Rozdział 2

All you crazy people come on jump around
I want to see you all on your knees, knees
You either want to be with me, or be me!
Nelly Furtado - Maneater

- No cóż, w takim razie do zobaczenia – powiedział mężczyzna nonszalancko i zniknął w pogrążonej w ciemności uliczce. Evelyn pozwoliła mu odejść. Nie goniła go, nie krzyczała za nim. Chyba wciąż miała nikłą nadzieję, że to wszystko sen i w rzeczywistości ktoś właśnie niesie ją absolutnie skończoną do domu. A może po prostu jeszcze nie „przetrawiła” tego wydarzenia…
Nie wiedziała, co byłoby gorsze: zalać się w trupa i w tym stanie pokazywać się publicznie, czy wpaść w kryminalne towarzystwo. Myśl ta pojawiła się w jej głowie tak szybko jak zniknęła. Nie rozmyślała dalej nad ewentualną alternatywą. Pustka zapanowała w jej głowie.
Nie pamiętała w jaki sposób trafiła do domu; czy mijała kogoś po drodze, czy ktoś otworzył jej drzwi… Te kilkadziesiąt minut wyrwane zostały kompletnie z jej świadomości. Obudziła się następnego dnia o szóstej nad ranem we wczorajszym ubraniu. Szybko zerwała się z łóżka i wzięła zimny prysznic.
Krople wody zderzające się z jej ciałem powoli pobudzały ją do życia i stopniowo przywracały samoświadomość. Zamknęła oczy i odchyliła lekko głowę, napawając się przyjemnością, którą sprawiała jej chłodna woda, mocząca włosy oraz spływająca po nagim ciele.
Pod powiekami stworzył się obraz pulsujących linii, fal, które zaczęły przybierać kształt motylich skrzydeł.
Szybko otworzyła oczy. Krople wody dostały się do spojówek, powodując szczypiący ból. Pochyliła głowę, aby nie narazić oczu na ponowny kontakt z wodą. Tętno przyspieszyło, źrenice rozszerzyły się.
Pamiętała dokładnie każdy szczegół. Złodzieja, który próbował ukraść jej torebkę, nieznajomego mężczyznę, który prosił ją o papierosa i zapalniczkę. Dała mu ją. Właściwie pożyczyła. Tę, z jej imieniem. Maska motyla. To był Butterfleye. A potem wylosowała kartę. kartę.
Prawda czy fałsz, prawda czy fałsz?
Zaczęła drżeć na całym ciele. Spojrzała na swoją dłoń: była lekko fioletowa. Szybko odkręciła kurek z ciepłą wodą. To ją trochę uspokoiło, choć wciąż czuła niepokój. Nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie takiego spotkania. W każdym razie nie w takich okolicznościach, nie w taki sposób. Ale przecież imaginacja zdecydowanie różni się od rzeczywistości. W wyobraźni można zakończyć projekcję w każdej chwili, jest się przygotowanym na wszystko, a nawet jeśli nie, to zawsze znajdzie się jakieś wyjście z sytuacji. Co do realiów… może i wyjście da się znaleźć, ale nie zawsze w porę.
Usłyszała dzwonek swojego telefonu w sypialni. Jak oparzona wybiegła spod prysznica, porywając w biegu ręcznik.
- Halo?
- Cześć, tu twój ulubiony kolega z pracy. Dzwonię, żeby cię obudzić, bo wiem, że po wczorajszym wieczorze mogłabyś zaspać, co nie spodobałoby się szefowi.
Evelyn poczuła dziwną ulgę. Sama nie wiedziała, czym się denerwowała. Gdyby spojrzała wcześniej na ekran telefonu, zanim odebrała, byłaby pewna, że to tylko Damian, nikt więcej. Ale tego nie zrobiła. Tylko czego się spodziewała…?
- Cześć. Dzięki, ale już wstałam, także nie trafiłeś. Ale nie martw się, zawsze miło cię słyszeć – dodała. Mimowolnie westchnęła cicho.
- Jasne, jasne – zaśmiał się Damian. – Dobrze, w takim razie nie przeszkadzam w szykowaniu się do pracy. Miłego dnia i do zobaczenia.
- Pa.
Usiadła na łóżku i zamyśliła się. A może to znajomi po prostu wywinęli jej taki nieprzyjemny kawał? Nie, Damian by się wygadał. Byłoby słychać w jego głosie, że coś jest nie tak. Nie potrafił kłamać, ale za to był świetnym towarzyszem. Mogła go nazwać swoim przyjacielem. Byli niemal tak samo ciekawscy, z tym, że ona nie potrafiła się powstrzymać. Teraz zbiera tego owoce.
Telefon, który przewracała w dłoniach, zadzwonił ponownie; tym razem krócej. Dostała wiadomość.
„Co siły gnam, już mam być tam, a ciągle jestem tu.”
Złap mnie, motylku.
B.
„A więc nie sen. Tylko o co chodzi? Gry ciąg dalszy? Jak mam go złapać?”
Jej wzrok przykuło pierwsze zdanie wiadomości. Spóźnienie…? Zerknęła na godzinę w prawym górnym rogu ekranu. Pozostało jej niecałe piętnaście minut do wyjścia. Zerwała się na równe nogi i szybko zaczęła szykować się do pracy.
 ***
- Ktoś tu ma zły dzień – zaśpiewała ironicznie Rebecca na powitanie. Evelyn tylko uśmiechnęła się z fałszywą uprzejmością i przypięła do kieszonki bluzki swój identyfikator. Istotnie, jej wygląd mógłby wskazywać na oznaki rozdrażnienia, ale nie taka była tego przyczyna.
- Cześć Damian – zaświergotała czarnowłosa na widok wysokiego mężczyzny o zielonych oczach. Evelyn wywróciła za jej plecami teatralnie oczami, co wywołało szeroki uśmiech na twarzy nowoprzybyłego.
Była w stanie zrozumieć, że Damian wpadł Rebece w oko. Ale nie mogła znieść jej słodkiego zachowania, które podczas dłuższego pobytu w jej obecności przyprawiał  o odruchy wymiotne. Uważała za ogromnie żałosny fakt, że skakała wokół faceta jak tresowany piesek. Wolała jednak zachować (póki co) swoje przemyślenia dla siebie. Gdyby tego nie zrobiła, mogłaby przez przypadek wywołać bitwę na paznokcie i ciągnięcie za włosy, co zapewne spodobałoby się niektórym klientom Barnes & Noble*, ale z pewnością nie szefowi.
Swoim zwyczajem pożyczyła z półki najnowszą gazetę i upewniając się, że żaden klient nie kręci się w okolicy i nie poprosi ją o pomoc, zaczęła przeglądać wiadomości lokalne. Szukała czegoś, co dotyczyłoby wczorajszego dnia oraz Butterfleye’a. Jednak tym razem media milczały. Pojawił się tylko mały artykuł odnośnie spekulacji kim mógłby być ten człowiek oraz czego tak naprawdę oczekuje. Nic ciekawego.
- Poranna prasówka? – spytał szatyn, podając Evelyn kubek kawy.
- Tak, ale nic ciekawego dziś nie ma. Od dłuższego czasu ciągle to samo. Nic też nowego nie zrobił. Ten Butterfleye…
„Dlaczego? Dlaczego ostatnio wszystko ucichło? I dlaczego właśnie teraz, gdy najwyraźniej stara się uspokoić wszystkich mieszkańców, widzę go na swojej drodze? Kim jestem, że zwróciłam jego uwagę?”
- Próbuje uśpić czujność tych wszystkich służb specjalnych. Proste. Na pewno planuje coś spektakularnego. – Evelyn musiała przyznać mu rację. Skoro wciąż tu jest, czego była świadkiem, to oznacza, że na pewno ma coś jeszcze w zanadrzu. Tylko co ona miałaby mieć do tego? – Słuchaj, słyszałaś o występie tej grupy artystycznej, tego a'la cyrku? Wiesz, akrobaci, jakieś sztuczki z ogniem. Nie pamiętam dokładnej nazwy, ale to brzmiało tak z francuska... Będą w San Francisco za jakiś miesiąc.
- Tak, coś mi się obiło o uszy – odpowiedziała, pociągając mały łyk kawy. – A co?
- Pomyślałem, że może być fajnie. I że w zasadzie moglibyśmy zorganizować ekipę i się tam wybrać.
- No, czemu nie – odpowiedziała z entuzjazmem. Na czymś takim jeszcze nie była, a rzeczywiście takie show mogło robić duże wrażenie, w końcu ta grupa uważana była za jedną z najlepszych na świecie.
- Damian, pomożesz mi? Nie mogę dosięgnąć do tej półki – spytała Rebecca, a Evelyn omal nie zachłysnęła się kawą. Mężczyzna szturchnął ją znacząco w bok i próbując ukryć uśmiech, pomógł dziewczynie umieścić książki na najwyższym regale.
- Nie prościej byłoby wziąć taboret i na nim stanąć? – spytała Evelyn, odkładając gazetę na swoje miejsce.
- Na pewno trudniej niż siedzieć i przypatrywać się jak inni pracują. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś w pracy. To tyle w kwestii przypomnienia – odgryzła się Rebecca.
- I to ja mam zły dzień, tak? – odparła beznamiętnie i odeszła, nie chcąc wszczynać awantury.
- Nigdy wam nie przejdzie…? – spytał Damian, który przyglądał się tej wymianie zdań bez słowa. – Dlaczego właściwie tak wyglądają wasze relacje?
Kobieta zacisnęła usta; niebieskie oczy ciskały gromy.
- Jest dziwna. I ta jej cała… fascynacja Butterfleye’em. To chore, nie uważasz?
- Daj spokój, każdy ma coś, co go interesuje. Ja gram na gitarze, ona śledzi wydarzenia kryminalne w mieście.
- Gra na gitarze jest normalna, a ekscytacja morderstwami zwyczajnie dziwna. Ty tego nie zauważasz? Co ci się w niej tak podoba?
- Więc to chodzi o mnie czy o jej hobby? – uśmiechnął się Damian. Bawiła go ta sytuacja, ale nie zamierzał wtrącać się w ich kobiece zatargi. Gdy rozmawiał na ten temat z Evelyn, dowiedział się, że nigdy nawet się nie pokłóciły. Mogłoby wydawać się, że nie lubią się tak po prostu: dla zasady, jednak zarówno Evelyn jak i Damian byli przeświadczeni, że tu chodziło o coś więcej. W końcu kobiety nie są zawzięte bez powodu. To, że zdarza się, iż przyczyna jest wymyślona - to już inna sprawa. Sama dziewczyna uważała, że jest po prostu zazdrosna o nią, bo wpadł jej w oko. Nie zastanawiał się nad tym dłużej, jednak był pewien, że argumenty Rebecci były absolutnie niedorzeczne. Znał Verriar dość długo, bo od czasów liceum i odkąd pamiętał zawsze wyróżniała się specyficznymi zainteresowaniami. Nie widział w tym nic dziwnego.
- Po prostu uważam, że powinniśmy na nią uważać. Niby jest przyjacielska, nie unika ludzi i potrafi się dobrze bawić, ale to może być tylko maska. Pewnego dnia może się okazać, że wcale nie jest tym, za kogo ją mamy.
- Popadasz w paranoję, Becky – odparł, klepiąc ją delikatnie po ramieniu.
 ***
„Z moim mózgiem i twoim gabarytem, cała droga nasza – nikt nam nie podskoczy!”
Czekam aż mnie złapiesz, motylku.
Tak brzmiał kolejny sms, który Evelyn odebrała w pracy. Nie wiedziała czy cytaty z bajek miały być śmieszne i rozluźniać atmosferę, czy też miały przekazywać jej jakieś wskazówki, których po prostu nie potrafiła się domyśleć. Prześledziła dokładnie kilkanaście razy tekst i nic nie znalazła, zatem jak miała go złapać, skoro nawet nie wiedziała, gdzie go szukać? Zawahała się przez chwilę i wybrała opcję „odpisz”.
„Kto nas ocali przed grozą, która spada z nieba?! Ano nikt! Kto podziela ten pogląd, proszę o atak histerii. Start.”
Jak mam cię złapać, skoro nawet nie wiem, gdzie jesteś? Nie martw się, nie histeryzuję. Jeszcze :-)
Dodawanie cytatów z bajek uznała za całkiem zabawne.
 ***
Po pracy wróciła w miejsce, w którym wczoraj spotkała Butterfleye’a. Naiwnie wierzyła, że spotka go tam po raz drugi. Obeszła budynek kilka razy, jednak nic nie zauważyła. Dotychczas nie otrzymała odpowiedzi na jej wiadomość, więc była zdana na siebie. To miejsce było jedynym, które przyszło jej do głowy.
Dwa krótkie sygnały, jeden wyższy od poprzedniego. Otrzymała sms.
Bardzo sprytnie, motylku.
Rozejrzała się uważnie dookoła, szukając miejsca, z którego ktoś mógłby ją obserwować. Obróciła się dwukrotnie wokół własnej osi, jednak nie rzucił jej się w oczy nikt ani nic, co wyglądałoby podejrzanie.
Początek Lombard Street przy Presidio**. Tam spotkasz mężczyznę w charakterystycznym, zielonym kapeluszu. Zapytaj go o Dom Białego Królika.
„Lombard Street? Czy to nie szaleństwo umawiać się na jednej z najbardziej popularnych ulic San Francisco, gdzie aż roi się od turystów?
Zresztą. Kto jak kto, ale on chyba wie, co robi. Nie złapali go od prawie pół roku, dlaczego mieliby to zrobić teraz? Może być ciekawie. Co ja gadam; już jest.”

Po upływie niecałej godziny trafiła na początek Lombard Street. Ulica ta zaczynała się w dzielnicy The Presidio, niedaleko urokliwego parku, w którym rosły palmy. Nie była to żadna poboczna czy też ślepa uliczka o podejrzanym wyglądzie. W końcu Lombard Street była znana z uroczych willi, a także z najbardziej poskręcanego odcinku drogowego na świecie. Z najwyższego punktu tej ulicy można było zobaczyć morze, a także wyspę Alcatraz. Dziwne miejsce jak na spotkania z kryminalistami. 
Mężczyznę w zielonym kapeluszu zauważyła bardzo szybko. Trudno było go nie zauważyć - zieleń nakrycia głowy była intensywna i przykuwała uwagę przechodniów, jednak poza ogólnym zdziwieniem czy też pewnego rodzaju aprobatą, nie wywoływało żadnego poczucia zagrożenia. 
Evelyn rozejrzała się wielokrotnie, aby mieć pewność, że ten mężczyzna jest jedynym w tak osobliwym nakryciu głowy. W końcu miała zapytać o Dom Białego Królika. Gdyby to nie jego dotyczyło owe pytanie, mogła wyjść nawet na wariatkę. W końcu wzięła głęboki oddech i z przyjemnym dreszczem adrenaliny podeszła do mężczyzny.
- Przepraszam, czy wie pan coś o "Domie Białego Królika"?
---------------------------------------------------
* - Barnes & Noble - sieć sklepów; odpowiednik naszego Empiku
** - Presidio - park w San Francisco, w którym do 1994 roku mieściła się baza wojskowa, a obecnie znajduje się tam między innymi Internet Archive.
Cytaty z bajek to kolejno: Alicja w Krainie Czarów (film), Shrek, Madagaskar.

11 komentarzy:

  1. Nie no, te sms-y mnie zaskoczyły. Skąd miał jej numer? Facet jest niesamowity. Podejrzewam, że coś też się wydarzy w tym niby-cyrku, takie mam jakieś przeczucie. Może namiot zacznie się palić albo coś? Co do ekipy z pracy Evelyn - zawsze musi być typ normalny, typ rozkapryszonej księżniczki i typ luzaka (który gra na gitarze, już go lubię!). Zgadnij, who is who.

    Pozdrawiam, motylku. Hahaha.
    [crime-parfait]

    OdpowiedzUsuń
  2. O, nowa notka! Fajnie ;).
    Rozdział mi się podobał, bardzo realistycznie opisałaś świat przedstawiony i fajnie, że wprowadzasz postacie ;).
    Dobrze się czytało i jestem zaintrygowana, a przecież właśnie o to chodzi, aby zaintrygować ewentualnych czytelników. Evelyn wydaje się być interesującą postacią. Tym bardziej, że podjęłaś się pisania czegoś własnego, ja bym się na coś takiego jeszcze nie odważyła, więc pozostaję przy moim fanfictionie.
    Może opowiadanie nie było bardzo długie, ale właściwie to dobrze, tym bardziej, że czcionka jest ciemna i troszkę ciężko się ją czyta, ale poza tym, dobrze jest i na pewno będę jeszcze zaglądać, a nawet dodałam cię do linków.
    [skrajnie-rozni]

    OdpowiedzUsuń
  3. Realistycznie, ogólnie ciekawie, ale za krótkooooo! Wiem, że piszę jak totalna hipokrytka, bo sama dodaję krótkie rozdziały, ale bez przesady! Nie możesz trzymać mnie w takiej niepewności. Są święta, do cholery. Zlituj się nad swoimi czytelnikami.
    SMSy to ciekawy pomysł, a biorąc pod uwagę kreację Butterfleye'a, pomysł z fragmentami bajek jest wręcz genialny. Btw. - wydaje mi się, że ta cała Becky jeszcze namiesza.
    Mam nadzieję, że doczekam się kolejnego już niedługo i nie bedziesz wszystkich katowała 3-tygodniowymi odstępami czasowymi.

    Pozdrawiam i wesołych,
    [calamitas]

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny pomysł z tymi cytatami z bajek.
    Rozdział ciekawy. Dziewczyna na własne życzenie pakuje się w bagno. Zobaczymy jak dalej potoczą się jej losy.
    Pozdrawiam!
    http://mypatchwork.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. W normalnych okolicznościach pewnie pękałabym z podziwu dla pomysłu z zaczerpnięciem cytatów z bajek. Ale w tej sytuacji... są tajemnicze, niemal złowrogie, niepewne, trudne do odgadnięcia. Mają w sobie coś psychodelicznego xD Mnie w każdym razie to pasuje. Im dziwniej, tym lepiej.
    Podobają mi się również znajomi Evy z pracy, odbijających się od tego świata, w który powoli wsiąka. Są zwykłymi ludźmi, ale można by powiedzieć, że do przesady, jeśli za główną bohaterkę uchodzi indywidualista pokroju kogoś takiego jak Evelyn ;D
    Jestem ciekawa (tylko nie popadnij w samouwielbienie!), jaka się stanie na wsze czasy, co takiego zobaczył w niej tamten poszukiwany facet, że ośmielił się wplątać ją we własny los...
    No cóż, czekam na kolejny rozdział. Ufam, że będzie jeszcze lepszy, niż drugi, bo przyznam się, że nieźle się wciągnęłam w to opowiadanie. I ten gościu w zielonym kapeluszu... Ekstra. Przypomniał mi się kapelusznik z Alicji w Krainie Czarów, do której mam słabość od kilku miesięcy. Ostatnio oglądałam ją kilka razy pod rząd. Jako dziecko płakałam razem z nią, gdy już była przekonana, że nigdy się nie wydostanie z tej dziwnej krainy. Fajnie, fajnie <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ukrywam, lubię tą Evelyn. Jej podejście do życia i odwaga wywołują u mnie pozytywne wrażenie:)
    Hm, to moja indywidualna opinia, ale Twoje opowiadanie w pewnym sensie przypomina mi House'a... Choć z pozoru niewiele mają wspólnego...
    Hm, muszę zwrócić uwagę na dwa zdania:
    "Apotem wylosowała kartę. Tę kartę." - skleiło Ci się "a potem"
    "Po upływie niecałej godziny trafiła na początek Lombard street." - czy "street" nie powinno być z dużej litery?
    Ech, przepraszam, że tak krótko, ale jakoś nie mogę zebrać słów. Możesz jednak być pewna, że rozdział mi sie podoba:)
    No to Wesołych Świąt:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wczoraj około 23 skończyłam czytać Violent Storm i od razu zabrałam się za Lombard Street. Jezu, dziewczyno, świetnie piszesz :D Przez kilka ostatnich lat przewinęłam się przez wiele blogów zarówno z FF, czy zwykłymi opowiadaniami i śmiało mogę powiedzieć, że jesteś jedną z najbardziej utalentowanych bloggerek (to się pisze przez dwa g? : o). Co by tu jeszcze?.. Mhmhmh. Po prostu aż chce się czytać dalej :D Czekam na kolejny rozdział, który zapewne będzie nie szybko, bo wczoraj dodałaś ten. Przyrzekam, że będę śledzić to opowiadanie i wytrwam z uśmiechem na twarzy do samego końca!

    PS. Fajny pomysł z tymi sms-ami. Butterfleye jest.. ekhm, że tak powiem podniecający : o Braaawo, brawoo, dobra postać. Tak, tak, yhm, no, no, świetnie, dobrze.

    Pozdrówki z miasta nieopodal Twego, tj. Toronto.

    OdpowiedzUsuń
  8. ostatnihorkruks29 sierpnia 2012 18:24

    Co? Już koniec? jak to? A gdzie dalsze rozdziały? Boże, kobieto, masz taki talent, mówię Ci, musisz iść do jakiegoś wydawnictwa z tym, serio. Przemyśl to na poważnie, Natalia. Przemyśl to.

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze dzięki za komentarz na moim blogu. Oczywiście, że będę informować cię o nowościach, każdy nowy czytelnik jest na wagę złota - przynajmniej szczerze powie coś o rozdziale. Ja przeczytałam twoje opowiadanie i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Co prawda opowieści o współczesności nie są moim konikiem, ale lubię wątki kryminalne. Masz ciekawy styl i umiejętnie dawkujesz informację. Jestem zafascynowana tym kryminalistą. Najbardziej interesuje mnie, do czego będzie mu potrzebna główna bohaterka... Cóż, cała sprawa jest tajemnicza i skomplikowana, więc czekam na ciąg dalszy. Informuj mnie o nowościach w zakładce "dobro". A ja cię już dodaje do linków, jeśli tylko onet pozwoli ;) Pozdrawiam.
    [Pseudonim-Faust]

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiem co czuje główna bohaterka - nie raz, nie dwa nie pamiętałam jak wróciłam do domu, co widziałam po drodze. I jej podenerwowanie, kiedy każdy mały sygnał, odgłos lub widok cię niepokoi. I jeszcze te sms'y. Skąd ten gość miał jej numer? Hm, albo to jakiś psychopata, który ją śledzi, albo zwykły koleś mijający ją w drodze do pracy. Nie wiem, ale miło by było się dowiedzieć.
    A przy okazji – może chciałabyś odwiedzić mojego bloga – [ http://zabojca-aniolow.blog.onet.pl/ ] Dopiero zaczynam i przyda mi się czyjeś wsparcie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę sobie w końcu wbić do głowy, że jak przeczytam, to powinnam od razu komentować, bo potem nie zabieram się za to przez kilka dni i jeszcze bardziej mi się nie chce.
    Po przeczytaniu tego rozdziału naszła mnie taka hipoteza odnośnie tego opowiadania, ale na razie nie chcę się nią dzielić, bo może to być wpływ ostatniej mody wśród blogerów i potem wszędzie widzę jakieś nieistniejące drugie dno.
    Wiadomo, że przedstawienie pozostałych bohaterów kiedyś musi być. Ale odnośnie Becky jak na razie zgadzam się z ostatnimi słowami Damiana. W końcu skoro Butterfleye stał się "sławny", to nic dziwnego, że ludzie interesują się nim. I na pewno jest ich całkiem sporo, chociaż nie zawsze się do tego przyznają.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    [bracia-duszy]

    OdpowiedzUsuń

Motyle Oczy