Rozdział 11

Oh how I wish
For soothing rain
All I wish is to dream again
My loving heart 
Lost in the dark
For hope I`d give my everything

Nightwish - Nemo

Gdy schodziła do piwnicy, bar już całkowicie opustoszał, a zza niewielkich okien przebłyskiwało czerwone światło wschodzącego słońca, tłumione przez gęstą mgłę. Jak długo musiała siedzieć za ozdobioną naklejką motyla drzwiami?
Ciche dźwięki jazzu wydobywały się z ukrytych gdzieś głośników. Muzyka z minionego stulecia wybitnie pasowała Evelyn do tego miejsca. Nadawała powagi,  jakby ktoś chciał przekazać, że są to już od dawna i nic tego nie zmieni. „Jesteśmy poważną firmą”.
Już miała pchnąć ciężkie drzwi i wrócić do domu, gdy kątem oka zauważyła Kurta, który niezmiennie przebywał za barem, jakby nie mógł zmienić swej lokalizacji. W głowie zaświtał jej pewien pomysł.
„Jakbyś chciała kiedyś porozmawiać, to zawsze możesz podbić do Kurta”, przypomniała sobie jego słowa. Zapamiętała go raczej jako spokojnego, małomównego, ale uprzejmego i wyrozumiałego faceta. Ponadto był jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać o tym miejscu. O sekrecie, którego żaden z jej znajomych nie miał poznać.
Nieśmiało podeszła do kontuaru i zajęła miejsce na wysokim krześle. Mimo że był odwrócony do niej tyłem, zauważył ją w lustrzanym odbiciu. Zwrócił się w jej stronę z uprzejmym uśmiechem. Łokciem oparł się o blat i powiedział swoim niskim, cichym i spokojnym głosem:
- Ktoś przyszedł porozmawiać?
- Nie nabijaj się ze mnie – odparła, widząc malujący się na jego twarzy uśmiech. Podrapał się po krótkiej bródce i pokiwał głową. Bez słowa wziął czystą szmatkę i zaczął nią wycierać kufle. Evelyn obserwowała go z niemym zdziwieniem.
- I co, obraziłeś się? Nawet nie zapytasz mnie, o co chodzi, nie zapytasz mnie, czy chcę coś do picia? Co z ciebie za barman?
Kurt ponownie z uśmiechem pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć „no tak”. Odłożył ścierkę i spokojnie odpowiedział:
- Myślałem, że sama zaczniesz rozmowę, skoro do mnie przyszłaś. Czekałem na twoją reakcję. Dziś wyjątkowo długo siedziałaś na górze – wskazał wzrokiem na ukryte w cieniu schody. - Zaczęło świtać.
- Taaak – westchnęła, biorąc bez pozwolenia pustą szklankę, którą zaczęła okręcać palcem. – Słuchaj, Kurt, od jak dawna tu siedzisz?
Mężczyzna spoważniał na twarzy. Uważnie przyjrzał się Evelyn i zrozumiał, że to będzie trudna rozmowa.
- Od… dawna. Bardzo dawna.
Zwilżyła usta. Najwyraźniej o takich szczegółach się tu nie mówiło. Albo nie chciano mówić.
- Widzisz, a ja zaledwie od paru tygodni. I… nie wiem, jak się zachowywać. Jak jestem tu to wszystko jest ok, nie muszę nawet udawać, ale gdy wychodzę na zewnątrz, spotykam się ze znajomymi… Jest dziwnie. Niby tak samo, niby wciąż żartujemy, rozumiemy się, a przynajmniej tak im się wydaje. Jak mam być jednocześnie w dwóch miejscach na raz? Nie dosłownie, wiesz o co mi chodzi.
- Wiesz, nie jestem pewny, czy pytasz właściwej osoby. Tutaj raczej nikt nie ma znajomych „spoza”. Ironia mówi, że jesteśmy rodzinką. Jesteś wyjątkiem i wcale nie dziwię ci się, że masz problemy z dostosowaniem się. Początki zawsze są trudne, a - jeśli chcesz znać moje prywatne zdanie - na ciebie zrzucono zbyt dużą odpowiedzialność. 
- Dużo macie tutaj… nowicjuszów?
Kurt zaśmiał się ponuro.
- Nie. W zasadzie prawie w ogóle. Nie tutaj. Zwykle tu nie docierają.
- A ty? Jak tutaj trafiłeś? I dlaczego siedzisz za barem, a nie zabijasz jak inni?
Ponownie zarechotał. Mimo że się uśmiechał, jego oczy wcale nie były roześmiane. Odgarnął czarne włosy za ucho i spojrzał w przestrzeń, jakby chciał tam znaleźć odpowiednie słowa.
- Ja? Zabijać? Daj spokój, kim ja jestem? Jestem tylko prostym człowiekiem. Nigdy nie miałem ochoty na zabawę w Boga. 
- Może powinieneś? Nie siedziałbyś tu dniami i nocami, bezmyślnie przecierając po raz enty i tak już wypolerowany blat. Naprawdę nie masz czasami ochoty rzucić tego w cholerę?
Już wtedy wiedziała, że nigdy nie zapomni jego oczu w tym momencie. Pełne smutku i zrezygnowania, ale zarazem nieprzeciętnie ładne, co jest nieczęstym określeniem dla męskich oczu podkreślonych czarną kredką i przyozdobionymi niewielkimi zmarszczkami w kącikach.  Rzadko kiedy zwraca się uwagę na taki atrybut. Niewielu mężczyzn wybiera taki image, aby rzeczywiście wyrazić siebie, tak przynajmniej sądziła Evelyn. Kojarzyła to raczej z elementem wizerunku scenicznego, nic więcej. W tym przypadku miała jednak pewność, że nie był to kolejny telewizyjny blef.
- Zrozum, Evelyn – zaczął przyciszonym głosem - że jeśli twoja noga raz tu postanie, szanse na to, że uwolnisz się od… tego, są równe zeru. Czasami mam wrażenie, że tutaj wszyscy są martwi.
- Nie chcę być martwa.
- Nie chciałbym tego mówić, ale… już jesteś.
Brunetka zaniemówiła na chwilę. Po chwili jednak zaśmiała się lekko.
- To zabrzmiało cholernie poważnie. Jak w jakimś mądrym filmie.
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech. Uniósł krzaczaste brwi i znowu pokiwał głową, ponownie zabierając się do czyszczenia naczyń.
- Więc jak sobie z tym radzisz? Z byciem martwym?
- Mam pewne sposoby…
Spojrzała na niego wyczekująco.
- Jeśli chcesz się przez to dowiedzieć jak sobie pomóc, to mogę powiedzieć ci tylko, żebyś znalazła sobie jakieś hobby. Coś, co cię naprawdę kręci i pozwala ci zapomnieć o tym wszystkim. Tutaj chyba każdy ma jakieś swoje „zboczenie”.
- Nigdy nie miałam prawdziwego hobby – zauważyła. – Próbowałam je znaleźć, naprawdę. Chwytałam się wszystkiego, co możliwe, ale wszystko po dłuższym czasie mi się nudziło i nigdy do tego nie wracałam. Potrzebuję czegoś sprawdzonego i w miarę szybkiego.
- Sugerujesz coś konkretnego? – spytał podejrzliwie.
Wzruszyła ramionami. Miała nadzieję, że to on poda jakiś konkretny przykład i posłuży konkretną pomocą. Najwyraźniej się myliła. Być może w tej branży nikt nie był skory do pomocy.
- Widziałam cię kiedyś – odezwała się po chwili. – Tak mi się przynajmniej wydawało. Szedłeś gdzieś w deszczu. Byłam wtedy z siostrą w kawiarni i widziałam cię przez okno. Więc czasami jednak zażywasz świeżego powietrza.
- Podróż w interesach.
- Jakich interesach?
- Myślałem, że przyszłaś się wygadać, a nie przeprowadzać ze mną wywiad – uciął, wciąż jednak wyważonym i spokojnym głosem, nadal z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Daj spokój, Kurt. Musisz robić coś więcej niż podawanie im drinków.
- I robię. Ale nie mogę o tym mówić.
- Jestem od was. Obejmuje mnie tajemnica tak samo jak ciebie czy tego niemego gościa, którego spotkałam gdy przyszłam tu po raz pierwszy. Butterfleye mi ufa, więc i ty nie masz się o co martwić.
Mężczyzna westchnął cicho, wziął dwie szklanki i nalał do nich wina. Następnie wziął obie do ręki i usiadł na jednej z brązowych kanap w rogu, kładąc naczynia na niskim stoliku przed sobą. Wskazał jej miejsce obok i podał napój, samemu pociągając mały łyk.
- Nie traktuj Butterfleye’a jako wyznacznika co ci wolno, a co nie. Niektórym może się to nie spodobać. To tak na przyszłość.  I lepiej oswój się z myślą, że każdy ma tu jakieś tajemnice, rzeczy, o których nie chce mówić. Na przykład Charlie, ten facet, którego spotkałaś gdy przyszłaś tu po raz pierwszy, nie jest niemową. Po prostu uważa, że nie potrzebnie będzie wysilał swój język, a poza tym sądzi też, że ludzie słuchają, a nie rozumieją. Więc ogranicza się do mimiki i gestów. W chwilach desperacji napisze wiadomość. Nikt nie wie, dlaczego wybrał taką, a nie inną drogę. O tym się po prostu nie mówi. Każdy sam radzi sobie ze swoją przeszłością.
- Jaka jest twoja tajemnica?
- W tym cały jej urok: jest tajemnicą.
Evelyn upiła łyk bordowego napoju. Zastanowiła się chwilę nad swoją odpowiedzią, ułożyła ją w myślach i dopiero potem wygłosiła.
- Wiesz, tata kiedyś mi powiedział, że lepiej czasami się wygadać i wyrzucić z siebie sprawy, które nas obciążają. Bo potem dojdzie kolejna i następna, aż w końcu nie będziemy w stanie ruszyć dalej.
- Twój ojciec to mądry człowiek.
Evelyn przygryzła nieznacznie wargę, słysząc czas teraźniejszy w wypowiedzi swojego rozmówcy. Nie sprostowała jednak jego słów.
- Więc…?
- Przypadek.
- Słucham?
- Przypadek jest moją tajemnicą. Nie planowałem zejść na taką ścieżkę.
- Ścieżkę zła?
- To, czy coś jest złe, czy dobre, zależy od tego, po której stronie jesteś. Więc może mi powiesz, po której stronie ty jesteś?
Evelyn zacisnęła usta.
„Tylko nie pytanie o strony, tylko nie to…”
Przed oczami stanęła jej twarz Butterfleye’a, która po chwili zamazała się i zobaczyła Damiana, Matildę i swojego ojca.
Wysokie dźwięki gitary elektrycznej.
Ból w skroni.
- Wszystko w porządku, Evelyn?
- Tak, po prostu miewam ostatnio takie nagłe bóle głowy… - Wtedy zaświtał jej pewien pomysł. – Może masz coś, po czym poczuję się lepiej?
Kurt spoważniał i zachmurzył się.
- Nie mam żadnych leków – odparł sztywno. Odchylił się do tyłu na kanapie, powiększając dystans pomiędzy nim a Evelyn. Spojrzał na nią spode łba, po czym szybko odwrócił wzrok.
- To tym się zajmujesz – wyszeptała. – Załatwiasz im wszystkim środki, które sprawiają, że się znieczulą lub jeszcze bardziej ich nakręcą. No tak, po co ci „zabawa w Boga”, skoro chemia zrobi z nimi swoje. Jesteś tak samo zaplątany w to całe zło jak ja czy Butterfleye!
- Mówiłem ci: tutaj wszyscy są martwi. Wszyscy są tacy sami, tu nikt nie ma swojego imienia, każdy swoje gdzieś zgubił. Dlatego tu siedzimy.
- Proszę, daj mi coś, po czym mi to minie – zignorowała jego słowa. - Te bóle są nie do zniesienia, a najgorsze jest to, że nie wiem, kiedy nadejdą. Dobrze wiesz, że w aptece nie dostanę niczego mocnego.
- Może powinnaś iść do lekarza, pomyślałaś o tym? – spytał chłodno.
Oczywiście, że pomyślała. Miała jednak wiele zastrzeżeń. Wiedziała, co by powiedział Butterfleye. Pewnie byłoby to coś w stylu oskarżenia o skrajną hipokryzję. Nie, nie mogła pójść do lekarza. Zaczęłyby się pytania. W końcu wyciągnęliby z niej informacje o wypadku ojca i skierowali do psychologa. To jak pójście do szkolnej pielęgniarki z bólem brzucha, aby zostać po chwili odesłaną z pustą radą: „zjedz śniadanie”.
- Wracaj do domu i prześpij się. Nie spałaś tej nocy, wyglądasz na bardzo zmęczoną.
- Ostatnio nie lubię spać. Poza tym muszę się stawić w pracy za… - spojrzała na zegarek – niedługo.
- Też czasami tęsknię za błogim snem – uśmiechnął się smutno.
- I co wtedy robisz?
- Zasypiam z słuchawkami na uszach, wtedy przynajmniej nic mi się nie śni. Kiedyś oglądałem bajki, ale po nich było chwilami jeszcze gorzej.
- Zapamiętam – rzekła, wstając z kanapy. Kurt zrobił to samo.
- Dzięki za rozmowę – powiedziała i objęła nieco zdezorientowanego mężczyznę.
Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. To było po prostu coś, czego potrzebowała w tamtej chwili, a skoro było na wyciągnięcie ręki, zdecydowała się po to sięgnąć. Ten gest dodał jej nieco otuchy.
***
Martin postanowił po raz kolejny dotrzeć do pracy pieszo. Wybrał poranny spacer w deszczu, aby na spokojnie przemyśleć swoje położenie i poszukać ukojenia w tych zimnych kroplach, spadających z nieba. Niegdyś deszcz był dla niego niczym balsam na rany, ostatnimi czasy odnosił wrażenie, że nawet to „lekarstwo” zostaje mu odebrane i nie mógł na to nic poradzić.
Dziś śniło mu się, że dorwał Butterfleye’a. Naprawdę go złapał! Wsadził go do najciaśniejszej celi i z zadowoleniem zatrzasnął drzwi. Jednak czegoś w tym śnie brakowało. Butterfleye nie zmył swojej maski. W zasadzie wciąż nie wiedział, kim on jest i kogo złapał.
„Czy jestem aż tak zdesperowany, że zaczynam śnić o złapaniu go”?
Martin nie pamiętał, kiedy ostatnio śniło mu się coś pozytywnego. Od czasu wstąpienia do policji miewał głównie koszmary, które wciąż powracały, dlatego takie marzenie wydawało mu się wręcz odejściem od normy, czymś dziwnym. Kiedyś Natalie potrafiła sprawić, aby zniknęły na jakiś czas. Teraz nie miał już nikogo, kto pomógłby mu w walce z marami.
Z lekkim kłuciem w sercu przypomniał sobie pewną scenę.
Niespokojnie rzucał się w łóżku, nawiedzany przez nieprzyjemne obrazy. Był nowicjuszem – dopiero od roku pracował w zawodzie. Nie przywykł do porażek, nie zdążył zaakceptować faktu, że ludzie jednak umierają, a policja nie jest wszechmocna.
Śniły mu się twarze ofiar, przeplatane szyderczymi wyrazami twarzy sprawców.
- Martin. – Delikatna ręka dotknęła jego ramienia. Obudził się. Serce biło mu nienaturalnie szybko. Westchnął dość głośno, aby przerwać ciszę nocną.
- Znowu koszmary – stwierdziła Natalie, wpatrując się w niego bez współczucia czy żalu. Za to ją kochał.
Pokiwał głową, zasłaniając oczy przedramieniem. Próbował odgonić nieprzyjemne wspomnienia z głowy.
- Martin – powiedziała kobieta, chwytając go delikatnie za rękę. Jej palce były przyjemnie zimne. – Chodź do mnie – powiedziała, obejmując go.
Mężczyzna nie stawiał oporu. Objął jej drobne ciało i próbował odzyskać wewnętrzny spokój.
- Trochę dziwnie się czuję, gdy tak mnie pocieszasz. Jak policjant-słabeusz – uśmiechnął się.
Natalie też lekko się zaśmiała.
- To nic takiego czasami być słabym – mruknęła. - Poza tym ja wcale tak nie uważam, szeryfie – zażartowała, szczypiąc go zębami w płatek ucha.
Spojrzał bezradnie w niebo, pytając w myślach, dlaczego tym razem tajemnicza moc deszczu nie działa. Dlaczego nie czynił go silniejszym, tylko po prostu moczył jego ubrania i skręcał ciemne kosmyki włosów.
Powinien je dawno ściąć, żeby wyglądać trochę bardziej poważnie. Pewnie już teraz żartują, że nie stać go na parasol, a co dopiero na fryzjera. Ale… no cóż, nie chciało mu się wybrać do miejsca, w którym zrobiliby porządek z jego włosami. Dopóki mu nie przeszkadzały, nie zamierzał postawić tam swojej stopy. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Sprawy, które doprowadzały go do szaleństwa.
Poza tym Natalie lubiła, gdy miał dłuższe włosy…
Jako policjant miał broń. Jednak pałki czy pistolety na niewiele się zdawały, aby walczyć z własnym umysłem. Jasne, mógł to zakończyć – raz na zawsze strzałem w łeb, ale taka opcja nie wchodziła w grę. Nie, póki Butterfleye jest na wolności.
„Dorwę cię, sukinsynu”.
***
Butterfleye przeglądał stronę internetową z newsami dotyczącymi jego miasta; San Francisco. W końcu natknął się na interesującą wiadomość, choć nie oficjalną, a zawartą w komentarzu. Z doświadczenia jednak wiedział, że te czasami zawierają więcej prawdy niż artykuły nad nimi.
Ironpower689 pisze:
Ponoć burmistrz i burmistrzowa załatwili sobie ochronę. hahaha. Myślą, że im to coś pomoże, a jak ten cały Butterfleye będzie chciał to i tak im się dobierze do d. LOL
Mężczyzna zrobił zmartwioną miną do monitora. „Ochrona? Ależ po co, panie burmistrzu, po co…?”
-------------------
Nie ma to jak dostać nagłego olśnienia podczas słuchania muzyki i przy okazji odkryć jak to ładnie kilka wersów pasuje do kilku postaci z opowiadania ^^,
Edit z dn. 18.07 - przez to, że są wakacje częściej wchodzę na bloga i szybciej szablon mi się znudził, dlatego na salony znowu wróciły ciemne kolory. Tym razem bardziej zwyczajny nagłówek i generalnie czegoś mi tu brakuje, ale potrzebowałam zmiany.

24 komentarze:

  1. Kurt, ach Kurt! Po tym rozdziale poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy nie przerzucić swojej sympatii z Motylka na Kurta. Nawet wywołał we mnie uczucie, które można by nazwać... Współczuciem? I nieważne, czym się zajmuje! Nieważne!
    Martin jest trochę taką żałosną, biedną postacią. Ma ewidentną obsesję na punkcie Butterfleye'a, ale ja go całkowicie rozumiem. Bądź co bądź jest gliną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię i Kurta i Martina; wcale nie uważam, że ten drugi jest aż tak biedny. Chociaż ma taki trochę irytujący kompleks bohatera, ale co tam ^^
      W każdym razie wspieram Cię w lubieniu Kurta, haha :D Ostatnio się zorientowałam, że nie umieściłam go w słit anqietce z boczku :C Może jeszcze kiedyś pod koniec zrobię nowe wydanie ankietki i naprawię swój grzech, haha :P

      Usuń
    2. OMG, napraw to, napraw a wtedy zagłosuję!

      Usuń
  2. Twoja notka już po raz któryś skłoniła mnie do przemyśleń, za co nalezy ci się duży plus, bo ciężko wywrzeć na mnie jakieś większe wrażenie ^^.
    Rozmowa z Kurtem była bardzo fajnie napisana, z lekkim humorem,ale i z przemyśleniami. W sumie wysnuł on wiele trafnych wniosków i może nie powiedział nic konkretnego, ale na pewno dał Evelyn do myślenia. W sumie dziewczyna miejscami fajnie go podbiera, chciałaby na pewno dowiedzieć się więcej szczegółów.
    A Martinowi bardzo zależy na złapaniu Motylka, choć ten ciągle go zwodzi i irytuje krążącą wokół niego aurą tajemniczości.
    Po raz kolejny zachwyca mnie jego kreacja i nieprzenikniona osobowość ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział. Niezmiernie podobała mi się rozmowa Evelyn i Kurta. A część o Martinie była rewelacyjna.
    Nic więcej nie przychodzi mi do bolącej głowy, więc poprzestanę na dodaniu, iż czekam na 12.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo za komentarz u siebie. Pierwsze zdanie było niezmiernie miłe :D
    Twój blog czytałam jak jeszcze działałaś na onecie, potem jeszcze tutaj, ale w końcu zagubiłam się na chwilę i bodajże utknęłam gdzieś w 3 lub 4 rozdziale. Baaaardzo lubię Twój styl, przyjemnie się czyta. Mam za sobą także Violent Storm - jestem naprawdę po wrażeniem, początek opowiadania podobał mi się chyba najbardziej i to ciągłe napięcie pomiędzy głównymi bohaterami było idealne + rozmieszczenie w czasie (spotkanie w lochach u Malfoyów Luny, to chyba był Luna, nie pamiętam dokładnie). Także tego.. Mówię nie o tym co trzeba. Eh. No.. Jak będę miała czas to postaram się nadrobić Lombard Street, żeby w końcu być na bieżąco.
    + Co do mojego opowiadania. Dobrze myślisz, ale wiedz, że schowanie różdżki w grobie Dumbledore'a nie kończy całej sprawy^^

    Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, no popatrz, jak miło! :D Violent storm wspominam bardzo przyjemnie i cieszę się, że zamknęłam to tylko w 20 rozdziałach; napisałam wszystko co chciałam :D I tak, to była "pamiątka" po Lunie.
      Hmm, no niby tak, ale i tak myśl, że ktoś mógłby włamać się do czyjegoś grobu mnie przeraża xD Ale nadal pozostaje nieodnaleziony i zagubiony Kamień Wskrzeszenia! A to zagadka, kurczę...

      Usuń
  6. bardzo podobał mi się rozdział. Rozmowa, którą Evelyn prowadziła z kurtem wyszła Ci bardzo naturalnie. podobała mi się.
    Martin jest ciekawie wykreowany. ma obsesję na punkcie Motylka, ale co zrobić. współczuję mu całej tej sytuacji.
    Szablon ładny, ale osobiście poprzedni podobał mi się bardziej :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi chyba też. Zresztą, kto jak kto, ale ty chyba wiesz najwięcej o chęci zmian szablonu, haha :D
      Dzięki ;p

      Usuń
    2. no chyba tak... :D rozumiem Cię doskonale i zdaję sobie sprawę, ze kolejny na pewno będzie lepszy od poprzednich ^^ znam to.

      Usuń
  7. Śliczny szablon. ubóstwiam te ciemne kolory.
    Rozdział jak zwykle świetny. Cóż więcej mogę powiedzieć? Wszystko nabiera rozpędu, a Twoja historia robi się coraz bardziej psychologiczna, co bardzo mi się podoba. Sprawiasz, że początkowo jednoznacznie ocenieni bohaterowie wymagając ponownej weryfikacji. W pewnym momencie okazuje się, że ich zagmatwane postępowanie wcale nie jest tak (nie)czyste etycznie lub na odwrót. To jest świetne i chwała Ci za to, że potrafisz tak pisać.
    Poza tym zabrakło mi naszego ulubionego Motylka, bo co tu kryć - on jest najlepszy i tyle;D Boże, i pomyślec, że jego na początku też zaszufladkowałam. Cóż, wszystko się zmienia.

    pozdrawiam i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, ale mi walnęłaś komplement z tymi postaciami! Najlepszy jaki mogłam sobie wyobrazić. Łiiii :D

      Usuń
  8. Świetny rozdział! Polubiłam Kurta, naprawdę. Ciekawe co on tam robi. Mam nadzieję, że kiedyś nam ujawnisz.^^ Rozmowa z nim podobała mi się najbardziej. Była po prostu świetna. :) A poza tym, całkowicie zgadzam się z Muniette vel Psyche jeśli chodzi o postacie. Naprawdę trzeba wszystko jeszcze raz przemyśleć. piszesz genialnie!
    I cudny ten nowy szablon. W ogóle robisz bardzo ładną grafikę. :)
    Czekam na następny rozdział i życzę weny!

    Pozdrawiam, Vastness

    http://kroniki-wladcow-ognia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba mi się postać Kurta, szczególnie po tym rozdziale, gdy został pokazany z szerszej perspektywy. Chociaż nadal, gdy widzę jego, imię, to ktoś inny staje mi przed oczami, ale już nic nie poradzę. Ma ciekawe podejście do całej sytuacji i położenia, w jakim się znalazł i myślę, że dobre, bo w tej "branży" zadawanie pytań do najlepszych rozwiązań nie należy. Zastanawiam się, jak on trafił pod skrzydła Motylka. Zastanawiam się, czy kiedyś w opowiadaniu pojawi się jego historia.
    I jest jeszcze Martin pochłonięty obsesją złapania Motylka. Mimo wszystko lubię go i jestem ciekawa czy kiedyś powiedzie mu się i odkryje chociażby fragment prawdy.
    Szablon ładny, lubię niebieski w każdym odcieniu, jednak poprzedni bardziej mi się podobał.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca pod skrzydła Motyla, bo nie tylko on z "grubych ryb" tam siedzi, on sam zresztą pojawił się stosunkowo niedawno, Kurt już tam siedział. Jeśli będzie mi wszystko pasowało to z chęcią przedstawię jego historię :)

      Usuń
  10. I jestem na bieżąco :)Gratuluję, sprawiłaś, że uwielbiam zakochanego w sobie mordercę-idealistę, tłumacze to moją słabością do charyzmatycznych, czarnych charakterów. Po tym rozdziale mam jeszcze jednego ulubieńca, chyba nikogo nie zdziwię, jak napiszę, że to Kurt. Wcześniej nie zwracałam na niego uwagi, a teraz myślę, że mógby nam jeszcze wiele ciekawego opowiedzieć. Gdyby chciał, oczywiście. A Evelyn zaczyna mnie przerażać i nie wiem czy jest tak podatna na wpływ innych, czy po prostu zagubiona. Strasznie mi jej szkoda, ale powinna się wziąć w garść, bo będzie krucho.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyznam, że byłam zaskoczona postawą Evelyn wobec Kurta, zachowała się odważnie i śmiało, co mi się spodobało. Ich rozmowa wyszła Ci świetnie, taka pogawędka, jaką prowadzi się na co dzień, choć może na niecodzienny temat ;) Słowa barmana są niezwykle interesujące, jednak dziewczyna nie przywiązała do nich zbyt dużej wagi. Jestem ciekawa ciągu dalszego... Końcówka także Ci wyszła, Martin dostał prawdziwego bzika na punkcie Motylka. Cieszę się, że wprowadzasz takie zwyczajne elementy, na przykład jak ten komentarz na portalu ;) Mam jedną uwagę. Czy w tytule postu nie powinno być XI?
    A szablon ładny, choć brakuje mi w nim czegoś. Niemniej jednak do tego opowiadania znacznie bardziej pasują ciemne barwy :) Pozdrawiam i przepraszam za zwłokę w dodaniu komentarza ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Używam liczb arabskich, a ta czcionka wygląda jakbym pisała rzymskie w tym wypadku ;p W każdym razie to 11 ;p

      Usuń
    2. O rany, naprawdę wyglądają jak rzymskie... :D W takim razie przepraszam za uwagę :*

      Usuń
  12. Kurt, dużo Kurta, uwielbiam gościa, ale to już wiesz. :D Nie ma to jak tajemnice, niby nic nie powiedział, ale... I nie wkładaj w usta Ev tych tekstów, że Kurt powinien iść i zabijać, bo to podżeganie. :P

    No i właśnie, już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie taka rzecz: skoro Motyle Oko wysyła burmistrzowi SMS-y, to przecież już dawno mogliby go namierzyć po numerze...

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait]

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy