Rozdział 14

I don't want to be like you
It seems like you outrun me every time
I want to be you
Why can't I erase you from my mind 

Delain - Invidia


Wysypała na rękę dwie białe tabletki i choć na opakowaniu zalecana dzienna dawka to „trzy tabletki co trzy godziny”, wzięła je na raz. Potrzebowała szybkiego efektu. I bynajmniej nie robiła tego dla siebie.
Niedługo potem poczuła się lżej. Jakby ktoś ściągnął z niej ten ciężar, który niedawno znajdował się w jej głowie. Wydawało się także, że odzyskała jasność widzenia, a jej położenie już nie wydawało się tak beznadziejne. Bez bólu w skroniach mogła na trzeźwo przemyśleć niektóre sprawy.
Doszła do wniosku, że w porę znalazła pomoc dla swoich bólów. Jeszcze chwila, a mogłaby niechcący się wydać. Już teraz pewnie Damian podejrzliwie na nią patrzył. Niewiele brakowało, a zaczęłaby wyznawać mu, jakim jest cudownym przyjacielem, a tak robią samobójcy – nagłe wyznania, wypowiedziane niby od niechcenia, ale z bólem w oczach.
Wzdrygnęła się na myśl, że inni mogliby o niej myśleć w takich kategoriach.
Włączyła poranne wiadomości i zaczęła szykować sobie śniadanie.
Wczoraj policja odpowiedziała na alarm podniesiony przez Anabelle Farrell w jej mieszkaniu. Znaleziono tam pięciu martwych pracowników ochrony, jednak pani burmistrz nic się nie stało. Według źródeł Butterfleye był w mieszkaniu Ferrellów. Niestety, państwo Ferrell odmawiają komentarza.
Evelyn zerknęła na ekran telewizora, na którym przedstawiona była obecnie rezydencja państwa Ferrellów. Później pokazany został policjant, przedzierający się przez tłum reporterów. Nie odpowiedział na żadne z zadanych pytań.
Kobieta zaczesała włosy do tyłu i z przymrużonymi powiekami wpatrywała się w ujęcia Anabelle. Dotychczas uprzejmie uśmiechnięta blondynka, teraz wyglądała na złą i smutną jednocześnie. Evelyn nie mogła zaprzeczyć informacjom podanym przez media. Nawet bez tego czuła, że są prawdą.
Tylko dlaczego Butterfleye miałby odwiedzać władze, skoro tak z nich kpił?
Przypomniała sobie tablicę korkową, która w znacznej części przepełniona była jej zdjęciami.
 – Podoba ci się?
- Tak.
„Tylko co w niej jest takiego, co cię pociąga, Butterfleye? Przecież nie wyróżnia się raczej niczym szczególnym. No, może poza sumą pieniędzy na koncie.”
Przyjrzała się dokładnie postaci Anabelle. Nienaganna figura, elegancki, schludny ubiór… Evelyn nie mogła powiedzieć, że w jakimkolwiek stopniu jej zazdrościła. Dla niej była po prostu kolejną dobrze zrobioną panią z telewizji. Kolejną śliczną buzią w świecie ładnych, przekłamanych twarzy.
„To trochę hipokryzja z jego strony”, pomyślała. „Krytykuje niemal wszystko i wszystkich, którzy mają związek z mediami, a gdy przychodzi co do czego, jego największą miłością okazuje się dokładnie ktoś taki, na kim wiesza psy”.
I choć wcale nie spodobało jej się to, co pomyślała, ani to, co widziała, bo nie miała zamiaru niczego zmieniać, to podeszła do lustra i – w pewnym stopniu niezależnie od siebie – spojrzała na siebie krytycznie.
 Lubiła to, jak wyglądała. Nie były to ubrania z najdroższych sklepów, często też nie były najnowszym krzykiem mody, ale czuła się w nich swobodnie i była w nich sobą. Jeśli chodzi o makijaż – zwykle ograniczała się do niezbędnego minimum, nie licząc tak zwanych „specjalnych okazji”.
„Może pora coś zmienić?”, zadała sobie pytanie, przyglądając się własnemu odbiciu. „Jakby na to nie patrzeć, niewiele się w tobie zmieniło od czasów liceum. To trochę… Nudne? Kiedyś dużo eksperymentowałaś ze sobą, a teraz? Ciągle to samo.”
Pomyślała o Butterfleye’u. O jego schludnych, prostych, ale gustownych czarnych marynarkach, koszulach bez skazy i spodniach, które nie krępowały jego ruchów, będąc zarazem eleganckimi.
A ona? Nieco sprane już dżinsy, które, choć leżały na niej niemal doskonale, były zwyczajne. Do tego nosiła normalne koszulki, najlepiej z ciekawym nadrukiem. Jakim cudem ktoś taki jak Butterfleye w ogóle zwrócił na nią uwagę? Zewnętrznie nie wyróżniała się ani trochę z tłumu.
Zerknęła na telewizor, przypominając sobie Anabelle Ferrell, która najczęściej występowała w dopasowanych do figury sukienkach, garsonkach i tym podobnych.
„Chyba będę potrzebowała pomocy Matildy…”, pomyślała.
***
Rebecca spoglądała z drugiego stanowiska w kasie, które znajdowało się w przeciwległym kącie pomieszczenia na Evelyn Verriar. Nie ukrywała zazdrości ani też żadnych negatywnych uczuć, które do niej żywiła. Po prostu nie potrafiła. Zresztą – nie lubiła udawać.
Znała ją od czasów liceum. I odtąd szczerze jej nie znosiła. Zawsze miała łatwiej od niej. Dzięki starszej siostrze z łatwością wkupiła się w szkolną elitę, bo miała znajomości w wyższych klasach. O dziwo, kolegom wcale nie przeszkadzał jej wiek. Ona była rok starsza od Evelyn i o tyle samo młodsza od Damiana, który był rówieśnikiem Matildy oraz jej kolegą z klasy. Starała się. Była cheerleaderką, udzielała się w szkole, podczas gdy ona zawsze przychodziła na gotowe, kroczyła przetartymi szlakami. To strasznie ją wkurzało. Ta dziewczyna wszystko zawdzięczała innym.
Nie miała żalu do Matildy, nie. Nawet ją lubiła, chociaż nigdy nie nawiązały bliższych kontaktów. W przeciwieństwie do młodszej siostry, Matilda była raczej outsiderką, nie ekscytowała się wszystkim dookoła i nie robiła wokół siebie tyle szumu. Wiadomo, czasami chodziły o niej różne plotki, ale starsza Verriar je bagatelizowała. Rebecca nie mogła jej nic zarzucić. Nawet tego, że tak pomagała rodzeństwu.
Była jedynaczką, więc rozumiała, że rodzina chce jak najlepiej. Ale poza tym bliskim kręgiem zawsze walczyła o swoje. Dlatego bolało ją, że co niektórym wszystko szło tak łatwo, podczas gdy inni musieli nieźle się napocić, aby cokolwiek osiągnąć.
Tej zależności nie potrafiła zrozumieć.
***
Gdy skończyła pracę, włączyła telefon. Ostatnio wolała mieć wyłączoną komórkę w obawie, że będzie ją za bardzo ciągnęło, aby ciągle mieć ją na widoku, co będzie ją rozpraszało. Co więcej: gdyby dostała nową wiadomość, trudno byłoby skupić jej się na codziennych obowiązkach. To wszystko mogłoby wzbudzić różne podejrzenia, których wolała uniknąć.
Masz 1 nową wiadomość.
Właśnie to miała na myśli. Niezwłocznie przeczytała smsa.
I can feel it coming in the air tonight…* Przyjdź pod wieczór i przygotuj się na bezsenną noc, motylku.
B.
Uśmiechnęła się szeroko, jakby dostała wiadomość, na którą bardzo długo czekała. Nie wiedziała, o co może mu chodzić, ale to nie miało znaczenia. Miała jego. I zapowiedź bezsennej nocy.
***
 Drzwi z naklejką motyla prawie nigdy nie były zamknięte. Zawsze łatwo odstępowały pod niewielkim naciskiem. Witały ją z szeroko otwartymi ramionami, serdecznie zapraszając do środka.
Tym razem nie było inaczej. Bez problemu weszła do pomieszczenia, w którym nie czuła się najlepiej. Gołe ściany, skąpe umeblowanie. Ktoś taki jak Butterfleye mógłby przecież przyozdobić nagi mur własnymi pracami. Jednak nie zrobił tego, jakby bał się uzewnętrznić jakikolwiek element swojej duszy.
Siedział jak zwykle na parapecie, spoglądając gdzieś w dal. Światła były zgaszone. Najwyraźniej lubił ciemności. Ponoć to one skrywają największe tajemnice.
Evelyn zapaliła lampę. Niestety, główna enigma wcale nie została przez to odsłonięta. O ironio.
Powitał ją uprzejmym uśmiechem. Gestem wskazał jej miejsce na kanapie. Po chwili usiadł obok i przybliżył się do niej. Odrzucił włosy, które łaskotały jej ramiona, na plecy i szepnął jej na ucho:
- Boisz się mnie?
- Nie – odparła twardo, nieco zdziwiona tym pytaniem. Przymknęła powieki, aby skupić się na innych zmysłach. Zapachu i dotyku.
To dziwne, że był tak blisko, a wciąż – paradoksalnie – daleki i nieosiągalny.
Czuła się znacznie lepiej, nie odczuwała strachu i zdecydowanie trudniej było ją wytrącić z równowagi. Co prawda w jego towarzystwie wciąż towarzyszył jej przyjemny dreszczyk emocji, ale nie było to w żadnym stopniu oznaką strachu. W pewnym sensie powróciła ta Evelyn sprzed miesiąca.
Jej ręka bezwiednie podniosła się na wysokość jego torsu.
Zuch dziewczynka.
- Boisz się tego, co mogę ci zrobić?
- Nic mi nie zrobisz. Obiecałeś – dodała po chwili. – I wiem, że dotrzymasz słowa.
Tak, była tego pewna. Gdyby coś jej zrobił, naraziłby się. A ona w takim wypadku nie wahałaby się sprzedać go policji.
Butterfleye uśmiechnął się.
- Ta odpowiedź bardzo mnie cieszy - odpowiedział, odchylając się na oparcie kanapy. - A czy boisz się wyjść ze mną na miasto aby trochę… złamać prawo? Nie martw się, nikogo nie skrzywdzimy. Tym razem damy po prostu o sobie znać.
Evelyn nie miała pojęcia, co to mogło znaczyć, ale zgodziła się. Wreszcie będzie gdzieś z nim poza czterema ścianami pokoju na Lombard Street. To zawsze miła odmiana. Nie chciała narzekać, ale spotkania w tak skąpo umeblowanym pokoju, który momentami sprawiał wrażenie nieco bezosobowego (co w ogóle nie pasowało do Butterfleye’a), chwilami ją męczyły. Uwielbiała jego towarzystwo, nie cierpiała jednak tego pomieszczenia.
- Dzisiaj stworzymy coś niezwykłego. Razem.
Wręczył jej kartkę ze szkicem przedstawiającym komiksowego motyla z „pawimi oczami” na tle panoramy San Francisco – Evelyn rozpoznała charakterystyczny most oraz tramwaj. Ponadto prowizoryczna mgła okryła pewną część rysunku. Widniał tam też duży napis: „Butterfleye was obserwuje”.
Kobieta spojrzała na niego pytająco.
- Widzisz, naprzeciwko siedziby telewizji jest bardzo fajne miejsce, idealne na graffiti. Niestety, wymarzyłem sobie dość duży obraz, jak możesz zobaczyć. Proszę cię o pomoc – wyjaśnił.
- Nigdy nie robiłam graffiti. Nawet nie potrafię rysować!
- Ja też nie robiłem. I nie bądź taka skromna, widziałem twoje bazgroły w notesie. Niektóre są bardzo interesujące. Sztuka wysokich lotów to nie jest, ale… Damy radę. Będzie zabawnie.
Evelyn otworzyła szerzej oczy. Jak… Kiedy widział te bazgroły, które były bardziej wynikiem nudy niż prawdziwym zamiłowaniem do sztuki? To znaczy… To był wspólny notes, który zawsze leżał pod ladą. Prawie wszyscy tam coś rysowali. To była taka prywatna mini kronika pracowników Barnes & Noble. Ale nie przypuszczała, że mógłby to widzieć Butterfleye! Poczuła wstyd. Jak to wszystko ma się do niego? On: doskonały niemal pod każdym względem. Zdolny, inteligentny, charyzmatyczny i - nie miała co do tego wątpliwości - na swój sposób przystojny. Gdyby tylko mogła się o tym przekonać  i sprawić, aby motyli makijaż na chwilę zniknął…
Mężczyzna wręczył jej maskę, którą używa się podczas malowania graffiti, aby opary farby nie wyrządziły szkody zdrowiu. Założyli bluzy z dużymi kapturami, które zasłoniły ich twarze i z torbą pełną puszek z farbami oraz małą drabiną pod pachą ruszyli w miasto.
Okazało się, że wybrany przez Butterfleye’a mur znajdował się w słabo oświetlonym miejscu, jednak poza zasięgami jakichkolwiek kamer. Evelyn rozejrzała się dokładnie. W nocy nikt tu nie przechodził, jednak niedaleko znajdowały się bloki mieszkalne; nie mogli więc narobić za dużo hałasu.
Mężczyzna położył na ziemi torbę wypchaną różnymi sprejami i przystąpił do dzieła. Najpierw wykonał kontury obrazka. Kobieta z zafascynowaniem przyglądała się jego płynnym ruchom. Uznała za niezwykły widok artysty podczas tworzenia swojego dzieła. Chwilami jego ruchy przypominały mu dyrygenta – wirtuoza. To, co teraz robił, pochłaniało go całkowicie. Czasami oddalał się, aby upewnić się, że z daleka wygląda to równie dobrze. Teoretycznie Evelyn stała dalej, aby w razie, gdyby coś szło nie tak, dać znać. Jednak nie odezwała się ani słowem. Dla niej wszystko było idealne. Począwszy od autora, kończąc na ostatniej plamce jego twórczości. Wyjątkowo nie przeszkadzała jej bezczynność. W końcu nieczęsto można widzieć Butterfleye’a w akcji.
 Gdy skończył zarys, poinstruował Evelyn jak obchodzić się z farbą oraz jakich kolorów użyć. Od tego momentu tworzyli  – jak to powiedział Butterlfeye – ich wspólne dzieło.

Robiło się jasno, a obraz na ścianie nie był jeszcze wykończony. Stwierdzili, że nie pozostała im więcej niż godzina, aż miasto się zbudzi, a i teraz było to ryzykowne, ponieważ nie wiedzieli, o której godzinie rozpoczynają pracę ludzie z tej okolicy.
- Dobra, zostawmy to tak, jak jest – zarządził i oddalił się parę kroków, aby podziwiać ich dzieło. Jego wzrok błądził po elementach grafiki, czasami wywołując cień uśmiechu na jego twarzy.
Wziął jeszcze do ręki błękitny spray i machnął nim, pozostawiając jasnoniebieskie smugi tam, gdzie obraz się urywał.
Evelyn zaczęła pakować puszki z farbą do torby.
- Poczekaj, jeszcze podpis.
Mężczyzna wyciągnął z bocznej kieszeni torby plakietkę z wyciętym jego znakiem motyla, którego wzory na skrzydłach układały się w parę oczu. To ponoć ten znak znajdowano wszędzie tam, gdzie popełnił jakąkolwiek zbrodnię.
Przyłożył plakietkę do muru i prysnął czarnym sprejem. W dolnym rogu sztuki ulicznej widniał teraz jego autorski znak.
- Teraz ty.
Wręczył jej puszkę i czekał. Evelyn stała z niewyraźną miną.
- Ale… jak mam się podpisać? Bo chyba nie imieniem?
- Wymyśl coś. Graficiarze zwykle mają jakieś swoje ksywki. Ja już swoją mam.
Dziewczyna westchnęła. Odgarnęła pasmo włosów, opadające jej na czoło i zamyśliła się. Szybko przestudiowała wszelkie piosenki i filmy, które kiedykolwiek widziała lub słyszała i które mogłyby w jakikolwiek sposób pasować. W końcu wzięła do ręki także czerwoną farbę i wkrótce obok znaku motyla widniało: EV, przy czym E było namalowane czarną farbą i było to zwyczajne, drukowane „e”, a V było czerwone i bardziej spiczaste; z daleka wyglądało jak haczyk, który stawiają nauczyciele przy poprawnej odpowiedzi.
- E-vey – uśmiechnął się Butterfleye. – Skądś to znam, prawda?
- „V jak Vendetta”.**
Mężczyzna pokiwał głową z zadowoleniem.
- No, to skoro oznaczyliśmy swoją pracę, to możemy się zwijać. Będzie o tym głośno – dodał po chwili z jawną satysfakcją.
W milczeniu wracali na Lombard Street. Evelyn zaczynała odczuwać zmęczenie związane z nieprzespaną nocą. Mimo to była zadowolona i nie zamieniłaby tego na godziny błogiego snu.
Biała willa była nadzwyczaj spokojna. Nikt nie powitał ich w barze, nawet Kurt gdzieś zniknął. Evelyn zastanowiła się, gdzie mógłby mieć swój pokój. Może przechodziła obok jego drzwi za każdym razem, odwiedzając Lombard Street i nawet o tym nie wiedziała?
- Odprowadzę cię – zadecydował niespodziewanie Butterfleye. -  Nie wypada zostawiać damy samej, nawet jeśli godzina zrobiła się tak wczesna.
Evelyn nie zaprotestowała. Przyjęła tę wiadomość z uśmiechem. Odnieśli przybory do jego pokoju, poczym odbyli wspólny spacer opustoszałymi ulicami miasta.
- San Francisco jest piękne, gdy zapada w stan hibernacji – stwierdził Butterfleye. – Chociaż wydaje mi się, że każde miasto jest na swój sposób cudowne, gdy nie widać żywej duszy. Piękne lub upiorne. Chociaż i w tym można odnaleźć coś wyjątkowego. Bo chyba prawdziwa sztuka jest wtedy, gdy wywołuje jakieś emocje, prawda?
- Co? Tak, masz rację.
Odpowiedź była bezrefleksyjna i zapewne nie zadowoliłaby Butterfleye’a, gdyby nie był tak podniecony myślą o szumie, który wywoła graffiti. Jej rozkojarzenie usprawiedliwił tym samym stanem.
- To tu – powiedziała, stając przed niskim blokiem, gdzie mieszkała.
Butterfleye pokiwał głową.
- Wyśpij się dobrze, Evelyn. To była męcząca noc.
- Widzimy się jutro? To znaczy… dziś. Tylko później, jak się wyśpimy?
Poczuła się dziwnie. Jakby sama zapraszała go na randkę. Ale przecież te spotkania to nie były randki. To były… W zasadzie sama nie wiedziała, czym one były. Faktem było, że wyczekiwała ich. Od momentu, gdy poznała sekretne przejście, oznaczone niebieską różą, chciała przechodzić przez nie cały czas. Za drzwiami Lombard Street skrywało się wiele tajemnic, które aż się prosiły, aby je odkryć. Evelyn nie wiedziała jeszcze, jak to zrobić, ale obiecała sobie, że zgłębi je wszystkie w swoim czasie.
Butterfleye uśmiechnął się. Mimowolnie także wygięła usta w takim grymasie, a kolana nieco się ugięły. Lubiła, gdy to robił, chociaż nigdy nie mogła określić rodzaju uśmiechu. Irytujące? Tylko trochę.
„Zachowujesz się jak zakochana nastolatka”, skarciła się w duchu. „A pamiętasz zasadę numer dwa, prawda? Żadnych uczuć.”
- A chcesz?
- Jasne.
- W takim razie do zobaczenia, Evelyn – powiedział, skłoniwszy się lekko.
Następnie odwrócił się i po chwili zniknął w gęstniejącej mgle. Zupełnie tak, jakby nigdy go tu nie było.
 ----------------------------
* - Phil Collins – In the air tonight
** - film, w którym wspomniana Evey również nawiązuje kontakt z mordercą, jednak jego pobudki są bardziej... społeczne, że tak powiem. Chodziło mu o to, aby państwo odzyskało liberalny ustrój i pozbyło się dyktatora. Kojarzycie tę maskę, która pojawiała się często gdy zrobiło się głośno o ustawie ACTA? To właśnie V. Nie chcę zdradzać za dużo, gdyby ktoś nie widział filmu, a był nim zainteresowany. 
Dawno nie było dedykacji, dziś do tego wrócę: Leszczyna, czuj się wyróżniona! 
Mam jeszcze taki bonusik dla Was, związany z dzisiejszym rozdziałem. Tu, proszę, tak mogłoby wyglądać to graffiti. Wiadomo, to jest narysowane na kartce - w dodatku kredkami, farba ma zupełnie inne właściwości, można ją trochę rozpryskać itd, ale co tam. Lubię chwilami myśleć, że jestem taka fajna jak Butterfleye, haha.
Pozdrawiam :)

27 komentarzy:

  1. Ja też nie wiem, co Butterfleye widzi w Anabelle. I tak samo nie wiem, co Evelyn widzi w Motylim Oku. Fascynacja, ot co. Ma rację, zachowuje się jak zakochana nastolatka, która dla "ukochanego" co raz bardziej wkracza na złą ścieżkę. Najpierw pomocnictwo (ta lina, ma się rozumieć), teraz akty chuligańskie... Ale facet jest dżentelmenem i artystą, tego mu odmówić nie można. Aczkolwiek Gentleman Cambrioleur jest tylko jeden i tego się trzymajmy!

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait]

    PS A maska V przedstawia Guya Fawkesa, czy to też ma znaczenie w tej opowieści? ;) Pasowałoby do płonącego Alcatraz z prologu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zanim wezmę się za czytanie:
    O! Nowy szablon! Wow, zmieniasz go co rozdział ^.^ Cudny jest :)
    A teraz biegnę czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, ostatnio mnie powaliło z tymi szablonami, nie mogę się powstrzymać ;p Ale to minie jak czas wolny zostanie ograniczony ;p

      Usuń
    2. Mhrau! Butterfleye <3
      Odkąd Evelyn zaczęła przeglądać się w lustrze, czytałam z wielkim bananem na twarzy ^.^ Moim zdaniem, to nią powinien się interesować, a nie tamtą krową Anabelle! Ev jest o wiele ładniejsza i ciekawsza.
      W ogóle to zaczynam mieć obsesję na punkcie Motylka ;) A Ev jest coraz fajniejsza :)
      Ah, rozdział świetny :D
      Czy dzisiaj jest dzień dobroci dla Carolyn? Same ciekawe rozdziały mam do czytania :)

      Usuń
  3. Cudny rysunek! *,*
    Rozdział przeczytam później ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładny rysunek i bardzo fajny szablon ^^. Chyba jeden z bardziej udanych, jakie tu miałaś. Lubię tę kolorystyke i no foto bardzo fajnie wyszło ;PP.
    Rozdział także był dobry, no i tym razem było wyjątkowo dużo Motylka i Evelyn. Nie spodziewałam się, że namówi ją do malowania graffitti, ale świetnie wyszła ta scena. Pewnie musieli uważać, żeby nie być zauważonymi, no i Evelyn pewnie też by nie chciała, żeby wyszły na jaw jej powiązania z Butterfleyem i fakt, że najprawdopodobniej żywi do niego swego rodzaju fascynację.
    Ciekawa jestem reakcji społeczności SF na ten malunek, na pewno nie przejdzie to tak całkiem obojętnie. Motylek wie, co robić, żeby zasiać niepewność.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hah, czuję się! ;D Dziękuję za dedykację ;*
    Wiesz, coś mi zgrzyta w pierwszym akapicie. Tzn. piszesz, że wzięła dwie tabletki, choć na opakowaniu było napisane "trzy tabletki co trzy godziny". W takim razie opakowanie sugeruje, że na raz można zjeść trz tabletki, potem po trzech godzinach kolejne trzy, następnie po kolejnych trzech godzinach następne trzy, i tak w kółko. A skoro ona wzięła dwie, to wzięła mniej niż zaleca ssię na opakowaniu, nie więcej.
    Chyba że ja jakoś to błędnie interpretuję ;d
    Podobał mi się ten rozdział ^ ^ Fajny pomysł na akcję z grafitti (i widzę nawiązanie do V jak Vendetta ;D). Podoba mi się również to, że Evelyn zaczyna myśleć, jak tu zwrócić uwagę Motylka na siebie ;D Tym bardziej, że on już w zeszłym rozdzale miał rozkminy na temat tego, że potrzebuje kobiety, która się go nie boi, a Evelyn w końcu na każdym kroku powtarza, że wie, iż Butterfleye nic jej nie zrobi ;)
    O, i śliczny rysunek ;D Zazdroszczę talentu, mi zawsze mama rysowała rzeczy na plastykę ;d Nawet głupie drzewo musiała mi kiedyś naszkicować, bo robiłam tyle prób, a i tak mi nie wychodziło, masakra ^ ^
    Całuję,
    Leszczyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Niee, napisane jest "zalecana DZIENNA dawka to „trzy tabletki co trzy godziny”," więc mam nadzieję, że wszystko się zgadza. Chodzi o to, że maks trzy tabsy dziennie i to w odstępie godzinowym. Hmm?
      Graffiti miałam już wcześniej wymyślone, ale czegoś mi w nim brakowało i eureka! Widzisz, bez Twojej pomocy by się nie obyło, haha :D

      Usuń
    2. aaaaa, spoko, dobra, to ja nie ogarnęłam zbyt xDDD
      Ach, i zapomniałabym - bardzo ładny szablon ;D Strasznie mi się podoba zdjęcie w nagłówku ^ ^
      Całusy,
      Leszczyna
      PS Masz konto na Mirriel? Tak mnie jakoś natchnęło, by zapytać xD

      Usuń
    3. Nie, nie mam. Jakoś nie czuję się za dobrze na forach. Kiedyś potrafiłam na nich siedzieć, teraz jakoś tak mnie odpycha :P Ale jakbyś chciała coś innego mojego poczytać to jest various-formations :D
      Dzięki :D

      Usuń
  6. No proszę, Motylek potrzebował pomocnika? A może zrobił to specjalnie? A może... A może ja się doszukuję czegoś, czego nie ma.
    Rozdział mi się podobał, choć właściwie był dosyć statyczny. Ale ja takie lubię. Lubię, kiedy Ev zachowuje się jak zakochana nastolatka ;)
    Anonyma

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaskoczyła mnie postawa Evelyn. Byłam przekonana, ba!, ja byłam pewna, że jej zainteresowanie Butterfleye'em były nieco inne, mniej związane z czymś, co przypominałoby w jakimkolwiek stopniu romantyczne uczucie. A tu się okazuje, że jednak. W sumie to cłąkiem ciekawe, bo wszędzie doszukuję się romantyzmu, ale nie tutaj, nie w tej historii. Okazuje się, że Evelyn brnie coraz głębiej , nie zastanawiając się nad niczym.

    Szablon bardzo ładny, chociaż mi i tak się wszystkie podobają xDD. Aczkolwiek uważam, że ten akurat jest nieco za wąski i to troszeczkę utrudnia czytanie.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze - asdfghjkl;, ten szablon jest idealny. <3 IDEALNY. Nie wiem, jakim cudem jesteś tak dobra w robieniu szablonów, ale bądź taka dalej.
    Plus masz naprawdę dziwne sny. ^^ Ale to dobrze, gdyby nie one nie powstałaby ta historia, która, nawiasem mówiąc, już mnie wciągnęła. Butterfley, słońce ty moje. Kocham tego gościa. Nie wiem, może po prostu ciągnie mnie do dziwaków w tajemniczych maskach (tak, Upiora też kocham :)). Evelyn, Evelyn... Ta za to mnie denerwuje, ale tak już mam, z reguły nie przepadam za głównymi bohaterami.
    Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam i życzę weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twojego GG nie mam, bo niedawno straciłam całą listę kontaktów, a faktycznie tak byłoby szybciej. Jeśli możesz to odezwij się. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Butterflye zna sie na marketingu... Takie gesty bywają bardziej przerażające niż same zbrodnie, bo ńikt mienie,czegomsie spodziewać. Graffiti robi wrażenie.... Piękny motyl Ci wyszedł na rysunku;) mysle, ze Evelyn juz od dawna łamie zasadę nr dwa... A czasem mam wrażenie,ze i Butterflye to robi...

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny rozdział! Sama nie wiem czy go przeczytałam, czy wręcz pochłonęłam ze smakiem. Zaczynam podejrzewać, że Evelyn mało brakuje do zakochania się w Motylku, aczkolwiek wątpię, aby ten odwzajemnił jej uczucie, o ile takowe się w niej faktycznie narodzi. Mam wrażenie, że dziewczyna potrzebuje jego bliskości jak powietrza, a wręcz uzależnia się od towarzystwa oprawcy. Podobała mi się ich wspólna przygoda nocna, z pewnością wywoła spore zamieszanie w mieście. Jak już wcześniej wspomniałam, byłam zachwycona Twoim rysunkiem. Dzięki temu rozdział zyskał na realizmie. Ciekawa jestem, czy Ev faktycznie zmieni styl przy pomocy siostry, wtedy Rebecca naprawdę mogłaby być o nią zazdrosna ;) Ogółem post był prześwietny, aż czytać mi się chce dalej! *,* Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Wczoraj już nie dałam rady nic napisać, a pewnie gdybym się za to zabrała, to by się dobrze nie skończyło.
    Wyjątkowo zacznę od szablonu, który bardzo mi się podoba :) Nie wiem tylko, czy pole tekstowe nie jest za wąskie przy czytaniu.
    Mnie tam Motylek zawsze fascynował, szczególnie, że jest to jedna z najlepszych postaci w tym opowiadaniu i nadal można snuć jedynie przypuszczenia co do jego zachowania i motywów, jakimi się kieruje.
    Evelyn rzeczywiście zachowuje się jak zakochana nastolatka, ale z drugiej strony jest nim tak zafascynowana, że wydaje się to na porządku dziennym. Zastanawiam się, czy w przyszłości będzie snuć myśli o jakimś romansie.
    Ciekawa jestem jak władze miasta zareagują na to graffiti. Już współczuję Martinowi.
    A rysunek podoba mi się, fajnie ci wyszedł ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Evelin wciąż niezdrowo zafascynowana B., ale czyżby była o niego zazdrosna i o jego sympatię do pani burmistrzowej? Jeśli faktycznie zgłosi się do Matildy o pomoc, to już nie mogę doczekać się tego fragmentu. Tymczasem Motyl nie próżnuje. Wie, co zrobić, by wciąż o nim było głośno. Ha, graffiti! B. i EV z puszkami farby w ręce i kapturami na głowie - niczym dwójka buntowników z młodzieżowej bandy. Przy okazji gratuluję talentu plastycznego, bo rysunek piękny :) No i nowy szablon, co jeden, to lepszy od poprzedniego. Wakacje służą :)

    OdpowiedzUsuń
  14. podoba mi się ten szablon. jest dużo lepszy od poprzedniego. Jedyne, co to pole tekstowe jest troszkę wąskie. Ale grafika bardzo fajna :) Kurdę, mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że zawsze w pewnym sensie "narzekam" na szablon? to chyba takie moje zboczenie zawodowe...
    a teraz do rzeczy. Rozdział ciekawy, choć niewiele się w nim działo :P
    Evelyn mi się podoba. W końcu z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że lubię Twoją główną bohaterkę. Jej fascynacja jest z jednej strony chora, a z drugiej taka... naturalna.
    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały i szablony :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, coś ty, w pewnym stopniu mnie to mobilizuje :) Kontynuuj, haha :D
      Dzięki, dzięki :D

      Usuń
  15. Legilimencja - wiem, że wpadam drugi raz, ale właśnie Carolyn Lambert pokazała mi zwiastun do jej opowiadania, który dla niej wykonałaś i jako że nie mam żadnego prywatnego kontaktu do ciebie, wpadam powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem! Jest piękny! Pełna profeska! Aż obejrzę jeszcze raz!
    (Gdybym umiała robić takie rzeczy, to chybabym podkradła ideę, ale nie umiem :D)
    [Anonyma]

    OdpowiedzUsuń
  16. No więc, bardzo podobają mi się twoje prace, czy to pisemne czy też rysownicze. Fascynuje mnie ta historia. Jest taka tajemnicza, mroczna. Czekam na coś co zamrozi mi krew w żyłach.
    Jestem trochę przerażona zachowaniem Evelyn. Staram się ją zrozumieć, choć nie rozumiem dlaczego zaczęła swoją przygodę z Butterfleye'm. Czy ona nie zdaje sobie sprawy jakie konsekwencje to może ze sobą ciągnąć? Choć mnie też sam Butterfleye oczarował.
    Co do Anabelle. Lubie ją i jest mi jej strasznie przykro.Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale coś się wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wreszcie jestem! Och, przepraszam Cię, że tak długo musiałaś czekać. Na wstępie powiem, że ten szablon jest magiczny. Bardzo mi się podoba, oszalałam na jego punkcie.
    Co do rozdziałów, coraz bardziej mi się podoba. Ta zażyłość, układ Evelyn z Butterflye'em... Tak świetnie to wszystko opisujesz. To jest takie niebezpieczne a jednocześnie ekscytujące. Nie do końca złe ale też i nie dobre.
    Zastanawia mnie też co takiego jest w Anabelle. Czym urzekła Motyla?
    Pozdrawiam serdecznie i przepraszam, że tak krótko ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. No cóż, Evelyn jest chyba zazdrosna, hm? I rzeczywiście zachowuje się czasami jak zakochana nastolatka, ale ja się temu nei dziwię, bo to... w końcu Butterfly, prawda? Haha :D Nie, naprawdę uwielbiam tego gościa^^
    Pomysł z grafitti był świetny, a twój rysunek jest cudny. Gratuluję talentu malarskiego, btw.
    A Annabelle mi nie żal, jakoś tak... Chyba za malo ją poznałam, nie wiem. Ale scena z pocałunkiem była genialna. ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Niesamowita historia!
    Przeraża mnie wybuchowość Butterfleye'a. Zwłaszcza, gdy w pobliżu znajduję się Evelyn, pewnie to przez strach, ich może zrobić jej krzywdę. Choć obiecał co innego.
    Czyżby dziewczyna dała się opanować uczuciu do tego tajemniczego mężczyzny?
    Pocałunek Butterfleye'a z Annabelle! Mistrzowsko przedstawiłaś scenę, kiedy go znalazła w swoim domu. I te emocje, które mu towarzyszyły.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Przepraszam, ze komentuję dopiero teraz, ale byłam nad morzem:*
    Butterfleye pocałował Anabelle?! Toż to niespodzianka! Haha, można było to przewidzieć, po przeczytaniu opisu domu i ich reakcji na te odwiedziny:P
    Przepraszam, że tak krótko, ale lecę przeczytać dalej:*

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy