He would always win the fight
Bang bang
He shot me down, bang bang
I hit the ground , bang bang (...)
My baby shot me down
Nancy Sinatra - Bang bang (my baby shot me down)
Martin Honnet
przyszedł do pracy wyjątkowo parę minut później. Nie mógł zasnąć, pełen złych
przeczuć i natrętnych myśli, które często przeczyły sobie. Niektóre z nich
mówiły mu, że jest na tyle dobrym gliną, że w końcu w jego jurysdykcji zapanuje
należyty porządek, inne uważały go za nieudacznika, bo nic się nie zmieniło, a
w dodatku parę lat temu postawił pracę ponad rodzinę i nic dobrego z tego nie
wynikło.
Był zaspany,
ale gdy zobaczył, że przespał budzik, szybko wyszykował się do pracy, darując
sobie nawet poranny rytuał parzenia kawy. To nic, wypije ją w pracy. Chociaż
tam serwują siki, a nie prawdziwą kawę… Mniejsza o to.
Zapomniał o
kawie, gdy zobaczył Ray’a, spieszącego w jego kierunku.
- Co znowu? –
warknął.
Kto by
pomyślał, że ten na pozór spokojny i przyjazny policjant ma w sobie liczne
pokłady negatywnych emocji. Martinowi zdarzały się wybuchy złości. Zwykle
panował nad sobą, ale w wyjątkowe „złe” dni (jak na przykład te, w których
nie wypił porannej kawy) był tykającą bombą zegarową. Zwłaszcza, gdy wszystkie
problemy nakładały się na siebie w jednym momencie. Jednak najbardziej pewnym
momentem w życiu Martina, w którym można było spodziewać się zgryźliwości z
jego strony, były te chwile, gdy coś nie szło po jego myśli.
Tak, Honnet był
ambitny. I na kilometr potrafił wyczuć złe wieści, a już szczególnie te związane z Butterfleye’em. Tylko czekał, aż ten zada mu kolejny cios w brzuch.
- Graffiti.
- Nie zajmujemy
się aktami chuligańskimi – prychnął.
- Niech szef
lepiej zobaczy – odparł młodszy aspirant i włączył poranne wiadomości.
- Jeszcze wczoraj wieczorem tego nie było, a
dziś, gdy wychodziłem do pracy, zobaczyłem to… - mówił nieco otyły
mężczyzna po czterdziestce, lekko przestraszonym wzrokiem zerkając na punkt
poza kamerą.
- Gdzie była policja, gdy ten
morderca malował to coś tuż pod naszym nosem?! – grzmiał inny dobrze ubrany
mężczyzna, zapewne jakiś bankier.
Ujęcie się
zmieniło. Teraz na ekranie widać było elegancko ubraną kobietę w granatowej
garsonce. W tle znajdowało się ogromne graffiti z motylem na tle prowizorycznej
panoramy San Francisco z napisem: „Butterfleye was obserwuje”.
- Jest niemal oczywistym, kto wykonał to
graffiti, jednak pytanie, które narzuca się nam wszystkim to: po co? I czy
należy się bać? Czy motyle oczy rzeczywiście nas obserwują i tylko czekają na
nasze potknięcie? A może jednak to po prostu żart ze strony obywateli? Dla CBS
San Francisco, Desirae Henderson.
Martin z
wrażenia usiadł za swoim biurkiem i oparł czoło o dłoń. To było wprost
niedorzeczne. Kim ten człowiek do cholery jest? I co on chce osiągnąć czymś
takim?
Graffiti, ale
wymyślił. Żałosne.
Ku zaskoczeniu
wszystkich zgromadzonych, Honnet zaczął się śmiać. Był to śmiech bezradności i
niedowierzania.
- To chore –
powiedział, krztusząc się śmiechem. – Graffiti? Proszę was!
Ponownie
roześmiał się głośno. Powoli niedowierzanie zaczęło jednak ustępować
zrozumieniu. A co za tym idzie – złości.
Uderzył mocno
pięścią w stół, aż jedna z sekretarek drgnęła z przerażenia. Gwałtownie wstał
z krzesła i, porywając po drodze kurtkę, wyszedł na zewnątrz.
Graffiti! Co on
sobie myśli?! To jest wydział do spraw karnych, a nie do spraw wykroczeń, do
jasnej cholery! Och, gdyby dorwał tego drania… Postawiłby mu tyle zarzutów, że
zgniłby w tym więzieniu, razem z wszystkimi robalami, które najwyraźniej tak
uwielbia. Liczne morderstwa, zagrożenia bezpieczeństwa publicznego jak ten pożar, stalking - i to w stosunku do pani burmistrzowej! - niszczenie mienia publicznego, akty
wandalizmu i zapewne oszustwa, szantaże i wymuszenia, ale na to nie miał
jeszcze dowodów. Jeszcze.
***
Wstała
wyjątkowo późno. Nic dziwnego, odsypiała nieprzespaną noc. Mimo to miała
problemy z zaśnięciem. Dopiero po ponad godzinie bezsensownego leżenia i
przewracania się z boku na bok, udało jej się popaść w stan głębokiej
nieświadomości. Żaden koszmar nie zmącił tego spokoju.
Nie było dla
niej niespodzianką, że media znowu pełne były motyli. Na każdym kanale mówiono
prawie to samo. Tematem numer jeden było niby zwyczajne graffiti, które
pojawiło się na jednym z murów San Francisco.
Evelyn
uśmiechnęła się. Cel został osiągnięty.
Czas wybrać się
na Lombard Street.
***
Zapukała we
framugę drzwi, dając o sobie znać. Butterfleye nie siedział tym razem na
parapecie, lecz na kanapie, mając przed sobą laptopa, który leżał na stoliku.
Evelyn domyśliła się, co śledzi w Internecie.
- Zrobiliśmy
szum, co nie? – spytała (nie kryjąc przy tym dumy w głosie; w końcu to my, a nie ty), siadając tuż obok.
- Taki był
zamiar – odparł beznamiętnie. – Patrz – dodał i włączył jeden z filmików na Youtube.
Była to swego
rodzaju sonda uliczna. Pytanie brzmiało: jaki jest twój stosunek do graffiti
Butterfleye’a?
- Nie dość, że morderca to jeszcze chuligan!
Zabija ludzi i w dodatku szpeci miasto tymi… bazgrołami! – mówiła z pogardą
kobieta po pięćdziesiątce.
- Gdzie była policja w tym czasie, gdy ten
morderca malował to coś tuż pod naszym nosem?! – burzył się jakiś mężczyzna.
- Ja się na tym nie znam… – odpowiedziała
inna kobieta, najwyraźniej speszona widokiem kamery.
- Może to głupie, ale uważam, że to dość…
oryginalne – powiedziała niepewnie rudowłosa dziewczyna.
- Ty, no… Jak dla mnie to koleś jest wielki!
Zrobić coś takiego w jedną noc… Nie wiem, jak to zrobił w pojedynkę, moim
zdaniem ktoś mu pomagał, ale… to jest mega! Wielki szacun. – To głos
ciemnowłosego mężczyzny z nieznacznym zarostem, ubranym w luźną bluzę dresową.
- Koleś jest nieźle powalony – śmiał się
inny chłopak.
Gdy film się
skończył, Evelyn uśmiechnęła się. Wiedziała, że te pozytywne opinie schlebiały
Butterfleye’owi, chociaż sam nie przyznałby tego na głos. To było po prostu
oczywiste. Przecież ktoś, kto tak bardzo lubi być w centrum uwagi, nie robi
tego bez powodu, a dopingujące głosy są bardzo motywujące.
- Niektórzy cię
nawet podziwiają – zauważyła.
- Nie zrobiłbym
tego bez ciebie – powiedział Butterfleye, zamykając laptopa. Zwrócił się w jej
stronę, kładąc ramię na oparciu kanapy.
Evelyn
uśmiechnęła się i spuściła, zawstydzona, wzrok.
- Dobrze wiesz,
że dałbyś sam radę.
- Nie. To
dzięki tobie niektórzy czują teraz gniew, złość, czy podziw.
- Dzięki nam – poprawiła go.
Patrzyli sobie
w oczy, szukając odpowiedzi. Poszlak, które naprowadziłyby ich na interesujący
ich trop.
- O, to moja
ulubiona piosenka! – podskoczył nagle, wychwytując dźwięki z dołu. Podbiegł do
drzwi wyjściowych i krzyknął:
- Hej, Kurt,
możesz zrobić głośniej?!
Muzyka stała
się głośniejsza. Teraz wyraźnie słyszała jej dźwięki. Butterfleye dostojnym
krokiem podszedł do brunetki i wyciągnął ku niej dłoń.
- Mogę prosić
do tańca?
Jak mogłaby
przegapić taką okazję?
Ujęła jego
silną dłoń i pozwoliła mu się objąć. Gdy poczuła jego palce na swojej talii,
przeszedł ją miły dreszcz. Przymknęła lekko powieki, gdy poczuła jego dotyk na swoich
plecach. Ona sama jedną dłoń oparła na jego szerokim ramieniu, drugą nieśmiało
dotykając jego pleców.
Seasons came and changed the time
When I grew up, I called him mine…
When I grew up, I called him mine…
Evelyn taniec
ten przypominał „wolne” w podstawówce czy nawet w gimnazjum. Nie liczył się
rytm czy jakieś skomplikowane kroki. Po prostu bliskość drugiej, lubianej osoby.
Danse macabre?
- To smutna
piosenka – zauważyła, gdy mimowolnie przez jej umysł przeszły słowa, śpiewane
przez Nancy Sinatrę. Nie zgłębiała się nigdy w jej twórczość, ale tę piosenkę
kojarzyła z filmu „Kill Bill”. – Mówi o dwójce przyjaciół z dzieciństwa…
Chłopcu i dziewczynce… Ona się zakochała, a on podciął jej skrzydła. Odszedł
bez pożegnania. Bang bang…
- To prawda –
odpowiedział po chwili, analizując jej słowa. – Ale to nie zmienia faktu, że
jest piękna.
Evelyn
przytaknęła nieznacznie i nieśmiało oparła głowę o jego ramię. Pachniał miło,
choć nie wyczuwała żadnych drogich, markowych perfum. Zapach świeżej odzieży,
szamponu do włosów i chyba płynu po goleniu… I, gdy się nad tym zastanowiła,
także papierosów oraz… prawdopodobnie farby.
Po raz kolejny
obrócili się wokół własnej osi, gdy gitara wybrzmiała swe ostatnie dźwięki.
Evelyn chciała,
aby nigdy nie ustawała.
Butterfleye
westchnął lekko i – nadal nie wypuszczając jej z objęć – spojrzał jej w oczy.
- Evelyn, muszę
wyjechać – powiedział jakby z ciężarem na sercu.
Kobieta
spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Nie na długo
– dodał jakby na usprawiedliwienie. – Wrócę, nim się obejrzysz, motylku.
- Co…? Ale…
dlaczego, po co?
- Dostałem
pewne… niepokojące informacje, które muszę sprawdzić u źródeł.
- Jakie
informacje…? – szepnęła.
Nie potrafiła
wydobyć z siebie głosu. Ciężar w głowie powrócił. Czuła jak tonie, a jej koło
ratunkowe zabiera prąd morski. Mogła krzyczeć, mogła płakać , ale nie mogła
tego zmienić.
- Niepokojące,
powiedziałem ci. Wrócę za mniej więcej tydzień.
Evelyn
odchrząknęła, słysząc irytację w jego głosie.
„Weź się w
garść”.
- Może pojadę z
tobą? – spytała, uśmiechając się niemal uwodzicielsko. Mężczyzna tylko się
roześmiał.
- Daj spokój.
Nie ma takiej potrzeby, a poza tym niepotrzebnie traciłabyś urlop. Inni by
pytali, chcieliby, żebyś pokazała zdjęcia… Nie ma mowy.
Skinęła
posłusznie głową. Jemu się nie odmawia, z nim się nie kłóci. On zawsze wygrywa
walki…
***
Schodziła po
schodach, z każdym kolejnym krokiem czując jakby ciężka mgła opadała gdzieś
wewnątrz jej głowy. Im bliżej była baru, tym głosy nasilały się, zlewały w
piszczącą masę, jakby ktoś szybko przewijał kasetę.
Trzymając się
poręczy ukucnęła, będąc na przedostatnim schodku, chwytając się drugą ręką za
głowę. Czuła, że traci równowagę.
Mała Evelyn biegła przez łąkę do tatusia.
Brązowe kiteczki powiewały na wietrze. W ciemne pukle zaplątały się liście.
Jason stał po drugiej stronie i machał do niej, podtrzymując ręką jej rowerek.
Bang bang.
Motor ryknął przeraźliwie, gotowy do startu.
„Wskakuj”, powiedział Brandon. Nie miała nic do stracenia, prawda? Jest młoda,
ma osiemnaście lat, trzeba korzystać z życia. Usiadła za nim na siedzeniu jednośladu,
objęła go w pasie i po chwili pędzili autostradą, przecinając noc niczym
strzała.
Bang bang.
- Zapamiętaj sobie, Evelyn: nie przywiązuj
się do miejsc, rzeczy, a przede wszystkim do ludzi. I nie wierz w ich dobre
chęci, intencje i inne bzdury. Wierz sobie we wróżki, krasnoludki, czary… ale
nie w ludzi. Nie warto.
Bang bang.
Lubiła spacerować po moście. Zwłaszcza
wcześnie rano, kiedy mgła jeszcze nie opadła. Wtedy czuła się jak odkrywca.
Każdy kolejny krok przybliżał ją do czegoś „niewidzialnego”. Mógł odsłonić
niewiele, ale mógł być także dużym zaskoczeniem. Przystanęła i oparła się o
barierkę, przyglądając się miastu ze zmrużonymi oczami. Potem zerknęła w dół,
na morze. Zastanawiała się, jak by się czuła, gdyby skoczyła. Zapewne moment
lotu byłby całkiem miły. Jakby latała. Ale gdy już zderzyłaby się z wodą… Czy
warto zasmakować chwili lotu dla nieprzyjemnego uczucia tonięcia?
Bang bang.
Podbiegł do
niej Kurt. Chwycił ją w pasie, pomógł wstać i wyprowadził na ciasne zaplecze.
Evelyn opadła
bezwładnie na granitowe schodki niczym lalka pozbawiona sznurków.
I lalkarza.
Oparła się o
mur tuż obok, niewiele rozumiejąc, co się wokół niej dzieje. Słyszała tylko
muzykę. Okropnie głośną, za głośną. Znała ten głos, znała ten utwór. Nie mogła tego
słuchać.
- Wyłącz tę
muzykę, błagam! – rozkazała płaczliwym głosem, słysząc głos Freddiego
Mercury’ego. – Wyłącz! – pisnęła, gdy muzyka nabrała tempa i rozbrzmiał znany
refren.
Kurt zniknął na
chwilę, a gdy wrócił muzyka nie była już słyszalna na zapleczu. Usiadł tuż obok
niej, przyglądając się jej uważnie.
- Dlaczego to
się dzieje, Kurt?
Nie
odpowiedział, tylko nieznacznie poklepał ją po plecach.
- Dlaczego?! –
wrzasnęła, krztusząc się łzami. – Zawsze byłam w miarę grzeczna, a i tak to ja
byłam wszystkiemu winna. Nie jadłam tylko szpinaku, zdarzało mi się łamać
prawo, ale… Matilda miała rację… A on zrobił po prostu… Bang bang, i nawet się
nie obejrzał. Zawsze tak jest… A te bóle doprowadzą mnie do szaleństwa. Niech to przestanie tak boleć, do cholery!!!
- Masz, weź to.
Nie był z tego
zadowolony. Nie chciał jej truć, już wystarczająco siedziała po uszy. Sytuacja
była jednak krytyczna. Nieźle się wystraszył, widząc ją w takim stanie.
Cokolwiek działo się za drzwiami mieszkania Butterfleye’a, musiało przekroczyć
granicę wytrzymałości Evelyn.
Tabletka
zadziałała szybko. Już po paru minutach dziewczyna uspokoiła się, oddech się
ustabilizował, a przede wszystkim: przestała wygadywać bzdury.
- Co się
dzieje, Kurt? – wyszeptała, wpatrując się w swoje paznokcie. Nagle wszystko
przestało mieć znaczenie. Nie do końca rozumiała, dlaczego jest zapłakana.
Problemy zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jednak dziwny
ciężar w głowie nie zniknął. Jedynie przestał znacząco przeszkadzać.
- Ty mi powiedz
– powiedział równie cicho czarnowłosy.
- Ja… sama nie
wiem – odparła. Po chwili zaczęła chichotać. – Sama nie wiem! – zaśmiała się. –
Czy to nie zabawne, że nie wiem, co dzieje się ze mną? Jako pani i władczyni
swojego ciała i rzekomo umysłu, powinnam doskonale wiedzieć co się dzieje!
Kurt milczał,
oparty o równoległą ścianę.
- Zabawne z nas
stworzenia – dodała Evelyn, podpierając łokcie na jednym ze stopni.
Odchyliła głowę
do tyłu, wpatrując się w sufit. Zakręciło jej się lekko w głowie, ale w
zupełnie odmienny sposób, niż jeszcze przed chwilą. Jakby była pijana.
Uśmiechnęła się do siebie. Czuła się znacznie lepiej. Potrzebowała tylko
dobrego kompana.
Zerknęła na
czarnowłosego mężczyznę, który wciąż stał oparty o mur i przyglądał jej się
ponurym wzrokiem.
- Kurt, nie
bądź taki milczący! – zawołała wesoło. – To, że siedzimy w gównie, nie znaczy,
że mamy śmierdzieć jak ono!
Ta metafora nie
przemówiła do mężczyzny. Skrzyżował ręce na torsie i pilnował, aby nie zrobiła
sobie krzywdy.
- Jak ty to
powiedziałeś… jesteśmy martwi, tak? – Znowu odchyliła głowę, jakby miała nad
sobą błękitne niebo z białymi obłoczkami a nie ponury szary i zniszczony sufit.
– Martwi… - powtórzyła jak echo, nagle poważniejąc. Wyprostowała się.
- Czy coś jest
ze mną nie tak, że podoba mi się bycie martwym, Kurt?
Ten prychnął
niemal bezgłośnie i wywrócił oczami.
- Pytam
poważnie. Naprawdę, nie mam nic przeciwko byciu martwą, pod warunkiem, że nikt
już nie będzie kopał trupa. Ale niektórzy mają to gdzieś…
- Oni nie
wiedzą tego. I chyba w twoim przypadku o to chodzi, prawda?
- Prawda… To
tak jakbym była jakimś wysokorozwiniętym zombie.
Tym razem Kurt
zaśmiał się ochryple. Evelyn zawtórowała mu.
- Wiesz co,
Evelyn? Lepiej nic już nie mów.
- Ale dlaczego?
- Po prostu się
zamknij.
- Ale dlaczego,
Kurt? Czy mówię od rzeczy?
Mężczyzna
wywrócił czarnymi oczami i odwrócił się do wyjścia.
- Nie, zostań!
– krzyknęła za nim. Spojrzał na nią przez ramię. Wyglądała jak mała,
wystraszona dziewczynka, która prosi mamę, aby na noc zostawiła zapalone
światło. – Proszę. Opowiedz mi coś. Opowiedz mi o sobie. Lubię cię słuchać.
Proszę.
- Proszę zawsze
pomaga – mruknął i usiadł obok niej.
--------------------------------
Polecam włączyć tym razem podkład, przynajmniej w drugiej połowie rozdziału :)
Z serii: "nikomu niepotrzebne informacje o autorce": oglądam od początku (no dobra, prawie od początku) House'a. Dear God, zapomniałam jak bardzo nie znoszę Cameron.
Notka wcześniej niż w okolicach weekendu, gdyż w takowych mnie nie ma.
Pozdrawiam!
Edit 16.08.12 - nie mogłam się powstrzymać z tym "przewijalnym" szablonem, teraz trochę tu posiedzi :P Ograniczyłam się do niezbędnego minimum jeśli chodzi o dodatki... Jednak domyślam się, że nie u wszystkich wygląda tak jak u mnie, chociaż starałam się:D
Edit 16.08.12 - nie mogłam się powstrzymać z tym "przewijalnym" szablonem, teraz trochę tu posiedzi :P Ograniczyłam się do niezbędnego minimum jeśli chodzi o dodatki... Jednak domyślam się, że nie u wszystkich wygląda tak jak u mnie, chociaż starałam się:D
Co to ja...? Aha, wiem, zaczynam od końca, jak to ja: DANSE MACABRE. Kocham tę metaforę akurat w tej scenie, właściwie sama bym na to nie wpadła. No i wpleciony we wspomnienia Evelyn motyw "Bang, Bang". I taniec z Motylim Okiem. I zdanie, że "motyle oczy nas obserwują". I Kurta-wybawcę-rozmówcę. I filmik na YT. I motyw lalki pozbawionej lalkarza. I te prawnicze motywy (do których sama się przyczyniłam, haha). W ogóle to był bardzo udany rozdział, tak, tak, tak.
OdpowiedzUsuńCzego nie kocham? Faktu, że Martin zapomniał o kawie, kawa to rzecz święta. Przekleństwa, ale tego możesz się domyślić, że gardzę takim słownictwem. Tego, że Motyle Oko wyjeżdża. No i tego, co Kurt dał Evelyn, bo to pewnie nie było legalne...
Pozdrawiam,
[une-crime-parfait]
No widzisz, można bez bluzgów? Można. :)
UsuńBeta pozdrawia,
[une-crime-parfait]
Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba, ale to już pewnie wiesz ^^. Twój styl jest lekki i przyjemny, że nieraz ci zazdroszczę wiarygodności twoich opisów ^^. Twoich bohaterów także lubię, jako że są ciekawi i tacy prawdziwi, nie są jak pomalowane tekturki pozbawione głębi. Lubię Evelyn, lubię Motylka i ostatnio zaczynam też lubić Matta. Jest oddany pracy i bardzo mu na niej zależy. Zauważyłam, że bardzo się przejąl tym graffiti i pewnie marzy o tym, by złapać Butterfleye'a. ten natomiast ma radochę, patrząc, jak miasto o nim mówi i w sumie mu się nie dziwię. Ja też uwielbiam być doceniona. Nawet Evelyn wydaje się być zadowolona z tego, co zrobili. Zastanawiam się czasem, czy ona się nie podkochuje w Motylku, bo kiedy oznajmił, że wyjeżdża, chciała jechać z nim. Nawiasem mówiąc, bardzo jestem ciekawa, gdzie on się wybiera i co chce tam sprawdzać. Ale pewnie jeszcze kiedyś o tym wspomnisz ^^. Niepokojące są też te przywidzenia, które miała Evelyn. Dobrze, że Kurt był taki troskliwy dla niej ^^.
OdpowiedzUsuńOh! Dear God! Dedykacja? Dla mnie? AAA! *skacze jak podekscytowana nastolata na koncercie ulubionego zespołu*
OdpowiedzUsuńSzczęka mi opadła na podłogę, jak zobaczyłam, że ten rozdział mi zadedykowałaś ^.^ Serio.
Teraz do rzeczy. Ah! Nie wiem, jak Ci to powiedzieć, gdyż wczoraj mi powiedziałaś, że nie lubisz, jak się komplementuje codziennie :D Ale chyba będziesz musiała przeżyć tą dawkę :D
Po pierwsze: cudowny podkład dobrałaś, zwłaszcza pod ten fragment, jak Evelyn wychodziła od Motylka. Po drugie: taniec Evelyn i Motylka <3 Zaczynam się z nią utożsamiać, autentycznie. Ona i ja podkochujemy się w tym tajemniczym Motylku. Po trzecie: fascynująca rozmowa Ev i Kurta, którego też ubóstwiam. Czy on ją ućpał? No po prostu wow. Zakończenie też mi się podobało. Ciekawe, co Kurt jej opowie.
Aj, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :*
Dziękuję za dedykowanie mi tego cudnego rozdziału :*
Jak Ty to robisz, że Twoje posty są tak wciągające i czytają się w kilka minut? Może to kwestia wielu dialogów, a może po prostu niezwykle przyjemnego, lekkiego stylu. Cieszę się, że znów zawarłaś intymną scenę z Evelyn i Motylkiem - ich taniec, choć prosty, wyrażał chyba ze strony dziewczyny więcej niż tysiąc słów. Ze strony mężczyzny... była to raczej tylko zwyczajna zabawa, jak mniemam. A może się mylę. Trochę przeraziłaś mnie nagłym atakiem dziewczyny, co tak naprawdę jej dolega? Czyżby chorowała na coś? Współczuję jej. Podoba mi się to, jak kreujesz Kurta - coraz bardziej go lubię. Martin... szala goryczy się przelała, jak widać. Ten gość najzwyczajniej w świecie gorzknieje i nie ma właściwie nic prócz pracy - ani rodziny, ani rozwiązanych spraw. Nie jest mu łatwo... Wielki plus daję również wycinkom z mediów.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Co się dzieje z Evelyn? Te piosenki wywołały w niej jakieś wspomnienia, prawda? Czy się mylę? Chciałabym poznać jej historię, to, co spotkało ją wcześniej. Czyżby Butterfleye wiedział o przeszłości Evelyn?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Kurt handluje narkotykami albo czymś w tym rodzaju. Nie wiem dlaczego, ale czuję do niego cichą sympatię.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Po pierwsze też chcę bardzo wiedzieć, co jest nie tak z Evelyn. I wcale mi nie przeszkadza, że Kurt dał jej coś nielegalnego i paskudnego, bo to jest mój Kurt - od dziś lubię go nawet bardziej niż Motylka!
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że takie podkochiwanie się w kimś takim jak Motylek, może się dla Evelyn bardzo, bardzo źle skończyć. Chociaż ten fragment o wspólnym tańcu był... No, cud, miód i orzeszki :)
Pozdrawiam!
Rozdział bardzo mi się podobał. Wyobrażam już sobie reakcję Martina, który dowiaduje się o tym całym graffiti. Musi czuć się naprawdę okropnie - bezsilność jest gorsza od podjętej próby, która zakończyłaby się porażką.
OdpowiedzUsuńJeny, nie mam pojęcia co się dzieje z Eveleyn, ale to chyba coś baaaardzo złego. Mam nadzieję, że wkrótce to wyjaśnisz.
A ten fragment z tańcem - genialny! Czy zabrzmię dziwnie, jeśli powiem, że miałam nadzieję, że to skończy się czymś więcej? ;D Tak, ja i moje nadzieje xD
Całuję i życzę w takim razie bardzooo miłego weekendu ;) Ach, i kilogramów weny, ona zawsze się przydaje ;D
Leszczyna ;*
Postaram wykrzesać z siebie jakiś w miarę składny komentarz, który odzwierciedlałby moje emocje po przeczytaniu tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że udał Ci się taniec ^^. Ja osobiście wolę te romantyczne aniżeli makabryczne, ale to już chyba zależy od preferencji;)
Zastanawiam się po jakiego grzyba Evelyn jeszcze mocniej się w to wszystko zanurza, ale mój mózg tego nie ogrania. przykro mi -^-
Och, przypomniałaś mi o Dr. Housie, którego nie dooglądałam. utknęłam w połowie szóstego sezonu, a teraz dzięki tobie o tym przypomniałam. Nie rozumiem, dlaczego nie lubisz Cameron. Wg mnie była fajna do połowy trzeciego sezonu, a później to już szkoda gadać. Dobra, kończę ten nieskładny komentarz.
pozdrawiam;)
Widzę, że jesteś w trakcie zmieniania szablonu, więc na pewno wpadnę później zobaczyć jak wygląda (chyba że jak opublikuję komentarz już wszystko będzie ustawione).
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy :)
Jak zwykle żal mi Martina. Ale nic nie można poradzić na to, że Motylek jest od niego sprytniejszy i inteligentniejszy. I nawet z pozoru głupie graffiti zrobiło niezłą furorę na mieszkańców miasta. Po tym numerze, to już pewnie nikt nie powie nic dobrego o policji.
Evelyn już całkiem uzależniła się od Motylka. Szczególnie, że chciała jechać razem z nim. A tak na marginesie to zastanawiam się, co on znów planuje, pewnie kolejny spektakularny wyskok.
Scena z tańcem niewątpliwie najlepsza w tym rozdziale.
Pozdrawiam serdecznie :)
Martin, ty się chłopie wykończysz, ale żywemu nie przepuści. Może tu jest jego szansa w złapaniu Motyla.
OdpowiedzUsuńDalej taniec w rytm "Bang Bang". Mistrzostwo! Podobało mi się zarówno opisywana scena jak i te wszystkie aluzje ;) Ciekawi mnie tylko, gdzie Evelyn zapodziała swój zdrowy rozsądek i umiejętność logicznego myślenia. Sama się coraz bardziej nakręca i doprowadza do takiego stanu, ale któż zrozumie kobiety. Zwłaszcza zakochane? Podejrzewam, że B. domyśla się wszystkiego i pogrywa sobie z biedną Ev.
A Kurt wydaje się być w porządku facetem, na swój sposób oczywiście :D
Pozdrawiam!
ten, no... u mnie laska nie ma głowy :P a może lepiej by wyglądała gdybyś tło ustawiła inaczej? w sensie w wyrównaniu wybrać któreś z tych od góry?tak stawiam, że powinno być lepiej, a nawet dobrze, bo jak używam laptopa, to mam krótszy ekran. ale nie ważne. znów się czepiam :P
OdpowiedzUsuńdo rzeczy. Rozdział bardzo fajny. Ogólnie czasem mam takie wrażenie, że w Twoich postach nie dzieje się nic nadzwyczajnego i spektakularnego, ale jakby spojrzeć na całość, to widać, że historia jest przemyślana i trzyma się kupy, nie to co u mnie na Ginevrze, gdzie sama zapominam co było w poprzednich rozdziałach :P
Lubię Martina i strasznie mi go żal, ale chwilami zaczyna mnie irytować (kto mnie nie irytuje? :D) Nigdy mu się nie uda złapać motylka, prawda?
Ej, lubię Bang, Bang! Ten utwór ma klimat ^^ więc scena też musiała mieć klimat.
Pozdrawiam :D
W sensie wyrównanie tła od góry? Nie da rady, bo nie wstawiłam tego jako tło, tylko kodem css, bo obrazka by mi nie wgrało :P Właśnie gadałam z Fedorą, która też używa laptopa i ma ten sam problem :P Próbowałam znaleźć na to jakiś kod, ale nic nie odnalazłam. Tak to jest, mnie się niektóre Twoje szablony rozjeżdżają, a u Ciebie moje ucinają xD
UsuńAle ile rozdziałów ma Ginevra, a ile LS :P Różnica jest ogromna, haha :P
Prawda, Bang Bang ma klimat :) Jak zaczynam słuchać to nie mogę się powstrzymać, żeby nie odtworzyć jeszcze raz ;D
Dzięki :)
na wisielcu jest instrukcja jak wgrać tło o dużej zawartości. http://s6.ifotos.pl/img/AA-INSTRU_rqaeexa.png i wtedy będziesz mogła nim dowolnie majstrować.
Usuńliczba rozdziałów nie gra roli :P powinnam pamiętać, co piszę ^^
o kuźwa... ale ja jestem genialna. Sorry. byłam zalogowana jako Jaenelle bo zmieniałam jej szablon :P może mnie nie zabije...
UsuńHehehe, spoko, chyba okiełznasz gniew siostry ;p
UsuńHmm, o, dzięki, spróbuję z tym ;D
Prawda, ale przy takiej ilości jest to bardziej usprawiedliwione :) I jakby się nad tym zastanowić - pewnie niewielu czytelników pamięta co było w pierwszych rozdziałach tak dokładnie :P Jak się czyta z odstępami to potem takie rzeczy umykają :P Ja np pamiętam głównie listy do Toma [to był nawet spoko pomysł nawiasem :D] xD
No dobra, zrobiłam wszystko jak wg instrukcji, u mnie wszystko jest tak jak było, jak to wygląda u Ciebie? ;>
Usuńa u mnie jest wszystko ok! super widzieć twarz :D a na poważnie, cieszę się, że mogłam pomóc ^^
Usuńa menu musi mieć takie tyci literki?
O, no to super ^^,
UsuńNoo chyba musi, bo nie chcę, żeby nachodziło jej na twarz, więc musiałam zmniejszyć czcionkę :P a w linkach po boku nie pasuje do tego szablonu ;p
a jakby było w dwóch rzędach?
Usuńbyś musiała wrzucić ten kod w css
#PageList1 ul {
text-align: center;
}
#PageList1 ul li {
float: none;
display: inline;
}
i strony w układzie wrzucić w kolumnę nad postami. i wtedy automatycznie będziesz mieć tam taką czcionkę jak ogólnie na blogu.
ale od razu mówię, że nie wiem czy dobrze to będzie wyglądać... to taka moja wolna sugestia.
Nie działa to u mnie xD jak przenoszę nad notki to automatycznie zmienia się na widok taki jak normalne linki, pionowo ;P
Usuńdziwne.. a tego CSS wkleiłaś?
Usuńtak ;p
Usuńno cóż... ale w sumie nie jest aż tak źle. Może i są trochę małe, ale jednak czytelne, a to najważniejsze ^^ pozdrawiam i cieszę sie, że pomogłam.
UsuńPrzepraszam, że komentuję tak późno, ale może mnie oszczędzisz:P [Mam taką nadzieję:*]
OdpowiedzUsuńMartin, mam dla ciebie radę, odpuść sobie, ty na Boga nigdy nie złapiesz Butterfley'a! Hah, no ja tak uważam, chłopina się zamęczy.
Haha, nie spodziewałam się że zwykłe graffiti zrobi taką aferę. No, ale czego się można spodziewać po tobie i twoich pomysłach? Nie mam na myśli nic złego, wręcz przeciwnie, uhahah!
Taniec był taki... bardzo wciągający, kolejna intymna scena z Evelyn i Motylkiem. Piosenka wywarła na Eve [mogę jej tak mówić?] jakieś wyjątkowe wrażenia i jak mniemam wspomnienia. No nie wiem, co mam teraz zrobić. Jestem taka ciekawa co dalej, ale nie będę mogła przeczytać kolejnego rozdziału od razu jak go opublikujesz, bo wyjeżdżam i nie będzie mnie od 21.08 do 26.08., ale jak wrócę to wszystko nadrobię. Bardzo przepraszam:*
Całuję:*
Jestem! W końcu, brak dostępu do internetu mnie wykończy. Na początek - szablon, szablon, szablon. <3 Cu-dow-ny. Legilimencjo, masz talent jak mało kto. Uwielbiam przewijane szablony, jeeeej. Wiem, wiem, przesadzam, ale on jest po prostu idealny. Kolory, suwak, zdjęcie panny Kulis. CUDO.
OdpowiedzUsuńPo drugie zaczęłam świrować, kiedy tylko zobaczyłam imię Kurt. Za dużo Glee, zdecydowanie za dużo. W każdym razie postać mi się podoba, póki co oczywiście. Nie dziwię się M., akcja z graffiti musiała kosztować go dużo nerwów. A Evelyn... Hm. Coś z nią nie tak. Zdecydowanie.
I też nie cierpię Cameron! Trzynastka rządzi razem z Cuddy. <3 A Cam jest za dobra, za słodka i za nijaka.
Pozdrawiam i życzę weny. :*
Dokładnie! Taak, Cuddy jest świetna i tak mi było smutno, że nie pojawiła się na "pogrzebie" House'a, ale usprawiedliwiam ją tym, że pewnie gdzieś wyjechała czy coś i dowiedziała się o tym później. Mocno dopingowałam Huddy i co? I NIC :C
UsuńAaach, dzięki, ostatnio miałam jakąś taką wizję na przewijany szablon i tamdaaaam xD
Przyjemnie się pisze, czyta, a już mniej przyjemniej z komentowaniem.
OdpowiedzUsuńCóż, jesteś niesamowita, czuć od Ciebie taką lekkość, potrafisz wciągnąć czytelnika. W moim przypadku udało Ci się to idealnie - naprawdę jedno z lepszych opowiadań jakie tutaj czytałam, poza tym całkowicie odbiegające od tematów, które widywałam. Oryginalność, precyzja, kreatywność, realizm. Może już zauważyłaś, że pragnę być informowana i czekam z niecierpliwością na kolejny, jak mniemam tak samo dobry, rozdział. Jakoś obserwowanie nie jest w moim guście, ale możesz być pewna, że jeszcze mnie tu zobaczysz ;) Rozbawiłaś mnie tą kawą, straszliwie poruszyłaś opisem, gdy Evelyn schodziła po schodach, pozwoliłaś wczuć się w jakże uroczą sytuację z tańcem. Zapomniałam jeszcze wspomnieć o Martinie, jest bardzo życiową postacią, wykreowaną w sposób, który łatwo zrozumieć. Wyjaśniłaś, że stracił rodzinę na rzecz pracy, że ludzie postrzegają go jako dwojaką osobę, co jest podobne do spraw codzienności, dlatego mnie tym urzekłaś i spodobała mi się Twoja realistyczność.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
marsz-mendelsona.blogspot.com/
Jak w tym kodzie: onchange="window.open(this.options[this.selectedIndex].value,'_blank')" dasz zamiast "blank" słówko "self" to w tzw. szerokiej liście nie będą ci się otwierały notki w nowej karcie :)
OdpowiedzUsuńOoo, dzięki za podpowiedź! :)
UsuńProszę :)
Usuń