For soothing rain
All I wish is to dream again
My loving heart
Lost in the dark
For hope I`d give my everything
Nightwish - Nemo
Gdy schodziła
do piwnicy, bar już całkowicie opustoszał, a zza niewielkich okien
przebłyskiwało czerwone światło wschodzącego słońca, tłumione przez gęstą mgłę.
Jak długo musiała siedzieć za ozdobioną naklejką motyla drzwiami?
Ciche dźwięki
jazzu wydobywały się z ukrytych gdzieś głośników. Muzyka z minionego stulecia
wybitnie pasowała Evelyn do tego miejsca. Nadawała powagi, jakby ktoś chciał przekazać, że są to już od
dawna i nic tego nie zmieni. „Jesteśmy poważną firmą”.
Już miała
pchnąć ciężkie drzwi i wrócić do domu, gdy kątem oka zauważyła Kurta, który
niezmiennie przebywał za barem, jakby nie mógł zmienić swej lokalizacji. W
głowie zaświtał jej pewien pomysł.
„Jakbyś chciała
kiedyś porozmawiać, to zawsze możesz podbić do Kurta”, przypomniała sobie jego
słowa. Zapamiętała go raczej jako spokojnego, małomównego, ale uprzejmego i
wyrozumiałego faceta. Ponadto był jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać o tym
miejscu. O sekrecie, którego żaden z jej znajomych nie miał poznać.
Nieśmiało
podeszła do kontuaru i zajęła miejsce na wysokim krześle. Mimo że był odwrócony
do niej tyłem, zauważył ją w lustrzanym odbiciu. Zwrócił się w jej stronę z
uprzejmym uśmiechem. Łokciem oparł się o blat i powiedział swoim niskim, cichym
i spokojnym głosem:
- Ktoś
przyszedł porozmawiać?
- Nie nabijaj
się ze mnie – odparła, widząc malujący się na jego twarzy uśmiech. Podrapał się
po krótkiej bródce i pokiwał głową. Bez słowa wziął czystą szmatkę i zaczął nią
wycierać kufle. Evelyn obserwowała go z niemym zdziwieniem.
- I co,
obraziłeś się? Nawet nie zapytasz mnie, o co chodzi, nie zapytasz mnie, czy
chcę coś do picia? Co z ciebie za barman?
Kurt ponownie z
uśmiechem pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć „no tak”. Odłożył ścierkę i
spokojnie odpowiedział:
- Myślałem, że
sama zaczniesz rozmowę, skoro do mnie przyszłaś. Czekałem na twoją reakcję.
Dziś wyjątkowo długo siedziałaś na górze – wskazał wzrokiem na ukryte w cieniu
schody. - Zaczęło świtać.
- Taaak –
westchnęła, biorąc bez pozwolenia pustą szklankę, którą zaczęła okręcać palcem.
– Słuchaj, Kurt, od jak dawna tu siedzisz?
Mężczyzna
spoważniał na twarzy. Uważnie przyjrzał się Evelyn i zrozumiał, że to będzie trudna
rozmowa.
- Od… dawna.
Bardzo dawna.
Zwilżyła usta.
Najwyraźniej o takich szczegółach się tu nie mówiło. Albo nie chciano mówić.
- Widzisz, a ja
zaledwie od paru tygodni. I… nie wiem, jak się zachowywać. Jak jestem tu to
wszystko jest ok, nie muszę nawet udawać, ale gdy wychodzę na zewnątrz,
spotykam się ze znajomymi… Jest dziwnie. Niby tak samo, niby wciąż żartujemy,
rozumiemy się, a przynajmniej tak im się wydaje. Jak mam być jednocześnie w
dwóch miejscach na raz? Nie dosłownie, wiesz o co mi chodzi.
- Wiesz, nie
jestem pewny, czy pytasz właściwej osoby. Tutaj raczej nikt nie ma znajomych
„spoza”. Ironia mówi, że jesteśmy rodzinką. Jesteś wyjątkiem i wcale nie dziwię
ci się, że masz problemy z dostosowaniem się. Początki zawsze są trudne, a -
jeśli chcesz znać moje prywatne zdanie - na ciebie zrzucono zbyt dużą
odpowiedzialność.
- Dużo macie
tutaj… nowicjuszów?
Kurt zaśmiał
się ponuro.
- Nie. W
zasadzie prawie w ogóle. Nie tutaj. Zwykle tu nie docierają.
- A ty? Jak
tutaj trafiłeś? I dlaczego siedzisz za barem, a nie zabijasz jak inni?
Ponownie
zarechotał. Mimo że się uśmiechał, jego oczy wcale nie były roześmiane.
Odgarnął czarne włosy za ucho i spojrzał w przestrzeń, jakby chciał tam znaleźć
odpowiednie słowa.
- Ja? Zabijać?
Daj spokój, kim ja jestem? Jestem tylko prostym człowiekiem. Nigdy nie miałem
ochoty na zabawę w Boga.
- Może
powinieneś? Nie siedziałbyś tu dniami i nocami, bezmyślnie przecierając po raz
enty i tak już wypolerowany blat. Naprawdę nie masz czasami ochoty rzucić tego
w cholerę?
Już wtedy
wiedziała, że nigdy nie zapomni jego oczu w tym momencie. Pełne smutku i
zrezygnowania, ale zarazem nieprzeciętnie ładne, co jest nieczęstym określeniem
dla męskich oczu podkreślonych czarną kredką i przyozdobionymi niewielkimi
zmarszczkami w kącikach. Rzadko kiedy
zwraca się uwagę na taki atrybut. Niewielu mężczyzn wybiera taki image, aby
rzeczywiście wyrazić siebie, tak przynajmniej sądziła Evelyn. Kojarzyła to
raczej z elementem wizerunku scenicznego, nic więcej. W tym przypadku miała
jednak pewność, że nie był to kolejny telewizyjny blef.
- Zrozum,
Evelyn – zaczął przyciszonym głosem - że jeśli twoja noga raz tu postanie,
szanse na to, że uwolnisz się od… tego,
są równe zeru. Czasami mam wrażenie, że tutaj wszyscy są martwi.
- Nie chcę być
martwa.
- Nie chciałbym
tego mówić, ale… już jesteś.
Brunetka
zaniemówiła na chwilę. Po chwili jednak zaśmiała się lekko.
- To zabrzmiało
cholernie poważnie. Jak w jakimś mądrym filmie.
Mężczyzna
odwzajemnił uśmiech. Uniósł krzaczaste brwi i znowu pokiwał głową, ponownie
zabierając się do czyszczenia naczyń.
- Więc jak
sobie z tym radzisz? Z byciem martwym?
- Mam pewne
sposoby…
Spojrzała na
niego wyczekująco.
- Jeśli chcesz
się przez to dowiedzieć jak sobie pomóc, to mogę powiedzieć ci tylko, żebyś
znalazła sobie jakieś hobby. Coś, co cię naprawdę kręci i pozwala ci zapomnieć
o tym wszystkim. Tutaj chyba każdy ma jakieś swoje „zboczenie”.
- Nigdy nie
miałam prawdziwego hobby – zauważyła. – Próbowałam je znaleźć, naprawdę.
Chwytałam się wszystkiego, co możliwe, ale wszystko po dłuższym czasie mi się
nudziło i nigdy do tego nie wracałam. Potrzebuję czegoś sprawdzonego i w miarę
szybkiego.
- Sugerujesz
coś konkretnego? – spytał podejrzliwie.
Wzruszyła
ramionami. Miała nadzieję, że to on poda jakiś konkretny przykład i posłuży konkretną
pomocą. Najwyraźniej się myliła. Być może w tej branży nikt nie był skory do
pomocy.
- Widziałam cię
kiedyś – odezwała się po chwili. – Tak mi się przynajmniej wydawało. Szedłeś
gdzieś w deszczu. Byłam wtedy z siostrą w kawiarni i widziałam cię przez okno.
Więc czasami jednak zażywasz świeżego powietrza.
- Podróż w
interesach.
- Jakich
interesach?
- Myślałem, że
przyszłaś się wygadać, a nie przeprowadzać ze mną wywiad – uciął, wciąż jednak
wyważonym i spokojnym głosem, nadal z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Daj spokój,
Kurt. Musisz robić coś więcej niż podawanie im drinków.
- I robię. Ale
nie mogę o tym mówić.
- Jestem od
was. Obejmuje mnie tajemnica tak samo jak ciebie czy tego niemego gościa,
którego spotkałam gdy przyszłam tu po raz pierwszy. Butterfleye mi ufa, więc i
ty nie masz się o co martwić.
Mężczyzna
westchnął cicho, wziął dwie szklanki i nalał do nich wina. Następnie wziął obie
do ręki i usiadł na jednej z brązowych kanap w rogu, kładąc naczynia na niskim
stoliku przed sobą. Wskazał jej miejsce obok i podał napój, samemu pociągając
mały łyk.
- Nie traktuj
Butterfleye’a jako wyznacznika co ci wolno, a co nie. Niektórym może się to nie
spodobać. To tak na przyszłość. I lepiej
oswój się z myślą, że każdy ma tu jakieś tajemnice, rzeczy, o których nie chce
mówić. Na przykład Charlie, ten facet, którego spotkałaś gdy przyszłaś tu po
raz pierwszy, nie jest niemową. Po prostu uważa, że nie potrzebnie będzie
wysilał swój język, a poza tym sądzi też, że ludzie słuchają, a nie rozumieją.
Więc ogranicza się do mimiki i gestów. W chwilach desperacji napisze wiadomość.
Nikt nie wie, dlaczego wybrał taką, a nie inną drogę. O tym się po prostu nie
mówi. Każdy sam radzi sobie ze swoją przeszłością.
- Jaka jest
twoja tajemnica?
- W tym cały
jej urok: jest tajemnicą.
Evelyn upiła
łyk bordowego napoju. Zastanowiła się chwilę nad swoją odpowiedzią, ułożyła ją
w myślach i dopiero potem wygłosiła.
- Wiesz, tata
kiedyś mi powiedział, że lepiej czasami się wygadać i wyrzucić z siebie sprawy,
które nas obciążają. Bo potem dojdzie kolejna i następna, aż w końcu nie
będziemy w stanie ruszyć dalej.
- Twój ojciec
to mądry człowiek.
Evelyn
przygryzła nieznacznie wargę, słysząc czas teraźniejszy w wypowiedzi swojego
rozmówcy. Nie sprostowała jednak jego słów.
- Więc…?
- Przypadek.
- Słucham?
- Przypadek
jest moją tajemnicą. Nie planowałem zejść na taką ścieżkę.
- Ścieżkę zła?
- To, czy coś
jest złe, czy dobre, zależy od tego, po której stronie jesteś. Więc może mi
powiesz, po której stronie ty jesteś?
Evelyn
zacisnęła usta.
„Tylko nie
pytanie o strony, tylko nie to…”
Przed oczami
stanęła jej twarz Butterfleye’a, która po chwili zamazała się i zobaczyła
Damiana, Matildę i swojego ojca.
Wysokie dźwięki
gitary elektrycznej.
Ból w skroni.
- Wszystko w
porządku, Evelyn?
- Tak, po
prostu miewam ostatnio takie nagłe bóle głowy… - Wtedy zaświtał jej pewien
pomysł. – Może masz coś, po czym poczuję się lepiej?
Kurt spoważniał
i zachmurzył się.
- Nie mam
żadnych leków – odparł sztywno. Odchylił się do tyłu na kanapie, powiększając
dystans pomiędzy nim a Evelyn. Spojrzał na nią spode łba, po czym szybko
odwrócił wzrok.
- To tym się
zajmujesz – wyszeptała. – Załatwiasz im wszystkim środki, które sprawiają, że się
znieczulą lub jeszcze bardziej ich nakręcą. No tak, po co ci „zabawa w Boga”,
skoro chemia zrobi z nimi swoje. Jesteś tak samo zaplątany w to całe zło jak ja
czy Butterfleye!
- Mówiłem ci:
tutaj wszyscy są martwi. Wszyscy są tacy sami, tu nikt nie ma swojego imienia,
każdy swoje gdzieś zgubił. Dlatego tu siedzimy.
- Proszę, daj
mi coś, po czym mi to minie – zignorowała jego słowa. - Te bóle są nie do
zniesienia, a najgorsze jest to, że nie wiem, kiedy nadejdą. Dobrze wiesz, że w
aptece nie dostanę niczego mocnego.
- Może powinnaś
iść do lekarza, pomyślałaś o tym? – spytał chłodno.
Oczywiście, że
pomyślała. Miała jednak wiele zastrzeżeń. Wiedziała, co by powiedział
Butterfleye. Pewnie byłoby to coś w stylu oskarżenia o skrajną hipokryzję. Nie,
nie mogła pójść do lekarza. Zaczęłyby się pytania. W końcu wyciągnęliby z niej
informacje o wypadku ojca i skierowali do psychologa. To jak pójście do
szkolnej pielęgniarki z bólem brzucha, aby zostać po chwili odesłaną z pustą
radą: „zjedz śniadanie”.
- Wracaj do
domu i prześpij się. Nie spałaś tej nocy, wyglądasz na bardzo zmęczoną.
- Ostatnio nie
lubię spać. Poza tym muszę się stawić w pracy za… - spojrzała na zegarek –
niedługo.
- Też czasami
tęsknię za błogim snem – uśmiechnął się smutno.
- I co wtedy
robisz?
- Zasypiam z
słuchawkami na uszach, wtedy przynajmniej nic mi się nie śni. Kiedyś oglądałem
bajki, ale po nich było chwilami jeszcze gorzej.
- Zapamiętam – rzekła,
wstając z kanapy. Kurt zrobił to samo.
- Dzięki za
rozmowę – powiedziała i objęła nieco zdezorientowanego mężczyznę.
Nie wiedziała,
dlaczego to zrobiła. To było po prostu coś, czego potrzebowała w tamtej chwili,
a skoro było na wyciągnięcie ręki, zdecydowała się po to sięgnąć. Ten gest
dodał jej nieco otuchy.
***
Martin
postanowił po raz kolejny dotrzeć do pracy pieszo. Wybrał poranny spacer w
deszczu, aby na spokojnie przemyśleć swoje położenie i poszukać ukojenia w tych
zimnych kroplach, spadających z nieba. Niegdyś deszcz był dla niego niczym
balsam na rany, ostatnimi czasy odnosił wrażenie, że nawet to „lekarstwo”
zostaje mu odebrane i nie mógł na to nic poradzić.
Dziś śniło mu
się, że dorwał Butterfleye’a. Naprawdę go złapał! Wsadził go do najciaśniejszej
celi i z zadowoleniem zatrzasnął drzwi. Jednak czegoś w tym śnie brakowało.
Butterfleye nie zmył swojej maski. W zasadzie wciąż nie wiedział, kim on jest i
kogo złapał.
„Czy jestem aż
tak zdesperowany, że zaczynam śnić o złapaniu go”?
Martin nie
pamiętał, kiedy ostatnio śniło mu się coś pozytywnego. Od czasu wstąpienia do
policji miewał głównie koszmary, które wciąż powracały, dlatego takie marzenie
wydawało mu się wręcz odejściem od normy, czymś dziwnym. Kiedyś Natalie
potrafiła sprawić, aby zniknęły na jakiś czas. Teraz nie miał już nikogo, kto
pomógłby mu w walce z marami.
Z lekkim kłuciem
w sercu przypomniał sobie pewną scenę.
Niespokojnie rzucał się w łóżku, nawiedzany
przez nieprzyjemne obrazy. Był nowicjuszem – dopiero od roku pracował w
zawodzie. Nie przywykł do porażek, nie zdążył zaakceptować faktu, że ludzie
jednak umierają, a policja nie jest wszechmocna.
Śniły mu się twarze ofiar, przeplatane
szyderczymi wyrazami twarzy sprawców.
- Martin. – Delikatna ręka dotknęła jego
ramienia. Obudził się. Serce biło mu nienaturalnie szybko. Westchnął dość
głośno, aby przerwać ciszę nocną.
- Znowu koszmary – stwierdziła Natalie,
wpatrując się w niego bez współczucia czy żalu. Za to ją kochał.
Pokiwał głową, zasłaniając oczy
przedramieniem. Próbował odgonić nieprzyjemne wspomnienia z głowy.
- Martin – powiedziała kobieta, chwytając go
delikatnie za rękę. Jej palce były przyjemnie zimne. – Chodź do mnie –
powiedziała, obejmując go.
Mężczyzna nie stawiał oporu. Objął jej
drobne ciało i próbował odzyskać wewnętrzny spokój.
- Trochę dziwnie się czuję, gdy tak mnie
pocieszasz. Jak policjant-słabeusz – uśmiechnął się.
Natalie też lekko się zaśmiała.
- To nic takiego czasami być słabym –
mruknęła. - Poza tym ja wcale tak nie uważam, szeryfie – zażartowała, szczypiąc
go zębami w płatek ucha.
Spojrzał
bezradnie w niebo, pytając w myślach, dlaczego tym razem tajemnicza moc deszczu
nie działa. Dlaczego nie czynił go silniejszym, tylko po prostu moczył jego
ubrania i skręcał ciemne kosmyki włosów.
Powinien je
dawno ściąć, żeby wyglądać trochę bardziej poważnie. Pewnie już teraz żartują,
że nie stać go na parasol, a co dopiero na fryzjera. Ale… no cóż, nie chciało
mu się wybrać do miejsca, w którym zrobiliby porządek z jego włosami. Dopóki mu
nie przeszkadzały, nie zamierzał postawić tam swojej stopy. Miał ważniejsze
sprawy na głowie. Sprawy, które doprowadzały go do szaleństwa.
Poza tym Natalie lubiła, gdy miał dłuższe
włosy…
Jako policjant
miał broń. Jednak pałki czy pistolety na niewiele się zdawały, aby walczyć z
własnym umysłem. Jasne, mógł to zakończyć – raz na zawsze strzałem w łeb, ale
taka opcja nie wchodziła w grę. Nie, póki Butterfleye jest na wolności.
„Dorwę cię,
sukinsynu”.
***
Butterfleye
przeglądał stronę internetową z newsami dotyczącymi jego miasta; San Francisco.
W końcu natknął się na interesującą wiadomość, choć nie oficjalną, a zawartą w
komentarzu. Z doświadczenia jednak wiedział, że te czasami zawierają więcej
prawdy niż artykuły nad nimi.
Ironpower689
pisze:
Ponoć burmistrz
i burmistrzowa załatwili sobie ochronę. hahaha. Myślą, że im to coś pomoże, a
jak ten cały Butterfleye będzie chciał to i tak im się dobierze do d. LOL
Mężczyzna
zrobił zmartwioną miną do monitora. „Ochrona? Ależ po co, panie burmistrzu, po
co…?”
-------------------
Nie ma to jak dostać nagłego olśnienia podczas słuchania muzyki i przy okazji odkryć jak to ładnie kilka wersów pasuje do kilku postaci z opowiadania ^^,
Edit z dn. 18.07 - przez to, że są wakacje częściej wchodzę na bloga i szybciej szablon mi się znudził, dlatego na salony znowu wróciły ciemne kolory. Tym razem bardziej zwyczajny nagłówek i generalnie czegoś mi tu brakuje, ale potrzebowałam zmiany.
Edit z dn. 18.07 - przez to, że są wakacje częściej wchodzę na bloga i szybciej szablon mi się znudził, dlatego na salony znowu wróciły ciemne kolory. Tym razem bardziej zwyczajny nagłówek i generalnie czegoś mi tu brakuje, ale potrzebowałam zmiany.
Kurt, ach Kurt! Po tym rozdziale poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy nie przerzucić swojej sympatii z Motylka na Kurta. Nawet wywołał we mnie uczucie, które można by nazwać... Współczuciem? I nieważne, czym się zajmuje! Nieważne!
OdpowiedzUsuńMartin jest trochę taką żałosną, biedną postacią. Ma ewidentną obsesję na punkcie Butterfleye'a, ale ja go całkowicie rozumiem. Bądź co bądź jest gliną...
Ja lubię i Kurta i Martina; wcale nie uważam, że ten drugi jest aż tak biedny. Chociaż ma taki trochę irytujący kompleks bohatera, ale co tam ^^
UsuńW każdym razie wspieram Cię w lubieniu Kurta, haha :D Ostatnio się zorientowałam, że nie umieściłam go w słit anqietce z boczku :C Może jeszcze kiedyś pod koniec zrobię nowe wydanie ankietki i naprawię swój grzech, haha :P
OMG, napraw to, napraw a wtedy zagłosuję!
UsuńTwoja notka już po raz któryś skłoniła mnie do przemyśleń, za co nalezy ci się duży plus, bo ciężko wywrzeć na mnie jakieś większe wrażenie ^^.
OdpowiedzUsuńRozmowa z Kurtem była bardzo fajnie napisana, z lekkim humorem,ale i z przemyśleniami. W sumie wysnuł on wiele trafnych wniosków i może nie powiedział nic konkretnego, ale na pewno dał Evelyn do myślenia. W sumie dziewczyna miejscami fajnie go podbiera, chciałaby na pewno dowiedzieć się więcej szczegółów.
A Martinowi bardzo zależy na złapaniu Motylka, choć ten ciągle go zwodzi i irytuje krążącą wokół niego aurą tajemniczości.
Po raz kolejny zachwyca mnie jego kreacja i nieprzenikniona osobowość ^^.
Cudny rozdział. Niezmiernie podobała mi się rozmowa Evelyn i Kurta. A część o Martinie była rewelacyjna.
OdpowiedzUsuńNic więcej nie przychodzi mi do bolącej głowy, więc poprzestanę na dodaniu, iż czekam na 12.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komentarz u siebie. Pierwsze zdanie było niezmiernie miłe :D
OdpowiedzUsuńTwój blog czytałam jak jeszcze działałaś na onecie, potem jeszcze tutaj, ale w końcu zagubiłam się na chwilę i bodajże utknęłam gdzieś w 3 lub 4 rozdziale. Baaaardzo lubię Twój styl, przyjemnie się czyta. Mam za sobą także Violent Storm - jestem naprawdę po wrażeniem, początek opowiadania podobał mi się chyba najbardziej i to ciągłe napięcie pomiędzy głównymi bohaterami było idealne + rozmieszczenie w czasie (spotkanie w lochach u Malfoyów Luny, to chyba był Luna, nie pamiętam dokładnie). Także tego.. Mówię nie o tym co trzeba. Eh. No.. Jak będę miała czas to postaram się nadrobić Lombard Street, żeby w końcu być na bieżąco.
+ Co do mojego opowiadania. Dobrze myślisz, ale wiedz, że schowanie różdżki w grobie Dumbledore'a nie kończy całej sprawy^^
Pozdrawiam serdecznie :D
O, no popatrz, jak miło! :D Violent storm wspominam bardzo przyjemnie i cieszę się, że zamknęłam to tylko w 20 rozdziałach; napisałam wszystko co chciałam :D I tak, to była "pamiątka" po Lunie.
UsuńHmm, no niby tak, ale i tak myśl, że ktoś mógłby włamać się do czyjegoś grobu mnie przeraża xD Ale nadal pozostaje nieodnaleziony i zagubiony Kamień Wskrzeszenia! A to zagadka, kurczę...
Boski szablon!!!
OdpowiedzUsuńChyba lepszy niż ten jasny, co był :)
UsuńDzięki ^^,
Usuńbardzo podobał mi się rozdział. Rozmowa, którą Evelyn prowadziła z kurtem wyszła Ci bardzo naturalnie. podobała mi się.
OdpowiedzUsuńMartin jest ciekawie wykreowany. ma obsesję na punkcie Motylka, ale co zrobić. współczuję mu całej tej sytuacji.
Szablon ładny, ale osobiście poprzedni podobał mi się bardziej :)
Pozdrawiam.
Mi chyba też. Zresztą, kto jak kto, ale ty chyba wiesz najwięcej o chęci zmian szablonu, haha :D
UsuńDzięki ;p
no chyba tak... :D rozumiem Cię doskonale i zdaję sobie sprawę, ze kolejny na pewno będzie lepszy od poprzednich ^^ znam to.
UsuńŚliczny szablon. ubóstwiam te ciemne kolory.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Cóż więcej mogę powiedzieć? Wszystko nabiera rozpędu, a Twoja historia robi się coraz bardziej psychologiczna, co bardzo mi się podoba. Sprawiasz, że początkowo jednoznacznie ocenieni bohaterowie wymagając ponownej weryfikacji. W pewnym momencie okazuje się, że ich zagmatwane postępowanie wcale nie jest tak (nie)czyste etycznie lub na odwrót. To jest świetne i chwała Ci za to, że potrafisz tak pisać.
Poza tym zabrakło mi naszego ulubionego Motylka, bo co tu kryć - on jest najlepszy i tyle;D Boże, i pomyślec, że jego na początku też zaszufladkowałam. Cóż, wszystko się zmienia.
pozdrawiam i czekam na następny.
Awww, ale mi walnęłaś komplement z tymi postaciami! Najlepszy jaki mogłam sobie wyobrazić. Łiiii :D
UsuńŚwietny rozdział! Polubiłam Kurta, naprawdę. Ciekawe co on tam robi. Mam nadzieję, że kiedyś nam ujawnisz.^^ Rozmowa z nim podobała mi się najbardziej. Była po prostu świetna. :) A poza tym, całkowicie zgadzam się z Muniette vel Psyche jeśli chodzi o postacie. Naprawdę trzeba wszystko jeszcze raz przemyśleć. piszesz genialnie!
OdpowiedzUsuńI cudny ten nowy szablon. W ogóle robisz bardzo ładną grafikę. :)
Czekam na następny rozdział i życzę weny!
Pozdrawiam, Vastness
http://kroniki-wladcow-ognia.blogspot.com/
Podoba mi się postać Kurta, szczególnie po tym rozdziale, gdy został pokazany z szerszej perspektywy. Chociaż nadal, gdy widzę jego, imię, to ktoś inny staje mi przed oczami, ale już nic nie poradzę. Ma ciekawe podejście do całej sytuacji i położenia, w jakim się znalazł i myślę, że dobre, bo w tej "branży" zadawanie pytań do najlepszych rozwiązań nie należy. Zastanawiam się, jak on trafił pod skrzydła Motylka. Zastanawiam się, czy kiedyś w opowiadaniu pojawi się jego historia.
OdpowiedzUsuńI jest jeszcze Martin pochłonięty obsesją złapania Motylka. Mimo wszystko lubię go i jestem ciekawa czy kiedyś powiedzie mu się i odkryje chociażby fragment prawdy.
Szablon ładny, lubię niebieski w każdym odcieniu, jednak poprzedni bardziej mi się podobał.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie do końca pod skrzydła Motyla, bo nie tylko on z "grubych ryb" tam siedzi, on sam zresztą pojawił się stosunkowo niedawno, Kurt już tam siedział. Jeśli będzie mi wszystko pasowało to z chęcią przedstawię jego historię :)
UsuńI jestem na bieżąco :)Gratuluję, sprawiłaś, że uwielbiam zakochanego w sobie mordercę-idealistę, tłumacze to moją słabością do charyzmatycznych, czarnych charakterów. Po tym rozdziale mam jeszcze jednego ulubieńca, chyba nikogo nie zdziwię, jak napiszę, że to Kurt. Wcześniej nie zwracałam na niego uwagi, a teraz myślę, że mógby nam jeszcze wiele ciekawego opowiedzieć. Gdyby chciał, oczywiście. A Evelyn zaczyna mnie przerażać i nie wiem czy jest tak podatna na wpływ innych, czy po prostu zagubiona. Strasznie mi jej szkoda, ale powinna się wziąć w garść, bo będzie krucho.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że byłam zaskoczona postawą Evelyn wobec Kurta, zachowała się odważnie i śmiało, co mi się spodobało. Ich rozmowa wyszła Ci świetnie, taka pogawędka, jaką prowadzi się na co dzień, choć może na niecodzienny temat ;) Słowa barmana są niezwykle interesujące, jednak dziewczyna nie przywiązała do nich zbyt dużej wagi. Jestem ciekawa ciągu dalszego... Końcówka także Ci wyszła, Martin dostał prawdziwego bzika na punkcie Motylka. Cieszę się, że wprowadzasz takie zwyczajne elementy, na przykład jak ten komentarz na portalu ;) Mam jedną uwagę. Czy w tytule postu nie powinno być XI?
OdpowiedzUsuńA szablon ładny, choć brakuje mi w nim czegoś. Niemniej jednak do tego opowiadania znacznie bardziej pasują ciemne barwy :) Pozdrawiam i przepraszam za zwłokę w dodaniu komentarza ;*
Używam liczb arabskich, a ta czcionka wygląda jakbym pisała rzymskie w tym wypadku ;p W każdym razie to 11 ;p
UsuńO rany, naprawdę wyglądają jak rzymskie... :D W takim razie przepraszam za uwagę :*
UsuńKurt, dużo Kurta, uwielbiam gościa, ale to już wiesz. :D Nie ma to jak tajemnice, niby nic nie powiedział, ale... I nie wkładaj w usta Ev tych tekstów, że Kurt powinien iść i zabijać, bo to podżeganie. :P
OdpowiedzUsuńNo i właśnie, już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie taka rzecz: skoro Motyle Oko wysyła burmistrzowi SMS-y, to przecież już dawno mogliby go namierzyć po numerze...
Pozdrawiam,
[une-crime-parfait]