who will have mercy on your soul
Oh, Death
No wealth, no ruin, no silver, no gold
Nothing satisfies me but your soul
Jen Titus - Oh death
Sobota, popołudnie. Ludzie napływali grupami do Pioneer Park, gdzie ustawiona była już ogromna scena odgrodzona płotem od reszty miasta, podobnie jak i duży otaczający plac. Niemal na każdym kroku można
było spotkać ochroniarzy, którzy czujnym wzrokiem omiatali przestrzeń,
wyszukując podejrzanych zachowań i tym podobnych. Nie było jednak powodu do
niepokoju. Ludzie byli prawie tak opanowani jak woda w Oceanie Spokojnym.
Około
dziewiętnastej otworzono bramki. Niemal godzinę zajęło wpuszczenie tłumu na specjalnie
oddzielony teren. Każdy został przeszukany pod względem niebezpiecznych
przedmiotów (w tym także dużych parasoli), aby nawet przez przypadek nie
skrzywdzić drugiej osoby.
- Pchajcie się
do przodu – nakazał Frank, gdy znaleźli się już po drugiej stronie. Cała ekipa
składająca się z sześciu osób – trzech mężczyzn i trzech kobiet, przepychała
się przez tłum.
Udało im się
zdobyć dość satysfakcjonujące miejsce – może nie pod samą sceną, ale mniej
więcej pośrodku i wcale nie daleko. W każdym razie widzieli estradę w całej
swej okazałości. Pozostawało tylko czekać na pokaz.
Na początku na
scenę wyszedł mężczyzna ubrany w czerwony frak oraz z klasycznym angielskim
cylindrem na głowie. Konferansjer skłonił się nisko i po krótkim żarciku
obiecał wszystkim zgromadzonym niezapomniany wieczór pełen emocji. Evelyn nie
umknął jego charakterystyczny dla Europejczyków akcent.
Zaczęło się standardowo,
czyli magicznie. Na scenie pojawił się iluzjonista, który kpił sobie z praw
fizyki i przecinał partnerki na pół, a ich nogi same jeździły po scenie na
jednokołowym rowerku, unosił w powietrze stoliki, jakby były one lżejsze od
powietrza czy wyciągał króliki z kapelusza. Sprawił też, że sam zniknął za
drzwiami i pojawił się ułamek sekundy później za drugimi na drugim końcu sceny.
Evelyn nie potrafiła wyłapać oszustwa. Zresztą: co to by była za zabawa, gdyby
wiedziała, w czym tkwi szkopuł?
Dalej magia nie
opuszczała cyrku. Na scenę wyszła szczupła kobieta, na oko niższa od Evelyn,
która wykonała nieziemski taniec z obręczą. Verriar podziwiała jej sprawność.
Potrafiła „przeczepić się” do okręgu w poprzek i kręcić się wraz z nim,
szpagaty były podstawą, o skomplikowanych akrobacjach nie mówiąc.
Następnie na
scenę weszli tak zwani „połykacze ognia”. Czerwone płomienie niemal parzyły ich
ciało, ale oni wydawali się nieustraszeni. Wkładali do ust rozżarzone
pochodnie, a za jednym konkretnym dmuchnięciem powstawała ogromna ognista
chmura.
Evelyn poczuła
ciarki przebiegające po jej ciele. Nie wiedziała, co tak bardzo jej się w tym
podobało: czy znakomicie dopasowana do przedstawienia muzyka czy żywioł,
okiełznany przez człowieka.
Kolejny występ
został zapowiedziany jako: zapierający dech w piersiach i wzruszający taniec w
powietrzu. Znając rozkład przedstawienia, można było domyśleć się, że chodziło
o parę, która miała wykonać akrobacje na szarfach, zawieszonych pod sklepieniem
sceny, w rytm muzyki.
Przez moment nic się nie działo; światła zgasły, aby dać artystom chwilę na przygotowanie.
Wkrótce ciche dźwięki muzyki zaczęły stopniowo narastać. Światła, początkowo
przygaszone, również zaczynały przybierać na sile. Główny reflektor skupił się
na sklepieniu sceny, skąd powoli zaczęła spuszczać się lina, ze spoczywającymi
- póki co - w bezruchu akrobatami. Jeden z nich sztywno trzymał się sznura,
drugi bezwładnie opuszczał kończyny ku dołowi.
Melodia stawała
się coraz bardziej patetyczna i głośna. Reflektor nadal podążał za powoli
spuszczaną liną, ale artyści ani drgnęli.
Widownia
poczuła niepokój.
Gdy muzyka
przyspieszyła, wszyscy już wiedzieli, że coś jest nie tak. Kamera zrobiła
zbliżenie na akrobatów. Wiele osób nie chciałoby widzieć obrazu przesłanego na
telebim.
Początkowo nie
było żadnej reakcji. Wszyscy stali wpatrzeni w obraz bądź scenę, nie do końca
rozumiejąc, dlaczego wstrząsająca muzyka odzwierciedla ich uczucia.
Evelyn patrzyła
jak martwe ciała obracają się wokół liny. Pojedyncza głęboka rana na ich
gardłach pokryta była zaschniętą krwią. Ich twarze były spokojne. Zupełnie inne
niż wszystkich oglądających.
Pojedynczy krzyk
kobiety z przodu zapoczątkował falę następnych.
Poczuła coś
dziwnego. Nigdy wcześniej się tak nie czuła. Było to coś w rodzaju… ekscytacji?
Dreszczyk emocji, który zarazem wyostrzył jej zmysły. Niemal czuła ten strach,
który obudził się w każdym człowieku tuż obok niej. Mogła to dotknąć,
posmakować, wykorzystać przeciwko nim. Nie wiedziała, dlaczego nie reagowała
tak jak inni. Na jej twarzy można było nawet dostrzec cień uśmiechu, zwłaszcza
w momencie, gdy w tle sceny wyświetlił się ogromny motyl, które wzory układały
się w parę oczu.
Cieszyła się z
tego. Skoro jej ojciec nie żył, to dlaczego inni mieliby? Teraz to ich rodzinie
ktoś powie, że „nic nie dało się zrobić”, a „sprawa jest w toku”.
Puste słowa.
Przez tłum
przebiegł krzyk. Zaczęła wybuchać panika.
***
Martin Honnet
pędził policyjnym autem na sygnale, a wszystkie pojazdy na dźwięk syreny
posłusznie rozstępowały się, aby zrobić przejście władzom. Pamiętał swoją
pierwszą „podróż” w podobnych warunkach. Do teraz czuł swego rodzaju dumę i
ogromne zadowolenie, kiedy mógł bezkarnie łamać przepisy drogowe, a kierowcy na
drogach pokazywali respekt i zjeżdżali na bok. Niczym Mojżesz, który sprawił, że morskie wody rozstąpiły się i stworzyły
suche przejście.
Tak, cholernie
lubił jeździć na sygnale. Sprawiało mu to wręcz dziecinną przyjemność.
- Co jest
grane? - spytał, przechodząc pod żółtą
taśmą, oddzielającą resztę terenu od miejsca przestępstwa.
W okolicy roiło
się od policji i innych służb. Panika jeszcze nie została opanowana, a takie
momenty sprzyjały także atakom nerwowym, dlatego również lekarze mieli ręce
pełne roboty.
- Tym razem
Motylek zaszalał – odpowiedział starszy aspirant Robert Spencer i zaprowadził
ich za kulisy sceny, gdzie pod czarną tkaniną leżały dwa ciała. Odsłonił
materiał i przedstawił Martinowi i Ray’owi sprawę:
- Zanim zostali
przywiązani za pomocą szarf, na których mieli wykonać swój numer, do grubej
liny, napastnik ogłuszył ich uderzeniem tępym narzędziem w głowę. Potem
poderżnął im gardło.
- Wygląda na
to, że się spieszył – stwierdził Ray.
- W pewnym
sensie, bo gdy „wyszli” na scenę zostali obmyci z krwi.
- Dba o
estetykę – rzucił z pogardą Martin, przyglądając się martwym twarzom ofiar. Myśl. – Skoro spieszył się, aby ich
dobić, to tylko dlatego, aby zająć się drugą częścią jego pokazu. Bo faktem
jest, że skupił na sobie przedstawienie, wyświetlając swój znak w tle. Zatem
zabił tę parę, po czym, gdy już się wykrwawili, przygotował ich do „występu”.
Co mówi patolog o czasie ich zgonu?
- Jakoś w
okolicach osiemnastej.
- Więc planował
to już wcześniej. Ludzi zaczęli wpuszczać o dziewiętnastej. Jednocześnie zrobił
to przed właściwym pokazem, ale już po próbach. W takim razie gdzie czekał na
ofiary?
- Może już na
górze? Z tego co słyszałem, prawie od razu zajęli swoje miejsca, żeby nie
spóźnić się, ani nie robić zbędnego zamieszania na dole. Byli jedynymi, których
pokaz zaczynał się w powietrzu. W razie czego mężczyzna miał obsługiwać
wszelkie podnośniki.
- W takim razie
tam ich zabił. Trzeba tam wejść i się upewnić, jeśli tak było, jest tam pełno
krwi. Co dalej?
- Pewnie trochę
czasu zajęło mu właściwe przymocowanie ich do liny, tak, żeby ciała się nie
zsunęły, a szarfy nie rozwiązały. A skoro „dba o estetykę” to bardzo możliwe,
że dodatkowo układał ciała – wtrącił Ray.
- A kiedy był
pewien swojego dzieła poszedł do operatora artystycznego, również go zabił i
voila.
- Nie zabił go.
- Nie zabił?
Spencer pokiwał
przecząco głową.
- Nie musiał w
zasadzie nic robić. Świadek był tak bardzo wystraszony samym jego widokiem, że
nie przeszkadzał mu. Mimo że nie był tutejszy, przez krótki czas nasłuchał się
różnych opowieści o Butterfleye’u i oto efekt.
- Trzeba to
zatrzymać, to się robi chore… Niedługo będziemy bać się własnego cienia.
- Chwila –
przerwał Ray. – Czy to możliwe, żeby mógł być jednocześnie w miejscu, skąd
spuszczane były ciała i u operatora dźwięku i obrazu?
- Nie. To
działo się prawie że równolegle – powiedział Spencer.
Martin przeklął
pod nosem.
- Trzeba ich
wszystkich przesłuchać, facet nie działa sam. A skoro dostał się tutaj
niezauważony to bardzo możliwe, że ktoś z obsługi cyrku mu pomógł zrealizować
jego dzieło.
- Facet jest
mocno trzepnięty – stwierdził Ray, gdy wyszli z miejsca zbrodni i bezowocnie
przesłuchali większość personelu cyrku. Mieli mieszane uczucia co do paru osób, jednak to
było niczym w porównaniu z wątpliwościami odnośnie celu ich pracy. Czasami
okropnie ich to wykańczało. Ray był młody, miał jeszcze ogromny zapas
entuzjazmu w sobie, czego nie mógł powiedzieć o sobie Honnet. Nie potrafił odpowiedzieć
sobie jednoznacznie na pytanie: „dlaczego to ciągle robisz?”, ale wiedział, że
nie było innego zawodu, który wykonywałby z takim zaangażowaniem.
– Dlaczego to
robi w taki sposób? Niektórym wystarcza sam akt morderstwa, ale on potrzebuje…
publiczności. Co przez to zyskuje?
- Jest wielkim
narcyzem, to wiemy na pewno. A przez taką „spektakularność” czuje władzę. Jest
wszechmocny i to go podnieca. Przy tym kpi sobie ze wszystkich, wyższych od
niego rangą. Nic nie możemy zrobić, jest za dobrze zorganizowany. Nie wiem, co
gorsze: to, że sami to napędzamy, to, że nie możemy go złapać, czy to, że nie
wiemy kiedy uderzy ponownie. Jak na moje, to jest bardzo zakompleksionym
facetem. Albo był i teraz rekompensuje sobie straty. Cholera, co za parszywy
świat.
- Wygląda na
to, że dużo pan o tym myślał – stwierdził jego młodszy partner, przyglądając mu
się badawczo.
„Żebyś tylko
wiedział jak dużo…”
***
Raymond Porter
rozsiadł się wygodnie w fotelu i włączył telewizję. Jego wnuki właśnie
wyjechały i wreszcie znalazł chwilę wytchnienia, którą chciał poświęcić
bezmyślnemu wpatrywaniu się w telewizor.
Ubrana w szarą
marynarkę prezenterka telewizyjna przekazywała wiadomości z ostatniej chwili, w
tle mając Ocean Spokojny u wybrzeży San Francisco. Raymond dostrzegł także tłum
ludzi zgromadzonych wokół ogromnej sceny oraz niebiesko-czerwone światła
policyjnych radiowozów.
Mając złe
przeczucia, zwiększył głośność.
…zginęła dwójka artystów, a w wyniku paniki,
niegroźne obrażenia odniosło około pięćdziesięciu osób. Za zamieszanie
jednoznacznie obwinia się miejscowego przestępcę, który pozostaje nieuchwytny
od ponad pół roku.
Tu pokazano
urywek występu, kiedy to para ciał zsuwała się powoli po linie, w tle mając
pełną napięcia muzykę, a niedługo potem w tle wyświetlił się charakterystyczny
motyl, który już od pewnego czasu terroryzował miasto.
Ludzie są bezradni i wściekli na policję, że
nic z tym nie robią. Tu jednak rzecznik prasowy zaprzecza:
- Robimy wszystko co w naszej mocy, aby
schwytać Butterfleye’a. Jednak zanim to zrobimy, prosimy zachować spokój i
zdrowy rozsądek.
„Gdzie jest
teraz twoja nadzieja, Derricku?”, zakpił w myślach, sięgając po telefon, aby
poinformować o tym obecnego burmistrza.
***
- Tak,
oglądałem. Wiem, co to znaczy. Jutro postaram się jakoś uspokoić mieszkańców,
warto byłoby też zorganizować jakieś kursy samoobrony dla chętnych, będą czuć
się pewniej, chodząc po ulicach, co o tym sądzisz? Wiem, że on nie zaatakuje
nic nie znaczącego Kowalskiego, mi nie musisz tego mówić. Nie – zaśmiał się. –
Nie ma takiej potrzeby, żebyśmy musieli mieć ochronę. Daj spokój, Raymond,
przesadzasz. Mhm… Przemyślę to.
Powoli odłożył
telefon na miejsce, bijąc się z myślami.
- Kto dzwonił?
- Raymond.
Anabelle
pokiwała w milczeniu głową, bez wyrazu wpatrując się w telewizor.
- Boję się,
Derrick.
W odpowiedzi
mężczyzna objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Też się bał, ale przecież nie
mógł się do tego przyznać na głos. Nie chciał, bo wiedział, że w takim wypadku
jego żona byłaby jeszcze bardziej zaniepokojona, a wtedy różne rzeczy mogłyby
mieć miejsce. Chciał przez ten gest dodać jej otuchy i przejąć wszystkie jej
obawy. Wiedział, że musi zrobić wszystko, aby ona i reszta obywateli czuli się
bezpieczni – chociaż we własnych domach. Musiał im wszystkim zapewnić względną ochronę.
***
Butterfleye z
nogami położonymi na stole przed nim, oglądał telewizję w barze, tuż pod jego
mieszkankiem na Lombard Street. Tym razem zdecydował się rozkoszować tryumfem
wraz z innymi. Był zadowolony z roboty telewizji. Pokazali chyba najlepsze
ujęcia, jakie mieli.
Ach, ta ich
skłonność do dramatyzowania wszystko polepszała. Nie dość, że tragizm był większy,
co dodawało demoniczności jemu samemu, to stawał się panem miasta. Lepiej być
nie mogło.
Uśmiechnął się
na wspomnienie wystraszonego operatora dźwięku i obrazu z cyrku. Tak się
przeraził, że nawet nie musiał robić z nim porządku. Pewnie nawet nie wiedział,
ile radości tym samym mu sprawił.
- Hej, Charlie
– zaczepił mężczyznę w zielonym kapeluszu, który z na wpół otwartymi ustami
oglądał sprawozdanie z dzisiejszego wieczoru.
Uniósł swoją
szklankę z alkoholem, dając mu znać, aby i on zrobił to ze swoją.
Stuknęli naczyniami o siebie, wymieniając spojrzenia. Zwycięstwo smakowało
zdecydowanie lepiej z jawnym podziwem innych.
Gdy wiadomości
się skończyły, znudzony wyjął z kieszeni telefon komórkowy.
Jak
Ci się podobało dzisiejsze przedstawienie?
B.
Wiadomość
wysłał do dwóch osób.
***
- Jesteś cała?
Boże, Evelyn, widziałam, co tam się stało, a pamiętałam, że tam się wybierałaś
i zaczęłam się martwić, dlaczego do mnie nie dzwonisz?! Zawsze muszę się
upominać o jakieś ludzkie reakcje, do cholery. Co ty sobie myślałaś, że co…?
- Oczywiście,
że jestem, Matilda, nie zachowuj się jak wariatka – urwała jej Evelyn.
- Ja się
zachowuję jak wariatka? W takim razie ty jesteś cholerną socjopatką.
- Nic mi nie
jest, naprawdę. Nie musisz się martwić, jestem już w domu - cała i zdrowa.
Muszę kończyć, na razie.
Nie minęło dużo
czasu aż telefon wydał z siebie ponownie dźwięki, sygnalizujące nadejście
wiadomości.
- Wcale nie
zachowujesz się jak wariatka – mruknęła Evelyn, przeświadczona, że siostra
znowu próbuje się z nią skontaktować.
Jak
Ci się podobało dzisiejsze przedstawienie?
B.
Przygryzła
wargę, próbując powstrzymać wypływający na twarz uśmiech. Rozsądek mówił jej,
że nie powinna tak się zachowywać w zaistniałej sytuacji, nie powinna czuć,
tego co czuła. Jednak inna sfera, za którą odpowiedzialne rzekomo jest serce,
robiło zupełnie co innego i nie potrafiła tego powstrzymać. Rozum rozumem, ale
Evelyn częściej poddawała się emocjom.
Może
się spotkamy żeby przedyskutować co miało miejsce? :D
***
Butterfleye
otrzymał tylko jedną odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko, gdy przeczytał jej
treść. Od razu przystał na propozycję dziewczyny. Nie sądził, że wszystko ułoży
się tak doskonale.
Przejrzał
jeszcze raz listę wiadomości wysłanych pod drugi numer. „Szkoda, panie
burmistrzu, że nie jest pan skory do rozmów… Naprawdę, wielka szkoda…”
----------------
Trochę mi głupio, że koniec końców muszę zrobić z Evelyn z lekka wariatkę po tylu słowach sympatii w jej stronę, ale cóż, muszę trzymać się scenariusza :P
Przeniosłam swoje inne mniejsze twory na blogspotca, znajdziecie je teraz na various-formations.blogspot.com gdyby ktoś był zainteresowany ;)
I coraz częściej myślę o zmianie szablony, bo tak mi smutno trochę jak wchodzę tu i tak cieeemno, a na dworze słonko, co o tym myślicie?
No właśnie miałam napisać w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, że ta lina to chyba po to, żeby kogoś powiesić...
OdpowiedzUsuńNo, no, no, Ev przejawia coraz większą fascynację Motylim Okiem, to już się robi niezdrowe. Ten uśmiech na widok jego, że tak powiem, "logo" w cyrku, uśmieszek w SMS-ie... Matko, jeszcze trochę i zacznie zabijać w jego imieniu. Mrocznie, psychopatycznie wręcz. Ach, nie, wybacz, Ev jest socjopatką. Sami socjopaci wokół nas, panie i panowie! No i widzę moje słowo "konferansjer", jak uroczo. :)
Tak, moja wizja cyrku, który miałby się ewentualnie pojawić w CP jest inna, więc spoko, nie musimy się wzajemnie oskarżać o plagiat. ;)
Pozdrawiam,
[une-crime-parfait]
Przeczytałam, ale zanim się wypowiem, pozwolę sobie na małe katharsis.
OdpowiedzUsuńJuż.
Dziewczyno! Czemu to jest takie genialne? Autentycznie widziałam te ciała opuszczane na linie, słyszałam towarzyszącą temu muzykę. A Evelyn jeszcze bardziej lubię. Chyba mam słabość do psychopatów. Ale tylko tych w książkach i filmach. Podobał mi się też dialog policjantów. Taki... kryminalny ^^
Aż mi się robi przykro, że sama nie mam pomysłu na coś równie ciekawego i wciągającego. I nadal jestem w ciężkim szoku, że inspiracją był sen.
Zauważyłam chyba dwa błahe błędy, ale nawet nie pamiętam gdzie xD A zresztą te błędy nie rzutują na cały rozdział.
Ze zniecierpliwieniem i ciekawością czekam na ciąg dalszy :)
I oczywiście wielbię ziemię, po której Butterfleye stąpa ;)
Rozdział był świetny! Niby z początku tak sielankowato się zaczęło, opisywałaś po kolei występy w cyrku widziane z perspektywy Evelyn, a tu nagle takie coś... Spodziewam się, że musiała wybuchnąc niezła panika, ale poniekąd nie dziwię się nawet fascynacji dziewczyny, tym bardziej, że wie ona, kto to zrobił.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, dlaczego Butterfleye zabił jakiś przypadkowych artystów, ale niewątpliwie lubi mieć publiczność i czerpię satysfakcję z powstałego zamieszania. Skomplikowana z niego osobowość i jestem pełna podziwu, że udało ci się kogoś takiego wykreować.
Co do szablonu, może faktycznie jest troszkę zbyt ciemny ^^.
genialna notka!
OdpowiedzUsuńscena w cyrku przysporzyła mi palpitacji serca. te trupy na linach... uch, genialnie to opisałaś. Choć Evelyn trochę dziwnie podchodzi do śmierci, ale co zrobić. po takich traumatycznych przeżyciach ciężko wrócić do normalnego funkcjonowania.
Pozdrawiam i czekam na kolejny post mam nadzieję, że równie szybko się pojawi :)
PS: co do szablonu, może i moje opinie są mało obiektywne w tym temacie ale moim zdaniem im ktoś częściej zmienia wystrój tym jest ciekawiej ^^
Ja przeciwko zmianie szablonu nic nie mam. Osobiście uwielbiam zmieniać szablonu i przy okazji raz jeszcze dziękuję za wykonanie szablonu dla mnie.
OdpowiedzUsuńEvelyn wydaje mi się nieco... pomylona. Rozumiem, że cierpi po stracie ojca, aczkolwiek zachowuje się irracjonalnie i nieco wariuje.
Aż mi narobiłaś ochoty na wizytę w cyrku opisami tych wszystkich sztuczek;D Boże, ile już lat nie byłam w cyrku? Chyba o kilka za dużo.
Nasz kochany Motylek domaga się coraz większej ilości uwagi. oj niedobrze, niedobrze - dla jego ofiar oczywiście.
Ciągle myślę nad motywami jego postępowania, które wciąż są dla mnie ( i pewnie przez dłuższy czas pozostaną) nieodgadnioną zagadką.
świetnie opisujesz pracę policji i fragmenty z nimi coraz bardziej mi się podobają.
pozdrawiam;)
Ciekawy, ładny szablon :)
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno zastrzeżenie... Kiepsko widać napisy w tej lewej kolumnie...
Hm... Widzę jednak, że nadal nad grafiką pracujesz, więc zamilknę :D
UsuńTaak, pracuję, ale chyba lepiej nie będzie, jeśli chodzi o tę lewą stronę, chyba, że przerzucę wszystko pod notki, co prawdę mówiąc nie do końca mi się uśmiecha xD ale jak od góry się zjeżdża to można jakoś ogarnąć lewą stronę haha xD
UsuńDzięki :D
Wszystko pod notkami... Nie... To już lepiej tak, jak jest :)
UsuńTeż tak uważam... I chyba tak zostanie, czas odpocząć i obejrzeć serial na dobranoc, o :D
Usuńszablon śliczny. ale lewa kolumna trochę straszy, nie lepiej włączyć przewijanie tła, albo przerzucić menu na drugą stronę?
OdpowiedzUsuńtaka wolna sugestia ^^
Przewijanie tła jest nudne! xD haha xD (czyli Legilimencja bawi się blogspotem i jara się wszystkim co nowe), ale ten pomysł z włączeniem nowej kolumny po prawej... to jest chyba to! :D
Usuńno wiem że nudne ale nie widać menu. może faktycznie spróbuj z nową kolumną?
UsuńTak też zrobiłam, dzięki ^^,
Usuńo! teraz jest genialnie :D
UsuńTakie proste rozwiązanie, a pewnie sama bym na nie nie wpadła :D
UsuńTeraz oprawa graficzna jest the best ^^
OdpowiedzUsuńUwielbiam cyrk. A przynajmniej uwielbiałam... Teraz, gdy tylko usłyszę słowo "cyrk" będzie mi się kojarzył ten rozdział. Brrrrr
OdpowiedzUsuńHmm, z całym brakiem szacunku, jaki mam do Butterfleye'a, muszę przyznać, ze ten człowiek to geniusz. Przerażający, ale wciąż geniusz. A Evelyn chyba naprawdę ma coś nie tak z główką ;)
Strasznie mi się podobała dziś cała reszta, to co się działo po morderstwie, "śledztwo" :) Jakbym czytała prawdziwy kryminał...
No jaki mamy piękny, nowy szablon!
OdpowiedzUsuńA teraz co do treści: oczywiście najbardziej podobał mi się fragment, w którym opisywałaś scenę z martwymi ciałami. No i dialog policjantów, chociaż taki bardzo... serialowy... też wyszedł całkiem nieźle.
W sumie to po przeczytaniu tego rozdziału przestałam się zastanawiać, co zrobi Motylek, a zaczęłam myśleć "co z Evelyn?" O kobieto, robisz z niej socjopatkę jak ta lala. Aż się nie mogę doczekać, co będzie dalej.
Pozdrawiam, Anonyma
Myślałam, że drugą wiadomość wysłał do żony burmistrza, a nie bezpośrednio do niego. Rozdział jest świetny, idealnie zbudowałaś napięcie na początku, zresztą do teraz czuję je gdzieś w brzuchu. Nie mam niechęci do Evelyn przez to, iż czuje fascynację morderstwami, w końcu współpracując z Motylkiem, nie może się go obawiać. Zawarłaś wszystko, co trzeba było. Barwne opisy cyrku, rozeznanie policji z przestępstwem, panikę ludzi i emocje Evelyn. Bardzo mi się podobało i czekam na kolejny rozdział :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
PS Śliczna grafika tu zagościła :)
To dobrze, że nie zniechęciłaś się co do Evelyn, w gruncie rzeczy dobra z niej dziewczynka, tylko trochę zagubiona... ;p
UsuńZacznę od szablonu, bo w tej kwestii zazwyczaj mam sklerozę i jak nie napiszę na początku, to później zapomnę. Szablon jest śliczny, aż by się mogło na niego długo patrzeć i się nie znudzić ;)
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału. Niewątpliwe scena w cyrku była najlepsza. Zaczęło się tak sielankowo (aż za spokojnie) i tu nagle trach. Ciała na linach, muzyka w tle i symbol Motylka. A później ta panika wśród ludzi i we wszystkich wiadomościach.
Odnośnie Butterfleye'a i jego poczynań mam pewne domysły, chociaż jak na razie nie pasuje mi w niej fascynacja żoną burmistrza.
Pozdrawiam serdecznie :)
Zazwyczaj jak wpadam skomentować rozdział to już masz z 20 komentarzy :)
OdpowiedzUsuńAle czytając dwa rozdziały byłam urzeczona. Jak ja uwielbiam to opowiadanie. Jest tak ciekawe i pełne wrażeń, a w szczególności ten rozdział.
Motylek zaczął w końcu działać. Już myślałam, że nigdy nie przystąpi do akcji. A tu proszę: Evelyn zaczyna być socjopatką, którą kręcą martwe ciała i morderstwa.
Jej, masz śliczny szablon, zazdroszczę ci go ;)
Hm, b. dobra notka. zastanawiolo mnie, dlaczego opisujesz to przedstawienie. jako ze sztuyczki itd opisywalas dosc pobieznie, bylam przekonana, ze dazysz do punktu kumii\uminacyjnego, ze czyms nas zakoczysz... no i zaskoczylas, cin to jak... Fktycznie, Butterleye jest spekakulrany... i rpzerazajacy! dlaczego tak wlasciwie to robi? czyzby wynikalo to z chorej checi wladzy? i troche mnie przeraza tez postawa Evelyn... srednio mi odpowiada, ze robisz z niej -faktycznie - lekka wariatke... ale moze ze zaloba jej nie przeszla, tak sie ujawnia? ale to i tak dziwne... a jesli chodzi o burmistrsza, mysle, ze ma koles przesrane, bo to chyba rowniez i rzez niego miasto cierpi... czym takim zalazl mordercy za skore, ze tak sie msci? coraz bardziej fascynuje mnie ta opowiesc:p
UsuńKomentuję, bo widzę nowy szablon i chciałam zwrócić ci uwagę na to, że dość sporo tekstu wystaje z prawej strony ^^. Na tyle dużo, że rzuca się to w oczy.
OdpowiedzUsuńAle poza tym defektem fajny szablon i lepiej widać tekst niż na tym ciemnym ^^.
Serio? U mnie wszystko jest idealnie. Jakiej przeglądarki używasz? Sprawdziłam u siebie na Chromie i na MF i wszystko gra, więc to nie moja wina... ;c
UsuńIE.
UsuńTroszkę dziwne, że jest aż tak duża różnica ^^. Bo moje blogi wyglądają podobnie i w IE, i w MF, tylko że w IE są dużo ładniejsze, grubsze czcionki ^^.
Bo tutaj serio, ze 3 centymetry tekstu wystają ;PP.
IE zawsze coś przekręci :P Jeeej, jak ja dawno tego tworu nie używałam xD Polecam inne przeglądarki. Ponoć Chrome jest najszybsze, tak mówi mój brat informatyk i wierzę mu xD
UsuńPóki co kończę lekturę Twojego opowiadania w tym miejscu. Pochłonęło mnie do tego stopnia, że zacząwszy - nie mogłam się powstrzymać.
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się spotać Butterfleye'a. Jest świetny! :) Pomimo tego, iż odgrywa rolę złego osobnika, ujął mnie swym charakterem. Co takiego sprawia, że Evelyn wręcz napawa się widokiem zbrodni? Czyżby aż tak zasmakowało jej zło?
Przykro mi z powodu śmierci jej ojca. Ciekawie mnie również postać matki Evelyn. Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach wspomnisz o niej.
Daniel kocha Evelyn - to takie urocze. A ona ma to gdzieś!
Zdecydowanie pragnę więcej! :)
Postaram się wrócić jak najszybciej.
Oczywiście dodaję do obserwowanych.
Pozdrawiam i życzę mega dozy weny. :*
O, no popatrz, a ja się dziwiłam kto taki dodał mnie do "friends" na zupie :D Cieszę się, że wpadłaś :)
UsuńDamian, a nie Daniel, nie wiem, dlaczego niektórzy to przekręcają :(
Dzięki, póki co wena jest (nie zapeszając haha) :)
Praktycznie zawsze pomylę Damiana z Danielem! ;x Może dlatego, że do Daniela mam pewien sentyment. ;3
UsuńPozdrawiam.