1 ul {
      text-align: center;
      }
      #PageList1 ul li {
      float: none;
      display: inline;
      }

      i strony w układzie wrzucić w kolumnę nad postami. i wtedy automatycznie będziesz mieć tam taką czcionkę jak ogólnie na blogu.
      ale od razu mówię, że nie wiem czy dobrze to będzie wyglądać... to taka moja wolna sugestia.

      Usuń
    9. Nie działa to u mnie xD jak przenoszę nad notki to automatycznie zmienia się na widok taki jak normalne linki, pionowo ;P

      Usuń
    10. dziwne.. a tego CSS wkleiłaś?

      Usuń
    11. no cóż... ale w sumie nie jest aż tak źle. Może i są trochę małe, ale jednak czytelne, a to najważniejsze ^^ pozdrawiam i cieszę sie, że pomogłam.

      Usuń
  12. Przepraszam, że komentuję tak późno, ale może mnie oszczędzisz:P [Mam taką nadzieję:*]
    Martin, mam dla ciebie radę, odpuść sobie, ty na Boga nigdy nie złapiesz Butterfley'a! Hah, no ja tak uważam, chłopina się zamęczy.
    Haha, nie spodziewałam się że zwykłe graffiti zrobi taką aferę. No, ale czego się można spodziewać po tobie i twoich pomysłach? Nie mam na myśli nic złego, wręcz przeciwnie, uhahah!
    Taniec był taki... bardzo wciągający, kolejna intymna scena z Evelyn i Motylkiem. Piosenka wywarła na Eve [mogę jej tak mówić?] jakieś wyjątkowe wrażenia i jak mniemam wspomnienia. No nie wiem, co mam teraz zrobić. Jestem taka ciekawa co dalej, ale nie będę mogła przeczytać kolejnego rozdziału od razu jak go opublikujesz, bo wyjeżdżam i nie będzie mnie od 21.08 do 26.08., ale jak wrócę to wszystko nadrobię. Bardzo przepraszam:*
    Całuję:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem! W końcu, brak dostępu do internetu mnie wykończy. Na początek - szablon, szablon, szablon. <3 Cu-dow-ny. Legilimencjo, masz talent jak mało kto. Uwielbiam przewijane szablony, jeeeej. Wiem, wiem, przesadzam, ale on jest po prostu idealny. Kolory, suwak, zdjęcie panny Kulis. CUDO.
    Po drugie zaczęłam świrować, kiedy tylko zobaczyłam imię Kurt. Za dużo Glee, zdecydowanie za dużo. W każdym razie postać mi się podoba, póki co oczywiście. Nie dziwię się M., akcja z graffiti musiała kosztować go dużo nerwów. A Evelyn... Hm. Coś z nią nie tak. Zdecydowanie.
    I też nie cierpię Cameron! Trzynastka rządzi razem z Cuddy. <3 A Cam jest za dobra, za słodka i za nijaka.
    Pozdrawiam i życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Taak, Cuddy jest świetna i tak mi było smutno, że nie pojawiła się na "pogrzebie" House'a, ale usprawiedliwiam ją tym, że pewnie gdzieś wyjechała czy coś i dowiedziała się o tym później. Mocno dopingowałam Huddy i co? I NIC :C
      Aaach, dzięki, ostatnio miałam jakąś taką wizję na przewijany szablon i tamdaaaam xD

      Usuń
  14. Przyjemnie się pisze, czyta, a już mniej przyjemniej z komentowaniem.
    Cóż, jesteś niesamowita, czuć od Ciebie taką lekkość, potrafisz wciągnąć czytelnika. W moim przypadku udało Ci się to idealnie - naprawdę jedno z lepszych opowiadań jakie tutaj czytałam, poza tym całkowicie odbiegające od tematów, które widywałam. Oryginalność, precyzja, kreatywność, realizm. Może już zauważyłaś, że pragnę być informowana i czekam z niecierpliwością na kolejny, jak mniemam tak samo dobry, rozdział. Jakoś obserwowanie nie jest w moim guście, ale możesz być pewna, że jeszcze mnie tu zobaczysz ;) Rozbawiłaś mnie tą kawą, straszliwie poruszyłaś opisem, gdy Evelyn schodziła po schodach, pozwoliłaś wczuć się w jakże uroczą sytuację z tańcem. Zapomniałam jeszcze wspomnieć o Martinie, jest bardzo życiową postacią, wykreowaną w sposób, który łatwo zrozumieć. Wyjaśniłaś, że stracił rodzinę na rzecz pracy, że ludzie postrzegają go jako dwojaką osobę, co jest podobne do spraw codzienności, dlatego mnie tym urzekłaś i spodobała mi się Twoja realistyczność.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    marsz-mendelsona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak w tym kodzie: onchange="window.open(this.options[this.selectedIndex].value,'_blank')" dasz zamiast "blank" słówko "self" to w tzw. szerokiej liście nie będą ci się otwierały notki w nowej karcie :)

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy