Rozdział 12


Who is the betrayer?
Who's the killer in the crowd?
The one who creeps in corridors
And doesn't make a sound (...)
I'm so heavy, heavy
Heavy in your arms

Florence and The Machine - Heavy in your arms

Powoli szła do pracy. Wlokła się, szurając ciężkimi nogami po chodniku. Jeden, drugi, trzeci… Jej kroki wybijały powolny rytm. Dopiero teraz dotarło do niej jak bardzo jest zmęczona. Jak bardzo jest ociężała. Czuła się jak dinozaur, który przemierza San Francisco bez głębszego celu. Ale przecież miała cel. Dotrzeć do pracy. Przeżyć ten dzień. I jeszcze jeden. Nie zawieść Butterfleye’a. Nie wydać go. Poradzić sobie ze sobą. Z innymi. Z tym okropnym bólem głowy.
Powtórzyła sobie w myślach plan na dzisiejszy dzień. Dotrzeć do pracy, przeżyć ten dzień, kolejny, nie zawieść Butterfleye’a…
Głos, który zwykle wyliczał zajęcia był zwolniony. Jakby ktoś za pomocą programu komputerowego spowolnił go, co także zniżyło jego dźwięki do głosu jakiegoś potwora. Coraz wolniej, coraz wolniej…
Bezwiednie skręciła ku lokalowi Barnes & Noble. Nie zauważyła jednak osoby idącej z naprzeciwka. Kobiety zderzyły się ze sobą.
- Przepraszam panią – mruknęła Evelyn, nie oglądając się nawet na nią.
- Kpisz sobie? – usłyszała ostry głos, który od razu sprowadził ją na ziemię. – Panią – prychnęła Rebecca, przechodząc obok niej z uniesioną głową. Evelyn odprowadziła ją wzrokiem z głupim wyrazem twarzy. Próbowała przypomnieć sobie, kiedy jej znajoma pojawiła się na horyzoncie. Na próżno.
- Wchodzisz czy będziesz tak stała z tą idiotyczną miną na środku chodnika?
- Idę – odparła po chwili.
- Co ty robiłaś, co? – spytała, gdy Evelyn przeszła obok niej, wchodząc do środka. – Zresztą, nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć. Pewnie nic dobrego.
„Nawet nie wiesz jak”.
- Niektórzy ludzie nie mają za grosz poczucia odpowiedzialności – warknęła cicho, zatrzaskując za sobą drzwi.
***
- Żartujesz sobie, prawda? – odezwała się po raz kolejny tego dnia Rebecca. Evelyn miała wrażenie, że jej głos jest jeszcze bardziej naładowany negatywnymi emocjami niż zwykle. – Chcesz wejść na kasę w takim stanie? Nie żebym zawsze popierała wybieranie na to stanowisko takich ludzi jak ten śmierdzący nerd z krzywymi zębami z drugiej zmiany, ale ty dziś robisz mu konkretną konkurencję. Patrzyłaś dzisiaj w lustro? To nie patrz, bo pęknie. Zamieniamy się. Wystraszysz nam wszystkich klientów.
- Dzięki za troskę, poradzę sobie – odparła Evelyn.
- Nie myśl sobie, że to troska o ciebie.
***
Nie mogła się skupić. Usunęła się w cień, odpływając myślami w głąb swojego umysłu.
Pomyślała, że jest jak osoba, stojąca na kładce, parędziesiąt metrów nad ziemią, patrzącą w morską otchłań. Ktoś stanął za nią i popchnął. Skoczyła. Ale przecież na brzegu byli inni. Ci, którzy nie chcieli, aby utonęła. Tymczasem jednak działo się na odwrót. Rozpaczliwe ruchy rękoma i nogami nic nie dawały. Jej kostki zaczęły oplatać wodorosty – grubsze i zdecydowanie silniejsze niż takie prawdziwe.
Coś jej jednak nie pasowało: przecież właśnie w taki sposób nauczyła się pływać. Więc może to tylko chwilowy stan? Musi po prostu rozpoznać teren, dowiedzieć się, gdzie ma grunt, jakie ruchy wykonać, aby utrzymać się na powierzchni. To nie powinno być trudne. Instynkt jej pomoże.
Niestety, zaczynała wątpić, czy jej instynkt w ogóle działa. Czy nie jest jakąś wariatką, która straciła rozeznanie pomiędzy tym, co jest właściwe, a co nie. Może już nie potrafiła odróżnić dobra od zła, może wszystko było dla niej już tylko nieokreśloną, szarą masą?
To, czy coś jest złe, czy dobre, zależy od tego, po której stronie jesteś.
Co pomaga w przywróceniu normalności? Co ją definiuje?  Mrugnęła kilkakrotnie nienaturalnie ciężkimi powiekami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Już sam fakt, że siedziała w kącie był nienormalny. Rebecca stała za ladą, wstukując kody w kasę fiskalną i uśmiechając się do klientów, Damian doradzał jakiemuś mężczyźnie w okularach z grubymi oprawkami wybór książki, a Annika układała towar. Ona nie robiła nic. Nie przeglądała nawet gazet z najświeższymi wiadomościami. Uznała więc, że pierwszym krokiem ku odzyskaniu względnej stabilności jest wzięcie się do pracy. Rozmasowała sobie skronie i potarła uszy – kiedyś wyczytała, że to nieco pobudza uśpiony organizm. Odetchnęła głęboko, dopiła kawę i poszła pomagać Annice.
***
- Hej, poczekaj! – krzyknęła za wysokim i szczupłym mężczyzną, który przerzucił niedbale szmacianą torbę przez ramię. – Może czas przywrócić do życia nasze wspólne popołudniowe spacery? Wiem, że miały miejsce w czwartki, ale chyba można raz odstąpić od normy?
Niegdyś mieli zwyczaj chodzić po mieście bez głębszego sensu, odwiedzając mniejsze sklepy, siedząc na ławce, popijając kawę i wpatrując się w Ocean Spokojny lub myląc taksówkarzy, wyciągając rękę, aby się zatrzymali, a później uciekając lub wykręcając się najgłupszymi sposobami. Evelyn uznała, że to doskonały pomysł, aby sobie pomóc. Po wypiciu trzech kaw nieco odżyła. Poza tym Damian zawsze był dobrym towarzyszem.
- Jasne, czemu nie – odparł po krótkiej chwili zastanowienia. – Widzę, że odżyłaś. Bez urazy, ale rano wyglądałaś okropnie.
- Taak, Rebecca poinformowała mnie o tym dość dobitnie – uśmiechnęła się.
Przemierzali jasne uliczki, przyozdobione gdzieniegdzie poskręcanymi drzewkami. Evelyn pomyślała, że podoba jej się białe otynkowanie większości budynków. Gdyby było inaczej, jak to widziała na zdjęciach z innych państw, na przykład europejskich, które przedstawiały szare budynki, mogłaby z łatwością popaść w depresję. Złapali Cable Car* i uznali, że udadzą się na Pier 39.
Przespacerowali się przez centrum handlowe, zawitali nawet do ulubionego sklepu Damiana z komiksami. Evelyn zawsze śmiała się, że dorosły facet wciąż siedzi w takich bajkach, na co ten, już z nosem w gazecie, tylko wzruszał ramionami. W czasie gdy Bogner przeglądał obrazkowe opowieści, kobieta bawiła się gadżetami, o których miała nikłe pojęcie, jednak niektóre wydawały jej się zabawne. Gdy to jej się znudziło, przyglądała się klientom sklepu, których określiłaby co najmniej jako „ekstrawaganckich dziwaków” i w duchu śmiała się z ich zachowania.
Następnie skierowali się na Pomost Lwów, po drodze oglądając uliczny breakdance. Przy marinie z bliska przyglądali się uchatkom kalifornijskim i wymyślali historyjki, „tłumacząc” ich ryki na ludzki język.
- Taką Evelyn chcę widzieć – powiedział, ciesząc się, że udało mu się ją rozbawić. To zresztą nigdy nie było aż tak trudne. Wstali, zbierając się do domu.
W tym momencie jednak zachmurzyła się.
- Dzięki za ten spacer – wyszeptała, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy i zabierze tę  chwilę.
Objęła go mocno, jak topielec swego ratownika. Poczuła się bardzo ciężka i opadająca na dno. Bez możliwości  wypłynięcia na powierzchnię, jakby ktoś ją dodatkowo obciążył; przypiął do nogi ogromną żelazną kulę.
Głowa ją rozbolała.
Noga ugięła się pod nią, wykrzywiając boleśnie palec, na którym musiała się podeprzeć, aby dosięgnąć do jego ramion. Zapach jego dezodorantu zmieszał się ze specyficznym zapachem ryb, morza oraz jej szamponu. Wszystko to poczuła nagle ze zdwojoną siłą. Nigdy nie zwracała szczególnej uwagi na zapachy.
- Hej, wszystko w porządku? – spytał przyjaciel, podtrzymując ją na nogach.
- Taak, po prostu… zakręciło mi się w głowie. Dawno nie spałam. Muszę… Muszę się położyć. Jedźmy do domu.
***
Anabelle tanecznym krokiem wstąpiła do salonu, śpiewając piosenkę, która rozbrzmiewała teraz w całym domu. Miała zamiar rzucić się na kanapę i delektować się dźwiękami wydobywającymi się z głośników wieży stereo, kiedy zobaczyła kogoś stojącego przy kredensie, oglądającego diamentową zastawę, która znajdowała się tam bardziej dla ozdoby niż do użytku. I wcale nie był to jeden z tych irytujących ochroniarzy, których zatrudnił Derrick, aby pilnowali ich bezpieczeństwa, choć na początku zmylił ją ciemny ubiór nieznajomego.
Pilotem, który trzymała w ręce, wyłączyła muzykę. Mężczyzna ani drgnął.
Odchrząknęła lekko.
- Kim jesteś? – spytała, starając się, aby jej głos zabrzmiał twardo.
Po chwili mężczyzna odwrócił się na pięcie niczym tancerz i rozłożył ramiona, jakby chciał serdecznie powitać panią Ferrell.
Anabelle wydała z siebie zduszony okrzyk i chwyciła stojącą w zasięgu jej ręki lampę.
- Spokojnie, piękna. Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy, chociaż inni mogą tak sądzić.
- Wynoś się! Ochrona! Pomocy!
Mężczyzna z misternym motylem wymalowanym na twarzy zaśmiał się głośno.
- Daj spokój, nie usłyszą cię. Zrobiłem z nimi porządek i pokazałem twojemu mężowi, że jego „środki ostrożności” są zawodne. Ale troska o rodzinę jest godna pochwały, to trzeba przyznać.
Dopiero teraz kobieta zorientowała się, że to nie naczynia oglądał mężczyzna określany mianem Butterfleye’a , lecz zakrwawiony nóż, który przewracał między palcami. Krzyknęła tak głośno jak tylko potrafiła.
- Spokojnie. Spokojnie – powiedział łagodnie, odrzucając narzędzie zbrodni na dywan, który stłumił brzęk. – Przyszedłem tylko porozmawiać. Usiądźmy – wskazał beżową kanapę, na której zajął miejsce. – Proszę – dodał.
Blondynka wciąż jednak stała w miejscu, trzymając lampę w dłoni, wahając się czy użyć jej teraz, czy odłożyć i zgodzić się na jego warunki. Zdała sobie sprawę, że jest ubrana jedynie w kusą sukienkę i futrzane kapcie, co w żadnym wypadku nie dodawało jej pewności siebie. Jej twarz wykrzywił bolesny grymas, a oczy zaszły łzami.
- Siadaj, a twojemu mężowi nic się nie stanie – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Anabelle pokiwała pokornie głową i ostrożnie odłożyła lampkę na miejsce. Chwiejnym krokiem dotarła do kanapy i nieśmiało usiadła na krańcu sofy.
- Zrelaksuj się i usiądź porządnie. Jakby mnie tu nie było.
Zadziwiła ją ta nagła zmiana w jego głosie. Z ostrego i rozkazującego w łagodny i uspokajający. Posłuchała go. Czuła jak każdy mięsień jej ciała drżał ze strachu, gotowy do wykonania zdecydowanego i rozpaczliwego ruchu.
Butterfleye uśmiechnął się. Położył łokieć na oparciu kanapy, wlepiając w nią zafascynowany wzrok. Anabelle z przerażeniem zanotowała, że jego oczy nie miały zwykłego koloru, lecz były fioletowe.
Mężczyzna napawał się jej widokiem. Włączył wszystkie zmysły, aby dokładnie zapamiętać każdy detal. Jej zapach, widok, dotyk.
Wyciągnął rękę i przejechał dłonią po kosmyku jej gładkich, falowanych blond włosów. Drgnęła, ale zachowała względny spokój. Cały czas unikała kontaktu wzrokowego z tym demonicznym motylem. Posyłała mu tylko krótkie, niepewne i wystraszone spojrzenia.
Karmił się jej strachem. Zauważył, że kobiety są jeszcze piękniejsze wtedy, gdy lęk maluje się na ich twarzy, gdy oczy są jak okrągłe szklane kule, a usta drżą niby z przerażenia, niby z podniecenia.
- Czego chcesz? – wykrztusiła.
- Cśśś… Nie przerywaj tej chwili, skarbie.
Przybliżył się do niej. Jego dłoń już nie gładziła pojedynczych kosmyków, ale łaskotała jej szyję. Siedział tuż przy niej. Czuła materiał jego ciemnych dżinsów, ocierający się o jej nagie uda. Przeszedł ją dreszcz obrzydzenia. Długie palce pogłaskały jej różany policzek.
Dzielnie walczyła z łzami. Niemal je przepędziła. Wiedziała, że nie może okazać przy nim słabości. To oznaczałby koniec. Teraz pozostał czysty strach i niechęć. Chciała być silna.
Podziwiał jej siłę walki. Niewiele kobiet przyjęłoby taką postawę. Była idealna. Na tyle, aby wzbudzić w nim tak irracjonalne zachowania. Pobudzała jego uśpione instynkty. Mogła uderzyć mu do głowy, gdyby tylko chciała. Była elementem, który po prostu nie pasował. Ale zaakceptował ten słodki ciężar. Przybliżył swoją twarz do tej niewinnej buzi, aby ich wargi połączyły się.
Jęknęła z bezradności. Pozwoliła, aby to się stało. Przycisnął delikatnie swoje wąskie jaszczurze usta do jej. Ku zdziwieniu kobiety; był nawet czuły. Zaskoczył ją również fakt, że był całkiem zadbany. Schludna czarna marynarka, uczesane włosy, misterna maska. Nie mógł być zwykłym przestępcą, jakiego zwykle wyobrażała sobie, słysząc jego imię.
- Anabelle…?!
- Czy zawsze jakiś kochaś od siedmiu boleści musi przerywać? – westchnął zrezygnowany Butterfleye, odstępując od blondynki. Otrzepał marynarkę, podniósł z ziemi nóż i czekał, aż Derrick wbiegnie do pomieszczenia, aby się przywitać. Tak robią dżentelmeni.
- Ana… - urwał mężczyzna, widząc, kto stoi pośrodku jego salonu.
- Witaj, Derricku – powitał go Motyl.
- Ty… Dzwonię po policję!
- Też miło cię widzieć. Nie martw się, my tylko rozmawialiśmy. Wiesz, takie tam prywatne sprawy. Nie mówiła ci o nich…? Och, a to pech… A tak nawiasem mówiąc, to chyba masz pewien problem z ochroną. Jest martwa.
Nastała głucha cisza, podczas której oboje wpatrywali się w Butterfleye’a, który zachowywał się jakby nic się nie stało. Widząc, że nie pogawędzi sobie z panem i panią burmistrz, zerknął na zegarek i rzekł beztrosko:
- No, miło się gadało, ale na mnie czas. Do zobaczenia, Anabelle.
Skłonił się lekko, otworzył drzwi balkonowe i wybiegł.
***
Martin Honnet poprawił w pośpiechu włosy i odetchnął głęboko. Zawsze stresował się przed spotkaniem z Vicky i Natalie. Bał się, że coś może pójść nie tak, że zawiedzie w jakimś stopniu jego małą dziewczynkę. Wiedział, że je zaniedbuje. W końcu nie bez powodu się rozwiedli. A teraz, gdy spotykali się jeszcze rzadziej, chciał wypaść jeszcze lepiej.
Pod kurtką nadal miał służbowe ubranie. Był świadom, że Vicky bardzo lubi widzieć go w tym stroju – w przeciwieństwie do Nataile.
Mała dziewczynka o brązowych włosach, poskręcanych na końcówkach, siedziała już przy oknie i wypatrywała taty. Zauważył ją od razu. Rozpromieniła się na jego widok. Długo czekała na to spotkanie. Chciał, aby kiedyś stwierdziła, że było warto czekać na te wizyty.
Po chwili siedmiolatka zerwała się i wybiegła przed dom na powitanie ojca.
- Tata! Złapałeś już wszystkich złodziei? – spytała mała Victoria, rzucając się na szyję Martionowi.
- Wszyscy uciekli – odparł mężczyzna, podnosząc dziewczynkę i wnosząc do domu.
- To źle, prawda?
- Trochę…
Przytulił ją mocno. Stęsknił się. A poza tym bał się, że kiedyś ktoś może mu ją odebrać. W pewnym sensie już to się stało. Ale miała Natalie, to najważniejsze. Chciał istnieć w życiu małej Victorii, jednak czuł się wielce zobowiązany, aby zapewnić im bezpieczeństwo. A teraz nikt nie mógł być pewny, że jego godzina wkrótce nie wybije. Pewna szumowina, irytująca jak natrętna mucha, kręciła się gdzieś po ulicach, nie zostawiając po sobie śladu. Musiał gdzieś tu być, musiał szpiegować. Wiedział, że gdzieś tu jest zdrajca.
- Nie martw się tato, złapiesz ich wszystkich – szepnęła dziewczynka z wiarą.
I wtedy do głowy przyszło mu pewne pytanie: czy to on obejmował ją, czy to ona jego?
-------------------------
* - charakterystyczny dla San Francisco tramwaj 
No i wróciłam z wakacji :) Wydaje mi się, że nadrobiłam już wszystkie zaległości.
Zmieniłam [znowu] szablon. Ten podoba mi się bardziej.
Jeśli chodzi o zmiany to usunęłam też zakładkę bohaterowie. A przynajmniej ukryłam ją na jakiś czas. Teraz w "napisach końcowych" po kliknięciu na bohaterów możecie zobaczyć krótkie animacje z nimi, jakby były pokazywane z filmu, tak sobie wymyśliłam xD (skoro zakładki mam tak nazwane filmowo, to uznałam, że to nie jest zły pomysł) Starałam znaleźć się bez napisów, ale w dwóch przypadkach nie do końca mi to wyszło, ale trudno. Nawet pasują, haha xD  Dla Martina i Raymonda trudno było znaleźć mi coś, co by mi pasowało, ale cóż. ŻYCIE xD Wywiader także usunęłam z głównej, wszystko jest w zakładce "Legilimencja". I chyba przeniosę także spis treści na podstronę. 
No i jeszcze skończyła się ankieta! Wyniki nie są chyba dla nikogo zaskoczeniem, przynajmniej jeśli chodzi o miejsce pierwsze czyli Butterfleye'a. Potem Evelyn, co mnie cieszy. Mimo swoich słabości jakąś tam sympatię budzi. Chociaż pewnie gdybym zrobiła teraz jeszcze raz taką sondę, zyskała by trochę mniej głosów... Pan i pani burmistrz mają po zero głosików, podzielam Wasze zdanie, haha. Rebecca zyskała dwa głosy, to przyznam mnie trochę zaskoczyło, zwłaszcza, że dotychczas nie było jej dużo. 
Cóż, dziękuję za wszystkie głosy :) Pozdrawiam!

36 komentarzy:

  1. To był (przynajmniej póki co) Twój najlepszy rozdział w tym opowiadaniu. Amen.

    Ło, cholera, ale mam teraz wizję, jak Motyle Oko skacze po dachach, skoro im zwiał przez balkon, megaaa! No i mnie nieźle wystraszyłaś tą jego "wizytą" u Anabelle, mrocznie. Ale zaczęłam, jak zwykle zresztą, od końca, a tu przecież jest szczęśliwa Evelyn, Damian czytający komiksy i w ogóle chwilowa idylla, Bogner jest świetnym przyjacielem, wie, jak ją pocieszyć i oderwać od smutnych myśli. Dlaczego tak właśnie nie może być przez cały czas? Dlaczego Ev musiała się wpakować w to bagno? Fajna była ta scena z wodorostami i w ogóle wodą. I jeszcze mi się podobało to, jak Martin przytulił córeczkę. To było słodkie. :)

    Pozdrawiam,
    [une-crime-parfait]

    PS A zdanie "karmił się jej strachem" było najzacniejsze, o.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny szablon, choć poprzedni też był dobry ^^.
    Podobało mi się ^^. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak dobrze idzie ci pisanie czegoś własnego i jak wiarygodnie to robisz. Ja pisząc N-C ciągle mam stresa, że zrobię jakąś idiotyczną gafę...
    Najpierw była Evelyn (pewnie już ci pisałam, że uwielbiam to imię, ale co tam, powtórzę się), sprawiała wrażenie dość rozchwianej. W sumie nie dziwię jej się, jest rozdarta sprzecznymi uczuciami i wie, że Butterfleye robi źle, ale jednocześnie Motylek w jakiś dziwny i pogięty sposób ją fascynuje.
    A potem Motylek... jee, super się o nim czytało. Zresztą ciekawa jestem, dlaczego się tak zawziął na Annabelle. Jego czułość w stosunku do niej była niepokojąca. Zresztą to dziwny facet jest ^^. Chyba nigdy go nie zrozumiem ;).
    Ciekawa jestem, co będzie dalej ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie stresuj się tak, bo jeszcze będziesz myśleć o tym tak dużo, aż w końcu coś palniesz :D Zrelaksuj się i pisz na luzie, dobrze Ci idzie! :D (ale Rose i tak potraktowałabym czymś cholernie paskudnym hahaha)
      Tak, Butterfleye jest pokręconą postacią, chociaż, jako autorka, muszę przyznać, że trudniej pisze mi się o Evelyn niż o samym Butterfleye'u. On jest po prostu pokręcony, a Evelyn nie do końca i to czyni ją chwilami strasznie trudną postacią xD Mam nadzieję, że mnie to nie zgubi, haha.
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
    2. Lubię twoją Evelyn, Motylka zresztą też ^^. Masz talent do konstruowania skomplikowanych charakterów, to muszę przyznać ^^.
      Stresuję się, bo niestety nigdy nie byłam w NY (a marzę o tym bardzo), więc jedyna moja wiedza to z książek i z filmów i martwię się, że jakąś gafę strzelę ;P. Ale nie wyobrażam sobie pisać o jakimś innym miejscu, poza tym zdążyłam polubić Ginny ^^.
      Serio trudniej ci się pisze o Evelyn (nie wiem czemu ciągle mam przed oczami moją niebieskowłosą Evelyn, kiedy piszę ten komentarz) niż o Motylu? No, ale ona w sumie też dość pokręcona jest, w pewnym sensie.
      Ale wierzę, że dasz sobie radę ^^. Tak wgl ile planujesz rozdziałów?

      Usuń
    3. Ha, dzięki :D
      Hmmm, ja też nie byłam w SF, pocieszajmy się tym, że raczej niewiele osób było w US (no dobra, ostatnimi czasy ta liczba się zwiększa, ale to chyba wciąż niewielki procent!)
      Sama nie wiem do końca, na pewno więcej niż na violent-storm. Na oko koło 30, ale bardzo prawdopodobne, że wyjdzie więcej.

      Usuń
    4. Ja marzę o tym, żeby tam pojechać <333. To chyba mój ulubiony kraj. Zresztą obie z Carolyn zdecydowałyśmy się na NY, a że dużo książek i filmów z tym miastem czytałam/widziałam, to jakoś to jest. Nie wdaję się może w szczegóły, ale w sumie jak zrobię gafę, jest mniejsza siara, niż jakbym pomyliła się w opowiadaniu z akcją w Polsce, a gdybym np. pisała o Warszawie, to by mi na to samo wyszło, co z pisaniem o NY.
      Fajnie, że planujesz tak dużo ^^. Jestem ciekawa jak się zakończy, bo na razie jest bardzo tajemniczo i nawet domysłów nie mam ;PP.

      Usuń
    5. Mnie NY w ogóle nie kręci, wydaje mi się, że na ulicy, otoczonej samymi wieżowcami czułabym się jak w klatce. Ale znam dużo ludzi, którzy chcieliby tam pojechać :D Ja wielbię Anglię, jeszcze tam nie byłam, ale muszę to zmienić i kiedyś to zrobię! :P
      Wiadomo, najlepiej pisać o miejscu, które się lubi. Ja też na początku myślałam, żeby LS osadzić w NY, ze względu na specyficzny klimat tego miasta, ale uznałam, że nie dam rady. To jednak nie moje klimaty :)
      Aaj, nic nie powiem, nic nie powiem! :D

      Usuń
    6. Ja ostatnio jakoś mam kręćka na punkcie NY i do każdego opowiadania wciskam jakieś nowojorskie akcenty. Simon i Evelyn z moich opowiadań są z NY, akcja N-C też się dzieje w NY...
      Ja w sumie lubię takie klimaty, chciałabym mieszkać w tak wielkim mieście. Ale SF też przecież nie jest małe ;)).
      Anglia też jest ciekawa i tam też chciałabym pojechać, ale pierwsze na mojej liście wymarzonych miejsc jest NY ^^.

      Usuń
    7. Prawda, ale SF ma więcej przestrzeni i jest takie bardziej... kameralne, przynajmniej w porównaniu do głośnego NY :D Ja jestem dziewczyna ze wsi, potrzebuję widoczków i takie tam, hahaha :D
      Do N-C nie wyobrażam sobie innego miasta niż NY, prawdę mówiąc. Ale to chyba też kwestia przyzwyczajenia :)

      Usuń
    8. Ja znowu kocham wielkie miasta <33.
      Serio nie wyobrażasz sobie innego miejsca akcji? W sumie ja też nie, bo akcja tego opowiadania powinna się dziać w jakimś duzym mieście ^^.
      Moja Ginny to w sumie w różnych miejscach bywała, no ale akcja toczy się po jej powrocie do NY ;).
      SF to jest to miasto, co ma te strome ulice, tak? Też często w filmach jest ^^.

      Usuń
    9. Tak, tak :) I Alcatraz, i Golden Gate... xD
      W dużym, tłocznym i hałaśliwym, żeby można było się łatwo wtopić w tłum i uciec pomiędzy samochodami, stojącymi w korku *.*

      Usuń
    10. No w sumie ;P. Ja też po części z tych powodów wybrałam NY, bo tam Ginny łatwo może się ukryć ^^.

      Usuń
  3. Hm... Te części rozdziału o Evelyn zdają się być niezmiernie inspirowane piosenką, której fragment masz na początku. Zgodzę się chyba z Fedorą, że to Twój najlepszy rozdział. Ta część o wizycie Motylka u pani burmistrzowej... Cudo. A najbardziej mnie wzruszył moment kiedy Martin spotkał się ze swoją córeczką... Ale to już chyba kwestia tego, że mi się instynkt macierzyński włączył... Już jakiś czas temu... Nevermind ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do szablonu, to mi się poprzedni bardziej podobał xD

      Usuń
    2. Co do tej piosenki to masz rację :p Łatwiej mi się pisze przy muzyce i czasami tak wychodzi...
      A ja wolę ten, chyba ze względu na kolory, haha :)
      Dzięki!

      Usuń
    3. Mi też o wiele łatwiej się pisze przy muzyce :) Stąd te playlisty na blogach... ^.^
      Owszem, kolorystyka mi bardziej odpowiada taka ze względu na to, że wolę czytać ciemny tekst na jaśniejszym tle, ale tamten bardziej pasował klimatem :D

      Usuń
  4. Nowy szablon jest fajny, ale poprzedni bardziej mi się podobał.
    Co do samego rozdziału - po prostu nie mogę uwierzyć, że Evelyn krytykuje czytanie komiksów przez Damiana! Komiksy są super i w 99% przypadków nie dla dzieci... Ale może przemawia przeze mnie fan komiksów...
    Już ci to mówiły, ale spotkanie pani burmistrzowej z Motylkiem było wspaniałe! I ten cały opis.. Ach, czułam dokładnie to, co ta kobieta - wspaniałe, wspaniałe.
    Zajrzałam sobie do zakładki "Napisy końcowe" i muszę powiedzieć, że gif z Harrisonem Fordem skradł moje serce :) No i do tego Tuomas jako Kurt - niemal dokładnie tak go sobie wyobrażałam. Och i jeszcze moja ulubiona Weisz! Ech,
    A teraz sobie pozwolę odpowiedzieć na twój komentarz u mnie, bo już mi się nie chce walczyć z onetem:
    O tak, zdecydowanie i Rachela i Veit mają w sobie spore pokłady romantyzmu. Ale to wcale nie panna Blum "nosi spodnie". Trzeba tylko poczekać na to, żeby Boelke się... ogarnął.

    OdpowiedzUsuń
  5. Udany rozdział ;) Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw... W sensie Motylka odwiedzającego Anabelle ;) Ich spotkanie przebiegło w dość dziwnej atmosferze, była to taka mieszanka grozy i nuty zmysłowości. Nie potrafię określić swoich uczuć, ale podobało mi się. Butterfleye jak zwykle przeszedł samego siebie, aby tylko dorwać się do kobiety, która w jakiś sposób go pociąga (zastanawiam się, jakie emocje nim kierują, jeśli chodzi o panią burmistrzową?). Evelyn zaś wydaje się być zagubiona i bezradna, za wszelką cenę chce przy sobie utrzymać swoje stare, spokojne życie, choć według mnie przez każdą sekundę jej życia tkwi w niej świadomość o tym, w co się wpakowała ;) Ogółem rozdział był świetny, jak zwykle przeczytałam go jednym tchem!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście B. nie mógł się powstrzymać i musiał udowodnić panu burmistrzowi, że żadna ochrona nie ma sensu. Hah... niech wie, kto rządzi w jego mieście :P Zastanawia mnie tylko, co pan Motylek widzi w Anabelle? Dla mnie to taka typowa, amerykańska, perfekcyjna pani domu, jakich w sumie jest na pęczki. Może zna ją z przeszłości albo dostrzegł w niej jakąś wyjątkowość czy potencjał? Motyw tajemniczy i zawikłany jak zwykle. A o Evelyn zaczynam się martwić, mam wrażenie, że nie wiele jej brakuje, by się zupełnie rozsypać. Hmm.. przewiduje jej kolejny opieprz od B.
    Ach i nowy szablon, zdecydowanie bardziej mi się podoba niż poprzedni, lubię takie proste :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och jak ja kocham Butterfleye'a. Po prostu mniam mniam. Uwielbiam wszystkie sceny z nim, a szczególnie jak się cieszył po zamordowaniu akrobatów.
    A Evelyn moim zdaniem jest głupia. Na początku była całkiem Ok. Silna, niezależna, rozrywkowa, a teraz jestem nią rozczarowana. Nie zdziwiłabym się gdyby w najbliższym czasie B. pozbył się jej, albo gdyby się powiesiła.
    Chciałabym przeczytać w twoim opowiadaniu o kolejnym włamaniu Butterfley'a do domu pana Burmistrza. Przed oczami staje mi Anabelle i B. tańczący walca. Ona przerażona, a on uśmiecha się tak słodko >P

    Życzę jak najlepszej weny twórczej i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizja tańca świetna! Miałam zamiar dać coś w tym stylu, ale z Evelyn; źle...? Oj nie, B. się jej nie pozbędzie, ona także się nie powiesi. Jeszcze nie wie o nim wszystkiego, jak by chciała.
      Dzięki za odwiedziny i komentarz :))

      Usuń
  8. Hej, hej, hej ;D
    Weszłam tutaj, oczywiście, z Twojego profilu. Od razu w tym miejscu chciałabym podziękować za zainteresoanie moim blogim ;D Ale teraz do rzeczy.
    Przejrzałam zakładkę "Zwiastun" i muszę przyznać, że pomysł na opowiadanie bardzo mi się spodobał. Lubię historie owiane tajemnicą, a ta na taką się zapowiada. Niestety, jeszcze dziś wyjeżdżam znów na wieś, więc najprawdopodobniej do soboty nie będę miała Internetu, tak więc pozwoliłam sobie skopiować rozdziały do Worda, aby je sobie jutro przeczytać (mam nadzieję, że się nie obrazisz - oczywiście, po lekturze je usunę ;D), a kiedy tylko będę miała modem - wyrażę tutaj swoją opinię ^ ^. Na daną chwilę zapoznałam się jedynie z prologiem, który przypadł mi do gustu. Miał ciekawą, niekonwencjonalną formę i zaintrygował mnie, co do tożsamości Butterfleye'a. Na pewno zachęcił do dalszego czytania. Znalazłam w nim tylko jeden błąd, więc postanowiłam, że Ci go pokażę:
    "Według policji pożar był przyczyną podpalenia."
    Po policji powinien być przecinek ;D Takie rzeczy jak "według mnie", "według lekarzy" itd., zawsze oddzielamy od właściwej opini przecinkami ^ ^
    Całuję,
    Leszczyna
    PS Masz bardzo ładny szablon ^ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wyłapanie błędu, zaraz poprawię :)
      Jasne, nie obrażam się; miło mi, że tu wpadłaś. W takim razie ze zniecierpliwieniem czekam na Twoją opinię i życzę miłego wyjazdu! :D

      Usuń
  9. Od dłuższego czasu zbierałam się aby wpaść tu do ciebie. Zupełnie zielona postanowiłam zajrzeć do zakładki "Zwiastun", i muszę powiedzieć, ze jestem pod wrażeniem sposobu i pomysłu na jaki wpadłaś. Już trochę mnij zielona postanowiłam przeczytać "Prolog" i kilka dalszych rozdziałów i ten oczywiście:)
    Bardzo mi się spodobał pomysł, bohaterowie [Butterfleye <3] i twój styl pisania:) A w tym rozdziale w szczególności spotkanie Anabelle i Butterfleye'a, trochę nie wiem co powiedzieć. Była to mieszanka grozy [nie wiem jak to inaczej nazwać] i takiej jakby... No nie wiem czego, ale bardzo mi się spodobało!:D

    Mam nadzieję, że mój komentarz cię nie uraził.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia w jaki sposób miałby mnie urazić, wręcz przeciwnie! Dzięki za to, że wpadłaś i jednak przeczytałaś i już nie jesteś taka "zielona", haha ;p

      Usuń
    2. No już na pewno mniej niż na początku:D
      No nie wiem, ja mam taki charakter, że coś czasami palnę i wszyscy się na mnie obrażają. [Why!?] Więc do każdego komentarza dopisuję, że nie chciałam obrazić, jeśli oczywiście to zrobiłam:D
      Przyjemnie poczytać coś zupełnie nowego, a nie tylko FF Potterowskie:D. Wpisałam się do "Newsletter"abyś informowała mnie o nowych rozdziałach:)

      Usuń
    3. Hahaha, doskonale rozumiem ten stan, kiedy nie wiem, co powiedziałam, a inni odebrali to jako coś negatywnego... Trochę mnie pocieszyłaś, że nie jestem sama, haha :D

      Usuń
  10. Haha, cieszę się, że i ja nie jestem sama:P
    A tak po za tym, masz bardzo fajny [wiem, ze takiego słowa nie ma w polskim słowniku, a szkoda!] nick. Czyżby z Harry'ego Potter'a?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yep, właśnie tak. Dziękuję. Zaczynałam od pisania ff'ów potterowskich i tak zostało, uznałam, że nie zmieniam, bo mi się podoba :P

      Usuń
    2. Kochana jak ja bym mogła się na ciebie obrazić?^^ Ja sama czytam tylko te blogi które mi się podobają:P Więc jak najbardziej szanuję twoją decyzję, wierz mi lub nie, ale miałam kiedyś taką czytelniczkę, co jak nie skomentowałam u niej rozdziału to mi powiedziała, że mnie nienawidzi [Dlaczego niby?!!!]
      Ale ja jak najbardziej będę wpadać do ciebie. I dziękuję za propozycję z tym szablonem:P Na pewno kiedyś skorzystam:) Jeśli ten szablon na stronie głównej twojego bloga jest twojego autorstwa to mi więcej nie mów, że nie umiesz tworzyć szablonów! Bo ten jest piękny:P

      Usuń
  11. Szczerze mówiąc, na początku notka dość mnie nudzila. Niby rozumiem, dlaczego Evelyn powinna od czasu d czasu zaznać odrobiny normalnosci, ale...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam wrażenie, jakbyś pisała to na sile, jakbyś sama chciała jak najszybciej przejść do tej pogmatwanej rzeczywistości burterflye'a. Pózniej zaś było o wiele lepiej. Zbrodniarz staje sie coraz bardziej agresywny. Bezprecedensowy. Muszę przyznac,ze włamanie do domu burmistrza zrobiło na mnie wrażenie... Ponadto znow pokazał, ja bardzo jest niejednoznaczni, nieprzewidywalny,a. Przez t tak trudny do złapania... Z drugiej jednak strony coraz bardziej lubię Martina. Mam nadzieje, ze bedzie o nim coraz wiecej. Ma w sobie coś Ciekawego :) chyba Natalie zrobiła błąd, ze juz z nim razem ne jest:D

      Usuń
  12. [cz.1]
    Hej, hej, what can I say?
    O, nawet tu pasuje ten fragment piosenki. Nawet nie wiem, z jakiego to utworu, ale jak napisałam zwykłe "hej" to tak jakoś mi się ten wers skojarzył xD A że ja mam czasem nierówno pod sufitem... no to potem wychodzą moje odchyły ;D
    Powiem Ci szczerze, że Twoje opowiadanie skojarzyło mi się z jednym filmem (czy raczej komiksem, którego, niestety, nie miałam okazji przeczytać, więc musiałam zadowolić się ekranizacją), który wrócił do łask podczas afery ACTA. Mówię o V jak Verdeta (oglądałaś może? Genialny film, polecam! ;D). Zamaskowany główny bohater, który chce udowodnić coś władzom. Zarówno V z filmu, jak i Twój Motylek (swoją drogą, urocza nazwa ;D) był tajemniczy, nieuchwytny i znalazł sobie pomoc w postaci młodej kobiety, która przez fascynację mężczyzną, postanowiła spełnić jego prośby. A że ja pokochałam V jak Verdeta, szybko przypadło mi do gustu również Twoje opowiadanie. Zawiera ono elementy kryminału, który wprot uwielbiam za ten dreszcz emocji, który u Ciebie pojawia się na przykład w momencie spuszczenia pary martwych akrobatów w cyrku albo gdy Motylek odwiedza żonę burmistrza (ta scena należa chyba do moich ulubionych w całym opowiadaniu ;D). Poza tym Twoja historia jest nieprzewidywalna. Nie mam pojęcia, co zrobi w następnych rozdziałach Butterfleye ani nawet Evelyn. Obie te postacie są ciekawie wykreowane, choć masz rację, że Evelyn czasem trochę przeraża swoim zachowaniem. Choć zapewne gdybyśmy obserwowali "karierę" Motyla od początku, pewnie i jego początkowe pobudki by nas zadziwiały i przerażały. A teraz podchodzimy do niego naturalnie, bo został od razu przedstawiony jako seryjny zabójca.
    Podobał mi się strasznie motyw z cytatami z bajek - taki... fajny ;D Tym bardziej, że mimo swojego wieku, lubię zobaczyć jakiś animowany film typu "Madagaskar" czy nawet obejrzeć na YT kreskówki ;D Jak mam zły humor, to "Fineasz i Ferb" (kojarzysz? ;D) są dla mnie jak znalazł ;D Czasami też włączę "Świat Ludwiczka", bo to naprawdę inteligentna bajka, albo ponadczasowego "Scooby Doo". Czasami mam wrażenie, że dzisiejsze kreskówki diametralnie różnią się od tych, które oglądałam w młodości. Poza tym ja kojarzę tylko czasy, kiedy dla naszego pokolenia był tylko jeden kanał kreskówek - jedynie Cartoon Network, który na dodatek szybko się kończył, bo o którejś tam godzienie zamieniał się w kanał dla dorosłych. Oczywiście, był jeszcze Fox Kids (później Jetix, a teraz bodajże Disney XD), ale tam, jak to się mówiło, puszczali kreskówki dla starszych ;D A teraz dzieciaki mają kanałów od wyboru do koloru ;D
    Dobrze, że wprowadziłaś postać Rebeki, bo zawsze jakiś wkurzający charakter musi być ;D Polubiłam Daniela, bo jest taki... przyjacielski i troskliwy ^ ^
    W sumie chciałam Ci zasugerować, żebyś nie usuwała SPISU TREŚCI ze strony głównej bloga. Dla czytelników, szczególnie tych nadrabiających rozdziały, łatwiej jest, gdy spis treści jest w takiej formie jak obecnie. Ja, na przykład, kiedy kopiowałam sobie rozdziały, klikałam po prostu szybko i bez problemów w coraz to nowsze notki, i poszło mi to całkiem sprawnie. A tak trzeba dodatkowo mieć otwarty SPIS TREŚCI na jednej odsłonie, a potem otwierać w nowych kartach lub stronach nowe rozdziały. To w sumie mniej praktyczne.
    Mi Twój pomysł z bohaterami bardzo się podoba ;D Rzeczywiście fajnie, że są to takie filmowe kadry ;D Pewnie trudno się szukało, co nie? ^ ^ Ja nie mam cierpliwości do takich rzeczy. Jak mam znaleźć głupi wizerunek postaci, to po paru próbach się poddaję ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [cz.2]
      Kiedy czytałam sobie czyjeś opowiadanie, nie mam nawyku zastanawianie się nad błędami, chyba że akurat jakieś same mi się odnajdą, że tak to głupio nazwę. Dlatego mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko, gdy wypiszę Ci "samoodnalezione" błędy z poprzednich rozdziałów:
      ROZDZIAŁ 3 -> Kobieta stanęła przed furtkę -> literówka, furtkę
      ROZDZIAŁ 8 -> Przewracając w spoconych dłoniach srebrny kluczyk wspięła się po schodach do długiego korytarza z wieloma drzwiami, które z pewnością kryły swoje sekrety. -> przecinek po "kluczyk"
      ROZDZIAŁ 10 -> zachłannie studiując jak łzy rozmyły makijaż i pozostawiły tym samym malutkie abstrakcyjne wzory tam, gdzie płynęły. -> przecinek po "studiując".
      ORAZ -> Ze smutnym uśmiechem przypomniała sobie jak kiedyś on sam krytykował inne osoby u władzy, gdy robili to samo. -> przecinek po "sobie".
      ROZDZIAŁ 12 -> Wchodzisz, czy będziesz tak stała z tą idiotyczną miną na środku chodnika? -> bez przecinka po "wchodzisz".
      ORAz -> Nawet nie wiesz, jak. -> bez przecinka przed "jak".
      ORAZ -> wahając się, czy użyć jej teraz, czy odłożyć i zgodzić się na jego warunki. -> bez przecinka przed pierwszym "czy". Do drugim jak najbardziej on pozostaje ^ ^
      Gdybyś nie wiedziała, dlaczego poprawiłam Ci jakiś błąd, to pytaj śmiało, wytłumaczę ;3
      Z góry przepraszam za niezbyt składny komentarz. Czasami odnoszę wrażenie, że nie potrafię ich pisać.
      Całuję,
      Leszczyna [cmentarz-mojej-autonomii]
      PS Wpisałam się już do newslettera, prawda? W każdym razie - podtrzymuję chęć dowiadywania się o nowych notkach ^^

      Usuń
    2. O, dzięki, interpunkcja nigdy nie była moją szczególnie mocną stroną ;D A literówki to moja zmora, zawsze gdzieś są.
      V jak Vendetta nie widziałam, ale zapowiada się ciekawie, no i widzę, że gra tam Natalie Portman, to już coś :D
      Coś w tym jest, że może gdybym przedstawiła go od początku, inaczej by się do niego podchodziło. Ale to by mnie nudziło. Was pewnie też.
      Fineasza w ogóle nie kojarzę, "Świat Ludwiczka" coś mi mówi, ale też nie pamiętam dokładnie, za to Scooby'ego nie mogłabym nie pamiętać. Jedna z moich ulubionych bajek z dzieciństwa :D Scooby Dooby Dooo! :D Weź, oglądam czasami z kuzynką i są bardzo dziwne, mam wrażenie, że niewiele przekazują (jeśli w ogóle), a poza tym są kiczowate, za dużo w nich tego wszystkiego.
      Ok, w takim razie spis zostawiam :D Nawet ostatnio pomyślałam, że pusto by się bez niego zrobiło :P
      Tak, trochę miałam z tym szukania, a i tak w jednym wypadku nie jestem zadowolona, bo Martin to dużo młodszy Robert Sean Leonard, ale cóż, nie było gifów z nim w zadowalającym mnie wieku, hahaha. Ale ja lubię szukać takich pierdół, więc... :D
      Cieszę się bardzo, takie obszerne komentarze dają mi dodatkowej uciechy, haha :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. " A tak nawiasem mówiąc, to chyba masz pewien problem z ochroną. Jest martwa"

    :D
    :D
    :D
    :D
    :D
    :D

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy